Jesteśmy z żoną małżeństwem od ponad dziesięciu lat, mamy trójkę dzieci w wieku szkolnym.
Nie śpimy razem od roku i zrozumiałem z czasem, że żona już mnie nie kocha. Zaczęła wspominać o rozwodzie.
Rozumiem, że jej miłość do mnie uległa z czasem osłabieniu lub zupełnemu zanikowi ale dziwię się że moja żona wspomina o rozwodzie bez zapewnienia dalszego bytu sobie i dzieciom. Nic w ciągu ostatniego roku nie wydarzyło się takiego negatywnego żeby moja żona musiała spieszyć się z rozwodem.
Czy to jest normalne że pod wpływem zaniku miłości do męża kobieta planuje rozejście i zostanie samotną matką z trójką dzieci jak najszybciej, jeśli nie posiada ani oszczędności ani pensji ani wsparcia rodziny które pozwoliłyby się jej utrzymać ? Mam podejrzenia, że albo pojawił się ktoś inny w jej życiu kto obiecał że się nią i dziećmi zaopiekuje po naszym rozwodzie albo chęć nie widzenia mnie na co dzień jest silniejsza od zdrowego rozsądku. Żona twierdzi, że nikogo innego nie ma i ja jej wierzę bo gdyby był to z mojej strony nie byłoby większych problemów z rozwodem jeśli wiedziałbym że przynajmniej los materialny dzieci jest zabezpieczony. Także w interesie żony byłoby przedstawienie mi tej osoby i rozpoczęcie przygotowania rozwodu. Żona wie, że jestem racjonalny i kompromisowy, na pewno byśmy się dogadali. Dlaczego zatem, skoro materialnie nie jest obecnie w stanie zorganizować całego procesu rozejścia, już zapowiada mi rozpad małżeństwa ? Przecież teoretycznie ja też mógłbym ją zostawić po tym co usłyszałem - cała ta historia nie ma dla mnie sensu, może wy kobiety doradzicie mi co tu się w ogóle może dziać ? Myślałem też o straszeniu rozwodem jako narzędziu poprawy naszego związku ale to zupełnie nie byłoby w stylu mojej żony na ile ją znam.