To może ja...
Długo byłam sama, pierwszy chłopak dopiero na studiach. Znajomość przetrwała kilka miesięcy. Potem każdy następny to też 2-3 miesiące i zawsze coś się psuło. Nie umiałam stworzyć i wytrwać w relacji, byłam zbyt zaborcza, co zawsze prowadziło do końca znajomości.
Aż wreszcie w którejś kolejnej pracy już po studiach spotkałam tego jedynego. Byliśmy parą idealną, wszystko razem, wszystko wspólnie. Jednak im dłużej mieszkaliśmy razem tym ten związek bardziej mi ciążył- na początku nie było dnia bez spotkania. Kiedy ja chciałam "dzień wolny" był foch, chodziłam jak zombie bo na nic nie miałam czasu był tylko on. Jak zamieszkaliśmy razem nagle się wszystko skończyło, on wrócił do grania w gry całymi dniami i nocami, potem pojawił się alkohol i zawsze to tłumaczył bo on tak lubi, jak zechce może przestać. No ok, może tak jest, po prostu nasza codzienność była nudna.
Po ok 3 latach zaczęliśmy planować ślub. Tera jak na to patrzę to planowałam ja, on niby się ba początku określił co do daty, miejsca i tej całej reszty typu fotograf, muzyka ale im bliżej daty tym coś wyraźnie szwankowało. Jak się okazało w międzyczasie spotykał się ze swoją byłą i niecałe 3 miesiące przed ślubem zastałam go pakującego swoje rzeczy - ot wróciłam wcześniej z pracy. Zero wyjaśnień, tłumaczeń, po prostu wyszedł bez wszystkich swoich rzeczy.
Był płacz, rozpacz, niedowierzanie. Zawalił się mój świat, nie widziałam dalszego sensu życia. Nie mogłam spać, jeść, na niczym się skupić. Było mi strasznie wstyd- wszyscy wiedziali o ślubie, i w pracy, i znajomi.
Udało mi się z tego marazmu otrząsnąć. Zmieniłam pracę, kupiłam mieszkanie na kredyt- co na dzień dzisiejszy było strzałem w 10. Ogarniałam czas wolny tak by go nie mieć: fitness, wycieczki. Niby wszystko fajnie ale jednak czegoś brak.
W ruch poszły portale randkowe. I? Znowu rozczarowanie bo mało ciekawych ludzi a ci rokujący okazywali zainteresowanie na chwilę, nikt nie szukał poważnych relacji.
Aż po 2 latach spotkałam jego. Wtedy szukałam w nim wad, nie był w moim typie, wycofany, nieśmiały, z historią podobną do mojej. Dziś jesteśmy kilka lat po ślubie, uczymy naszego skarba mówić dzień dobry;)
Wiem że bez tego pierwszego związku nie byłabym osobą którą jestem dziś. Straszne doświadczenie, ale czegoś mnie nauczyło, zmieniło mój światopogląd i podejście do życia. Wiem, że można żyć inaczej, pełniej, w zgodzie ze sobą.