Witam,chciała bym się podzielić i usłyszeć jakieś słowa wsparcia,jak wskazuje nazwa tematu zmarła moja mama,choć mam 28 lat byłam z nią bardzo zżyta,i po prostu nie potrafie się z tego otrząsnąć,mama miała dośc poważne problemy ze zdrowiem,miała od ponad 2 lat niedokrwistośc,w dodatku chore nerki,serce,mimo średniego wieku 58 lat,to chorób miała jakby miała z 90...zostałam sama,z chłopakiem się rozstałam rok temu,mam wprawdzie ojca ale nigdy nie miałam z nim za żyłych relacji,no czuje się jak zagubione dziecko,może za bardzo byłam związana z mamą ale to byla moja najbliższa mojemu sercu osoba i świat teraz mi zawalił się,macie może rady jak mam życ z tym bólem?
Bardzo Ci współczuję.
Prawie 9 miesięcy temu umarł mój Najwspanialszy Tata (pisałam o tym w moim temacie, jak umierał i jak odszedł), więc wiem co czujesz.
Jak dawno zmarła Twoja mama?
30 Grudnia,do szpitala trafiła 18ego,od początku wydawać by się mogło ze będzie z nią dobrze,odbierała telefon choć mówiła licho ale rozmawiała normalnie,uspokajało mnie to,bo gdy ją zabierali z domu to miała kłopoty z mówieniem,od 23Grudnia byłam juz pewna ze bedzie dobrze,sama zaczeła dzwonic,mowe miala normalną i wyglądalo na to ze wraca do zdrowia,dzien po świętach był dniem gdy zaczelo się coś złego dziac,Mama znów zaczeła
gorzej mówic i nie wszystko rozumiała to była moja ostatnia rozmowa z Mamą,przez następne dwa dni nie było z nią kontaktu ,az zadzwonił lekarz ze pacjentka miała wylew i ze prawdopodobnie z tego nie wyjdzie,kolejnego dnia,godz.9 rano i tel.ze Mama nie żyje....ile bym dała by cofnąc czas i szybciej wysłac Mame do szpitala,okropny jest ten brak jej w domu.
Przyjmij wyrazy współczucia.
Ja miałam 22 lata, gdy moja 51-letnia Mama zmarła. I chociaż nie byłyśmy bardzo
silnie związane, bo zbyt często okazywała mi, że nie byłam oczekiwanym dzieckiem,
to jednak była moją Mamą i skrycie Ją bardzo kochałam.
Jej śmierć przeżywałam bardzo długo, ale rozsądek kazał mi zająć się życiem.
Trudno jest radzić komuś bo każdy z nas inaczej przeżywa swoje tragedie, ale
myślę, że wyjście do ludzi jest dobrym sposobem.
Dobrym też /terapeutycznym/ sposobem jest napisanie do Mamy listu od serca, podziękować też jej za wszystko, pożegnać, usiąść przy grobie i list ten przeczytać,
a następnie go tam spalić.
Ja tak postąpiłam po śmierci mojej córki, by pozbyć się wszelkich złych myśli, które mnie przez lata dołowały, wybaczyłam Jej i przerosiłam za to, co było złe z mojej
strony i żyję spokojniej, pomimo, że zapomnieć się nie da.
Odradzam tworzenie w sobie wyrzutów, bo zrobiłaś co mogłaś, ale nie na wszystko mamy wpływ, a chorzy często nie mówią, co się z nimi dzieje, żeby nie martwic bliskich.
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Współczuję ci bardzo. Najlepiej zapisać się do Poradni Zdrowia Psychicznego. Dobrze jak jest jeszcze jakaś rodzina i przyjaciele. Musisz przepracować jej odejście najlepiej pod fachowym kierunkiem.Nie jest powiedziane, że nie masz nie czuć bólu, to jest normalne, ważne, żeby z tego wyjść.
13 listopada 2020r. zmarł mój ukochany Tata. Nagle. Zasnął i się nie obudził. To ja byłam ostatnią osobą, z którą rozmawiał przez telefon i pierwszą, która do niego pojechała, weszła do domu i zastała martwego.
