Z czym się wam kojarzy to sformułowanie?
Tak strasznie ogólnie - ktoś, coś zawalił, a potem ma "poczucie winy", np. gdyby bardziej zatroszczył się o partnera, słuchał niepokojących sygnałów, to nie rozpadłby się związek, ma się poczucie winy - winy za rozpad, itp. Przyczyna - skutek.
Ostatnio słuchałam wykładu o poczuciu winy. Nieco mnie zaskoczyła ta teoria, ale chyba jest mi bliska. Poczucie winy rodzi się w nas wtedy, gdy używamy innych do tego, by poczuć się lepiej. Często jest tak, że np. przychodzimy z pracy, przeżywając jakieś emocję, ktoś coś powiedział, źle ocenił, oszukał nas, ale ponieważ nie możemy ich odreagować tam, to dusimy je w sobie, a potem trafia się zupełnie inna sytuacja, w której możemy dać upust całej złości, np. dziecko rozlało sok, dostaje burę, choć "kara" jest nieproporcjonalna do winy.
Na początku jest lepiej - bo udaje się wyrzuć ten zbędny balast, ten drugi człowiek jest jakby wyzwalaczem, ale potem pojawia się "poczucie winy", że reakcja jest niewspółmierna do sytuacji, że złość czujemy np. do szefa, a wyładowujemy ją na dziecku, mężu. To jest właśnie to wykorzystanie drugiego człowieka, by poczuć się lepiej. Potem, nawet jeśli nie jest to wypowiedziane, nazwane, gdzieś w środku czujemy że nie ma korelacji przyczyna (rozlany sok/problemy w pracy) - skutek (bura).
Co to dla was znaczy? Często zdarza się wam odczuwać winę? Jak sobie z tym radzicie?