Jestem ze swoim facetem około rok, Widzimy się co dziennie. Nie mieszkamy jeszcze razem.
Jesteśmy w miarę udaną parą, chociaż ostatnio chyba przez te restrykcje, wkradła się monotonia.
Ostatnio dom, praca, ponieważ pracuje więcej niż on 5 x tygodniu, natomiast on 2 x w tyg.
Jestem trochę zapracowana, bo dodatkowo studiuję zaocznie i przygotowuję pracę dyplomową.
także pon-pt praca, a week studia. Mało kiedy możemy spędzić razem wieczór, noc, ponieważ jakoś musimy przetrwać moje studia. Zazwyczaj w ciągu dnia widzimy się godz/dwie.
Mój facet do tego czasu to rozumiał i wspierał we wszystkim.
Teraz w tym tygodniu mieliśmy zgrzyt, nie kłótnię. Zbliżała się walka w TV i chciał ją bardzo obejrzeć. Mnie te tematy nie interesują.
także zgodziliśmy się, że pojedzie w SOBOTE do swojego brata i bratowej sam ( nad morze).
W piątek po pracy jak zwykle przyszłam do niego, by zjeść razem obiad, pogadać, a mój facet wypalił, że już dziś ( piątek) jedzie do brata- dzień wcześniej.
Bardziej obstawiałam, że wieczór może uda nam się wspólnie spędzić, bo ostatnio ciężko z tym było.
No ale mój facet sam podjął decyzję nie pytając mnie o zdanie. Chyba mam prawo się wypowiedzieć, skoro jesteśmy parą. Gdy zapytałam go, co będzie tam robić
od piątku, skoro walka w TV jest w nocy sob/ndz, to odpowiedział, że nie wie.
no cóż, życzyłam mu miłego weekendu i wyszłam.
Nie wiem, było mi przykro. Akurat znieśli obostrzenia, można było wyjść wieczorem do ogródka piwnego, a on mi taką "niespodziankę" wypalił.
Pojechał sam. Mało tego - od piątku popołudniu do dziś - niedzieli nawet się nie odezwał.
Zawsze staramy się razem ustalać takie decyzje, tym razem nie zapytał nawet mnie o zdanie.
Najgorsze jest to, że milczy.
Zwróciłam mu kiedyś uwagę, że nie umie rozmawiać, jeśli coś się stanie. Milczy, czeka aż problem się sam rozłoży po kościach. Tak jest też teraz.
Co mi doradzicie? Czekać aż sam się odezwie, czy dać sobie spokój. Serce mi pęka. Nie chce się rozchodzić z tak błahego powodu. Ale boli mnie to, że nie odezwał się parę dni.