Nie umiem Cię pocieszyć, powiedzieć, że czas leczy rany, bo tak nie jest. Czas pozwala nam oswoić się z zaistniałą sytuacją. Nie ma dnia, bym o nim nie myślała. Natomiast, w pierwszych tygodniach, pomogło mi wsparcie psychiatryczne i psychologiczne. Ból pozostaje, tęsknota i wspomnienia.
Po ponad roku jest lepiej. Mimo, że nadal wydaje mi się to niemożliwe, nadal zadaję pytania dlaczego, co się stało, to jest lepiej. Czasem mi się przyśni, czuję jego "obecność", pogadam sobie z nim w myślach.
Nie mamy na to wpływu.
Współczuję Ci i przyulam.
7 2022-01-26 23:18:45 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-26 23:25:20)
Moja mama też zmarła w styczniu rok temu urodziła się też w styczniu ,
tyle że w dniu śmierci miała 85 lat i wcześniej chorowała ,więc troszeczkę byłem przygotowany na to
ale jak umarła to okazało się że nie byłem,rada jest jedna nie ma na to to rady jak umiera kochana najdroższa mama
jedynie czas i rozmowy pomagają ,dostałem mnóstwo ciepła nawet tu z forum to trochę pomaga i rodzina
jedyne co to nie uciekanie przed emocjami jest zdrowe każde tłumienie tak z perspektywy przedłuża i działa z opóźnieniem
lepiej się wypłakać i jak można to wygadać ,jakieś aktywności tylko trochę na chwilę znieczulają co też bywa pomocne
a i tak jeszcze teraz miewam odruch żeby do niej zadzwonić i powiedzieć co słychać ,trochę doszedłem do siebie to w lipcu zmarł nagle mój starszy brat .Minęło jednak trochę czasu i już jest lepiej poczucie humoru jest też ważne jak jest okazja się śmiać to nie grzech tylko na początku nie chce się wcale uśmiechać
Bardzo Ci współczuje i też wirtualnie przytulam .Trzymaj się .
8 2022-01-27 00:01:00 Ostatnio edytowany przez madoja (2022-01-27 00:03:57)
Myślę że nie jest konieczne wsparcie psychologa czy psychiatry, ponieważ żałobę tak czy siak będziesz musiała przeżyć. Po pomoc powinnaś się zgłosić gdy np. po roku ból nie ustępuje. Co nie znaczy że "zabraniam" Ci, tylko mówię że ogrom ludzi radzi sobie z tym bez pomocy lekarzy. Każdy z nas kogoś stracił lub straci.
Natomiast bardzo pomocni są przyjaciele. Masz jakichś? Jeśli nie, to właśnie gadaj na forach z osobami które też to przeszły.
Wejdź też na stronę "naglesami", tam jest podany bezpłatny telefon zaufania.
Ponoć najtrudniejszy jest pierwszy rok, wszystkie daty się z czymś kojarzą. Potem jest łatwiej. Mogę powiedzieć że mi po 9 miesiącach jest łatwiej. To nie jest tak że boli mniej, tylko człowiek uczy się tak o tym nie rozmyślać. Bo o ile pierwsze tygodnie/miesiące to była nieustanna analiza, co mogliśmy zrobić inaczej, analiza ostatnich rozmów, to teraz to trochę ucichło. Ale nadal nie mogę uwierzyć że on nie żyje. Nadal to dla mnie szok gdy sobie to uświadomię. Dosłownie za każdym razem gdy się w to "zagłębię" to doznaję szoku i nie mogę uwierzyć że to naprawdę się stało. Przez pierwsze tygodnie wciąż mi się śnił - najczęściej tak, że żyje i jest zdrowy, a po obudzeniu to straszliwe zdanie sobie sprawy że to nieprawda...
Oczywiście dużo płakałam przez pierwsze tygodnie. Teraz dość rzadko, ale przyznaję że głównie dlatego że do tego nie dopuszczam. Mi akurat płacz nie pomaga. Po płaczu czuję się jeszcze gorzej, wymęczona, zdołowana, resztę dnia jestem płaczliwa.
Pocieszę Cię, że czas leci bardzo szybko. Może to teraz strasznie dla Ciebie brzmi "rok", "miesiące", ale naprawdę nie obejrzysz się a będzie pierwsza rocznica, druga itd...
