Cześć!
Od niedawna mam pewne dziwne uczucie. Czuję, że przestaję wiedzieć, kim jestem i czego chcę.
Jestem bardzo elastyczna, potrafię dostosować się do danej sytuacji. W zależności od humoru i od sytuacji, mogę różnie się zachowywać, na co innego mieć ochotę. Np. Twierdzę, że nie jestem typem imprezowiczki. Jestem domatorką. Ale gdyby była taka okazja, chciałabym porobić coś fajnego. Wyjść, zabawić się. Jestem introwertyczką a mimo wszystko mam potrzebę lgnąć do ludzi.
Potrafię zrozumieć ludzi spokojnych, ale intrygują mnie otwarte dusze. W zależności z kim mam do czynienia, jestem kameleonem. Lubię różne rzeczy. Sama lubię słuchać spokojnej muzyki, nawet instrumentalnej, lubię teatr, filharmonię. Ale gdybym miała styczność z ludźmi zabawowymi, lubię posłuchać szybkiej tanecznej muzyki. Sama gdy mam specyficzny humor, mogę posłuchać rocka, dance-pop.
To samo z filmem. Lubię popłakać przy filmie, ale lubię też kino akcji czy science-fiction.
Potrafię mieć chandrę, płakać z byle powodu. Za chwilę mogę się śmiać i ogólnie mieć dobry humor. Żartować. Mogę też być poważna, jeśli tego wymaga sytuacja. Spokojna i wyrozumiała jak mam styczność z osobą, która np. przychodzi z problemem. Ale też są sytuacje, gdy ludzie mnie wkurzają i chcę pobyć sama.
Jeśli chodzi o relacje damsko-męskie. Uważam, że do mnie pasuje spokojny mężczyzna. Ale gdy takiego spotykam, nudzę się... Nie widzę w nim nic interesującego. Natomiast pociąga mnie rozrywkowy facet (nie chodzi mi o tym imprezowicza, po prostu bardziej otwarty, pewny siebie, ekstrawertyk) ale ja czuję się wtedy jak szara myszka, nie sądzę, by ten facet chciał taką kobietę, i boję się, że nie podołałabym takiemu związkowi.
Jestem dodatkowo podatna na manipulację, łatwo jest mnie przekonać do swoich racji. Tak jakbym nie miała własnego zdania... Jakbym szanowała zdanie innych i zgadzała się. Oczywiście nie w skrajnych przypadkach, ale jestem w stanie dyskutować, przekazywać sobie wzajemnie własne racje, a ja jestem w stanie zrozumieć myślenie innej osoby. I te zdanie przechwytuję. Jeśli wiecie o co mi chodzi...
Do moich głębszych przemyśleń skłoniła mnie wczorajsza rozmowa ze znajomym. Gdzie poczułam się, że to co wyraziłam, moje uczucia, to tylko wyobrażenie. Z resztą do tego mnie przekonywał. Już się pogubiłam nie wiedząc nawet czy to co czuję, sobie wmawiam?? Czy to sobie wyobrażam? Ta rozmowa była taka... statyczna, chłodna. Jestem bardzo uczuciową osobą, pełno emocji, poczułam się, jakby to wszystko było kłamstwem. Manipulacja? Czy ja już świruję?
Zajmuję się czymś, ale zaraz myślę o czymś innym. Gdy zmieniam zajęcie, już tego nie chcę i myślę o kolejnym.
Czuję się właśnie jakbym zatraciła siebie. Pogubiła się. Nie wiem dokąd zmierzam i kim jestem.
To tak jakbym... nie do końca akceptowała siebie. Chciała się zmienić. Bo drażnią mnie niektóre swoje cechy. Jestem spokojna. A chcę podświadomie szukać bardziej otwartych ludzi bo chciałabym taka być. A potem czuję się, jakbym robiła coś wbrew sobie. Uważam, że jestem nudna. Chcę coś zmienić. Ale robię to nieudolnie, bo też mimowolnie się wzbraniam przed zmianami i tym, że jest to wbrew sobie.