Pewnie zastanawiasz się dlaczego pisze o tym tutaj. A no właśnie, sama zastanawiam się jak do tego doszło, ze pomimo posiadania rodziny i przyjaciół nikomu nie mogę zwierzyć się ze swoich problemów.
Nie mogę pisnąć nikomu ani słowa, aby ich nie załamać i nie wpędzić w strach o mnie i o moja przyszłość.
Sześć lat temu związałam się z mężczyzną, który od samego początku budził moje wątpliwości, jednak serce nie sługa, pokochałam bezgranicznie. Moje wątpliwości wzbudzała jego przeszłość związana z rozprowadzaniem i używaniem narkotyków, falszowaniem papierów podatkowych w celu uzyskania dodatkowych profitów, zakladanie nieudanych firmy, których upadłość była stratą dla pozostałych współzałożycieli a nie dla niego, gdyż sam w nic nie inwestował, po każdym z tych bankructw on uciekał do innego kraju zostawiajac innych z długami, i wiele wiele innych.
Zaakceptowałam wszystko, wiedziałam ze błędy przeszłości wynikały z jego trudnego, nędznego dzieciństwa. Rozumiałam go, ponieważ byłam do niego poniekąd podobna. Sama pochodzę z biednej rodziny, ojciec pijak bił mnie, moje rodzeństwo i mamę, od 16 roku życia pracuje, uczę się i walczę o przetrwanie, rozumiałam wiec kazda jego błędna decyzje i nie oceniałam go.
Potajemnie i skrycie wiedziałam ze kochająca kobieta u boku, poczucie lojalności i wsparcia zmieni go i naprowadzi na drogę prowadzącą do stabilizacji, dobrobytu i spójności z prawem.
Przejdę do rzeczy - cztery lata temu założył kolejna firmę, namówił krewnego do inwestycji. Plany były ambitne, jednak na dzień dzisiejszy firma zadłużona jest na ponad milion złotych, dodatkowo wszystkie środki trwałe w tym nieruchomości oraz pojazdy kat B jego rodziny są zastawione, a koszty miesięczne rat kredytów, ZUSow i innych kosztów przekraczają 40 tys złotych przy czym przychód firmy sięga czasem 10 tys. minus podatek. Sytuacja jak z horroru, mimo to dałam namówić się na kredyt aby wspomóc go w pokryciu bieżących wydatkow. Wzbranialam się bardzo przed zaciągnięciem zobowiązania, tym bardziej dlatego ze marzyłam o własnym mieszkaniu, własnym kącie i chciałam wziąć kredyt, ale na nieruchomość i to w późniejszym czasie. Jednak kilka miesięcy namawiania i proszenia przekonało mnie. Wzięłam kredyt na tyle ile mogłam czyli ponad 100 tys. dałam mu całość, pokrył bieżące wydatki i pieniądze znowu się skończyły. Umówiłam się z nim tak ze w ciągu pół roku spłaci mój kredyt, miałam w ogóle nie martwić się o to zobowiazanie, powiedział żebym traktowała to jako inwestycje, mówił ze nigdy nie zapomni mi tej pomocy. Powiedział ze jest to inwestycja, włożone przeze mnie pieniądze zarobią na siebie i dodatkowo wspomogą firmę. Mija rok a pieniędzy nie oddał, aktualnie pracuje i zarabiam tylko i wyłącznie na to żeby spłacać swój kredyt, to co zostanie przeznaczam na opłaty i jedzenie. Żyjemy skromnie, nie zarabiam dużo. Ciagle przepracowanie i permanentny stres sprawiły ze zaczęłam podupadać na zdrowiu, schudłam, wyglądam jak anorektyczka, wypadają mi włosy jestem zaniedbana, boli mnie ząb lecz jeszcze bardziej serce, ze nie mogę sobie użyć, ponieważ wciąż myśle o wiszących nad nami długach. Mimo wszystko wciąż wierzyłam ze firma w końcu wypali i wszystkie jego plany i marzenia się spełnia, jednak wczoraj stało się coś, co chyba pozwoliło mi przejrzeć na oczy. Wczoraj dowiedziałam się ze poszedł do jednego ze swoich pracowników prosić go o to, żeby wziął kredyt i zainwestował w firmę. Pracownik się zgodził na kwotę 20 tysięcy, jednak mój partner już po 2 dniach przyszedł do niego ponownie i poprosił o kolejne 30 tys. pracownik się nie zgodził twierdząc ze na ten moment nie chce brać więcej zobowiązań. Doszło między nimi do konfliktu, pracownik zwolnił się i domaga się zwrotu pożyczonych pieniędzy. Mój partner nie zamierza mu oddać, wiec zrozumiałam ze ze mną może być tak samo. Zaczęłam ciągnąć temat - co dalej ? Jak zamierzasz spłacać dalej zobowiązania ? Skąd brać pieniądze ? Odpowiedział ze w ostateczności zostawi wszystko i ucieknie do Azji. Zmroziło mi krew w żyłach. Jak to? Zadaje sobie to pytanie co chwile. To ja bez zastanowienia wspieram go, dałam mu wszystko co mogłam, zadluzylam się aby mu pomoc a on w zanadrzu skrywa plan ucieczki przed kolejna nieudana firma.. co z jego krewnym który własnym nazwiskiem ręczy za długi, co z majątkiem jego nieżyjących rodziców, którzy pozostawili mu w spadku mieszkanie i auto na które pracowali całe życie, to tez ma przepaść przez jego bezmyślność?
Patrzę w lustro i zastanawiam się dlaczego zdecydowałam się na tyle poświęceń i takie ryzyko. Czy jest to kwestia mojej głupoty czy jakaś podświadoma potrzeba bliskości, która przesłoniła mi racjonalne myślenie.
Co mam zrobić dalej ? Gardzę sobą za to co teraz myśle, a myśle teraz tylko o tym by odzyskać pieniądze, uczucie miłości zniknęło z dnia na dzień kiedy racjonalnie zaczęłam się bać o swoją sytuacje.
Zawsze myślałam ze z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, lecz dziś nie widzę żadnej drogi ucieczki. Jak odzyskać pieniądze lub jak mu pomoc ? Czy on w ogóle kiedykolwiek się zmieni? Czy kiedykolwiek zacznie być rozważny? Czy jest jakiś sposób na wyjście z tej trudnej sytuacji ?
Jak spojrzę sobie w twarz jeśli mnie tez oszuka i któregoś dnia po prostu zniknie ?