Piszę to chyba po to by oczyścić swoją głowę, może jedynie ktoś jeszcze bardziej potwierdzić że to już koniec końców.
Cóż, jestem dość młody, mam 21 lat i zakończył się mój 4 letni związek. Ja i ta dziewczyna byliśmy dla siebie pierwszą miłością, wszystkie pierwsze poważne doświadczenia mieliśmy z sobą, i po prostu bardzo się kochaliśmy. W grudniu wszystko upadło, właściwie to moja ukochana wypaliła się, ja wpadłem w straszną stagnację i praktycznie z mojej strony nie było uczuć do niej, dochodziły też kłótnie i inne sprawy, ogółem gdzieś się zgubiłem. Właściwie to dostawałem wiele szans naprawdę, jednak zawsze miałem z tyłu głowy "i tak będziemy razem", poczułem że miałem ją na zawsze i emocjonalnie zatrzymałem się. Nie chodzi o to że nie okazywałem jej bliskości czy wsparcia, jednak z mojej strony nie było tej iskierki, ona to czuła. Zerwała przed sylwestrem tego roku, jakimś cudem udało mi się ją nakłonić do dania mi szansy, po sylwestrze zbliżyliśmy się do siebie i ona znowu naiwnie mi zaufała,a ja? cóż, jedynie utwierdziłem się w tym głupim przekonaniu "że i tak będziemy razem" i tej szansy nie wykorzystałem, nic wtedy w sumie nie zmieniło się we mnie, pokłóciliśmy się, i w tamtej kłótni moja ukochana stwierdziła że jest dla mnie problemem, nie myślę o niej poważnie etc, w tamtym momencie chyba pękła, zdała sobie sprawę jak bardzo walczyła o nas, a z mojej strony nie było nic. To było gdzieś w styczniu, po tym wszystkim coś mnie ruszyło, moje przekonanie "że jest mi dane na zawsze" w końcu zaczęło się kruszyć, ja zacząłem coś w końcu rozumieć. Ona stała się już znacznie bardziej obojętna, mieliśmy potem jeszcze kontakt, pomagała mi w sesji, i jeszcze wtedy chyba chciała mi dać szansę, miejscami jej emocje dochodziło do niej i to widziałem. Po tym okresie "przejściowym", jakieś 2 tygodnie, kiedy w sumie ani ja, ani ona nie wiedzieliśmy co z nami będzie, postanowiłem że dam jej trochę czasu i żeby po prostu podjęła decyzję czy chce mi dać tą szansę. Po 4 dniach przyjechała do mnie i powiedziała że nie da mi szansy, właściwie wygarniając mi wszystko co robiłem źle. Ja i ona bardzo płakaliśmy wtedy. Tak to moja wina. I się zaczęło. 2 luty, to moment kiedy zdałem sobie sprawę z tragedii do jakiej doprowadziłem. To było straszne, ale to dopiero początek tej katorgi, pierwszego dnia jeszcze do niej wypisywałem i starałem się usilnie błagać, ale w sumie nic to nie dało więc kilka dni później pojechałem do niej, kupiłem kwiaty i upiekłem coś, błagałem na kolanach o wybaczenie i przepraszałem. I nic to nie dało, ona stwierdziła że kochała mnie do momentu, do którego nie poczuła obojętności do tego jak ją traktowałem miejscami. Uświadomiła sobie, że nasz związek nie był taki piękny, jaki się wydawał, wszystko z mojej winy i mojego zaniedbania. Na walentynki wysłałem jej jeszcze paczkę z listem za co ją kocham, wtedy 2 dni później sama napisała dziękując za to. 16 luty, ostatnia głębsza rozmowa, właściwie błagałem dalej o szansę ale ona stwierdziła że mi jej nigdy nie da, potem jakoś wyprowadziłem tą rozmowę na takie neutralne tory i zakończenie jej nie było burzliwe. Okres braku kontaktu, nie opiszę tego rozdarcia jakie czułem, dalej czułem że może się jej odmieni. Cóż, miała jedną rozmowę z moim przyjacielem gdzie mu się zwierzała, przyznała się że zrobiła coś złego i jej nie wybaczę etc, bardzo burzliwa rozmowa, z niej wynikało jedynie że ona mnie bardzo dalej kocha ale nie chce relacji ze mną i stara się zapomnieć. Ta rozmowa zrodziła we mnie jeszcze więcej niepewności, nie wiedziałem o co chodzi, co ona czuje, nic, wielka kropka. 