Cześć kochani, wracam do Was po dość długim czasie z prośbą o opinie.
Moje życie osobiste ułożyło się.
Jestem szczęśliwa, mam cudownego, mądrego i oddanego partnera. Jesteśmy razem pół roku, mieszkamy osobno, dzieli nas kilkadziesiąt kilometrów. Dotąd byliśmy razem w weekendy, święta, wolne dni. Poza tym utrzymujemy ciągły kontakt on - line.
Od tygodnia wiemy, że mój A. ma covida(wynik testu dodatni). Ma objawy pozwalające przebywać w izolacji domowej więc jest cały czas w swoim mieszkaniu, odpoczywa, "kręci się", sprząta, pierze, przygotowuje posiłki, ogląda filmy itd. Ja, odpowiedzialnie, zachowuję kwarantannę. Siedzę sama w swoim mieszkaniu i z nikim się nie kontaktuję. Nie mam dolegliwości prócz sporadycznego kaszlnięcia i chrząknięcia.
Są święta, nie widzieliśmy się od wielu dni. Ostatnie widzenie miało miejsce przez szparę w drzwiach, na odległość, kiedy podrzuciłam A. zakupy i potrawy świąteczne.
I do brzegu: On mi napisał wczoraj, że woli być sam, samotny, izolowany. Że nie mam liczyć iż dziś rano będzie mi towarzyszył w czasie śniadania bo woli spać tyle ile potrzebuje Jego organizm(nie prosiłam o wspólne śniadanie). Nie mam liczyć, że za tydzień, kiedy oficjalnie będzie zdrowy, będzie coś z Niego. Nie potrzebuje uczuć, przytulania, bliskości...
Wiem, że jest chory. Rozumiem, że może źle się czuć fizycznie bądź psychicznie. Wszystko rozumiem.
Tylko nie mogę się pozbierać po Jego słowach i łzy mi wciąż płyną same.
Nie wiem gdzie jest moje miejsce w tym czasie, w tym związku?
Co myślicie?
2 2021-04-04 18:45:13 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-04-04 18:45:50)
(...) Nie wiem gdzie jest moje miejsce w tym czasie, w tym związku? (...)
Tam, gdzie wszystkich, którzy nie mieszkali/mieszkają pod jednym dachem z bliskimi, którzy są chorzy. Tam, czyli w swoim domu. Kolejne pytanie o miejsce w związku, to efekt szalejącej bez umiaru wyobraźni. Chorej wyobraźni. Twojej.
Chcesz mu pomóc?
Póki nie wyzdrowieje, trzymaj się od niego z daleka (dosłownie), wystarczy, że martwi się o siebie, nie dokładaj mu martwienia się o Ciebie.
3 2021-04-04 18:51:17 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2021-04-04 18:53:09)
Wielokropku, dziękuję za odpowiedź.
Trzymam się z daleka, w każdym sensie.
Odpowiadam tylko na Jego wiadomości on - line. Podtrzymuję rozmowy które On inicjuje.
Ja po prostu nie wiem, czy odzywać się do Niego?
Wspierać jakoś? Zostawić w spokoju?
Trzymam kciuki.
Myślę że on w ten sposób radzi sobie z chorobą i jak mu wyzdrowieje to znowu będzie taki jaki był a ty powinnaś mu powtarzać że go niezostawiasz
6 2021-04-04 19:01:28 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-04-04 19:04:40)
(...) Ja po prostu nie wiem, czy odzywać się do Niego?
Wspierać jakoś? Zostawić w spokoju?
Dlaczego masz do niego nie zadzwonić?
Dlaczego masz z nim nie pogadać?
Dlaczego nie zapytasz go o to, czego mu w tej sytuacji od Ciebie potrzeba?
Dlaczego uważasz, że musisz czekać na jego telefon/sms?
Odpowiedzi, jak to u mnie często bywa, są istotne dla Ciebie.
***
I jeszcze jedno.
Dlaczego pozytywny wynik testu tak zmienił Twoje nastawienie do niego i waszej relacji?
7 2021-04-04 19:24:54 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2021-04-04 19:30:18)
Zawsze troszczę się o Niego.
Teraz robię dokładnie to samo.
Właśnie zadzwonił. Ucieszyłam się Że jestem jednak potrzebna.
I po chwili rozmowy zapytał dlaczego nie odzywam się po południu?
Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że wczoraj określił się iż potrzebuje więcej spokoju, samotności, odpoczynku itd. Dodałam, że wcześniej myślałam iż wsparcie jakie daję jest dobre i że On takiego potrzebuje. On mi na to, że chciał usłyszeć mnie a nie takie teksty. I się rozłączył.
