Cale moje dorosle zycie przezylam za granica, teraz zblizam sie do 30tki i od czasu pandemii mieszkam z rodzicami. I coraz bardziej schodze na dno psychicznie.
Problem pewnie nie lezy tylko w mieszkaniu z nimi... Chociaz ma to na pewno spory wplyw, bo ich podejscie do zycia.. dla mnie zawsze bylo niezrozumiale. Umiem sie dogadac z dziadkami, bo ich wartosci sa takie.. klarowne, logiczne. No mysle, ze 2. wojna swiatowa i powojenna bieda nauczyla ich co jest w zyciu taka podstawa.
Moi rodzice sa takimi hipisami w ukryciu. Moim zdaniem oboje sa nierozsadni. Mama nie pracuje, bo nie chce u kogos.. No a na otwarcie jej dzialalnosci narazie nie mozemy sobie pozwolic. Wiec zajmuje sie domem. Tata pije, pali, ogolnie wole na niego nie patrzec, bo az mi przykro, ze tak sobie zdrowie psuje (pali odkad mial 15 lat, codzienne picie zaczelo sie hm.. 13 lat temu).
No i codziennie sie kloca. Kilka razy na dzien. Leca rozne wyzwiska.. Mama nienawidzi u niego tych nalogow, on u niej braku pracy. Poza tym to malo ze soba rozmawiaja. W dodatku matka ma taki... bardzo zaborczy, coraz bardziej nienawistny sposob bycia. Przez nia jestesmy pokloceni ze wszystkimi sasiadami, nawet takimi, z ktorymi bylismy zaprzyjaznieni od ponad 20 lat. Juz sobie nawet "dzien dobry" nie mowimy..
W tym domu jest taki kwas, taka saczaca sie scianami nienawisc. Czuje, ze to juz sie we mnie wzera, ze trace te osobe, ktora sie stalam po opuszczeniu domu w wieku 19 lat..
Kolejnym elementem, ktory mnie dobija jest moja magisterka. Tak wolno mi to idzie, ciagle znajduje jakies usterki w domu, ktore mnie moga odciagnac od pisania... A chcialabym skonczyc studia zanim zaczne szukac pracy, bo boje sie, ze pracujac nie znajde czasu na pisanie... A ja TAK BARDZO chce wrocic do miasta, w ktorym studiowalam.. Ale ta atmosfera w domu... czuje, ze moj swiat, moje perspektywy sie kurcza z kazdym dniem gdy tu zyje...
No i 3. powod to chlopak, ktorego poznalam w styczniu wlasnie jeszcze bedac za granica. Piszemy ze soba codziennie, czasem dzwonimy, ale przez pandemie widzielismy sie tylko 2 razy od stycznia... Ostatnio mial sprawdzic w biurze, kiedy moglby dostac wolne... Caly tydzien czekalam, ale najwyrazniej zapomnial... Ostatnio tez wyszedl wieczorem z kolegami i nie napisal, gdy wrocil do domu.. Prosilam go juz kilkukrotnie, zeby to robil, bo sie zawsze martwie a on na to, ze "nie jest przyzwyczajony do tego, ale bedzie nad tym pracowal".. no cos slabo mu to idzie. No i od tych dwoch zdarzen bardzo sie nam kontakt popsul, to bylo tydzien temu. Moze tez ja go troche podswadomie odpycham, bo jak slysze, jak sie do siebie moi rodzice odzywaja, to cala "magie malzenstwa" i jakichkolwiek zwiazkow szlag trafia...
Nie wiem... Niby oszczedzam na czynszu, mieszkam sobie wygodnie w domu, mam czas zeby pisac prace... A ja sie dusze.
Jak moge to przerwac?