2 dni po tej rozmowie zablokowała mnie wszędzie gdzie się da, dostałem jedynie od niej wiadomość że jest źle z nią, i musi to zrobić bo myśl o mnie daje jej za dużo bólu, cierpienia etc. 25 lutego zablokowała. Tego samego dnia wcześniej kiedy zablokowała, napisałem do niej czy wszystko dobrze, i właściwie 4 zdaniowa wymiana zdań. Nie pisałem do niej wcześniej od tego 16 lutego, wiedziałem jak ją to boli, ale od tego czasu do przedwczoraj czekałem kiedy mnie odblokuje i kiedy się coś wyjaśni. Straszne bagno. Mój przyjaciel napisał w sobotę do niej czy dobrze u niej wszystko i wywiązała się rozmowa, bardzo emocjonalna. Sama napisała że "chciałabym tego ślubu", wcześniej ja i ona mieliśmy takie plany, ale dalej w sumie argumentowała dlaczego nie chce ze mną być, strasznie to było wylewne, wiem że mnie kocha ale nie chcę ze mną relacji. Dowiedziałem się jedynie że jest u niej bardzo źle i jej mama jest chora, postanowiłem że pal licho z tym wszystkim, pojadę do niej, okażę jej wsparcie, trudno. Zrobiłem to wczoraj, byliśmy na bardzo długim spacerze, ja czułem obojętność romantyczną jej wobec mnie, ale to nie jest najważniejsze, bo okazałem jej wsparcie, wyżaliła mi się i na szczęście nie jest tak źle jak myślałem że jest. Podziękowała mi za to że przyjechałem, że zainteresowałem się, później jak wszedł temat nas, właściwie przyznała mi się że całowała się z kimś innym i ogólnie to próbuje się spotykać, ale czuję obojętność do wszystkiego i to był błąd, to już mówiła z taką obojętnością, ale okej, moja reakcja też była obojętna, nie byliśmy już wtedy razem, więc po prostu byłem sympatyczny, chociaż boli strasznie. Dała mi trzymać swoją rękę, przytulić się kilka razy ale chyba po prostu z grzeczności. Ogółem bardzo miły spacer to był, chyba faktycznie pokazałem jej że coś się zmieniło we mnie, jednak na koniec kiedy zapytałem czy mnie odblokuje kiedyś, stwierdziła że nie etc, jej narracja była w stronę że nie chce mieć nic ze mną wspólnego, że nie mam na co czekać. Straszne to, dzień wcześniej pisała że chciała by ślubu ze mną ale to nie ma sensu. Waży fakt pominąłem, że podczas tego czekania, mój stan był na tyle krytyczny że chciałem jechać i jej się oświadczyć, jakoś to do niej doszło, że miałem taki plan. I rozmawialiśmy o tym na tym spacerze, właściwie powiedziała mi że by nie przyjęła bo nie jesteśmy razem, ale co miała innego powiedzieć? i zażartowała że zrobiła mi (podczas spaceru) idealną okazję na to, bo spacer etc. I właściwie wczoraj dostałem wszystko czarno na białym, nie mam o co zaczepić już i jak walczyć, jestem poblokowany wszędzie, mimo że nie wypisywałem do niej, starałem się naprawdę szanować jej emocje i dać jej czas. Strasznie jestem zniszczony bo jednak miałem nadzieję. Myślałem