Pawl1207 napisał/a: Mam pytanie do kobiet. Jak Wy kobiety podchodzicie do spraw zwiazanych z chorymi mezczyznami, mam na mysli tu problemy z "głową"?
Mężczyzna też człowiek, może chorować jak każdy inny człowiek, w tym "na głowę". Wydaje mi się, że problem postaw wobec chorych psychicznie, społeczne wyobrażenie ich a dodatkowo upraszczanie tego przez przekaz medialny i utrwalanie stereotypów dot. placówek psychiatrycznych i samych chorób psychicznych uderza podobnie w mężczyzn i kobiety, przynajmniej bazując na obserwacji własnego otoczenia. Aczkolwiek rozumiem, że stygmatyzacja może bardziej dotykać mężczyzn z racji nakładanych na nich presji i oczekiwań związanych z płcią, czy strachu przed agresją z racji przewagi fizycznej (bo z takimi argumentami się spotykałam) ale po prostu patrząc na człowieka chcę widzieć człowieka, a nie kobietę/mężczyznę, więc podchodzę do nich tak samo jak do chorych kobiet.
Pawl1207 napisał/a:Jak Wy patrzycie na taka osobe i jak najlepiej o tym powiedziec kobiecie ktora sie zalozmy podoba tak aby to zrozumiala? Chociaz z drugiej strony obawiam sie ze np. ja moge sie nie nadawac juz do jakiegokolwiek zwiazku ale ciekaw jestem waszego zdania i doswiadczenia
(...)
Jesli ktos z was chcialby podzielic sie jakimis historiami z przeszlosci i napisac jak one sie zakonczyly to chetnie poslucham.
(...)
Napisalem ten temat poniewaz mam problemy z akceptacja innych osob i to nie z powodu mojego zachowania ale z powodu tego jakich rzeczy sie ludzie dowiaduja o mnie od znajomych itp.
Mogę się podzielić swoim doświadczeniem. Najpierw położę nacisk na to co napisałeś na końcu- problem z akceptacją wynikający z dowiadywania się/pół informacji od osób postronnych, dorzuciłabym brak wiedzy w pewnych obszarach. Mężczyzna z którym się spotykałam oznajmiając mi, że chce ze mną być poinformował mnie uczciwie, że w przeszłości brał narkotyki, leczył się w ośrodku, miał problemy z alkoholem, bierze antydepresanty i bywa trudny, ale jest w terapii. Napomknął tylko o trudnym dzieciństwie. Pominę cały aspekt, że nie byłam nastawiona na związek i miałam własne problemy i własne deficyty, to właśnie w pewnym stopniu kierowały mną mnogie i nie pochlebne opinie na temat jego osoby tzn. prowadzenia się damsko-męskiego, imprezowego stylu życia ale też niektóre stereotypy itd. A wiadomo, smród potrafi się ciągnąć za człowiekiem latami i mimo, że aktualna sytuacja od 2-3 lat była inna z nadaną łatką ciężko wygrać. Zostawiłam go, nie byłam gotowa na związek i to taki związek. Nie oceniam już tego w kategoriach brzydkiego postępowania, jako człowiek miałam prawo wyboru, czy chcę to dźwigać czy nie, prawda? Na tamten moment czułam właśnie tak. Dopiero potem, wiele tygodni później przy okazji innych przyczyn i bezwzględnie szczerych rozmów nt. bardzo traumatycznego dzieciństwa, nie łatwiej drogi życiowej, PTSD, innych deficytów, relacji z kobietami, wiedzy o ogromie pracy którą już włożył w siebie samego, ogromnej woli by dalej nad sobą pracować, podjęcia leczenia w ośrodku po powrocie do picia, bycia dalej w terapii i ogromnej samoświadomości uznałam, że chcę dać szansę nie tylko jemu ale też sobie. W momencie kiedy zaczęliśmy działać na zasadzie człowiek-człowiek z pełną otwartością na wszystko co nas kształtowało i zrozumieniem dla niektórych rzeczy byłam na to gotowa.