Zaczynam któryś raz z kolei ten temat. Nie wiem czy jakieś znaki oddadzą to, co czuję. Straciłam największą miłość mojego życia. Wina rozpadu była jak myśle wspólna, to taki przeplatany związek, sinusoida. Może miał w sobie coś toksycznego, nie umieliśmy się dotrzeć tak do końca, ale jedno nie ulega wątpliwości- bardzo się kochaliśmy. Ja nadal bardzo kocham. Pod wpływem problemów i frustracji wewnętrznych zerwałam. Teraz on ma już nowe życie. A ja każdego dnia już od ponad 2 lat tęsknie, marzę o nim i żałuje tej decyzji. Robię w życiu dużo, aby nie myśleć, ale chwila przed uśnięciem i wstaniem jest pewnikiem do pojawienia się w mojej głowie tysiąca myśli. Nikt inny mnie nie interesuje, żyje bo musze, robię co do mnie należy, z dnia na dzień. Lecz rzadko jest w tym takie prawdziwe szczęście. Pracuje nad sobą, jest to najtrudniejsza praca, ale on wciąż jest ze mną.... Brzmię pewnie chaotycznie, dopisze więcej, ale szukam pomocy bo nie mogę poradzić sobie z tęsknotą i poczuciem winy za ta decyzje... Dziękuję z góry za przeczytanie i każde słowo.
Na czym polega twoja praca nad sobą (zaznaczam moje pytanie to nie czepianie)?
Na czym polega twoja praca nad sobą (zaznaczam moje pytanie to nie czepianie)?
Dziękuję, że napisałaś. Poszerzam wiedzę na tematy zawodowe, takie którymi interesuje się od paru lat, rozwijam się duchowo, ćwiczę uważność, różne techniki relaksacyjne, spotykam się z innymi i często tez pomagam innym, wtedy nie skupiam się tak na tym co mi siedzi w głowie... Ale to i tak wraca, wystarczy jakaś chwila przerwy.
Czy gdybyś miała córkę, czy cieszyłabyś się z tego, że jest z tym mężczyzną?
Czy gdybyś miała córkę, czy cieszyłabyś się z tego, że jest z tym mężczyzną?
Myślę, że tak
Bylam w podobnej sytuacji i zwyczajnie wrocilam do bylego.
Nie wiem czy przypadkiem za bardzo nie idealizujesz i tego uczucia, i tego mężczyzny. Sama napisałaś, że zakończyłaś ten związek pod wpływem frustracji i problemów, że nie umieliście się dotrzeć, zastanawiasz się czy nie miał w sobie czegoś toksycznego, co dla mnie znaczy, że wcale nie było tak pięknie, jak dziś, z sobie tylko znanego powodu, usiłujesz to widzieć.
Czy to zerwanie przypadkiem nie miało nim potrząsnąć, ale nic takiego się nie stało, bo okazało się, że nie tylko nie zawalczył o nową jakość związku, ale po prostu odszedł, by na nowo układać sobie życie? Może stąd to rozczarowanie i nieumiejętność pogodzenia się ze stratą?
Bylam w podobnej sytuacji i zwyczajnie wrocilam do bylego.
I jak potem wyglądał Wasz związek? Kochana, ja nie mam możliwości wrócić, bo on już jest z inna... Najgorsza jest bezradność.
Nie wiem czy przypadkiem za bardzo nie idealizujesz i tego uczucia, i tego mężczyzny. Sama napisałaś, że zakończyłaś ten związek pod wpływem frustracji i problemów, że nie umieliście się dotrzeć, zastanawiasz się czy nie miał w sobie czegoś toksycznego, co dla mnie znaczy, że wcale nie było tak pięknie, jak dziś, z sobie tylko znanego powodu, usiłujesz to widzieć.
Czy to zerwanie przypadkiem nie miało nim potrząsnąć, ale nic takiego się nie stało, bo okazało się, że nie tylko nie zawalczył o nową jakość związku, ale po prostu odszedł, by na nowo układać sobie życie? Może stąd to rozczarowanie i nieumiejętność pogodzenia się ze stratą?
