Cześć.
Kilka miesięcy temu pisałam na forum, że w końcu po wielu staraniach udało mi się zajść w ciążę.
A teraz zostałam z tą ciążą sama. Nie wiem co ze sobą zrobić, potrzebuję pomocy, porady. Czuję, że sobie z tym nie radzę.
Oboje z byłym partnerem mamy po 31 lat. Razem ponad 2 lata. On był po rozwodzie z jednym dzieckiem. Ja po dwóch dłuższych związkach bez dzieci. Poznaliśmy się na portalu randkowym, po pierwszym spotkaniu wpadłam jak śliwka w kompot. Spotykałam się wcześniej z innymi mężczyznami ale po spotkaniu z E. wiedziałam, że to on. Zakochałam się jak nastolatka i widziałam, że on też. Od razu powiedział mi o swoim dziecku i byłej żonie. Nie byłam wcześniej w takiej relacji i nie wiedziałam jak to będzie, czy będę w stanie to zaakceptować ale doszłam do wniosku, że wolę zaryzykować.
Po 2 tygodniach od poznania się do piłam kupno swojego mieszkania do remontu. On zaproponował mi żebym się do niego wprowadziła, że nie ma sensu płacić za wynajem gdzie wtedy mieszkałam i za kupione mieszkanie. Po miesiącu zamieszkaliśmy razem. Możecie wierzyć albo nie ale było jak w bajce. On wyremontował mi całe mieszkanie.
Przyznaję, miałam problem żeby powiedzieć rodzinie, że mój partner ma dziecko i on miał do mnie o to pretensje. Długo to przeciagałam, aż on pewnego dnia powiedział mi, że on tak nie może i się wyprowadza. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Wiedziałam, że to moja wina. Pisałam, dzwoniłam, powiedziałam rodzicom o jego dziecku. Spotkaliśmy się z E. Wszystko mu wyjaśniłam i wrócił. Przez następny rok było jak w normalnym związku. Czasami się kłóciliśmy, on miał problem żeby mówić o tym co mu nie pasuje więc zawsze starałam się z nim rozmawiać żeby było między nami dobrze. Chociaż jak wszędzie raz ja zawiniłam, raz on. Ale przecież nie ma idealnych związków. Planowaliśmy założyć rodzinę, on mówił, że po pierwszym małżeństwie, które mu nie wyszło ( on to zakończył jak mówił, że względu na nie dopasowanie seksualne) już wie czego chce.
Rok temu nagle stwierdził, że nie chce że mną być i chciałby zostać u mnie dopóki nie skończy mu się wynajem w jego mieszkaniu ( mieszkaliśmy wtedy u mnie) lub może pójść do hotelu. Na początku się zgodziłam żeby zostal, jednak po paru dniach przebywania razem w jednym mieszkaniu i płakaniu codziennie, że on tu jest ale już nie że mną nie wytrzymałam. Powiedziałam mu że ja tak nie potrafię, żeby zabrał swoje rzeczy. Więc po dzieliliśmy razem wspólne rzeczy, dałam mu swoje auto żeby mógł zabrać swoje rzeczy na strych i tak się rozstalismy. Na koniec jak mi oddawał klucze to pierwszy raz w życiu krzyknął na mnie, że jak mogłam to zrobić.
Po paru dniach czułam, że zjadają mnie wyrzuty sumienia. Nie planowałam powrotu do niego, czułam się źle że jak on to powiedział wyrzuciłam go z domu. Napisałam mu SMS, że żałuję, że tak zrobiłam, że mam nadzieję, że u niego pomimo tego wszystko dobrze i żeby nie myślał o mnie źle i życzę mu jak najlepiej. Zaraz do mnie zadzwonił. Mówił, że jest w hotelu, pytał się co u mnie, trochę rozmawialiśmy i w końcu przyznał, że śpi w aucie. Moje sumienie nie wytrzymało, powiedziałam, żeby do mnie przyjechał, żeby spał w drugim pokoju, że pogodzilam się z jego decyzja o rozstaniu. Przyjechał. Przytulał się do mnie chyba pół H, zaczął mówić, że tęsknił, że nie wie co mu odbiło, że chce żebyśmy byli razem. No i wróciliśmy do siebie z tym, że przenieśliśmy się do niego bo on tak chciał. Znowu było wszystko dobrze, s mieliśmy się, że już się dotarliśmy i nic złego już nie może się wydarzyć. Zaczęliśmy starać się o dziecko. Czułam się kochana i widziałam, że on jest że mną szczęśliwy. Już wcześniej wiedziałam, że bez pomocy lekarza nie zajdę w ciążę wiec razem jeździliśmy po lekarzach, robiliśmy badania i w końcu się udało. To było w kwietniu.
