Niedawno rozstalam się z chłopakiem po roku związku. Od dawna nam się nie układało. Olewał mnie, gadaliśmy raz w tygodniu, zapominał o tym co mu mówiłam, lekceważył i nie pokazywał że jestem dla niego ważna. Owszem czasem wykonał jakiś wysiłek ale to było tak bardzo rzadko że przez większość czasu jakby go nie było. Związek istniał w teorii, ja się dość mocno męczyłam i zawsze gdy już chcialam zerwać to wyskakiwał z jakimś staraniem się. W końcu nie wytrzymałam jak zaczął mnie po całości lekceważyć. Ciągle miałam nadzieję że on się odmieni i będzie o mnie walczył, ciągle go tłumaczyłam i usprawiedliwiałam. Jak zrywaliśmy to wyznał że nigdy nic do mnie nie czuł i że miłości między nami nie ma ale możemy być przyjaciółmi. To mocno mnie uderzyło bo był ze mną rok i nic nie czuł a ja byłam w nim zakochana, myślałam żeby go nie urazić, starałam się, wspierałam. Nic mu złego nie zrobiłam. Czemu był ze mną i dawał mi nadzieję jak wiedział że między nami nic nie ma? Bardziej niż żal po nim(nie chce do niego wracać, czuję ulgę że wyplatałam się z pseudo związku który mnie ranił i wiem że zrobiłam słusznie) boli mnie fakt że był ze mną i nie miał uczuć, dopiero po roku mi to powiedział, a tak to wszystko tłumaczył tym że miał dużo nauki i że tak to wszystko gra. Moją psychikę to boli bo uderzyło w nią mocno. Gdyby nie ten fakt to bym lżej przyjęła to wszystko bo wiem ze nie pasowalismy do siebie i nam się nie układało. Czemu to tak uderzyło we mnie. Czemu nie mogę przejść wobec tego obojętnie, mam poczucie zmarnowanego czasu i że mogłam w tym czasie poznać kogoś dla siebie ale tego nie robiłam bo zawsze był ON, mimo że wiele osób starało się o mnie. Czy można powiedzieć że on mnie oszukał?
Uczepiłaś się jednego zdania, rzuconego na odchodne, jak rzep psiego ogona. Kto by wierzył na słowo manipulantowi.
O tym co było między wami świadczy czas który razem spędziliście, a nie ostatnie zdanie które Ci rzucił na odchodne. "Nigdy cię nie kochałem" jest bardzo łatwą do powiedzenia frazą po rozwodzie/rozstaniu i wierz mi, sporo osób ją słyszy nawet po 30 latach małżeństwa.
Kochał czy nie kochał, na swój sposób trwał i to możesz wziąć za miłość, nie to co mówi teraz kiedy mu już nie zależy.
O tym co było między wami świadczy czas który razem spędziliście, a nie ostatnie zdanie które Ci rzucił na odchodne. "Nigdy cię nie kochałem" jest bardzo łatwą do powiedzenia frazą po rozwodzie/rozstaniu i wierz mi, sporo osób ją słyszy nawet po 30 latach małżeństwa.
Kochał czy nie kochał, na swój sposób trwał i to możesz wziąć za miłość, nie to co mówi teraz kiedy mu już nie zależy.
Może jestem wrażliwa, dlatego tak, albo za mocno zaangażowałam się w relację z tym chłopakiem. Ciężko stwierdzić o co chodzi
Urażone męskie ego, bo nie on odważył się to skończyć tylko ty, sięga po stara zagrywkę "nigdy cię nie kochałem", aby jego było na wierzchu i aby miał psychiczna wygodę ze to on wygrał rozgrywkę.
Nie bierz tego do siebie, bo sama doskonale wypunktowałaś w swoim poście dlaczego ten wasz związek nie miał racji bytu. A on nie chciał być gorszy.