Wiesz, zawsze walczyliśmy o siebie i obiecaliśmy, że choćby nie wiem co się działo, to nie odpuszczamy, tylko naprawiamy, bo najważniejsza jest miłość między nami. A on odpuścił po którymś razie. Naprawianie u Nas nie działało, wracało wszystko, po prostu nie nabraliśmy do sytuacji dystansu. Nigdy nie reagowaliśmy obojętnością aż w końcu on zareagował. A ja nie mogę sobie wybaczyć błędu...
Winter.Kween napisał/a:Bylam w podobnej sytuacji i zwyczajnie wrocilam do bylego.
I jak potem wyglądał Wasz związek? Kochana, ja nie mam możliwości wrócić, bo on już jest z inna... Najgorsza jest bezradność.
Skoro sama mowisz, ze to byla sinusioda i lekko toksyczna na dodatek, to jestes pewna, ze nie wyolbrzymiasz? W normalnych zwiazkach nie ma sinusoidy. Ludzie nie potrzebuja sinusoidy do zycia.
A druga sprawa, rozstaliscie sie 2 lata temu, on ma juz inna. Nie wydaje Ci sie, ze pora wyjsc z tej bezradnosci i zajac sie czyms innym i po prostu swiadomie wywalac go ze swojej glowy?
11 2020-09-09 09:44:40 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-09-09 09:46:35)
Winter.Kween napisał/a:Bylam w podobnej sytuacji i zwyczajnie wrocilam do bylego.
I jak potem wyglądał Wasz związek? Kochana, ja nie mam możliwości wrócić, bo on już jest z inna... Najgorsza jest bezradność.
Wygladal jeszcze lepiej niz przed tym rozstaniem. To byl jeden z najlepszych okresow w moim zyciu.
Jednak to inna sytuacja, bo ten Twoj ma partnerke, a moj nie mial bo nadal mial mnie w glowie. Zwyczajnie zadzwonilam do niego i tyle wystarczylo.
Postapilam wedle zasady 'Nie poddawaj sie na temat czegos o czym myslisz codziennie'
Mozesz ewentualnie wyznac mu uczucia i niech on wybiera.
12 2020-09-09 10:10:05 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-09-09 10:19:21)
Olinka napisał/a:Nie wiem czy przypadkiem za bardzo nie idealizujesz i tego uczucia, i tego mężczyzny. Sama napisałaś, że zakończyłaś ten związek pod wpływem frustracji i problemów, że nie umieliście się dotrzeć, zastanawiasz się czy nie miał w sobie czegoś toksycznego, co dla mnie znaczy, że wcale nie było tak pięknie, jak dziś, z sobie tylko znanego powodu, usiłujesz to widzieć.
Czy to zerwanie przypadkiem nie miało nim potrząsnąć, ale nic takiego się nie stało, bo okazało się, że nie tylko nie zawalczył o nową jakość związku, ale po prostu odszedł, by na nowo układać sobie życie? Może stąd to rozczarowanie i nieumiejętność pogodzenia się ze stratą?
Wiesz, zawsze walczyliśmy o siebie i obiecaliśmy, że choćby nie wiem co się działo, to nie odpuszczamy, tylko naprawiamy, bo najważniejsza jest miłość między nami. A on odpuścił po którymś razie. Naprawianie u Nas nie działało, wracało wszystko, po prostu nie nabraliśmy do sytuacji dystansu. Nigdy nie reagowaliśmy obojętnością aż w końcu on zareagował. A ja nie mogę sobie wybaczyć błędu...