Ja byłam przeszczęśliwa, widziałam, że on cię cieszy ale nie tak jak ja. Nie naciskałam, nie wypytywalam, w końcu on już raz przechodził ciążę, dla mnie to było coś nowego. Opowiadałam mu o wizytach, pokazywałam USG, cieszył się na wspólną szkołę rodzenia. Tylko moja ciąża nie była dla mnie łatwa od początku. Najpierw 2 miesiące ogromnego zmęczenia, mogłam spać, całe dnie i noce. Potem trochę się poprawiło, więc zajmowałam się domem ale tylko 2 tygodnie bo pojawiły się problemy, musiałam leżeć. On w tym czasie zmienił pracę, mówił, że mu bardzo odpowiada. Mi się poprawiło na chwilę, potem po paru dniach szpital, zagrożenie przedwczesnym porodem a to był dopiero 19 tydzień ciąży. Pojawiły się jeszcze krwawienia. Po paru dniach wróciłam do domu z bezwzględnym nakazem leżenia w łóżku pomijając wyjścia do łazienki. Widziałam po nim, że coś jest nie tak. Już od 2-3 tygodni jak pierwszy raz musiałam leżeć, widziałam że coś się w nim zmieniło. Pytałam się go co się dzieje, czemu nawet się przy mnie nie uśmiecha. Mówił, że wszystko ok tylko jest zmęczony. Zaproponowałam mu, żeby go trochę odciążyć, żebyśmy chociaż zamawiali sobie obiady, wiadomo trochę pieniędzy więcej byśmy musieli wydać ale by miał mniej na głowie. Nie zgodził się. Po pracy ciągle chodził po domu i coś sprzątał i gotował. Powiedziałam, że może znajdziemy kogoś kto raz w tygodniu wpadnie posprzątać mieszkanie. Nie chciał. Wtedy już praktycznie przestał że mną rozmawiać. Przychodził jeść że mną w łóżku ale się nie odzywał. Ja byłam kłębkiem nerwów, co się z nim dzieje, bałam się o dziecko, miałam stresa iść do toalety że znowu zacznę krwawić.
1,5 tygodnia temu miałam umówione badanie połówkowe. Dzień wcześniej powiedział, że mnie zawiezie. Nie wrócił z pracy tak jak zawsze, nie odbierał telefonu więc poprosiłam mamę żeby mnie zawiozła. 5 minut przed moim wyjściem na badanie przyszedł do domu i mi powiedział że jak będę u lekarza to on spakuje wszystkie moje rzeczy i mam się wynosić. Powiedziałam mu żeby poczekał aż wrócę od lekarza i wtedy żeby mi wszystko wyjaśnił. Powiedział że już zabrał mi klucze od domu ale będzie otwarte żebym mogła zabrać rzeczy. Wyszłam z domu bo mama zadzwoniła że już na mnie czeka i nie wytrzymałam. Wszystko jej powiedziałam, zaczęłam płakać i nie mogłam się uspokoić. U lekarza uspokoiłam się dopiero na USG, dostałam tabletki na uspokojenie. Dziecko jest zdrowe. Po lekarzu wróciłyśmy do jego mieszkania. Wszystkie moje rzeczy były już spakowane w worki, powiedział, że zaraz będzie to wystawiał na podwórko i go nie obchodzi czy to weźmiemy czy nie. Nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam się go pytać co się stało o co chodzi, co z dzieckiem. Powiedział, że ma dość że wszystko on robi a ja albo jestem zmęczona albo się źle czuje a teraz cały czas leżę. Wyszłam na dwór, poprosiłam o pomoc sąsiadów bo ani ja ani moja mama nie były byśmy w stanie tego zapakować do auta. Sąsiedzi byli w szoku co on robi, że przecież to nie jest moje widzimisię, że skoro mam leżeć bo ciąża jest zagrożona to o co mu chodzi. Był jak w amoku. Mama zawiozła mnie do siebie a potem razem z moim tata do wieczora wywozili od niego z podwórka moje rzeczy. Mówili, że on później zachowywał się jakby nic się nie stało. Mama mi później powiedziała, że zapytała się go dlaczego mnie tak wyrzuca, przecież wie, że moje mieszkanie wynajmuję, że przecież jestem w ciąży. Odpowiedział, że robi tak bo ja rok temu mu powiedziałam, że jednak ma zabrać swoje rzeczy i opuścić moje mieszkanie.
Nie rozumiem tego. Skoro nie mógł mi tego wybaczyć to po co wracał. Po co ta ciąża. Czy można być aż tak perfidnym człowiekiem, żeby przez rok udawać, miłość, a potem wyrzucić mnie z domu w ciągu 2 h w zagrożonej ciąży z zemsty?
Mieszkam teraz u mamy i nie wiem co że sobą zrobić. Wczoraj byłam na kontroli u lekarza, całe szczęście dziecko jest zdrowe ale dalej mam leżeć. Więc leżę całe dnie sama i czuje, że potrzebuję pomocy. Moja mama pracuje od rana do wieczora. Siostra mieszka na drugim końcu Polski . Ma małe dziecko i jak wcześniej sama mówiła że nie wie jak samotne kobiety sobie radzą tak teraz mówi że dam radę, nie ja pierwsza i nie ostatnia porzucona. Tata dzwoni do mnie co parę dni i mówi że mam się wziąć w garść.
Wieczorami czuje że jest w miarę ok, jakbym już się pogodziła z ta sytuacja ale rano jest tragicznie. Budzę się i za każdym razem dociera do mnie co się stało jakby to było wczoraj.
Mogę zostać u mamy do kilku miesięcy po porodzie. Nie wiem czy nie lepiej wrócić do siebie chociaż boję się, że nie dam jeszcze rady psychicznie. Nie mogę wyjść do sklepu, nie mogę sprzątać, nie mogę nic. Kocham moje dziecko tylko żałuję, że ma takiego ojca.
A najgorsze jest to, że nie czuję do niego nienawiści za to co zrobił.
Nie wiem jak mam się z tego pozbierać. Moja mama chyba ma mnie już dość bo dzisiaj mi powiedziała, że ja chyba za bardzo się nad sobą użalam i że mam zacząć dalej żyć. Że jej rozstanie z moim ojcem po 25 latach małżeństwa było gorsze i ona dopiero po kilku latach mogła na niego spojrzeć bez żalu że ja zdradził.
Czy ja na prawdę się nad sobą użalam? Jestem z nim w ciąży, jak mam zapomnieć że on istnieje?
Wolałabym go znienawidzić ale nie potrafię.