Pozytywny wynik testu zmienił tyle, że fizycznie nie jesteśmy razem. Zawsze troszczę się o Niego, On o mnie. Tylko teraz On mnie odrzuca.
Nie wiem do końca, na ile poważny jest Jego stan? Czy czuje się źle? Czy też wyolbrzymia? Bo kiedy mówi szczegółowo o dolegliwościach swoich, mam wrażenie chce usłyszeć, że ja czuję tak samo. A ja mówię, że musi zmusić się do pozytywnego myślenia bo ono jest potrzebne aby wyzdrowiał. On jest wciąż skupiony jedynie na sobie, na tym co czuje. Tylko o tym mówi. Tak jak by nakręcał spiralę choroby.
Nie wiem jak i co mówić do Niego
Ach, zanim się rozłączył usłyszałam, że irytuje Go to co ja mówię.
8 2021-04-04 19:32:44 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-04-04 19:33:48)
A gdybyś tak, zaryzykuję pytanie, traktowała go jak dotąd? Jak dotąd, czyli normalnie (z zachowaniem dystansu fizycznego) nie traktując go jak śmierdzące jajo?
Zamiast wyobrażać sobie, domniemywać, zapytaj go. Jeśli nie będzie chciał gadać, o co czytając jego pytanie o brak telefonów od Ciebie trudno przypuszczać, to pewnie powie o tym.
Liznęłaś trochę psychologii i mimo to serwujesz mu teksty o tym, co musi myśleć? Litości!
***
Dopisałaś.
Nie dziwię się jego irytacji. Będąc na jego miejscu wściekłabym się.
Pomijając już chorobę, to takie zachowanie błyskawicznie by mnie zniechęciło, dlatego mu się wcale nie dziwię. Natomiast w zaistniałej sytuacji, jego zmiana zachowania wydaje mi się zupełnie naturalna. Ma się wrażenie, jakbyś na nim prawie cały czas wisiała. MOże on sam próbuje sobie z tym poradzić, ale Ty go ciągle pouczasz, jak ma się zachowywać? Może właśnie tak to odczuwa..
10 2021-04-04 19:43:33 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2021-04-04 19:47:18)
Boże święty, ależ ja spokojnie i czule wypytuję o każdy szczegół Jego samopoczucia. On mi mówi jednym słowem, że ma coraz więcej dolegliwości. Rozumiem, przyjmuję do wiadomości. Bierze antybiotyk na gardło. Szanuję więc potrzebę o jakiej wczoraj napisał - odpoczynku, snu, samotności.
Co mam zrobić? Prócz wysłuchani. I pytania o samopoczucie. I zapewnień, że jest kochany.
Ok, mogę być najgorszą na świecie. Możecie obrzucić mnie najgorszymi epitetami.
Tylko powiedzcie proszę co ja mam zrobić?
Nie wiszę na Nim - On najczęściej inicjuje kontakt. A kiedy za długo mnie nie ma, jest niespokojny.
Epitety???!!!
Napisałam wyżej. Traktuj go jak dotąd. Normalnie. Jak człowieka. Nie jak wyłącznie posiadacza wirusa.
Wielokropku, no właśnie ja jestem w naszej relacji tą osobą , która do sprawy covida podchodzi bez zbędnych emocji. Uważam, że nie wolno dać się opętać tym covidowym czarnowidztwem. I jeśli nie dzieje się nic szczególnego, trzeba żyć normalnie zachowując środki ostrożności. I tak też podchodzę do sprawy teraz. Jestem dobrej myśli bo po co być złej.
A mój A., nawet kiedy był zdrowy, czasem panicznie bał się tego wirusa. Tak jak gdyby szukał go bez przerwy w sobie. Czasem mówił, że czuje coś i że to na pewno jest już covid. Wiem, że boi się.
Normalnie bylibyśmy teraz razem, nie możemy być, mówi się trudno. Ja bym chciała zobaczyć się chociaż na kamerce - wczoraj zainicjowałam taki kontakt i potem przyszła wiadomość, że woli być sam.
Lubię żartować, On też. Próbowałam w taki sposób rozgonić te Jego czarne myśli. Ale nie reaguje, nic Go nie interesuje. Nie podtrzymuje też rozmowy na żaden do tej pory wspólny nasz temat.
Kobietko, ale jeżeli on potrzebuje po prostu się wygadać, a Ty bagatelizujesz, nie dajesz się opętać czarnowidztwu, to on po prostu czuje się zlekceważony. Zwłaszcza, jeżeli choroba mu daje w kość. Zwłaszcza, jeżeli facet się boi. Może on nie chce, żebyś rozganiała te czarne myśli, tylko żebyś mu w nich po prostu towarzyszyła?