Niektórzy wierzą w reinkarnację, inni w życie w raju. Więc może się kiedyś spotkacie.
Wiem ze sama musze się zmierzyć ze strata najwazniejszej osoby w moim życiu,ale nie jest to łatwe,nie ma godziny bym o niej nie myślała,dzisiaj pójde na msze za Mame,może choć troche się lepiej poczuje...naj bardziej żałuje ze nie zawsze byłam dobra dla niej,ale tez ciężko byc zawsze ideałem,takie jest życie,nie wiedziałam że tak szybko odejdzie,bo 58 lat to nie wiek na umieranie...wiem że na choroby nie ma się specjalnego wpływu,ale mogłam zrobic więcej,bardziej o nią dbać...mam nadzieje ze jest coś po śmierci,ze umiera tylko ciało,a dusza wędruje do innego świata,a może i jest obok tylko nie ma możliwości się ujawnić,może to głupie ale czasem czuje jej obecność.
Nie minął nawet miesiąc od jej śmierci. Nie oczekuj od siebie zbyt wiele. To normalne że myślisz o niej w każdej godzinie, ba! nawet minucie gdzieś tam z tyłu głowy. Niestety jedyna rada to pozwolić by upłynął czas. On wszystko leczy, naprawdę. Doświadczasz teraz chyba najgorszego okresu w życiu człowieka - żałoby po śmierci NAJBLIŻSZEJ osoby (dla wielu to właśnie mama).
A co do wyrzutów sumienia - ma je każdy. Dosłownie każdy. "Mogłem się tyle nie kłócić, mogłem być lepszy, mogłem szybciej zareagować na chorobę, mogłem zrobić więcej". Ale ludzie nie żyją ze sobą cały czas w zgodzie. Każdy czasem się posprzecza, ma inne poglądy. Tak wyglądają relacje międzyludzkie, nawet z najukochańszą osobą. To i tak dobrze że normalnie pogadałyście wcześniej, bo wyobraź sobie jak czują się niektórzy którzy rozstali się w kłótni. Mama na pewno wiedziała że ją kochałaś.
Fakt, 58 lat to za szybko,ale choroba i śmierć nie pytają
Tak jak wspominałam,Mama miała spore problemy ze zdrowiem mimo ze nie wkroczyła w tzw.Jesień życia,w sporym stopniu to efekt zaniedbań gdy był na to czas...w ostatnich 2 óch latach lądowała 4 razy w szpitalu,najgroźniej bylo w ubiegłorocznym lipcu,gdy na 3 dni niemal całkowicie straciła świadomość,juz wtedy myślałam ze to koniec,lekarz mówił ze stan jest ciężki,ale wszystko dobrze się skończyło i wróciła do domu,a teraz wyglądało ze bedzie dobrze,choć by w Wigilie Mama normalnie rozmawiała,nawet żartowała,w życiu bym nie pomyślała ze sytuacja aż tak żle się potoczy,i ze dostanie wylewu,przy jej chorobach ten wylew to był gwózdź do trumny,nie wiem czy to lekarze coś robili nie tak,czy może byli juz bezsilni,i robili co w ich mocy...mimo bólu mam zamiar się pozbierać,i byc silna,na pewno by tego chciała.
Mimo że tak bojowo napisałam w ostatnim zdaniu,to nie oznacza ze juz się otrząsnołam z tego,może pierwszy szok mam za sobą,ale boje się tej tęsknoty,że się nasili...troche żałuje ze za bardzo byłam zżyta z Mamą,całą miłośc przelałam na nią,a jej śmierć to nieodwracalna zmiana życia,cholernie trudno się z tym pogodzić.
Oczywiście że mama by tego chciała. Ale nie wymagaj od siebie za dużo. Minęło bardzo mało czasu.
Najważniejsze żebyś nie walczyła z emocjami , chce Ci się płakać to płacz ,masz prawo do tego by być teraz smutna .
