Witam wszystkich.
Mam taki problem z relacjami z rodzicami, a może to jednak problem z moim podejściem.
Mam 29 lat, żonę, dziecko...
Budujemy dom, mieszkam bardzo blisko swoich rodziców którzy wymagają ode mnie żebym cały czas im pomagał, we wszystkim, fizycznie, czasem finansowo, ale np poprzez nie wracanie pieniędzy za drobne zakupy.
Rodzice mają po 55 i 57 lat nie są schorowani, tata pracuje normalnie i w sumie zarabia więcej niż ja.
Mają takie podejście, że np. ja mam im pomóc przy przygotowaniu drewna, przy remontach, czesto ich odwiedzać itp, mimo że wiele razy tłumaczę że nie mam na to czasu i robię maksymalnie ile mogę.
(Budowa domu pochłania cały mój czas bo ze względu na nikłe finanse większość rzeczy robię sam), oczywiście oni nic mi nie pomagają.
Widzę że mają takie podejście że moim obowiązkiem jest im pomóc i być na "każde zawołanie".
Zresztą dlatego wyprowadziliśmy się z żoną od nich bo nie mogłem znieść ciągłych kłótni i awantur o byle co że nie jest tak jak oni mówią.
Np. doszło do sytuacji w której ja pożyczyłem od ojca samochód, oczywiście musiałem mu kupić za to czteropak piwa... Później zdarzyło się że on pożyczał kilka razy ode mnie samochód i nawet nie zapytał czy coś ma za to dać, nie zależy mi na tym żeby mi za to płacił ale chce zobrazować sytuację że ja dla nich wszystko a oni dla mnie nic...
Nie wiem jak się od tego uwolnić, zbliżają się Święta i już są awantury, że na wigilię mamy przyjść do nich chociaż tłumaczyłem im że chodzimy na zmianę w jeden rok do nich w drugi do teściów i teraz kolej teściów.
Mam jakiś obowiązek pomagania im póki są zdrowi i sprawni?
Tak naprawdę to ja mam większe problemy zdrowotne niż oni a wymagają żebym we wszystkim brał udział, a jeśli nie to mam awantury i obrazy... (Np. dzwonią kilka razy dziennie żeby mi powypominac jaki to jestem zły niedopuszczając mnie do słowa).
Proszę o rady.