6 2022-05-31 11:24:30 Ostatnio edytowany przez Legat (2022-05-31 11:30:08)
Może jestem wrażliwa, dlatego tak, albo za mocno zaangażowałam się w relację z tym chłopakiem. Ciężko stwierdzić o co chodzi
Pani psycholog w radio ostatnio mówiła, że za takie coś odpowiedzialne są myśli. Od siebie dodam, że kobieta wiruje wokół swojego faceta. Zwłaszcza zapewniającego teką karuzelę emocji jak twój były. Zatem zdaje się wystarczy zmienić myślenie i przestać wirować wokół tego manipulanta. Znaczy zmienić motor dający kopa w życiu. Takim motorem może być inny obiekt wirowania, albo praca, czy hobby.
Niedawno rozstalam się z chłopakiem po roku związku. Od dawna nam się nie układało. Olewał mnie, gadaliśmy raz w tygodniu, zapominał o tym co mu mówiłam, lekceważył i nie pokazywał że jestem dla niego ważna. Owszem czasem wykonał jakiś wysiłek ale to było tak bardzo rzadko że przez większość czasu jakby go nie było. Związek istniał w teorii, ja się dość mocno męczyłam i zawsze gdy już chcialam zerwać to wyskakiwał z jakimś staraniem się. W końcu nie wytrzymałam jak zaczął mnie po całości lekceważyć. Ciągle miałam nadzieję że on się odmieni i będzie o mnie walczył, ciągle go tłumaczyłam i usprawiedliwiałam. Jak zrywaliśmy to wyznał że nigdy nic do mnie nie czuł i że miłości między nami nie ma ale możemy być przyjaciółmi. To mocno mnie uderzyło bo był ze mną rok i nic nie czuł a ja byłam w nim zakochana, myślałam żeby go nie urazić, starałam się, wspierałam. Nic mu złego nie zrobiłam. Czemu był ze mną i dawał mi nadzieję jak wiedział że między nami nic nie ma? Bardziej niż żal po nim(nie chce do niego wracać, czuję ulgę że wyplatałam się z pseudo związku który mnie ranił i wiem że zrobiłam słusznie) boli mnie fakt że był ze mną i nie miał uczuć, dopiero po roku mi to powiedział, a tak to wszystko tłumaczył tym że miał dużo nauki i że tak to wszystko gra. Moją psychikę to boli bo uderzyło w nią mocno. Gdyby nie ten fakt to bym lżej przyjęła to wszystko bo wiem ze nie pasowalismy do siebie i nam się nie układało. Czemu to tak uderzyło we mnie. Czemu nie mogę przejść wobec tego obojętnie, mam poczucie zmarnowanego czasu i że mogłam w tym czasie poznać kogoś dla siebie ale tego nie robiłam bo zawsze był ON, mimo że wiele osób starało się o mnie. Czy można powiedzieć że on mnie oszukał?
Po co się trzymasz trupa?
Trupy mają to do siebie, prze procesy rozkładu przebiegają bardzo szybko i w ich wyniku wydzielają się substancje szkodliwe dla osoby żywej. Metaforycznie, tym trupem jest zakończona relacja, której się trzymasz i zatruwasz na własne życzenie.
Skończyło się, rozstaliście się. Przejedziesz okres burzy, zaprzeczenia, wyparcia, sprzecznych emocji i będziesz podatna na sugestię oraz manipulację, w tym tzw. powrót Jedi czyli sytuacja gdy były partner wraca, by zrobić wodę z mózgu i sobie poużywać ostatni raz wiedząc, że nie reanimuje trupa.
To co czujesz jest zupełnie normalne po rozstaniu, zwłaszcza, że na koniec zostałaś mocno zraniona.
Jeśli nic chcesz cierpieć zbyt długo, pomyśl, że to co czujesz jest tak naprawdę użalaniem się nad sobą. Masz do tego pełne prawo i to jest zrozumiałe. Czasem trzeba wypłakać żal i ból żeby go z siebie wyrzucić. Postaraj się tylko nie zagłębiać w tym za bardzo i nie ciągnąć tego zbyt długo, lepiej w miarą szybko zamknąć te drzwi i ruszyć w życie.