Jestem z chłopakiem już pół roku. Pierwsze trzy miesiące były cudowne, a potem zaczęło się coś psuć. Po długich rozmowach wyznał mi, że od czterech lat nie może zapomnieć jednej dziewczyny, za którą szalał z liceum. Ona zawsze go odrzucała, a on niesamowicie się starał. Chłopak doskonale wie, że był to toksyczny układ i że na dłuższą metę nie mogliby być nigdy razem.
Mimo to boi się naszego związku:
- że w każdej chwili mógłby wrócić do niej, gdyby tylko do niego napisała,
- że nigdy więcej nie czuł takich emocji, nawet ze mną i nie wierzy, że poczuje (ale chciałby)
- że boi się mnie skrzywdzić, ale nie umie zapomnieć. Chciałby się we mnie zakochać, ale nie potrafi
- upiera się, że ma zakończoną sprawę, że poszedł naprzód.
(Sprawa jest zakończona, bo ona go 3 lata wstecz zablokowała i nie ma jak się z nią skontaktować. Więc nic się nie da zrobić.- jego słowa)
Boli mnie to. Bardzo. Wcześniej myślałam, że mnie kocha, ale twierdzi, że jego zachowania były wyuczone.
Źle się czuję, jestem niczym substytut. Zastanawiam się, czy nie dać mu ultimatum: Albo ona, albo ja. (Czyli, że ma z psychologiem to przerobić i zamknąć ten rozdział.)
Ale boję się, że i tak zostanę na lodzie. Zakończenie tej sytuacji może potrwać bardzo długo i może nie podziałać, albo może podziałać, ale między nami nic się nie zmieni.
Bardzo jestem rozerwana między pomocą mu, a odejściem.
Świetnie się dogadujemy praktycznie na wszystkich elementach życia, oprócz tego, że czuję się jak przyjaciółka z benefitem.
Co byście zrobiły na moim miejscu?
Myślicie, że warto walczyć?