To co opisujesz nie jest normalnym związkiem, to jest związek toksyczny dwojga raniących, uzależnionych ludzi, w wiecznym chaosie, w wiecznej gorączce niezaspokojenia, w wiecznej chęci osaczenia 2 osoby, w wiecznej tęsknocie za czymś czego sobie nawzajem nie potrafią sobie samym i drugiej osobie dać, w wiecznym poczuciu nieprzewidywalności. Ten związek istniał tylko dlatego, że się co chwilę odrzucaliście, a osoba która od dzieciństwa była odrzucana będzie automatycznie uaktywniała schemat starania i "miłości", idealizowania, obwiniania siebie, bo swoją wartość czerpała z tego toksycznego uzależnienia. On z tego się uwolnił, ty nie. Ty dalej utrzymujesz w sobie ten stan, on ci jest potrzebny do tego byś czuła się wartościowa, pełna, kochana, bo sama nie potrafisz tego dać sobie. Ten związek był dla was wiecznym poczuciem winy i tęsknoty za miłością, którą nikt z was nie potrafił sobie dać. To był smutny związek. Szkoda mi was. Szkoda mi ciebie. Póki nie zajmiesz się swoim myśleniem o sobie póty będziesz ciągle się pławić w samobiczowaniu. Sama nie umiesz sobie pomóc, może czas poszukać wsparcia profesjonalnego?
To trudne, ale musisz sobie uświadomić, że tęsknisz za osobą, której już nie ma. To było dwa lata temu. On już nie jest Twoim partnerem. Może być zupełnie inną osobą w tej chwili, w jego życiu mogło zajść milion zmian. Dodatkowo już Ci ktoś napisał, że go idealizujesz, co jest naturalnym zjawiskiem. Podobnie ludzie idealizują odległe dzieciństwo i pamiętają dobre rzeczy, a wymazują z pamięci biedę, przemoc czy po prostu nudę. W Twoim związku nie działo się dobrze i dlatego się rozstaliście. Myślę, że popadłaś w błędne około. "Uczepiłaś" się tego faceta, bo jesteś samotna. A jesteś samotna, bo "uczepiłaś" się tego faceta. Musisz zerwać łańcuch, bo nigdy nie pójdziesz do przodu, nie będziesz szczęśliwa.
Zaczynam któryś raz z kolei ten temat. Nie wiem czy jakieś znaki oddadzą to, co czuję. Straciłam największą miłość mojego życia. Wina rozpadu była jak myśle wspólna, to taki przeplatany związek, sinusoida. Może miał w sobie coś toksycznego, nie umieliśmy się dotrzeć tak do końca, ale jedno nie ulega wątpliwości- bardzo się kochaliśmy. Ja nadal bardzo kocham. Pod wpływem problemów i frustracji wewnętrznych zerwałam. Teraz on ma już nowe życie. A ja każdego dnia już od ponad 2 lat tęsknie, marzę o nim i żałuje tej decyzji. Robię w życiu dużo, aby nie myśleć, ale chwila przed uśnięciem i wstaniem jest pewnikiem do pojawienia się w mojej głowie tysiąca myśli. Nikt inny mnie nie interesuje, żyje bo musze, robię co do mnie należy, z dnia na dzień. Lecz rzadko jest w tym takie prawdziwe szczęście. Pracuje nad sobą, jest to najtrudniejsza praca, ale on wciąż jest ze mną.... Brzmię pewnie chaotycznie, dopisze więcej, ale szukam pomocy bo nie mogę poradzić sobie z tęsknotą i poczuciem winy za ta decyzje... Dziękuję z góry za przeczytanie i każde słowo.
Z punktu widzenia faceta
Powinnaś poszukać odpowiedniego specjalisty który pomoże Ci zatrzeć pamięć o byłym facecie i wyjść na prostą bo 2 lata trwania w takim stanie to nic fajnego.
Wtedy też zajmiesz się realizacją swych pasji i marzeń i przestaniesz o Nim myśleć a wtedy niepostrzeżenie możliwe że pojawi się na horyzoncie odpowiedni człowiek który odmieni Twoje życie na lepsze.
Czego z całego serca Tobie życzę.