że jak dam jej czas odezwie się. Jedynie na koniec zapytałem czy jeśli poczuję iskrę że to ma sens to da mi znać, odpowiedziała że jeśli uzna, że możemy zbudować dobrą relacje to da mi znać, bo ona walczy do końca jak widzi sens, ale czuję do mnie obojętność, jak do wszystkiego. To już odpowiedź z grzeczności, chyba, bo nie chciała mi robić nadziei. Bardzo zagmatwana sytuacja, i bolesna dla mnie i dla niej, w sumie uznałem, że może zamiast gadać o zaręczeniu się to faktycznie to zrobię, nie mam nic do stracenia, a w sumie będzie to piękne zakończenie tej relacji, tak jak chciałem żeby się zakończyła, a czy powie "nie", to już w sumie nieważne, jest dla mnie wszystkim i chciałbym z nią życie spędzić, jestem tego pewny jak nigdy, ostatnie co mogę zrobić żeby pokazać jak ją kocham, a potem po prostu dać jej odejść. Nie wiem jak pogodzić się z sobą, z swoimi winami, że straciłem dziewczynę która mnie całą sobą kochała i ja ją również, naprawdę jest dla mnie wszystkim, ale nie mam jak walczyć nawet, choć bardzo bym chciał, ostatnio moje życie to jedna czarna dziura z ciągłymi wyrzutami do siebie, ale jak tu nie mieć wyrzutów? Nie wiem, a może jednak przyjmie oświadczyny? hah nadzieją matką głupich. Dziewczyna strasznie argumentuje sama sobie dlaczego nie chce ze mną być, podczas rozmowy przytaczała mi sytuacje że coś zrobiłem i tak i czuła się tak.. etc, dlatego myślę że mnie kocha, mimo że mówi że czuje obojętność i etc, do mojego przyjaciela też była wylewna i właściwie całą litanie mu pisała dlaczego nie chce być ze mną, stara się chyba po prostu zapomnieć o mnie i pewnie jej się uda, i tego jej w sumie życzę, bo już miałem szasnę, choć teraz bym cały świat dla niej zmienił, a nie mogę dosłownie nic. Nawet już nie mam pomysłu jak mógłbym zawalczyć, skoro się boi relacji ze mną bo tak pisała, nie wiem co mogę zrobić, już chyba nic i to jest najstraszniejsze i dopiero wczoraj sobie zdałem z tego sprawę.
1 2022-03-21 12:23:42 Ostatnio edytowany przez white beear (2022-03-21 19:10:10)
Nie oświadczaj się. Serio nie ma sensu.
Pierwsza zasada po rozstaniu - nigdy nie błagaj.
Naucz się szacunku do siebie samego. Nigdy nie błagaj drugiej osoby, żeby chciała z Tobą być. Znajdź swoje poczucie władnej wartości.
A po drugie, zawsze szanuj zdanie drugiej osoby. Jeżeli druga osiba mówi Ci, że nie chce z Tobą być, to Tobie nie pozostaje nic poza uszanowaniem jej zdania. Ona jest dorosła, wie co mówi, pewnie to przemyślała. Rozumiem, że dla Ciebie to ciężkie, ale ona ma prawo do podejmowania własnych decyzji, a Tobie zostaje to uszanować.
Po trzecie, jak już przerobisz dwa powyższe, to brak kontaktu jest najlepszym sposobem na to, żeby się z niej wyleczyć. Twój przyjaciel jeżeli już musi z nią rozmawiać (nie wiem po co) to też nie powinien Ci przekazywać tych rozmów.
No to się oświadczaj, a nie tylko gadasz. Tak jak napisałeś jak powie Nie to przecież jesteś na to gotowy.
Przede wszystkim jesteś teraz w stanie odrzucenia, nad którym nie panujesz i na pocieszenie powiem, rzadko kto panuje. Czyli idealizujesz, jesteś zrozpaczony, że straciłeś "jedyną szansę na miłość", automatycznie sobie wmawiasz, że tylko ty zawiniłeś.
