Witam, Mieszkam w Niemczech. Żyje z partnerem Polakiem i mamy syna 3letniego. Nakreślę kilka sytuacji z naszego życia od początki ciąży,bo to był czas kluczowy w którym zaczęłam się zastanawiać nad rozstaniem. Zaznaczę,że partner do niczego się nie przyczynił jeżeli chodzi o wyprawkę dla małego ja będąc w ciąży musiałam o wszystkim myśleć począwszy od akcesoriów domowych po fotelik do samochodu (gdzie nie mam zielonego pojęcia). Wszystko od A do Z. Będąc w 33 msc trafiłam z zagrożoną ciąży do szpitala na podtrzymanie to on nagle się obudził,że gdzie jest łóżeczko i wózek (zaznacze,że to było wszystko zamówione przeze mnie,ale był długi czas oczekiwania). Wyobraźcie sobie,że wychodząc z tego szpitala mój partner zabrał mnie prosto do sklepu z wózkami i kazał mi wybierać i łóżeczko z ikea ( przeżyłam taki stres w szpitali,że małemu może się coś stać, a on znowu przez swój brak zorganizowania, wyczucia sytuacji, myślenia! Fundował mi kolejny stres). Chodziłam z trudem w tej ikea, musiałam co chwilę robić sobie przerwę. Lekarz na wypisie kazał mi się oszczędzać i dużo leżeć. Z czego zauważyłam,że mojemu partnerowi też nie jest na rękę,bo przestałam wynosić śmieci jak to do tej pory z wielkim brzuchem robiłam i zakupy cieżkie nosiłam. Kolejną kwestią byly wszelkie dokumenty odnośnie aktu urodzenia,wychowawczego rownież prosiłam go o pomoc w wypelnieniu ich,bo zna perfekcyjnie niemiecki. No oczywiscie jak przystało na niego nigdy do tego nie doszło przed porodem, gdzie można było na spokojnie to wszystko zrobić. Nastał dzień porodu, wyszliśmy po 2 dniach do domu, miał być to najpiekniejszy dzień w moim życiu,a był koszmarem. Zresztą jak cały okres niemowlecy syna. Wiec tak wróciliśmy do domu, ja po porodzie i w sumie tych nocach w szpitalu nie przespanych czyli na skaraju wyczerpania, a moj "mądry" partner z wielkim fochem pyta sie gdzie sa te dokumety do wypełnienia?? I mnie woła żebym z nim wypelniałs.....pierwszy dzien po przyjeździe ze szpitala. Pamiętam jak szłam się umyć po tym szpitalu,a on już mnie wołał,że mam się pospieszyć. Rozpłakałam się z nerwów i powiedziałam,że ma mi zejść z oczu i zamknęłam się z małym w sypialni. Miał miesiąc urlopu jak mały się urodził- żeby rzekomo pomagać. Te sytuację przed porodem były dla mnie na tyle traumatyczne,że już w tamtym momencie zastanawiałam się czy jest sens być z tym człowiekiem,ale po porodzie to przeszedł samego siebie. Oczywiście okazał się "najlepszym" doradcą w karmieniu piersią, gdzie do dzisiaj też mam traumę z tym związaną. Stał nade mną i mówił,że mały płacze bo głodny jest i ja na siłę go dostawialam do piersi gdzie mały wyrywał się dosłownie od piersi głowę na bok odstawiał, a on kazał mi mimo wszystko próbować mu dać. Jego wieczne pytania kiedy mu jeść dawałam ostatni raz, nawet jak 10 minut temu dawałam to jak płakał to głodny jest- jego zdaniem i musiałam na siłę dziecku dawać. Jak teraz nawet sobie o tym pomyślę to łzy mi napływają....zaznaczę jeszcze,że z jego strony nie były to działania jakieś agresywne,bo on takim człowiekiem nie jest,ale wkurzające, irytujące i niezwykle traumatyczne dla mnie psychicznie. Karmienie dziecka piersią cudownym doświadczeniem dla matki i dziecka, dla mnie to było coś strasznego. Kolejną traumatyczną sytuacją były drzemki malego na które trudno bylo go nakłonić,ale jak juz zasnął dla mnie była ulga,że moge sobie chwilę odetchnąć. No,ale tutaj tez pojawiał sie nagle tatuś z pracy z pytaniami "ile on już śpi? Za długo żeby nie spał" " 3h drzemka to nie drzemka zaburza to caly jego rytm snu" i zaczynało sie trzaskanie drzwiami, rzucanie w kuchni czym popadnie, tv na caly regulator zeby maly sie obudził. Czesto kończyło to sie tak,że maly budził sie z płaczem. Najlepszy czas spędzamy jak jesteśmy sami, ja z synem. Nasz dzień jest spokojny, bez większych stresów. Jak pojawią się tatuś to mały teraz wyczuwa moje pogarszające się samopoczucie i też staje się nerwowy i nawet czasami krzyczy na tatę,że ma iść i drzwi mu zamyka. Oczywiście nie zabrakło telefonów z pracy z durnymi pytaniami, później przestałam odbierać, bo niedość, że te bezsensowne rozmowy przeszkadzały mi w codziennym funkcjonowaniu, to pozniej okazywalo sie,że on wcale nie sluchal co do niego mowię,bo nic nie pamiętał jak mu później o