Witam.
Poznalam faceta, jest duzo ode mnie młodszy ( 8 lat różnicy ), oprocz tego dzieli Nas około 100km.. ale to zupelnie mi nie przeszkadza.
Na poczatku rozmawialismy ze Sobą wyłącznie przez Messanger, ponieważ on był w Niemczech ( praca), a ja pracuje w Polsce. Rozmowy przebiegały naprawde bardzo dobrze, zabiegal o mnie wzgledy, dbal, troszczyl sie, powoli wkradało sie uczucie. Rozmawialismy przez telefon gdy tylko czas na to pozwolił. Jedno i drugie było po przejściach w zwiazku. Czulismy sie jak bratnie dusze. Zaproponował mi spotkanie, ze gdy wroci do Polski, spotkamy sie i poznamy sie na zywo. Niestety nie doszlo do spotkania.. Pokłocilismy sie i Nasz kontakt sie lekko urwał. Po miesiacu czasu napisalam do niego zwykłego sms ze tesknie..kontakt odnowil sie. Rozmawialismy ponownie, zblizał sie Sylwester a wiec zapropnował mi spotkanie, przyjechalam do niego. Spedzilismy ze Soba naprawde cudowne chwile, chociaz i jedno i drugie sie bardzo stresowało, to jednak bliskosc w formie przytulania, pocalunkow i trzymania za reke pokonala stres. Tuz przed Sylwestrem, powiedzial mi ze ma obawy ze nie chce sie poki co wiazac, bylam tego samego zdania, moja i jego praca ciezko bylo by polaczyc, wiec zgodzilimy sie na relacje spotykania sie. W drugi weekend stycznia, spotkalismy sie ponownie, spedzilismy tak samo czas ze Soba.. i na tym by sie skonczylo...
Nagle zaczal mnie unikac, - tłumaczyl sie ze ma problemy, gdzie wczesniej o kazdych problemach mi opowiadał.
Pojawiał i sie znowu pisal słowa typu dzien dobry, dobranoc, jak sie czujesz itd.. oraz czy sie spotkamy..
i takie zachwiejki.
Wedlug ostatniej jego wiadomosci zaczelam go meczyc, uznal sie za alternatywe..a ja kompletnie sfiksowalam.
Macie na to jakies zdanie?