14 2021-04-04 20:06:11 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-04-04 20:23:39)
Jakoś nie dziwię się jego lękowi. Temu, że jest teraz skoncentrowany na sobie, też nie. Rozganianie czarnych myśli, zwykle traktowane jest jako brak zrozumienia, lekceważenie, uciekanie od problemu, co - pewnie wiesz - kończy rozmowę.
Będąc na Twym miejscu i mając tyle wątpliwości zapytałabym o to, czego teraz potrzebuje od Ciebie, skoro kontaktu, to o czym chce rozmawiać, bo póki co, wedle Twej obserwacji, nic go nie interesuje.
Czego, będąc na jego miejscu, potrzebowałabyś? Pocieszania? Odganiania czarnych myśli? Twierdzenia, że musisz myśleć pozytywnie?
***
Gdy bywam w złej, z różnych przyczyn, formie psychicznej, potrzebuję odgadania się, powiedzenia tego wszystkiego, co lęgnie się w mym "chorym" rozumie. Chcę, by bliska mi osoba uważnie wysłuchała tego, bez użalania się, bez pocieszania, bez pouczania/nakazywania, bez zaprzeczania. By, co napisała Lady Loka, mi towarzyszyła. I by ze swoimi obawami radziła sobie beze mnie.
Czasem też potrzebuję pobyć sama, bez gadania/widzenia się, ale wówczas "dobrze mi robi" krótka wiadomość, że bliska osoba o mnie myśli, trzyma kciuki, it.p.
Zadzwoniłam po upływie 30 minut od Jego rozłączenia się.
Usłyszałam: "Przepraszam. Może 10 procent mojego stanu to jest covid. Reszta to te święta i to, że siedzę tu sam. Ta choroba jest straszna ze względu na izolację.".
I chciał się zobaczyć na kamerce. I w końcu się uśmiechał.
I czarne myśli Jego ustąpiły:)
Dziękuję, że jesteście ze mną na forum kiedy odchodzę od zmysłów.
Ufff!
Proszę, tutaj, na forum, nie udawaj. Jeśli odchodzisz od zmysłów, to nie pisz, że jesteś spokojna i używasz rozumu zgodnie z jego przeznaczeniem. Czytanie między wierszami nie jest czasem łatwe.
17 2021-04-04 21:27:08 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-04-04 21:27:22)
Poza tym, że ktoś na jego miejscu chciałby zwyczajnie się wygadać, to w odpowiedzi oczekuje raczej realnego wsparcia i zrozumienia, natomimast w żadnym wypadku pocieszania i pouczania.
18 2021-04-04 21:43:37 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2021-04-04 22:23:44)
Poza tym, że ktoś na jego miejscu chciałby zwyczajnie się wygadać, to w odpowiedzi oczekuje raczej realnego wsparcia i zrozumienia, natomimast w żadnym wypadku pocieszania i pouczania.
Masz rację. Tylko widzisz, mnie już też zabrakło słów wsparcia i zrozumienia
Na pewno popełniłam błąd mówiąc nie to co powinnam.
Jak to trudno wspierać drugiego człowieka w takiej chorobie, wystraszonego, zagubionego.
Sama się zgubiłam w tym doświadczeniu.
Powiedział mi na koniec, że nie pojmuje jak ja mogę być wciąż tak silna, nieugięta, twarda? Skąd mam tą siłę?
Kochani, On nie wie ile mnie to kosztuje. A wiecie Wy
19 2021-04-04 21:49:29 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2021-04-04 21:49:57)
(...) Powiedział mi na koniec, że nie pojmuje jak ja mogę być wciąż tak silna, nieugięta, twarda? Skąd mam tą siłę?
Kochani, On nie wiem ile mnie to kosztuje. A wiecie Wy
On też niech się dowie, może nie dziś czy jutro, że jesteś... człowiekiem. Silnym, ale też słabym. Wspierającym, ale też tego wsparcia potrzebującym. Nieugiętym, ale - po wysiłku - wymagającym regeneracji.
słaba kobietka napisał/a:(...) Powiedział mi na koniec, że nie pojmuje jak ja mogę być wciąż tak silna, nieugięta, twarda? Skąd mam tą siłę?
Kochani, On nie wiem ile mnie to kosztuje. A wiecie WyOn też niech się dowie, może nie dziś czy jutro, że jesteś... człowiekiem. Silnym, ale też słabym. Wspierającym, ale też tego wsparcia potrzebującym. Nieugiętym, ale - po wysiłku - wymagającym regeneracji.