Pozdrawiam
15 2020-09-09 19:07:58 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-09-09 20:33:54)
To trudne zmierzyć się z tym wszystkim, czasem wolałabym nie płacić takiej ceny za poznanie uczucia miłości. Co do specjalistów macie oczywiście rację, lecz można powiedzieć, że sama też nim jestem. Tak, to był chaos i emocje, czasem skrajne, ale nigdy nie pomyślałabym o poddaniu się. Sama jestem zaskoczona swoją decyzją. Powinnam ochłonąć, nie kierować się tak bardzo emocjami... Ja cały czas pracuję nad tym, ale to wraca codziennie. Marzenia o nim sprawiają mi przyjemność, bo to ulga od bólu i prawdy, lecz jest to fikcja w mojej głowie. Tak bardzo chciałabym dostać jeszcze jedną szansę, jedną rozmowę, albo cokolwiek. Nie chcę innych mężczyzn, bo nie są dla mnie interesujący, On rozumiał mnie bez słów, a ja to skopałam. Kocham go nadal i to się nie zmieni, myślę, ze muszę się do tego przyzwyczaić.. Dziękuję Kochani za każde słowo, chętnie z Wami podyskutuję.
Dziękuję za męski punkt widzenia wink Wiesz, ja potrzebuję miłości, ale Jego miłości. Wiem, ze to nic fajnego, ale obietnice i moje wyznanie miłości jest ze mną nadal i wątpię, by ktokolwiek Go zastąpił... Buziaki
Istnieje coś takiego, jak niedokończona miłość. Niedokończona, czyli przerwana, ale wciąż pozostająca w naszej pamięci i wyobraźni. Wydaje Ci się, że gdybyś z nim była, to byłabyś szczęśliwa, ale po pierwsze nawet wtedy ten układ na pewno nie był zdrowy, a co za tym idzie ani Tobie, ani jemu nie służył, a po drugie przecież nie wiesz jak by było, a to co sobie wyobrażasz, to Twoja idealistyczna wizja.
Naprawianie u Nas nie działało, wracało wszystko, po prostu nie nabraliśmy do sytuacji dystansu.
Dla mnie jest to wystarczający powód, by wreszcie uznać, że ten związek nie miał żadnej przyszłości.
Dwa lata to długo, moim zdaniem długo za długo. Niestety dopóki nie zamkniesz za sobą tego rozdziału, to nie masz szansy, aby w nowy wejść bez tego obciążenia.
Myślę, że popadłaś w błędne koło. "Uczepiłaś" się tego faceta, bo jesteś samotna. A jesteś samotna, bo "uczepiłaś" się tego faceta.
Dokładnie tak samo to widzę. Obecnie wykazujesz objawy silnego, emocjonalnego uzależnienia, które kompletnie Cię blokuje i na domiar złego unieszczęśliwia.
Istnieje coś takiego, jak niedokończona miłość. Niedokończona, czyli przerwana, ale wciąż pozostająca w naszej pamięci i wyobraźni. Wydaje Ci się, że gdybyś z nim była, to byłabyś szczęśliwa, ale po pierwsze nawet wtedy ten układ na pewno nie był zdrowy, a co za tym idzie ani Tobie, ani jemu nie służył, a po drugie przecież nie wiesz jak by było, a to co sobie wyobrażasz, to Twoja idealistyczna wizja.
Krokus11 napisał/a:Naprawianie u Nas nie działało, wracało wszystko, po prostu nie nabraliśmy do sytuacji dystansu.
Dla mnie jest to wystarczający powód, by wreszcie uznać, że ten związek nie miał żadnej przyszłości.
Dwa lata to długo, moim zdaniem długo za długo. Niestety dopóki nie zamkniesz za sobą tego rozdziału, to nie masz szansy, aby w nowy wejść bez tego obciążenia.
biankax90 napisał/a:Myślę, że popadłaś w błędne koło. "Uczepiłaś" się tego faceta, bo jesteś samotna. A jesteś samotna, bo "uczepiłaś" się tego faceta.
Dokładnie tak samo to widzę. Obecnie wykazujesz objawy silnego, emocjonalnego uzależnienia, które kompletnie Cię blokuje i na domiar złego unieszczęśliwia.