Kajah współczuję ci nagłej śmierci bliskiej osoby, mamy. Nie wyrzucaj sobie, że byłyście za blisko, byłyście tak jak chciałyście, potrzebowałyście. Masz może dzięki temu dużo miłych wspomnień, które zostaną w twojej głowie na zawsze. Dodatkowo twój związek się rozpadł i tak jak napisałaś jesteś w tym wszystkim teraz sama. Dwa smutki razem. Nie wyrzucaj i nie wymyślaj sobie wyrzutów sumienia z tego co było wcześniej, bo to nie ma sensu, nie zmieni przeszłości, a też nie przyczyni się do lepszej teraźniejszości. Nie wymagaj od siebie bycia silną ponad swoje możliwości. Bądź przede wszystkim, nie silna, a dobra dla siebie. Jak jest potrzeba to płacz. Wspominaj te dobre chwile, uszanuj swoją miłość do mamy, bo jeśli była dobrym człowiekiem, to na pewno by nie chciała byś w tym smutku po stracie jej, zadręczała się wyolbrzymionymi wyrzutami sumienia. Z szacunku dla niej i dla siebie wspominaj tylko wasze miłe chwile. Płacz z tęsknoty i wzruszenia wspominając wasze dobre momenty, bo to jest podstawą życia, a nie zadręczanie siebie.
Co lubiłyście z mamą robić razem? Jeśli było coś takiego, to spróbuj wymyślić jakieś "rytuały" pożegnania na bazie takich chwil. Fajna była podpowiedź "cisza to ja" by napisać list. Można pójść na spacer tam gdzie razem chodziłyście, oglądnąć film, który razem lubiłyście. Zjeść danie, które lubiłyście. Wygaduj komuś swoje smutki, Jeśli masz, przyjaciółce, a jak nie to np terapeucie.
Dziękuje za słowa otuchy,mimo ze to wsparcie internetowe to dobrze takie coś ,,usłyszec"
No brakuje mi bardzo Mamy nie wiem dlaczego tak się potoczył ten jej pobyt w szpitalu,gdyż jak wspominałam jeszcze 24ego Grudnia miała dobry głos w telefonie i normalnie rozmawiała,mówiła co chce abym przywiozła jej do szpitala...szkoda ze teraz nie ma tych odwiedzin może inaczej by to się skończyło...nie wiem,nie mam żadnych podstaw by miec pretensje do lekarzy ale dziwne wydaje mi się ze gdy nieco się Mamie zaczeło poprawiac to dostała wylewu,po nim walczyła jeszcze dwa dni i 30ego zmarła...no tęsknie za nią ,okropne są te myśli ze juz jej nie zobacze,nie dożyła nawet 60tki,a przecież mogła jeszcze tyle lat zyć...nie jest łatwo się pozbierac,a życie toczy się dalej i życ jakoś trzeba,a czuje jakby razem z nią,umarła cząstka mnie...
Najgorsze są te powracające myśli ze już jej nigdy nie zobacze,a miewam juz chwile ze czuję się troche mocniejsza,by za godzine,dwie znów wróciły te myśli o Mamie,ze nie musiała teraz umierac,ze mogłam szybciej wezwac pogotowie...nie potrafie się usmiechac a jak już to robie to na siłe,bo jak moge się usmiechac,śmiac gdy straciłam najważwazniejsza mi osobe,to było by nie w porządku w stosunku do niej,jeszcze za mało czasu mineło,rzeczy w jej pokoju stoją jak w dniu w którym trafiła do szpitala,nie potrafie wyrzucić jej ubran,czy innych rzeczy np.ksiązek,bo Mama lubiła czytac,a tego nie odziedziczyłam w genach po niej
Jutro pojade na cmentarz,,porozmawiam"z nią,może poczuje się troche mocniej,może wizyta ta troche mi pomoże,tyle mi zostało by dbać o jej grób/pomnik,na pewno na to zasluzyła.
Przytulam.
