Męczy mnie jedna sytuacja dotycząca relacji z przyjaciółką, choć w sumie na ten moment raczej już tak bym jej nie nazwała.
Nazwijmy tą koleżankę Kasią.
Znamy się od jakichś 3 lat i w tym czasie dość regularnie się spotykałyśmy, rozmawiałyśmy. Była w tym czasie singielką tak jak ja i miała wiecej czasu niż inne koleżanki, które zdążyły wejść w związki. Jest osobą otwartą, zaradną, miłą, zawsze chętną kiedy była propozycja spotkania. Zwykle raczej nie wychodziła sama z pomysłami, ale często inicjowała kontakt. Wydawała mi się podobna do mnie, czy innych moich koleżanek. Kiedy wkręciłam się bardziej w realizację moich zainteresowań, zaczęłam rzadziej się spotykać. Mimo to stała się dość bliską osobą dla mnie.
W pewnym momencie zaczęłam zauważać coraz więcej rzeczy, które budziły moje wątpliwości. Nie będę ich tu wszystkich wyliczać, ale chodzi o kreowanie takiego sztucznego odbiegającego od rzeczywistości wizerunku m.in w mediach społecznościowych. Wielkie zmiany, w krótkim czasie, moim zdaniem płytkie i pozorowane. Pozowanie na osobę bogatą, ale też taką dla której pieniądze nie są ważne, która działa bezinteresownie na rzecz potrzebujących, coacha, osobę lubiącą sport ( nic z tego moim zdaniem nie jest prawdą). Porobiła jakieś szkolenia, które mają m.in. nauczyć pewności siebie, braku oporów w proszeniu mężczyzny o rzeczy, zachowanie w kontakcie z mężczyzną o wysokiej pozycji. Zaczęłam ją postrzegać jako wyrachowaną, zimną, manipulującą osobę. Ostatnio Kasia znalazła bardzo bogatego przyjaciela w bardzo podeszłym wieku. Rzuciła pracę i wyjechała.
Mój problem jest taki, że trudno mi się wyplątać z tej znajomości, mimo, że od dłuższego czasu nie potrafię być już w tej relacji szczera. Bardziej ją lubiłam, kiedy ją poznałam, widziałam ją wtedy zupełnie inaczej. To co robi od jakiegoś czasu mi się nie podoba, ale mówię sobie, że kim jestem by ją oceniać, w sumie niby spotkanie jest w przyjemnych klimatach. Mimo tego czuję jakiś spory dyskomfort po naszych rozmowach. Czuję się jakoś dziwnie zobowiązana do kontynuowania znajomości. Od jakiegoś czasu inicjatywa kontaktu wychodzi zawsze od Kasi. Ona jest bardzo miła i ja jestem miła i jej nie doradzam (nie prosi mnie o to, w sumie każdy robi to co chce). Sama nie nawiązuję kontaktu, często raczej odpowiadam zdawkowo, w sposób, który nie służy budowaniu rozmowy.
Chyba potrzebuję kogoś by mi dobrze przetłumaczyl, że mam prawo by odejść. Dla mnie sytuacje, w których chciałam kogoś zostawić, lub nawet zostawić pracę zawsze były trudne. Zawsze czułam się nadmiernie zobowiązana i się długo męczyłam zanim coś powiedziałam.
A może w ogóle nie powinna mnie ta sytuacja męczyć? W sumie to tylko rozmowa/ spotkanie od czasu do czasu i jej wybory, nie moje. Tylko czuję, że ta zmiana która się dokonała jakoś mnie zawiodła. Całe życie miałam niechęć do słodkich manipulujących lasek, które są z facetami ze względu na pieniądze.