Z tym emocjonalnym uzależnieniem to chyba jest prawda. Czuje się zblokowana totalnie. Wiem, ze bez odcięcia tego nie będę szczęśliwa, ale nie umiem tego zrobić. Myślę ze jest to związane z tym ze on był moja jedyna i prawdziwą miłością która zdarza się każdemu raz, po prostu mimo wszystko to była głęboka miłość. Teraz raczej będzie taka rozsądkowa
18 2020-09-10 02:53:03 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-09-10 10:24:36)
Z tym emocjonalnym uzależnieniem to chyba jest prawda. Czuje się zblokowana totalnie. Wiem, ze bez odcięcia tego nie będę szczęśliwa, ale nie umiem tego zrobić. Myślę ze jest to związane z tym ze on był moja jedyna i prawdziwą miłością która zdarza się każdemu raz, po prostu mimo wszystko to była głęboka miłość. Teraz raczej będzie taka rozsądkowa
Z jednej strony Cie rozumiem, z powodu ludzkiej tendecji do projekcji.
Ja kochalam mojego bylego od pierwszego zobaczenia i bede kochac go do konca zycia. Jednak zawsze, kazdego dnia, nie wazne czy przy rozstaniu czy po powrocie do siebie czy w kazdej sytuacji innej, ZAWSZE to uczucie sprawialo mi przyjemnosc i nigdy, ani razu nie sprawilo mi przykrosci.
U Ciebie jest inaczej, poniewaz Ty mowisz, ze sie meczysz i wasz zwiazek tez nie byl udany na 100%.
Jednak wydaje mi sie, ze jezeli bedziesz na chama walczyc ze swoimi uczuciami i wyobrazeniami to bedzie tylko gorzej. Sproboj sie pogodzic z tym, ze tak juz jest, ze tak sie czujesz. Byc moze jezeli powiesz sobie 'No coz, tak jest. Kocham kogos z kim nigdy nie bede i trudno. Takie zycie, bede sama i teskniaca, az umre' byc moze wtedy obudzi sie w Tobie jakis protest na ta sytuacje i znajdziesz sily by zmienic swoje podejscie.
Druga sprawa jest taka, ze Ty tak naprawde nie chcesz tego zmienic i stad nie wyjdziesz z tego poprzez wymuszenie na sobie i represje tych uczuc.
Musialabys to powoli rozplatac, rozwiazac. Moglabys, oczywiscie skonfrontowac wyobrazenie z rzeczywistoscia i zwyczajnie powiedziec mu, ze chcesz byc z nim i przeniesc fantazje na rzeczywistosc, a przy okazji zobaczylabys jak to pasuje ze soba. Moze przy rozmowie z nim okazaloby sie, ze nie chcesz tego jednak lub okazalby by sie inny? Byc moze on nie chcialby i to zakonczyloby Twoje problemy i mysli bo wiedzialabys, ze nie masz szans? Moze zeszlibyscie sie ze soba i ukladaloby sie wam dobrze? Moze zeszlibyscie sie i ukladaloby sie zle i wtedy wiedzialabys, ze jednak tego nie chcesz?
Wszystko to byloby dobrym rozwiazaniem bo popychaloby zycie do przodu.
Ty i tylko Ty musisz wiedziec czego chcesz od zycia. Masz tylko jedno zycie i powtorki nie bedzie. Czy chcesz zyc tak jak zyjesz teraz? Co bys zrobila jak gdybys miala umrzec za 2 miesiace?
Ja wiedzialam czego chce, dla mnie naturalnym bylo, ze skontaktuje sie z bylym skoro chcialam do niego wrocic. Wiedzialam, ze nie chce zgadywac co by bylo gdybym zrobila to czy tamto. I to byla najedna z najlepszych decyzji jakie kiedykolwiek podjelam.
Jednak to byla moja droga, moja historia i moj zwiazek. Rozumiesz? To Ty musisz wiedziec co chcesz zrobic i lepsza jest zawsze szczerosc ze soba, lepsza jest zla decyzja niz brak decyzji.
19 2020-09-10 04:11:28 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-09-10 10:26:17)
Z jednej strony Cie rozumiem, z powodu ludzkiej tendecji do projekcji.
