Hej Wam,
mam pewien problem z Panną. Oboje jesteśmy po 20stce, mieszkamy w jednym mieście. Nie ukrywałem przed nią, że mam dziewczynę (aktualnie jestem po prostu w związku, z którego pora się ewakuować). Zresztą jej siostra jest z moim przyjacielem. Spotykamy się od czerwca, widywaliśmy się niemalże non stop, z jej inicjatywy i z mojej. Wspólne tematy, poczucie humoru, wyprawy do lasu, spacery i różne aktywności. Utrzymywaliśmy to wszystko na poziomie koleżeńskim, jednak dochodziło czasami do lekkich zbliżeń, przytulanie się czy gładzenie po dłoniach. Zaprosiła mnie w sierpniu na wesele, na które oczywiście pojechałem. Poznałem jej rodzinę i dobrze się bawiliśmy. Laska jest po związku, po którym nie potrafi się pozbierać od roku, niestety bez psychologa się nie obejdzie. Gadałem z nią o tym i ona też jest tego zdania, lecz boi się pogadać z rodzicami by zafundowali terapię. Do meritum, ostatnio zaczęliśmy zbliżać się do siebie coraz bardziej. Siedzenie w aucie i patrzenie w milczeniu w oczy, uśmiechy, przytulanie, namiętne pocałunki i trzymanie się za ręce. Nic nie wymuszone, wszystko wychodziło naturalnie. Podczas tej znajomości laska dystansowała się do mnie już 3 razy, potrzebowała chwili przerwy. Później wracało na poprawne tory. Dwa tygodnie temu dostała przy mnie ataku paniki, bardzo szybko ją uspokoiłem, było to dziwne, naprawdę. Mówiła, że ostatni taki napad miała rok temu. Po tym wszystkim oczywiście widywaliśmy się, przyjeżdżałem do niej, starałem się nie wtryniać bez zaproszenia. Trzymałem zdrowy dystans, zajmowałem się sobą. Później intensywność naszych spotkań zwiększyła się, w każdym momencie mogłem odpalić zapłon i po prostu uprawiać z nią seks. Powstrzymałem się od tego. Zapytacie po co ja to wszystko piszę, otóż tydzień temu stwierdziła, że ta relacja jest zbyt chaotyczna i burzliwa. Nie jest za taką relacją. Z mojej strony ona wie wszystko, jestem gotowy na to by zacząć z nią trwałą relację i też do tego ją naprowadzałem. Od jakiegoś czasu mówiła mi, że nie jest osobą, z która ktoś się powinien wiązać NA TEN MOMENT. Moja reakcja była nerwowa, napisałem jej co myślę, aż za bardzo. Po paru dniach ciszy przeprosiłem ją za niektóre zdania i powiedziałem, że biorę to na klatę. Napisała mi, że się nie gniewa i po prostu chce odpocząć. Boli mnie to wszystko, nie wiem na czym stoję i o czym ona teraz myśli i dlaczego teraz nie rozmawiamy. Nasz kontakt był bardzo częsty, w miarę zdrowych możliwości pisaliśmy i gadaliśmy całymi dniami. Kluczowe są w tym wszystkim jej problemy, których nie rozwiązała. Powtarza, że nie zamknęła jednej furtki, a próbuje otworzyć następną. Dlatego to nie wychodzi, nigdy nie powiedziała, że chce to wszystko zakończyć. Dodam, że po jednej takiej przerwie śliniła się później na mój widok jak mały szczeniaczek. Teraz milczymy, napisałem jej że odezwę się za jakiś czas. Z jej tłumaczeń wynika, że nasze spotkania były dość intensywne. Dlatego tak się dystansuje, ale ku*** mać, sama mnie non stop do siebie zapraszała.
Jestem w kropce, co mam robić?