Był już na tym forum parę lat temu podobny wątek, ale już nieaktualny, potrzebuję porady, może ktoś jest w podobnej sytuacji.
Nie mogę sobie poradzić z emocjami po stracie „przyjaciela”, z którym zaangażowałam się emocjonalnie mimo że jestem mężatką z długim stażem. Mamy dzieci, związek nie był idealny, dużo problemów, romantyzmu nie było, bo tak wydawało mi się że wygląda życie. Ale zawsze byłam pewna że mąż mnie kocha, ja jego też, tyle że zawsze pod górę mieliśmy.
Parę miesięcy temu dawny kolega odnowił ze mną znajomość, znalazł po latach, jako tę która była dla niego „zawsze bardzo ważna”. Facet po przejściach, na zakręcie życiowym, po kilku nieudanych związkach które rozpadały się po latach. Nigdy się nie ożenił. Często wydzwaniał, nawet narzucał się. Nie umiałam się oprzeć jego adoracji, czułam się dowartościowana, motylki w brzuchu, patrzył na mnie jak na gwiazdę. Był delikatny, nigdy natarczywy, czułam też że jesteśmy sobie bliscy, jak dawniej. Obcemu bym się tak nie dała chyba złapać, ten mnie kupił na naszą dawną przyjaźń, i że byłam niespełnioną miłością, że jestem piękna, wyjątkowa, bliska. Itd. Fruwałam pod niebo. Romansu nie było. Wkroczył mój mąż, dowiedział się, przepędził.
Dziś nie mam z nim kontaktu, ale została wyrwa, emocjonalna jakaś pustka. Mimo że rozsądek podpowiada czego mam pilnować i co doceniać – tak, wiem to. Mąż się stara, próbujemy naprawiać, zmienił się. Ja też się staram, seks mamy fajny, chociaż tak szczerze to fantazjuję o tamtym, męczy mnie to bardzo.
Tamten facet rozorał mnie, rozpier ….ił emocjonalnie. Fakt, dowartościował, poczułam się znowu kobietą – i byłoby fajnie gdybym na tym poprzestała, ale że w małżeństwie emocji takich nie miałam no to się angażowałam, uciekałam myślami do innego. Dodatkowo to była cały czas huśtawka emocjonalna, najpierw adorował a potem milczał, czułam się chwilami jakby się mną bawił,najpierw zmiękczył, a potem dystansował i wtedy ja się angażowałam, zabiegałam jak ta głupia, nie wiem czy robił to specjalnie żebym jadła mu z ręki, czy tak mu wyszło przez przypadek.
Nie umiem sobie z tym poradzić, idealizowałam tamtego faceta jako życzliwego przyjaciela. Tak, jestem niestabilna, naiwna. Nie oczekuję porad typu: „ jakaś ty głupia i naiwna, albo: inni to mają większe problemy, ogarnij się, nie zachowuj jak dziwka” itd. – bo wyrzuty to sobie potrafię zrobić sama.
Ja potrzebowałabym porady życzliwej osoby która być może była w podobnej sytuacji i umiałaby spojrzeć obiektywnie na to, doradzić: co ja właściwie czuje, jak mam zapomnieć i na nowo znaleźć stabilizację emocjonalną której teraz nie mam. Mało rzeczy mnie cieszy. Właściwie nic. Ciągle mam gul w gardle. Czuję się słaba, zostawiona. Nie wiem czym zapełnić ten brak adrenaliny, nadać sens zwykłej codzienności – chociaż wymyślam sobie zajęcia, mam pracę, mam co robić, ale to wszystko mnie nie cieszy. Doceniam męża, rodzinę, staram się ale nie umiem poczuć na 100 procent takiej miłości do męża jak powinnam. Czuję się jakaś kaleka emocjonalnie, jakby to nie było może życie. Przez chwilę wydawało mi się że to moje to było obok tamtego drugiego faceta, przy którym czułam się swobodna, podekscytowana i daleka od domowych problemów, choć rozsądek podpowiada że to nieprawda bo dużo nas dzieli też. Staramy się z mężem wszystko naprawiać, podziwiam go za wyrozumiałość, cierpliwość do mnie i to że zauważył że część winy jest po jego stronie. A mimo to jestem emocjonalnym wrakiem. Nie umiem w moim życiu teraz znaleźć tej adrenaliny, tych motylków (w czymkolwiek), które dawała mi tamta znajomość. Chciałbym to czymś zastąpić nie wiem jak, nie mam motywacji.
Ucierpiała bardzo moja ambicja, urażona duma, to najbardziej: bo rozumiem to że facet ulotnił się jak go mąż uprzejmie przepędził, ale nie rozumiem tego że tamten nie raczył jakoś pożegnać się ze mną: nie wiem, przeprosić, podziękować za te rozmowy, zachować się fair, jak ktoś kto miał czyste intencje wobec mnie a przecież znaliśmy się wcześniej. A on nie odpowiedział nawet na moją ostatnią wiadomość (taką na zakończenie), uraziło mnie to cholernie, jak tak można. Poczułam się kopnięta w dupę i nie wiem czy to nie boli mnie najbardziej, że ktoś zdecydował zamiast mnie. Przez tą urażoną dumę nie umiem cały czas na chłodno patrzeć na tą sytuację, niech ktoś mi pomoże.
A nie dość, że teraz rozpaprał mi emocje i zostawił z tym, to boli także to że straciłam go jako dawnego przyjaciela, który przed laty był naprawdę dla mnie ważny, a pozostał niesmak, odrzucenie jakieś.
Nie rozumiem jego intencji, niech ktoś mi pomoże