Ja kochalam mojego bylego od pierwszego zobaczenia i bede kochac go do konca zycia. Jednak zawsze, kazdego dnia, nie wazne czy przy rozstaniu czy po powrocie do siebie czy w kazdej sytuacji innej, ZAWSZE to uczucie sprawialo mi przyjemnosc i nigdy, ani razu nie sprawilo mi przykrosci.
U Ciebie jest inaczej, poniewaz Ty mowisz, ze sie meczysz i wasz zwiazek tez nie byl udany na 100%.
Jednak wydaje mi sie, ze jezeli bedziesz na chama walczyc ze swoimi uczuciami i wyobrazeniami to bedzie tylko gorzej. Sproboj sie pogodzic z tym, ze tak juz jest, ze tak sie czujesz. Byc moze jezeli powiesz sobie 'No coz, tak jest. Kocham kogos z kim nigdy nie bede i trudno. Takie zycie, bede sama i teskniaca, az umre' byc moze wtedy obudzi sie w Tobie jakis protest na ta sytuacje i znajdziesz sily by zmienic swoje podejscie.
Druga sprawa jest taka, ze Ty tak naprawde nie chcesz tego zmienic i stad nie wyjdziesz z tego poprzez wymuszenie na sobie i represje tych uczuc.
Musialabys to powoli rozplatac, rozwiazac. Moglabys, oczywiscie skonfrontowac wyobrazenie z rzeczywistoscia i zwyczajnie powiedziec mu, ze chcesz byc z nim i przeniesc fantazje na rzeczywistosc, a przy okazji zobaczylabys jak to pasuje ze soba. Moze przy rozmowie z nim okazaloby sie, ze nie chcesz tego jednak lub okazalby by sie inny? Byc moze on nie chcialby i to zakonczyloby Twoje problemy i mysli bo wiedzialabys, ze nie masz szans? Moze zeszlibyscie sie ze soba i ukladaloby sie wam dobrze? Moze zeszlibyscie sie i ukladaloby sie zle i wtedy wiedzialabys, ze jednak tego nie chcesz?
Wszystko to byloby dobrym rozwiazaniem bo popychaloby zycie do przodu.Ty i tylko Ty musisz wiedziec czego chcesz od zycia. Masz tylko jedno zycie i powtorki nie bedzie. Czy chcesz zyc tak jak zyjesz teraz? Co bys zrobila jak gdybys miala umrzec za 2 miesiace?
Ja wiedzialam czego chce, dla mnie naturalnym bylo, ze skontaktuje sie z bylym skoro chcialam do niego wrocic. Wiedzialam, ze nie chce zgadywac co by bylo gdybym zrobila to czy tamto. I to byla najedna z najlepszych decyzji jakie kiedykolwiek podjelam.
Jednak to byla moja droga, moja historia i moj zwiazek. Rozumiesz? To Ty musisz wiedziec co chcesz zrobic i lepsza jest zawsze szczerosc ze soba, lepsza jest zla decyzja niz brak decyzji.
Z tą konfrontacją to niemożliwe, ponieważ ona już była i On wybrał tą drugą osobę, ponieważ tak jej obiecał a ode mnie się odciął, bo ja podjęłam wcześniej właśnie decyzję o zerwaniu. Mimo wszystko właśnie gdzieś głęboko tli się we mnie nadzieja i nie umiem jej zabić. Ilekroć próbuje urzeczywistnić to wszystko to jest ze mną źle. A te marzenia pozwalają mi jakoś normalnie w miarę żyć. Chyba muszę pogodzić się z tym jak jest, bo wyrywanie się z tego byłoby dla mnie ekstremalnie bolesne. Jest stabilnie oprócz tej tęsknoty, wcześniej było o wiele gorzej, więc i tak jest jakiś postęp. Brakuje mi wszystkiego. Jego przytulenia, rąk i słów. Jest to dla mnie sytuacja bez wyjścia
20 2020-09-10 04:14:46 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-09-10 10:26:49)
Z tą konfrontacją to niemożliwe, ponieważ ona już była i On wybrał tą drugą osobę, ponieważ tak jej obiecał a ode mnie się odciął, bo ja podjęłam wcześniej właśnie decyzję o zerwaniu. Mimo wszystko właśnie gdzieś głęboko tli się we mnie nadzieja i nie umiem jej zabić. Ilekroć próbuje urzeczywistnić to wszystko to jest ze mną źle. A te marzenia pozwalają mi jakoś normalnie w miarę żyć. Chyba muszę pogodzić się z tym jak jest, bo wyrywanie się z tego byłoby dla mnie ekstremalnie bolesne. Jest stabilnie oprócz tej tęsknoty, wcześniej było o wiele gorzej, więc i tak jest jakiś postęp. Brakuje mi wszystkiego. Jego przytulenia, rąk i słów. Jest to dla mnie sytuacja bez wyjścia
Skoro on juz wybral to wydaje mi sie, ze dobrym kursem jest pogodzic sie z tym jakie jest Twoje zycie.
