Rozmowę kwalifikacyjną do przedszkola miałam w lutym bieżącego roku.
Następnie w marcu dowiedziałam się, że będę tam pracować na zastępstwach a w sierpniu tego roku przejdę na umowę o pracę.
Wszystko było okej do momentu gdy zlecono mnie do pracy w żłobku(w tym samym budynku), o której nic mi nie wspomniano przy pierwszej rozmowie. Ja na rozmowie mówiłam o swojej niepełnosprawności tylko podkreśliłam, że czekam na aktualne orzeczenie.
Po ośmiu dniach pracy poszłam do pracodawczyni powiedzieć o tym, że nie jestem w stanie pracować w żłobku ze względu na problemy z kręgosłupem. Ona nie była zachwycona i nie pamiętała o moim orzeczeniu; powiedziała, że za kilka dni da mi znać kiedy będzie przerwa. Następnego dnia jednak spotkałam się z właścicielem (jej mężem) i on zrozumiał całą sytuację i powiedział, żebym w takim razie od razu odeszła ze żłobka i że oni są dalej otwarci na współpracę ze mną (ze starszymi dziećmi.)
Potem spotykam się z nią i ona mi mówi, że "jak sobie wyobrażasz pracę z twoją niepełnosprawnością?" więć mówię, że sobie poradzę i mnie oddelegowuje mówiąc, że przemyśli sprawę.
Ostatnio się spotykam z nimi dwojgiem i ona mówi, że musi mi obniżyć pensję, bo nie mogę dostawać tyle ile inni pracownicy, bo przysługuje mi płatny urlop jako osobie z orzeczeniem i jej się to inaczej nie opłaca. Poza tym inni pracownicy mogliby poczuć się "niesprawiedliwie traktowani." I żebym zapytała dziewczyny, do których jestem przydzielona do współpracy, żeby się dowiedzieć czy chcą ze mną wpółpracować (chodzi jedynie o to by wiedziały, że wychodzę o godzinę wcześniej z pracy, plus by mi pomagały czasem przy dźwiganiu rzeczy.)
Nie wiem czy to ja przesadzam, czy co? ale zastanawiam się czy podejmować z nimi współpracę jeśli już teraz zaczyna się w ten sposób.