Witam, jestem po 30 i mam za sobą kilka nieudanych związków m.in z dużą przemocą fizyczna i psychiczna, zdradami. Obecnie jestem od ponad roku w związku na odległość z mężczyzną, który ma dziecko i jest po rozwodzie (żona go zdradzała).Widujemy się 2x w tygodniu, dzieli nas prawie 100 km.
Dodam tak na wszelki wypadek, że jestem zdiagnozowana jako DDA.
Mój problem w relacji polega na tym że cały czas "mi mało". Mamy codzienny, wręcz całodzienny kontakt telefoniczny, smsowy i na messengerze. Przez ten rok byliśmy ze sobą w nocy (chodzi mi po prostu o spanie razem w jednym łóżku ) może ok 5x. Seks uprawiamy prawie na każdym spotkaniu.
W każdy weekend on spotyka się z córką. Wydaje się być, bardzo dobrym ojcem, chociaż daje jej wejść sobie na głowę i w zasadzie to ona nim dyryguje.
Walczy też o całkowita opieke nad corka. Ja z nią poznalysmy się i polubilysmy.
Czasem, okazuje się że może ją wziąć od jej matki wcześniej co oczywiście zmienia nasze plany. I teraz nie zrozumcie mnie źle, bo absolutnie nie chce konkurować z dzieckiem, ale kiedy on przekłada spotkania to czuję wielką frustrację, smutek i często też złość. On tak jakby nie rozumie tego, niby jest smutny, ale wydaje mi się że raczej go to nie obchodzi że plany się zmieniły, i że ja czuję się źle..
Nie ukrywam że chciałabym zostać żoną i matką. Wcześniej o tym rozmawialiśmy, on miał podobne plany związane ze mna.Odkąd zaczęłam troszkę bardziej wypytywać i naciskać na jakieś poważniejsze rozmowy o przyszłości, wspólnym zamieszkaniu, bo chciałabym wiedzieć na czym stoję, on się wycofywał, zmieniał temat.
Ogólnie bardzo trudno z nim się rozmawia na poważne tematy. Po ostatniej, kłótni o to wszystko powiedział że nie wie czy będzie w stanie dać mi to wszystko, o czym ja marzę, że się przejechał na eks żonie i sam się boi. Poczułam się oszukana. W zasadzie zerwaliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie, teraz znów mamy kontakt, ale znów nie wiadomo co będzie dalej...pytałam go czy traktuje mnie jako koleżankę z dodatkami, kategorycznie zaprotestował, wręcz się oburzył. Mówił, że wydawało mu się, że daje z siebie bardzo dużo, że musi godzić czas ze mną, córka, pracę i inne obowiązki, a ja dużo wymagam i on potrzebuje czasu na rozwijanie tej relacji...ani z jego ust, ani z moich nigdy nie padło "kocham Cię".
Czasami czuję, że spotyka się ze mną z jakiegoś obowiązku? Byle kogoś mieć i mieć z kimś pogadać? Czy może w tym wszystkim jest moja wina?
Nie wiem czy mam walczyć, czekać, czy dać sobie spokój z tą relacja?
Wiem, że nigdy nie będę na pierwszym miejscu, ale chciałabym wiedzieć na czym stoję, bo lata lecą a ja mogę zostać z przysłowiową ręką w nocniku jeśli okaże się, że jednak nic z tego...