Poznałam kogoś, choć wcale tego nie szukałam. Z czasem był coraz bardziej czuły i w ogóle - coraz bardziej mi bliski. Wtedy dotarło do mnie, jak bardzo potrzebowałam czułości właśnie i jak bardzo mi jej brakowało. I jak bardzo mi z nią dobrze.
Polubiłam ten stan - przy nim czułam się piękna i w ogóle zaje^$#sta we wszystkim. Wymiatałam:)
Mówię sobie wtedy - najpierw czuj się dobrze sama ze sobą (kobieto!), a potem interesuj się facetem. Doceniaj to, jaki jest, a nie to, że zaspokaja twoje potrzeby...
Ale co zrobić. Polubiłam to, że mnie adoruje i było mi z tym baaardzo dobrze.
Było, bo przestał się odzywać. W sumie to chyba dobrze, bo to nie było zdrowe.
Ale i tak jest mi smutno:( Niczym nie mogę się zająć...
Czy jest tu ktoś, komu też jest smutno i za kimś tęskni (a nikt już nie chce o tym słuchać;)?