Dobrze by było gdybyś potrafił sobie przeanalizować, cały wasz związek. Ale nie na zasadzie ona taka cudowna, a ty zły tylko tak naprawdę, co ci nie pasowało, co czułeś gdy byłeś zdystansowany. Tam coś musiało się u ciebie dziać, tylko tak jesteś teraz sparaliżowany odtrąceniem, że nie myślisz logicznie.
Nic z tego nie będzie. Dajcie sobie szanse na poukładanie życia osobno.
5 2022-03-21 18:47:43 Ostatnio edytowany przez white beear (2022-03-21 19:02:37)
Nic z tego nie będzie. Dajcie sobie szanse na poukładanie życia osobno.
Może po czasie coś się zmieni? Przecież ludzie do siebie wracają czasem. Ah, chora głowa, już wszędzie próbuję nadziei szukać, nawet tam gdzie nie ma jej cienia:(
Anna Renard napisał/a:Nic z tego nie będzie. Dajcie sobie szanse na poukładanie życia osobno.
Może po czasie coś się zmieni? Przecież ludzie do siebie wracają czasem. Ah, chora głowa, już wszędzie próbuję nadziei szukać, nawet tam gdzie nie ma jej cienia:(
Nie. Większość do siebie nie wraca i chwała im za to. Takie powroty szybko kończą się ponownym rozpadem związku.
Oh, ja miałam takich znajomych. Waliło się u nich, i postanowił się oświadczyć. Przyjęła tę zaręczyny z litości i 2 miesiące później było po wszystkim.
Nie poniżaj się na koniec.
Również uważam, że to nie jest czas na oświadczyny. Być może Ty potrzebujesz samego siebie przekonać, że zrobiłeś wszystko, co mogłeś, aby ją odzyskać, ale jeśli dziewczyna podjęła decyzję o rozstaniu i jest ona dobrze przemyślana, a wszystko wskazuje na to, że jest, to postawisz ją w paskudnej sytuacji. Ponadto być może pod wpływem chwilowych emocji zawaha się, być może nawet odpowie "tak", ale uwierz, że kiedy zacznie o tym myśleć na chłodno, to wciąż z tyłu głowy będzie miała to wszystko, co się między Wami wydarzyło, a co spowodowało, że związek z Tobą zaczął ją krzywdzić.
Jak najbardziej można kogoś kochać, ale mieć świadomość, że nie będzie się z nim szczęśliwym, a wtedy z miłości do siebie samego najlepiej jest po prostu odejść.
Przykro mi to napisać, ale masz na co sobie zapracowałeś. Jesteś chyba jedną z tych osób, które tak długo nie zauważają wartości drugiej osoby, dopóki jej nie stracą. Zresztą sam wiesz, że dopóki dostawałeś swoje szanse, to nie szanowałeś uczuć swojej partnerki, a teraz nagle nastąpiło zdziwienie i szok, że o związek jednak trzeba dbać, że to nie tak miało być, że życie bez niej jest okrutnie złe i puste.
Równocześnie prawdą jest, co napisała Ajko - na ten moment najbardziej boli Cię sam fakt odrzucenia, dlatego tak rozpaczliwie starasz się odwrócić bieg zdarzeń, w efekcie czego gotów jesteś zrobić i obiecać wszystko, co może przybliżyć Cię do celu. Niemniej nie myślisz racjonalnie, a wydaje się bardzo prawdopodobne, że gdybyś mimo wszystko dostał tę kolejną szansę, to Wasz związek wcale nie będzie lepszy. Teraz Twoje działania determinuje paniczny lęk i obawa "jak to będzie bez niej", ale one kiedyś ustąpią, Ty poczujesz się spokojniejszy i znowu zobaczysz w niej tę samą dziewczynę, która do tej pory wcale nie była dla Ciebie jakąś wielką wartością. To z kolei przełoży się na relacje między Wami.