Znam to uczucie „mogłam więcej, bardziej, lepiej”. Mój tato (nie na medal) zmarł kilka lat temu i jakieś 2 tygodnie temu ponownie zanosiłam się łzami ciężkimi jak grochy. Też miał 58 lat. Mi łkanie pomaga. Po pół godziny już się uśmiecham taka mokra od łez i wiem, że każdy kiedyś przejdzie te wrota… że się przecież też tam wybiorę, gdzie on
Sposób z listem, dziękuję, chyba sama skorzystam. Chciałabym mu powiedzieć co chciałam powiedzieć dzień przed jego odejściem… a co nie mogło mi przejść przez gardło… i co wyrzucałam sobie i nawet teraz oczy mi łzawią. Taka ułomność jest w nas… ale jeśli patrzą z góry to wiedzą co czujemy
Ja akurat jestem dość oswojona z odchodzącymi ludźmi przez pracę i co da się zaobserwować to to, że krótko przed śmiercią, tydzień, parę dni stan zdrowia odchodzącego się bardzo polepsza i jest to niestety znak, że kosa wisi blisko. Także nie wyrzucaj sobie ani lekarzom. Zrobiliście co w Waszej mocy.
Ja słuchałam tej piosenki aby przecisnąć łzy i je wylać jak z cebra. Mi pomaga muzyka, łzy i wiara, że czuwa nade mną
Kaju, na facebooku jest grupa "nagle sami: porozmawiajmy", tam pisza osoby ktore stracily mamy czy inne najblizsze osoby. Sa tez dwie grupy: "wdowy wdowcy" i "zycie po smierci...- wdowy&wdowcy" - tam z kolei jest bardzo duzo mlodych zon ktore stacily nagle mezow wiec moze tam znajdziesz tez troszke ukojenia i wsparcia.
Tak generalnie to o jednej rzeczy zapomniałam dodac i od razu pisze ze nie oskarżam o nic lekarzy bo nie mam do tego konkretnych podstaw,ale Mama gdy była jeszcze w domu nie miała żadnych objawów covidowych,a po przywiezieniu jej zrobili test i miała pozytywny,az nie dowierzałam w to,Mama tez była tym zdziwiona i mam obawy czy była tam porzadnie badana...choc z drugiej strony drugi test po 10 dniu miała negatywny ale wtedy juz było z nią nie dobrze.
Może przesadzam ale słyszy się różne rzeczy o tych covidych oddziałach.
Durne procedury, które wymagają szybkiej poprawki. Większość zakażeń wirusowych czy bakteryjnych to gratis z pobytu w szpitalu, więc tym bardziej procedury kowidowe są irracjonalne. Zresztą te testy to raz tak, raz śmak potrafią wyjść.
Jeśli chodzi o opiekę to grubszy temat… mogłabym napisać całą litanię na temat jak źle traktuje się starszych ludzi, jakby wszelkie wartości w ludziach zaczęły znikać. Niestety bardzo częstym powodem jest zarządzanie budżetem i powiedzmy, że nie każdy „szef” potrafi zrezygnować z willi za miastem. Niewielu pracowników ma również chęci dać z siebie coś ekstra i to za darmo aczkolwiek zdarzają się tacy ludzie. Zresztą ciężko, gdy ekipa jest wybrakowana i totalnie przemęczona, zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Porządne badania? U nas to trzeba być naprawdę upierdliwym, żeby nie zdiagnozowali cię jako hipochondryka, a lekarz ma 10 minut dla ciebie z czego 30 opóźnienia, zatem 5 minut i papa. Aha, i są limity na rozdawanie badań. Powiedzmy, że 100 skierowań miesięcznie gdzieś tam. To lekarz wtedy oszczędza, albo jak szybko rozdał to musi naginać i odmawiać. Uczciwe byłoby jednak poradzenie aby pójść na badania prywatnie, ale to mogłoby być poczytane jako działanie na niekorzyść wizerunku firmy i inne takie tam, uwikłania proceduralne.
Ale… czasami pomimo najlepszej opieki nie da się człowieka uratować.
Mało w naszej kulturze mówi się o odchodzeniu… podaje się bezduszne liczby… jakieś przyczyny… ale nic poza tym właściwie. A jest to element życia.
Jak sie trzymasz?
