Ostatnio dzieląc butelkę wina z koleżanką, zaczęłyśmy dyskutować na tematy miłosne. Padło pytanie - kto powinien płacić na pierwszej, drugiej, trzeciej randce?
Obie mamy 24 lata, jesteśmy niezależne finansowo, z własnymi mieszkaniami.
Jej zdaniem, nie ma takiej możliwości, by mężczyzna nie zapłacił za np. za kolację. Jej zdaniem to brak szacunku, wyraz braku poważnych chęci, zaświadczenie o małej zaradności finansowej.
Moje zdanie jest zupełnie przeciwne, nie życzyłabym sobie, by ktoś za mnie zapłacił, szczególnie na pierwszym spotkaniu. Bardzo ją to zdziwiło. Zaczęłam się zastanawiać, ponieważ do tej pory myślałam, że większość kobiet ma podejście jak moje. Oceniałam po sobie, mylnie, jak sądzę.
Nasze sytuacje finansowe są inne, ponieważ ona pracuje ciężko, na etacie i w pracy dodatkowej, natomiast mi się poszczęściło i zarabiam 2-3 krotnie więcej pracując mniej niż ona. Zastanawiam się, czy to ma wpływ na ten temat?
Przez większość życia i związków, to ja płaciłam więcej na swoich partnerów, nawet gdy pracowałam jako kelnerka i nie przeszkadzało mi to.
Przeszkadzałoby mi, gdyby utrzymywał mnie mężczyzna. Z racji tego, że zazwyczaj miałam więcej pieniędzy niż partner, zwykle przybierałam rolę, którą mają mężczyźni w społeczeństwie. ja zabierałam na randki, kupowałam jedzenie itd. i podobało mi się to. Niestety mimo to nie znalazłam szczęścia w miłości. Teraz zastanawiam się, czy jeśli znalazłabym partnera skorego do takich zachowań, czy faktycznie traktowałby mnie lepiej? Czy takie zachowanie świadczy o opiekuńczości?
Oczywiście gdyby zarabiał dużo więcej niż ja, nie miałabym problemu z tym, że postawi mi coś czasem. Przy podobnych zarobkach jestem za dzieleniem się opłatami, ale nie mam problemu z płaceniem więcej kiedy mam więcej.
Jestem ciekawa, co myślą inne kobiety i mężczyźni. Dlatego zapraszam do wyrażenia swojego zdania poniżej.