Wiem... dla chcącego nic trudnego
Albo jak trafi swój na swego to...
Otóż nie, nie w moim przypadku.
Spotykałam różnych mężczyzn. Przystojnych, zaradnych, niezaradnych, zabawnych, nudziarzy, pewnych siebie, nieśmiałych, fajnych, niefajnych itp... spotkałam nawet jednego takiego co był moim ideałem pod względem i wyglądu i charakteru i co...
Bycie w relacji po prostu mnie męczy... zastanawiam się czy to aspołeczność czy jestem z innej planety i zostałam tu na Ziemię przetransportowana skądś...
Po pierwsze: nie jestem w stanie pójść na kompromis. Lubię gdy wszystko układa się po mojemu, lecz gdy facet na to pozwala to szybko mnie nudzi, a gdy z kolei ma swoje zdanie to uznaję go za niemożliwego do związku i znajomość się kończy.
Po drugie: to pisanie wiadomości tekstowych od rana do nocy i dzwonienie... mega wchodzi na głowę... trzeba cały czas pamiętać żeby odpisać, nie da się na niczym skupić, po prostu to nie dla mnie gdyż mam dużo swoich prywatnych zajęć, hobby oraz pracę którą bardzo lubię
Po trzecie: dużo czasu spędzam w pracy i gdy wracam z niej późno (ok 19, 20) to już nie mam ochoty szykować się na randkę. czy coś ...
Po czwarte strasznie się boje, mnie związek kojarzy się z wieczną niepewnością... niepewnością czy ta osoba jeszcze jest zaangażowana, czy coś jej się nie zmieniło lub czy nie ma przypadkiem już kogoś innego.
Po piąte kojarzy mi się ze znacznym zmniejszeniem wolności, przymusem opowiadania o tym co się u mnie wydarzyło, jak mi mija dzień, gdzie jestem co robię itp a ja zwyczajnie kocham mieć prywatność i nienawidzę się tłumaczyć
Następnie, fakt szybko się zauraczam ale równie szybko skreślam ludzi, wystarczy jedna maleńka kłótnia, jedno złe słowo i już nie mam ochoty danej relacji kontynuować .
co jest ze mną nie tak.... napiszcie..