Dziewczyny…ratujcie, bo ja już nie mam sił.
Otóż w sierpniu br. poznałam na Tinderze chłopaka. Pisaliśmy ze sobą non stop, dzień w dzień, rozmowy kleiły się jak super glue. Znajomość przetrwała i trwa do dziś. Spotykamy się, chociaż większość czasu to rozmowy telefon/Messenger, tylko 4 razy byliśmy razem na kilkudniowych wyjazdach + na początku dwie randki i mój nocleg u niego. Nie mieszkamy daleko od siebie, ale on w tygodniu pracuje w innym mieście no i ogólnie – jest żołnierzem – poligony, wyjazdy na granice…dużo rozłąki.
Kłócimy się bardzo dużo. Mamy identyczne temperamenty, jesteśmy uparci, każde zawsze ma swoją rację i kosmiczną dumę. Z drugiej strony potrafimy wyjść z tych kłótni i się pogodzić, wzajemnie przeprosić…
Podczas jednej z kłótni wyznał mi, że mnie kocha. Skąd tyle tych kłótni? Wg mnie przez to, że więcej piszemy niż rozmawiamy i ciągle pojawiają się nieporozumienia. Poza tym jakiś czas temu, gdy wysyłał mi jakieś screeny z telefonu, zauważyłam, że pisze z jakąś dziewczyną. Przejrzałam jego znajomych i znalazłam ją. „Poserduszkowane” zdjęcie przez niego…niby tylko koleżanka z pracy…niby nic więcej niż koleżeństwo, a jednak często widziałam, że z nią pisze. Zarzeka, że to mnie kocha, z nią faktycznie ostatnio częściej pisał (rzekomo o pracy, ehe) i to tylko o mnie myśli w kontekście związku. Jak się ostatnio kłóciliśmy przez telefon, powiedział do mnie trzema pierwszymi literami jej imienia. Skończyliśmy rozmowę (bardziej on w niezbyt uprzejmy sposób) a wieczorem tego samego dnia chciałam skończyć tę znajomość i podziękować za wspólne 5 miesięcy znajomości. Zadzwonił i przepraszał, powtarzał, że to przez to, że ciągle o niej rozmawiamy i faktycznie się przejęzyczył. Jednak obwinia mnie, że wmawiam mu zdradzanie, a nie mam na to żadnych dowodów i on nie jest skur….. i nigdy nikogo nie zdradził. Strasznie go to denerwuje, ale ja mu nie wmawiam zdrady, tylko sugeruję, że może jestem jego planem B bo poniekąd mam prawo tak się czuć. Może tak go drażnię, bo wie, że ja to nie ona, haha, i musi ze mną "zyć".
Jak pamiętajcie mój związek skończył się w lutym br., on jakoś na wiosnę spotykał się z jakąś dziewczyną z Tindera, ale tylko kilka razy. Dziewczyna, którą kiedyś kochał, rzekomo zdradziła go i złamała mu serce. Sprawa ponoć zamknięta, ja swojego eks też wymazałam z życia.
Chłopak raz potrafi być wspaniały, a raz potrafi napisać „nara” lub „żegnam ozięble” albo sugerować mi, że jestem „chora” bo nie widzę, że on we mnie taki zakochany a ja nie potrafię lub nie chcę tego widzieć. No właśnie, wg mnie tak nie wygląda miłość. Ja póki co tego mu nie wyznałam, bo nie mam co do tego pewności, ale chcę kontynuować tą znajomość. Zżyłam się z nim, chociaż boję się, że to jakieś uzależnienie lub po prostu lęk przed samotnością. Ale z drugiej strony pisałam z kilkoma facetami i z żadnym nie złapałam takiego „flow” jak z nim. Tylko czy normalne jest, że zakochany facet mówi wprost, że nie będzie płakał, jeśli będę go olewać ani nie będzie błagał? Nie miałam i nie mam zamiaru do tego dopuszczać ani nie oczekuję tego, ale to było napisane z takim chłodem, jakby chciał dosłownie dać do zrozumienia, że ma mnie gdzieś, że nie zaboli go to, jeśli się rozstaniemy, chociaż ciągle pisze że mu na mnie zależy…Czasem jednak mam wrażenie, ze to mi zależy. Nie wiem, czy ma tak wielką dumę, że nie pozwoli sobie nie pokazanie słabości czy po prostu nie jestem dla niego nic warta. Wiem, że nie ma od 22 lat ojca i nie miał jakieś lekkiej sytuacji rodzinnej.
Wracając do tej laski – niby koleżanka, a ostatnio pokazał mi screena od niej – chyba chwaliła się, jaka to jest rozchwytywana przez facetów bo to był tekst od jakiegoś gościa dotyczący jej urody. Pomijam fakt, że to dziwne, że są tylko „koleżeństwem”, a ona wysyła mu takie coś. Ostrzegłam go, że chyba ma koleżankę narcyzkę-atencjuszkę, która uwielbia męską uwagę i sprytnie owinęła go sobie wokół paluszka, on karmi jej ego, ona próbuje wzbudzać zazdrość. Dodam, że ponoć ma chłopaka. Nie dziwne? On twierdzi, że nawet jeśli tak jest to go to nie interesuje, bo nic go z nią nie łączy.
Jaką mam pewność, że nie jestem tylko plastrem, a on w rzeczywistości próbuje zdobyć ją? Co jeśli ona daje mu sprzeczne sygnały, robi mu nadzieję, a on nią żyje? Na ostatnim wyjeździe wręczył mi prezent, kupił mi coś, co bardzo chciałam mieć. Ucieszyłam się, a wieczorem odbyliśmy poważną rozmowę. Na układ FwB nie chce ze mną iść (tak, posunęłam się do podstępu ale już miałam dość tej niepewności) – bo chce ponoć ze mną tworzyć normalny związek.
Dziewczyny, wracam niedługo do psychologa (miałam przerwę spowodowaną pracą) i będę to poruszać. Chciałabym tylko znać wasze zdanie – czy to wszystko ma sens? Nie chcę się zaangażować, żeby potem okazało się, że miałam rację i że jestem tylko „przeczekaniem” a to ona jest priorytetem lub że jestem tylko dziewczyną, z którą fajnie mu się spędza czas, rozmawia, uprawia seks i która po prostu przy nim „jest”…Czy po prostu "ten typ tak ma"? Ogólnie wiele osób przestrzega mnie przed wiązaniem się z wojskowym...I ciągle się waham: albo od kilku miesięcy gra, żeby trzymać mnie przy sobie, albo naprawdę kocha...?
Nie wiem co robić, a chciałabym podjąć jakąś decyzję by ruszyć dalej - ale NIE POTRAFIĘ....