Witam drogie kobiety
Na początku zacznę od... początku:
Mam 25 lat, w połowie roku będzie 26. Ona 22, we wrześniu będzie 23. Myślę że warto zaznaczyć mój i jej wiek na początku Ona w ubiegłe wakacje zerwała z facetem gdzie byli razem 3 lata i był dla niej toksyczny. I to bardzo. Ja mieszkam sam, ona z rodzicami.
Poznaliśmy się u mojego znajomego na urodzinach jego żony. Była tam też ona. Nie rozmawialiśmy dużo na tej imprezie, ale jakoś później uznałem że warto byłoby się poznać i się do niej odezwałem na fb. Rozmawialiśmy kilka dni i rzuciłem pomysł żeby spotkać się na kawę.
Tak też zrobiliśmy. Ja przyjechałem do jej miejscowość. Mamy do siebie 1h drogi a kawa z orlenu, covid itd. Spotkanie było fajne, gadaliśmy kilka godzin i jakoś poszło. Ona pracuje na 2 etaty. Praktycznie każdy dzień w tygodniu i 2/3 weekendów również spędza w pracy. Ja mam tych dni wolnych więcej.
Drugi raz spotkaliśmy się po 2 tyg między czasie rozmawiając chyba codziennie przez messengera. Pierwsze 4 spotkania były mniej więcej co 2 tyg. Po 2 miesiącach dotarło do mnie, że chyba trochę zbyt rzadko się widujemy a przecież chcemy się lepiej poznać. Porozmawialiśmy na ten temat i okazało i się że już 3 dni po poprzednim spotkaniu ma czas i możemy się spotkać. Super!
Ale już kolejny raz widzieliśmy się po 3 tyg. Miedzy czasie oczywiście rozmawialiśmy przez messengera. I nagle coś się zmieniło. Dziwnie zaczęła mi odpisywać żeby wreszcie powiedzieć, że widzi moje zaangażowanie, że sie staram itd. Ale na tamtą chwile ona widzi, że nic z tego więcej nie będzie i nie chce mi mieszać w głowie...
Powiedziałem ok, luz. Rozumiem. Podziękowałem że mi to powiedziała i cześć. To było po 4 miesiącach odkąd się poznaliśmy.
I tutaj mogłaby się skończyć historia ale robi się ciekawiej i sam jak teraz pisząc ten post patrzę na to wstecz to zastanawiam się i do głowy przychodzi mi tekst z ang " what the fu**k"
Po rozmowie, tzn po wiadomości na Messengerze gdzie napisała, że nie chce mi mieszać w głowie odezwała się.... Powiedziała, że posiedziała sama kilka dni, przemyślała wszystko i nie chce żeby to się tak skończyło. To było w połowie tygodnia, jakoś we wtorek. (ze 2 miesiące temu).
Pomyślałem, że każdy popełnia błędy i zgodziłem się spotkać. To miało być w sobotę czyli jakieś 3 dni później. W piątek wieczorem zapytałem o której mniej więcej wpadnie do mnie jutro. Odpisała że jeszcze nie wie. Było już późno więc poszedłem spać.
Nadeszła sobota czyli dzień, w którym mieliśmy się spotkać. Do godz. 18 się nie odzywała. Wreszcie zapytałem co z dziś? To mi odpisała " to teraz żeś se przypomniał?" Wtedy się grubo wkurzyłem ale z niewiadomego powodu dalej rozmawialiśmy chociaż powiedziałem, że to nie fair i wgl. Zaczęła się bronić, że cały dzień ogarniała dom, swoje obowiązki z pracy itp itd i że w sumie to od godziny dopiero ma luz. A że już 18 a jutro do pracy to się nie zobaczymy. Minęło 3 dni ciszy z mojej strony. Odezwała się w końcu, ale z tekstem w stylu "rozumiem, że mam cię nie brać pod uwagę przy następnym razem kiedy będę miała wolne?" I wtedy stwierdziłem że pora kończyć ten teatr bo to do niczego nie prowadzi. Opisałem co i jak, co mnie irytuje, że się umawiamy na konkretny dzień a później ona ma pretensje że ja się wkurzam że się nie widzimy. Aaale jakoś się z tego wybroniła ( a ja byłem zaślepiony) i spotkaliśmy się finalnie po 2 tyg. Czyli miesiąc po tym jak mi napisała, że nie chce mi mieszać głowie.
Moja kolejny tydzień byliśmy od kilku dni umówieni na niedziele. Rano w niedziele piszę o której się zobaczymy. To dostałem wiadomość, że z dziś nici bo ona pracuje. Żadnej wiadomości wcześniej ani nic. To przelało czarę goryczy i powiedziałem że nie dam się traktować jak 5 koło u wozu.
I tutaj mogłaby historia mogłaby się znów skończyć ale jednak nie....
Odezwała się po tygodniu, że chce mnie przeprosić bo wie że wulgaryzm wszystko co się dało.
Pomyślałem ok... I teraz sam nie mam pojęcia o co tu chodzi.
Przez 3 tyg odkąd mnie przeprosiła to widzieliśmy się 2 razy z czego ostatni w ubiegłą sobotę.
A teraz do sedna. Bo trochę ta historia pokręcona. Dla mnie spotykanie się 2 razy w miesiącu to kpina i za mało. Mówiłem o tym jej kilka razy i ona to wie. Ona pracuje i szanuje to, ale możemy się spotkać tylko wtedy gdy ona ma cały dzień wolny. Proponowałem, że mogę wpaść do niej po pracy jak będzie miała czas na 2-3h. Ale nie i koniec. Ona musi mieć dzień wolny żeby się zobaczyć. Znamy się od 6 miesięcy, jest atrakcyjna podoba mi się jej podejście do życia (nie to w kwestii rzadkich spotkań) i ogólnie jest rozgarnięta i samodzielna. I dodam, że nawet się nie całowaliśmy, nie dostałem od niej buziaka nawet w policzek przez ten czas, o seksie nie wspominając. Na kontakt cielesny nie naciskam choć nie powiem że byłoby to miłe, ale skoro nawet nie dostałem buziaka to cóż.
Jestem w stanie zrozumieć opory w okazywaniu bliskości czy nawet danie buziaka, bo sam byłem kiedyś w toksycznej relacji i wiem jak to wygląda później. Ale czy to nie jest tak, że ona mnie w jakiś sposób przetrzymuje, aż wreszcie będzie gotowa na coś czy jak?
Najbardziej mnie irytuje te rzadkie spotkania o których mówiłem jej nie raz ale nie dociera.
Zanim ją poznałem nie miałem problemu z poznawaniem kogoś, a seksu miałem pod dostatkiem.
Także drogie kobiety, jeśli którejś będzie chciało się to przeczytać to daaaajcie proszę znać co myślicie