No nie jest to łatwe do przeżycia,ale staram się po prostu życ i jakoś trzymać,no to wszystko jest świeże,wydarzyło się raptem półtora miesiaca temu...Często miewam sny z Mamą,z jednej strony dobrze,ale po obudzeniu ta myśl ze to był tylko sen,tez dodatkowo przytłacza,i same łzy się cisną z oczu,tęsknie za nią bardzo,wciąz nie dońca trafia to do mnie ze już nigdy jej nie zobacze,nie przytule,i ze nikt tak mnie nie będzie kochał,ale życ trzeba dalej,dla mnie ona nie umarła,żyje w moim sercu,byc moze patrzy na mnie zza Światów i się mną opiekuje:)
Tak jak pisałam mam juz troche lepsze chwile,by za moment znów wróciły myśli,co się stało i dołuje mnie to na okrągło....ale staram się zyc dalej,innego wyboru nie mam,może z czasem będze troche lepiej,choc ból i tęsknota pozostaną do końca życia,bo z tym nie da pogodzić...Pozdrawiam.
Te sny to normalka... Takie sny miał każdy, komu ktoś umarł. To przerażające uczucie gdy się budzisz i dociera do Ciebie, że ta osoba nie żyje.
Chyba nigdy nie pojmiesz do końca, że odeszła. Nawet po wielu miesiącach i latach to się wydaje nie do uwierzenia.
Po prostu zyj i pozwól by upłynął czas. Bedzie lepiej.
No dokładnie,ale cięzkie jest to do ,,przetrawienia"ze nie ma już ze mną,mojej kochanej Mamy,ta pustka po niej w domu,trudno życ od razu normalnie,mimo ze już jej nie ma było by to po prostu nie uczciwe w stosunku do Mamy,dodatkowo zostawiła mnie w nie najlepszym momencie mojego życia ale to zbyt prywatne sprawy więc je przemilcze,na szczęście ojciec z którym nie miałam od dawna najlepszej relacji,troche mi pomaga....
Ale nic już nie zastąpi mi tej matczynnej miłości,zbyt prędkio odeszła,tak bardzo mi jej brak ze nia ma słow by to wyrazic,ale trzeba byc i dalej życ....
Tak, ale ta tęsknota i smutek, rozpacz to część życia, która opowiada swoją historię o tym, że się kogoś kochało, że był ważny. Zrób zeszyt, plik trochę książkę, o swojej mamie, o waszych wspólnych chwilach, tych fajnych, przeciętnych i gorszych (nie wybielaj, to mają być twoje prawdziwe wpomnienia). Tak szybko się zapomina, a naprawdę będzie miło zaglądnąć do niego. Sama się zdziwisz, po czasie, że czegoś już nie pamiętałaś. Nie wiem jak mama miała na imię, ale np z tytułem "Zosia i ja". Opisz w nim mamę, wasze przygody, jej historię, skąd się wzięła, co opowiadała o sobie. Naprawdę sprawi ci to dużą przyjemność. Jeśli kiedyś zdecydowałabyś się na dzieci, to na pewno chętnie by przeczytały, ale głównie ta książka ma być dla ciebie.
Takie jeszcze jedno dłuuuugie spotkanie z mamą i uściskanie jej na pożegnanie, które nie było ci dane.
Tego pożegnania tez brakło,zgadzam się bo mimo iż by ono i tak nic nie zmieniło w sensie odejścia Mamy,to może było by troche lżej na sercu,po takim pożegnaniu....i powiedzeniu/usłyszeniu paru bezcennych słów,ale było to niemożliwe bo Mama leżała na odziale covidowym,a na innym była dwa dni przed śmiercią,gdy juz była w stanie ciężkim...jeszcze dwa dni wcześniej normalnie rozmawiała przez telefon,co prawda mówiła ze się źle czuje ale nawet nie pomyślałam ze to nasza ostatnia rozmowa...póznie Mama miała poważny udar i juz nie udalo się jej uratować.
Troche to dziwne ze pobyciu 10ciu dni miała udar ale nie wiem,nie znam się i nie było mnie tam więc nie moge miec żalu do lekarzy,pewnie robili co w ich mocy by Mame uratowac,ale po tym udarze prawostronnym było juz z nią bardzo źle,a ja staram się dalej życ,choć nie jest mi łatwo,mam dni ze czuje się mocniejsza,by następnego dnia znów łzy same napływawy do oczu,tak bardzo ją kochałam że to na prawde jest ciężkie do strawienia ze juz jej nie ma ze mną....pozdrawiam.