Czesc.
Kompletnie nie wiedzialam gdzie ten temat umiescic.
Tak jak w tytule dopada mnie calkowita utrata sluchu.
Mam trzydziesci pare lat... Wiec nie taka stara. A juz z magam sie ze slabym sluchem. Jestem w rozsypce. PLakac mi sie chce. Przez to czuje,ze mam nerwice. Jestem zalekniona. Kazda wizyta np w szkole na zebraniu czy pojscie z dzieckiem do lekarza to jest klapa.
Owszem mam aparaty sluchowe ale czuje sie z nimi tragicznie. Wlosami zakrywam no ale mimo wszystko i tak one nie daja mega efektu. Jak np syn marudzi w trakcie badan a miedzy czasie pani doktor sie o cos pyta lub tlumaczy to ja kompletnie nic nie rozumiem. Czy tez z kims rozmawiam a np jest okno otwarte i jada samochody to lipa. Albo jak ktos z natury mowi cicho to tez ciezko mi uslyszec.
A ludzie sa nie wyrozumiali .
Pediatra wie,ze mam problem ze sluchem i jak juz 3 raz sie pytam slucha to ona wrecz podnosi glos ,juz wkurzona.
W pracy tez ciezko. Pracuje jako kelnerka w restauracji .... To mam kontakt z klientami i jest dramat . Mysle o zwolnieniu sie . Nie na moje nerwy .
Duzo ludzi nie wie,ze nie slysze. Tylko moj maz i moi rodzice i rodzina meza( ale nie rozumieja tego)
Wstydze sie.
Inni sie domyslaja ale mi glupio o tym otwarcie mowic. Jest to dla mnie ciezkie,czuje sie zle.
Rodzina meza wie o mojej wadzie sluchu i zamiast mowic glosniej to mowia tak cicho,ze ja musze sie mocno zblizyc i nadwyrezyc uszy,zeby cos uslyszec.
Wiecie jak ktos ma wade wzroku i nosi okulary to ludzie jakos to normalnie traktuja . Ale wade sluchu nie rozumieja.
Jak wieje na dworze to nie zaloze aparatu bo wtedy widac te moje glosniki :-((
Wycofuje sie od zycia towarzyskiego.
Cale moje zycie to walka o akcpetacje.
Za mlodu bylam wysmiewana za rude wlosy a teraz ten glupi sluch. Nie wiem czym sobie tym zasluzylam.
Sluch moj nie wroci ,jedynie moge dbac o to,zeby on sie nie pogorszyl.
Czuje sie nic nie warta .
Kazda sytuacja zwiazana z np wyjsciem na zakupy czy ogolnie komunikacja z kims obcym to ja uciekam. Boje sie.
Kiedys mimo wszystko bylam kontaktowa osoba,ogolnie jestem gadula ,kocham rozmawiac z ludzmi ale odkąd moje uszy przstaly dobrze slyszec to ja sie wycofuje.
Moj maz to jedyna osoba ,ktoa mnie rozumie i mowi tak,ze ja go slysze doskonale. No i moja rodzina.
Ale reszta nie.
Boje sie,ze inni pomysla,ze ja jestem niepelnosprawna.
Zreszta ja 15 lat temu kiedy jeszcze bardzo slyszlalam to poznalam pewna kobiete co miala wade sluchu i nosila aparaty to pamietam jak dzis,ze inni ja obgadywali i unikali z nia kontaktu bo mieli dosc powtarzania sie....
Nie ,ze ja nic nie slysze . Bo slysze.ale srednio . W sumie to na jedno ucho bardzo kiepsko slysze a na drugie lepiej.
Raz moj szwagier nie wytrzymal i pocisnal mi ,ze mam cos zrobic z tym sluchem. Ale ja juz nic nie zrobie...
Ogolnie mam dosc tego zycia.
A wy jak reagujecie na osoby nieslyszace ?
Co byscie zrobili gdyby wasza np kolezanka czy kolega powiedzial ,ze nosi apraty sluchowe?
Ja nawet mojej przyjaciolce o tym nie mowie....
Pani larynglog twierdzi,ze powinnam isc do psychloga zwiazany z wada sluchu i mi pomoze.
Ale ja nie mam kiedy.
Maz do wieczora pracuje ,mam dwojke dzieci . Jeden szkola,dodatkowe zajecia ,drugi maluszek. Ciagle wizyty z nimi u lekarza . Wiecie jak to jest.
Poza tym ja czest jezdze do ginekologa,czy do audiologa . To gdzie jeszcze to.
Gdyby jeszcze ten psycholog byl blisko.... Ale taki typowo od wad sluchu jest ode 70 km...
Mam nadzieje ,ze nie zanudziłam was.