Dowie się, niech tylko minie ten zły czas...
21 2021-04-04 22:32:50 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-04-04 22:33:30)
Mój wieloletni kumpel ,a nie co prawda partner, trochę to różnica ,ale jak miał covid to też różne takie podobne teksty wygłaszał jak Twój facet kobietko ,do znajomych, jak mu się polepszyło wyjaśnił że po prostu tak działała na niego izolacja i strach.
Mój wieloletni kumpel ,a nie co prawda partner, trochę to różnica ,ale jak miał covid to też różne takie podobne teksty wygłaszał jak Twój facet kobietko ,do znajomych, jak mu się polepszyło wyjaśnił że po prostu tak działała na niego izolacja i strach.
Coś w tym musi być widocznie.
A ja już brałam na siebie całkowitą winę, że nie umiem zachować się w tej sytuacji.
Za mało mówi się o tym aspekcie choroby Nie wiadomo co począć
23 2021-04-05 13:38:00 Ostatnio edytowany przez tajedyna94 (2021-04-05 13:38:18)
Dlaczego ty nas pytasz o zdanie kiedy ja widzę że zdajesz się nas nie słuchać ?
Cztery wcielenia?
Co prawdą, co fałszem? Co opinią, co zmyśleniem?
(Jak zwykle, pytania retoryczne.)
Żegnam.
Dlaczego Was nie słucham? Zrobiłam wszystko to co doradziliście.
Wielokropku, ja nie mam czterech wcieleń. O co tu chodzi?
My nieznamy twojego partnera z tego powodu możemy ci źle doradzać opisz go dokładniej tak żebyśmy zrozumiały w czym problem
Ku pamięci pierwszy post kolejnego wcielenia w nowym wątku
Witam. Kobietki.Ja w temacie związków. Poznałam faceta przez internet,spotykamy się już dwa lata. Jest to trudne ponieważ on pracuje za granicą i mamy tylko kilka dni w miesiącu na spotkania. Owszem kiedy go nie ma mamy stały kontakt telefoniczny. Praktycznie całe dnie ze sobą piszemy a w wolnych chwilach rozmawiamy. Kiedy jest w PL widujemy się w miarę możliwości ale każde z nas ma dzieci i dla nich również musimy ten czas poświęcić. Jest tak.... Kiedy jesteśmy razem jest cudownie fantastycznie od niedawna zaczęłam bywać w jego domu. Jego dzieci mnie akceptują moje też przyjęły ten fskt z aprobatą. W dużym skrócie nasze relacje są fantastyczne mamy niemalże identyczne podejście do życia, oczekiwania względem siebie i spraw. Lubimy robić to samo, spędzać czas w ten sam sposób... Jest jeden problem..... On co jakiś czas milknie na kilka dni, tydzień. Zaraz potem się odzywa i jakoś tak do tej pory wracaliśmy do siebie. W piątek była podobna sytuacja nagle przestał się odzywać. Napisał tylko, że ma problemy i na, razie nie ma ochoty się odzywać. Pisałam do niego, że rozumiem i daję mu czas. Ale powiem szczerze cztery dni to trochę dlugo. W międzyczasie odezwałam się raz, nie nachalnie tylko z troską i o tym że rani mnie te jego wycofanie a on nic. Dopiero dzisiaj zagadał jakby nigdy nic... Gdyby to było pierwszy raz to rozumiem ale tak już było kilka, razy. Wiem że miał problem, znam powód tylko nie potrafię zrozumieć dlaczego mnie odsuwa i jeszcze zachowuje się jakbym to ja zawiniła.
I post (poprzedzający zamknięcie wątku i zbanowanie konta), którego autorem jest moderatorka (w oryginale kolor niebieski):
Autorka wątku ma u nas już czwarte rozdwojenie jaźni.
Każdego zainteresowanego dalszą dyskusją w jej temacie, zapraszam do: https://www.netkobiety.pl/t125477.html
Moderator IsaBella77
Hej, hej, teraz widzę że coś tu nie gra.
Raz kiedyś miałam drugie konto(założone tylko aby doradzić się w jednym przypadku) ale ta sprawa jest wyjaśniona mam nadzieję.
Nie podszywałam się jednak nigdy pod inną osobę.
W sumie nie do końca rozumiem co tu się stało?
Mam nadzieję to się wyjaśni...
Cześć kochani, wracam do Was po dość długim czasie z prośbą o opinie.
Moje życie osobiste ułożyło się.
Jestem szczęśliwa, mam cudownego, mądrego i oddanego partnera. Jesteśmy razem pół roku, mieszkamy osobno, dzieli nas kilkadziesiąt kilometrów. Dotąd byliśmy razem w weekendy, święta, wolne dni. Poza tym utrzymujemy ciągły kontakt on - line.
