Poznałem jakieś dwa lata temu bardzo fajną dziewczynę z którą złapałem kontakt jak z nikim innym na tym świecie i w której się po raz pierwszy na poważnie zakochałem. Była właściwie pierwszą osobą która aż tak na mnie zwróciła uwage i na którą ja zwróciłem na poważnie uwagę. Nikt mi nie mówił tylu miłych i nie sztucznych rzeczy co ona. A mam już 31 lat. Do tej pory pomijając jakieś krótkie, nietrwałe zauroczenia, czy jedno-kilku nocne przygody nie udało mi się zbudować z nikim żadnej poważniejszej relacji. Ba, nawet jakoś o to specjalnie nie zabiegałem na siłę. Wybredny jestem i mało ludzkich charakterów trawię. Nie mogłem poznać właściwej osoby.
Pomijając sprawy sercowe to jestem osobą wybitnie samodzielną, mam dwa własne mieszkania, fajnie zarabiam, dużo podróżuję, pracuję w zawodzie który uwielbiam, blablabla.
Kiedy się poznaliśmy dwa lata temu, to już na drugim spotkaniu ją pocałowałem. Kontakt się niestety urwał na około rok - z powodu covida. Ja musiałem wracać na kontrakt do Skandynawii i utknąłem. Ona poleciała do swojego kraju za wschodnią granicą i utknęła. Po roku odzyskałem pracę w lotnictwie, restrykcje zostały zniesione i w końcu mogłem przylatywać do kraju w sumie to co tydzień. Spotkałem się z nią. Wszystko na nowo odżyło. I w niej i we mnie. Spędzaliśmy dużo czasu razem, aż do momentu, aż pewnego dnia coś się zje6ało. A właściwie to ja zjebałem. Braki w doświadczeniu i błędy małolata, trudno :-) Trochę ja ją przytłoczyłem nachalnością telefonów, trochę zawinił jakiś frajer, który pojawił się w tym czasie - wykorzystał ją a po tygodniu zostawił (: A najbardziej zjebałem jak umówiliśmy się np na piątek wieczór. Miała się odezwać, nie odezwała się. Dzwoniłem raz, drugi, trzeci - brak odezwu. Napisalem wiadomość: "czekałem na Ciebie" i poszedłem spać. Nad ranem wiadomość, że przeprasza bo była na imprezie i popiła i się wstydziła odebrać. Co odebrałem jako wymówka, ale skwitowałem 'ok' - z czasem puzzelki doprowadziły do tego typa co ją w tym czasie wykorzystał :-) Zadzwoniłem około południa, zaproponowałem spotkanie wieczorem, ona że nie bo coś tam, więc powiedziałem że w takim razie prędko się nie spotkamy i wracam do Skandynawii. Ona posmutniała wyraźnie w głosie, powiedziała że jak to, możemy jutro np. Ja, że nie ma mowy, tylko dzisiaj. To ona że zmieni plany i zaraz oddzwoni. I wtedy napisała: blablabla zostańmy przyjaciółmi"
Ruszyło mną to bardzo, ale nie płaszczyłem się, nie prosiłem o nic, zaakceptowałem to i robiłem dalej swoje, utrzymując w miarę normalny kontakt.
Z czasem znajomość stopniowo ograniczałem, aż całkowicie przestaliśmy się ze sobą kontaktować około połowy października. W grudniu wysłałem jej życzenia świąteczno-urodzinowe i dziewczyna z większym zaangażowaniem odnowiła znajomość. Znowu widziałem ten entuzjazm, jak do mnie pisała to z zainteresowaniem, nie zdawkowo, sama dzwoniła. Spotkaliśmy się kilka razy i było sympatycznie, dogadujemy się bardzo dobrze, ale charakter spotkań był zbyt koleżeński. Próbowałem ją raz pocałować ale odsunęła głowę, więc po prostu się uśmiechnąłem i dałem buziaka w policzek.
Niedawno dzwoni i sama zaproponowała mi wspólny wyjazd, więc zaoferowałem się z wyjazdem do Dubaju na kilka dni. Pracując w liniach mogę ją po prostu zabrać w dowolny punkt na świecie za jakieś grosze. Każdy płaci za siebie, ja tylko oferuję tańsze przeloty. Jednak wiem i czuję, że i tak to nic nie zmieni, bo zostałem zaszufladkowany jako kolega. Jest dla mnie bardzo dobra mimo wszystko i mega w porządku się wobec mnie zachowuje i ciężko mi się obrazić, tupnąć nóżką i zerwać znajomość bez słowa jak 90% typów by zrobiło.
A teraz drogie Panie: z Waszego doświadczenia, jak to widzicie. Czy warto tutaj coś działać jeszcze, czy temat całkowicie i bezpowrotnie spalony ? Nie jesteśmy sobie wrogami, nigdy się nie kłóciliśmy, nie wywierałem żadnej presji czy nie wyznawałem jej jakiś głupot. Męczy mnie to wszystko po prostu :-)