Cześć dziewczyny! (i chłopaki! )
Tak mnie naszło, żeby tu napisać, choć czytam forum od bardzo dawna! Teraz ja mam rozterki życiowe..
Jestem w trakcie rozwodu, po 7 latach małżeństwa, 10 lat byliśmy razem, mam 33 lata, koniec tego związku już przebolałam, bo tak naprawdę już od 3 lat było źle, dzieci nie mamy, dogadaliśmy się ze wszystkim, bez orzeczenia o winie. Emocje już opadły. Ale..boję się bardzo, że będę sama, zawsze wierzyłam w miłość i nadal w nią wierzę, ale jakoś tak zdałam sobie sprawę, że najlepsze lata i czasy już są za mną. Ciało już nie jest coraz młodsze, choć czuję się nadal atrakcyjna i nawet myślę, że jestem teraz o wiele ładniejsza niż 10 lat temu, ale mimo wszystko....kto jest wolny po 30stce? Większość interesujących facetów już dawno ma swoje rodziny, a ci którzy nie mają raczej zwracają uwagę na 25latki. Ja jestem bardzo otwarta, dosyć szalona, z dobrą pracą, na którą nie muszę poświęcać dużo czasu, jestem ogarnięta, mam swoją działalność, dobry drogi samochód , sama na to zarobiłam, od męża nic nie dostałam, hihi jeżdżę na motocyklu, gram na gitarze, znam kilka języków, mam 3 psy. Myślę, że bardzo dużo mi się udało osiągnąć już w tym wieku. Oczywiście wszystko to niestety może odstraszać potencjalnych facetów, którzy boją się takich silnych i samowystarczalnych kobiet, chyba lepiej być taką sierotką.. Ja bym chciała dominującego partnera, większość moich partnerów i związków to byli tacy, którymi ja się opiekowałam i gdzie ja wszystko ogarniałam. Chyba bałam się porzucenia i dlatego takich wybierałam, przed tymi silnymi facetami alfa zawsze uciekałam, bo byłam pewna, że kiedyś mnie zostawią. No w każdym razie w końcu po 30stce miałam już tego dość, dość bycia matką dla swoich facetów, postanowiłam się rozwieść i chciałabym być w końcu żoną i partnerką..razem iść przez świat, a nie ciągnąć za sobą wózek! (choć właściwie myślę, że drugi raz już nie wyjdę za mąż..ale nie chcę być sama!)
Ostatnio spotkałam się z moją dawną pierwszą wielką miłością, chyba nie powinnam nie mając jeszcze rozwodu (będzie do końca roku..), ale no tak jakoś wyszło..On nigdy nie ożenił się, nie ma dzieci, jest o wiele lat ode mnie starszy (15 lat..), poznałam go jak miałam 17 lat i się wtedy zakochałam na zabój, ale nie byliśmy razem, byłam za młoda...w międzyczasie miałam swojego pierwszego chłopaka rówieśnika, i uciekłam od tamtego uczucia, wróciłam do niego po kilku latach, już jako studentka, bo wtedy już nie byłam niepełnoletnią nastolatką, spędziliśmy razem jedną noc i ja potem znowu uciekłam, nigdy się nie odezwałam. To trochę paradoks, bo przez tą różnicę wieku byłam pewna, że nic nie może się udać i wyszłam za mąż za faceta starszego o 5 lat, który zachowywał się jak stary dziadzio przez całe nasze małżeństwo, gdy tamten, miłość mojego życia, starszy o lat 15 szalał całe swoje życie i nawet był w długich związkach, on szalał z partnerkami a ja 10 lat straciłam na właściwie beznadziejny związek, a potem małżeństwo. Teraz spotykam go jako faceta przed 50tką, nadal przystojnego i bardzo zaradnego, który właściwie jest dalej tą samą osobą, (choć mimo wszystko trochę już bez energii jaką miał jako 30latek, co jest oczywiste..), ale mimo wszystko większość swojego życia już przeżył, i to przeżył beze mnie.. To było niesamowite zobaczyć się po 12 latach, choć właściwie obydwoje nie wiedzieliśmy, po co my się właściwie spotkaliśmy. Strasznie dużo było emocji, frustracji, ja byłam wściekła, że tych minionych lat nikt nie zwróci.. a teraz co? Teraz to nic, teraz kiedy różnica wieku się zatarła są inne problemy..on już nie będzie takim partnerem jakim by był 10 lat temu.. Tak naprawdę to bardzo załamałam się po tym spotkaniu, mimo że on chciał znowu się spotkać, ja już nie chcę. Powiedziałam mu, że pół życia go kochałam i muszę w końcu iść do przodu. Zresztą może Was ciekawi, dlaczego przystojny, świetny facet, facet marzeń wielu kobiet nigdy nie założył rodziny? Myślałam o tym przez 10 lat i na spotkaniu dopiero to zrozumiałam. On ma dosyć stresującą pracę pełną problemów, i od tych problemów uciekał też w związkach, gdy pojawiały się jakieś to jego związki się kończyły...on mówił swojej kobiecie, że nie ma siły na gierki i manipulacje i odchodził albo on albo partnerka...małżeństwa się bał, bo był muzykiem rockowym i większość jego kolegów po założeniu rodziny przestało grać, żony nie pozwalały , zresztą teraz tyle rozwodów, po co brać ślub, jeśli i tak skończy się rozwodem, a ja co miałam odpowiedzieć, w końcu sama się rozwodzę... Zrozumiałam, że na pewno mnie też zostawi, więc urwałam całkowicie kontakt, pomimo tego, że nadal patrzył na mnie tak samo jak kilkanaście lat temu, no ja zawsze będę go kochać, no trudno...taka tragiczna miłość zdarza się rzadko, no i tylko raz w życiu...takie moje osobiste cierpienia młodego Wertera..Aha, oczywiście do niczego tym razem nie doszło, jesteśmy dorośli, a ja nadal jestem czyjąś żoną. Ja przez cały ten okres mieszkałam za granicą, dopiero wróciłam do Polski, do miastam w którym nie znam nikogo.
Nie wiem czy wiele jest jeszcze fajnych wolnych facetów, z pasjami, którzy są inspirujący, wiele moich koleżanek w moim wieku jest samych i to jest przerażające trochę, wiele z nich nie założyło nawet rodzin, a są to fajne, wykształcone, ogarnięte ładne dziewczyny, może trochę zbyt wymagające? A może teraz faktycznie lepiej jest żyć samemu i tylko ja taka romantyczka, nie chcę iść przez życie sama...?