tym przypominałam (cokolwiek powiedziałam reagował na to słowem "serio?" ,albo "interesujace" mi się aż nóż w kieszeni otwierał) Dzwonił dla zabicia czasu w czasie przerwy w pracy i żeby mnie w*****. Po czasie stwierdzam,że on nikogo nie slucha,bo nawet jak jedziemy do mojej rodziny to niby rozmawia ze wszystkimi,ale pozniej nic nie wie i mi się dopytuje.....ma głupią tendencje wtracania sie w zdanie i gadania zupelnie o czyms innym - czesto nieistotnym w danym temacie,ale to jego madrośvi wiec musi je wyglosić. Było wiele innych sytuacji w których nie mogłam na niego liczyć przez jego brak wybraźni i chyba dobrego wychowania. Zdarzało się dość często gdy szlam z wózkiem z małym,że nie otworzył mi drzi tylko stał...często w sytuacjach z małym przy jakimś przebieraniu,albo przy jakiejś grubszej sprawie stał i się patrzył i np.komentował. Ogólnie przyjmuje postawę bierną,ale to w każdej sytuacji. Szczerze mówiąc jeżeli chodzi o czas niemowlęcy małego to nic nie było tak jak powinno być, partner nie umiał postawić się w nowej sytuacji. Chciał co chwilę gdzieś jeździć, nawet po jakichś galeriach z małym miesięcznym dzieckiem i później złość i rozgoryczenie,że mały płakał i znowu ja co chwilę gdzieś po toaletach musiałam małego karmić,bo płacze z głodu wiadomo......no tragedia to była. Teraz nasza sytuacja od jakiegoś roku wygląda tak,że prawie nie rozmawiamy- bo on i tak nie słucha jak się do niego mówi nawet w ważnych sprawach. Później zadaje 1500 pytań i nic nie wie, jakieś wyjazdy to ja musze wszystko ogarniac najlepiej jakbym jeszcze jego nawigacja była....do niczego nigdy nie jest przygotowany, wszystko gubi, jest strasznym bałaganiarzem, nic nie może nigdy znaleźć....robi taki syf w całym mieszkaniu,że syn takiego nie robi ( brudne szafki w kuchni nigdy nie wytarte przez niego, blaty, ściany nawet) Mnóstwo ubrań po całym mieszkaniu począwszy od sypialni,salonu po łazienkę. .. Nie wynosi śmieci nawet jak się je wystawi do salonu ...a jak już po którymś przypomnieniu wyniesie to weźmie jeden worek,bo 3 przecież nie weźmie (gdzie ja biorę 3 na raz). W domu komplentnie nic nie robi,ani po sobie nie sprząta (nie odnosi naczyn do zmywarki, ubrania brudne po calym mieszkaniu sie walaja zamiast w koszu) Dużo mówi,że coś zrobi,a nic nie robi....ja już rzygam jak to słyszę kolejny rok. Ogólnie ja nie mogę być nigdy chora,ale on może być wiecznie zmęczony (bo przecież pracuje) i nawet jak leci kolejny tydzień urlopu musi odpoczywać - gdzie ja w tym czasie z synem mam corone. Kłócimy się co chwilę,już nawet normalnie do niego nie mówię bo mam już taka niechęć do tego człowieka wiec jak chce coś wyegzekwować to krzykiem i wtedy może zrozumie i szybciej coś wykona niż to zazwyczaj bywa. Jego zycie wyglada tak,ze idzie do pracy,wraca do domu i lezy do gory brzuchem przed tv,albo telefonem i ogląda wiadomości. Weekendy wygladaja tak samo,bo musi odpoczywać- bo pracuje. Nie powiem czasami bawi sie z malym,bo syn juz ma taki charakterek,że powie do taty żeby ten odłożył telefon i i sie z nim bawił. Nie spedzamy czasu razem juz nawet wieczorem filmów razem nie ogladamy. Miedzy nami nic juz nie ma poza synem. Ja w ogóle nie dowierzam,że ja mogłam się z takim człowiekiem związać. Fakt szybko w ciążę zaszłam gdybym dłużej go znała- na pewno bym z nim się nie związała. Teraz nie dziwię się,że te wszystkie kobiety go zostawiały. Z jedną miał nawet dom kupiony i po 5 latach się rozstali i dom na sprzedaż. On dobrze grał na początku, zawsze czyściutko w mieszkaniu, taki spontaniczny, żywiołowy, kreatywny. Zaznaczę jeszcze,że okłamał mnie odnośnie swojego wieku i zataił,że jest po rozwodzie.
Sprawa może byłaby prostrza gdybyśmy mieszkali w Polsce,ale my mieszkamy w DE. Nie wiem co mam zrobić, tutaj jest straszny problem z mieszkaniami żeby znaleźć. To w którym teraz mieszkamy szukaliśmy rok. Mały nie ma jeszcze przedszkola od 2lat mamy go zapisanego i żadne przedszkole go nie przyjęło, ja nie pracuje i nie znam języka....nie wiem co robić. Przyjechałm do Niemiec w 2018 pracowałam i chodziłam na kurs niemieckiego,ale przez ciążę nie skończyłam kursu i tego niemieckiego nie umiem, bo teraz praktycznie już 4 rok siedzę w domu z małym. Miałam ambitne plany,ale one się trochę pokrzyżowała. Jestem po studiach, po 30tce.