Od tygodnia wiemy, że mój A. ma covida(wynik testu dodatni). Ma objawy pozwalające przebywać w izolacji domowej więc jest cały czas w swoim mieszkaniu, odpoczywa, "kręci się", sprząta, pierze, przygotowuje posiłki, ogląda filmy itd. Ja, odpowiedzialnie, zachowuję kwarantannę. Siedzę sama w swoim mieszkaniu i z nikim się nie kontaktuję. Nie mam dolegliwości prócz sporadycznego kaszlnięcia i chrząknięcia.
Są święta, nie widzieliśmy się od wielu dni. Ostatnie widzenie miało miejsce przez szparę w drzwiach, na odległość, kiedy podrzuciłam A. zakupy i potrawy świąteczne.
I do brzegu: On mi napisał wczoraj, że woli być sam, samotny, izolowany. Że nie mam liczyć iż dziś rano będzie mi towarzyszył w czasie śniadania bo woli spać tyle ile potrzebuje Jego organizm(nie prosiłam o wspólne śniadanie). Nie mam liczyć, że za tydzień, kiedy oficjalnie będzie zdrowy, będzie coś z Niego. Nie potrzebuje uczuć, przytulania, bliskości...
Wiem, że jest chory. Rozumiem, że może źle się czuć fizycznie bądź psychicznie. Wszystko rozumiem.
Tylko nie mogę się pozbierać po Jego słowach i łzy mi wciąż płyną same.
Nie wiem gdzie jest moje miejsce w tym czasie, w tym związku?
Co myślicie?
Facet z pewnością źle się czuje, ma jakieś dolegliwości i wkurza go fakt, że jest po prostu zamknięty jak w klatce. Nie każdy dobrze to znosi, pojawia się strach. Wyobraźnia pracuje, ma się czas na oglądanie "wiadomości" ze świata, prawie zawsze najgorszych z możliwych i można się nieźle nakręcić. Poza tym już nasze babki wiedziały, że lepiej przeżyć wybuch wojny światowej niż grypę męża
Nos do góry i więcej optymizmu Izolacja twojego partnera w końcu się skończy i pewnie wszystko wróci do normy.
Od tygodnia wiemy, że mój A. ma covida(wynik testu dodatni). (...) Siedzę sama w swoim mieszkaniu i z nikim się nie kontaktuję. Nie mam dolegliwości prócz sporadycznego kaszlnięcia i chrząknięcia.
Są święta, nie widzieliśmy się od wielu dni. Ostatnie widzenie miało miejsce przez szparę w drzwiach, na odległość, kiedy podrzuciłam A. zakupy i potrawy świąteczne.
Spotykasz się regularnie z kimś, o kim wiesz, że dostał covidu.
Kaszlesz i kichasz... no ale przecież nie masz większych objawów... i wozisz mu, na kwarantannę, potrawy świąteczne? Sama będąc zacovidowaną. Serio?
Przecież on, jak go zdiagnozowali, to powinien podać ciebie jako osobę z która miał regularny kontakt i powinnaś też dostać kwarantannę. Profilaktycznie.
Może dostałaś i się nie stosujesz?
31 2021-04-06 19:01:08 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2021-04-06 19:03:19)
Nie podał mnie, nie chciałam.
Zdecydowałam się obserwować siebie i siedzieć w domu.
Jestem i tak na urlopie przez 20 dni, siedzę sama w mieszkaniu moim, z nikim absolutnie nie spotykam się. Odwołałam spotkania świąteczne. Nigdzie nie wychodzę.
Zrobiłam sobie test, kiedy Jego okazał się pozytywny. Nie mam covida ale i tak dmucham na zimne - wolę pozostawać w zupełnej izolacji, bo może po kilku dniach coś się wykluje, no nie wiem...
W dniu kiedy w Internecie pojawił się pozytywny wynik Jego testu zrobiłam sobie i A. zakupy na kilka dni i podrzuciłam na wycieraczkę, zadzwoniłam aby je wziął. Jadąc tam przyrządziłam coś dobrego na Święta. Schował do zamrażarki.
Widziałam Go z daleka, przez chwilkę, przez szparę w drzwiach.
Ale już z Nim lepiej, sam mi to mówi. Zamierza w poniedziałek wracać do pracy, jeśli tylko dostanie pozwolenie od lekarza.
Raz jeszcze proszę Osoby Zarządzające Forum aby przyjrzały się mojemu przypadkowi. Posiadam tylko jedno konto z którego teraz piszę.