Pogodzenie sie i poddanie sie (lepiej nie bedzie) przynosi ulge lub protest. Na obu mozna budowac cos nowego.
Znam taką sytuację, kiedy to facet po latach szarpania się w końcu odszedł do tej drugiej. Znajoma czekała na niego jakieś 10 lat, ostatecznie byli ze sobą blisko, pomimo że tamtej kobiety nigdy nie zostawił i fizyczna więź już między nimi nie zaistniała (chyba, bo tego na 100% pewna nie jestem). Tam jednak to on podjął decyzję, że odchodzi, tutaj podjęłaś ją Ty. Moim zdaniem dla Twoich emocji to jest zasadnicza różnica.
Dziś cały dzień w rozpaczy... Chyba juz się poddałam.
Dziś cały dzień w rozpaczy... Chyba juz się poddałam.
Po prostu musisz się pogodzić z tym jak jest. Nic innego nie zrobisz. Rozpaczanie nic Ci nie da.
24 2020-11-19 13:31:01 Ostatnio edytowany przez 07383857 (2020-11-19 13:31:41)
Pytania do Winter. Kween:
Czy podczas tego okresu rozstania Ty miałaś innego partnera?
Dlaczego związek po powrocie rozpadł się po raz drugi?
Olinka:
Życzę Ci powodzenia. Chyba pogodzenie się ze swoimi uczuciami jest najlepszym rozwiązaniem. Zresztą, one i tak tam będą. Mi to kiedyś zajęło 10 lat. Wydaje mi się że tylko nowa miłość może do końca zamknąć starą. Tylko trzeba uważać. Można nową miłość mieć na wyciągnięcie ręki a siedzi się tak mocno w przeszłości że tej nowej miłości się nie doceni aż jest za późno.
To jest jedno z najbardziej niezrozumiałych rzeczy w kwestiach związkowych lub pozwiązkowych. Ludzie się ciągle kłócą, żyjąc w wiecznym chaosie, nawzajem się raniąc, bo potrzeba tych skrajnych emocji wciąż jest niezaspokojona Po czasie jedno nie wytrzymuje i mówi "dość", podejmując decyzję po czym nagle się okazuje, że nie może przez tak długi czas(!) pozbierać się po rozstaniu.Tylko czy teraz ta osoba, której brakuje jest taka sama? Z pewnością nie..Czym jest chęć powrotu do relacji, gdzie człowiek nie czuł się komfortowo? Odchodzi się z różnych powodów, ale jeśli ktoś po tylu latach uparcie twierdzi, że nie może żyć bez "miłości" tej konkretnej osoby i zamyka się na dalsze możliwości, to ciężko to ogarnąć..
26 2020-11-19 22:12:12 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-11-19 22:13:16)
Pytania do Winter. Kween:
Czy podczas tego okresu rozstania Ty miałaś innego partnera?
Dlaczego związek po powrocie rozpadł się po raz drugi?
Olinka:
Życzę Ci powodzenia. Chyba pogodzenie się ze swoimi uczuciami jest najlepszym rozwiązaniem. Zresztą, one i tak tam będą. Mi to kiedyś zajęło 10 lat. Wydaje mi się że tylko nowa miłość może do końca zamknąć starą. Tylko trzeba uważać. Można nową miłość mieć na wyciągnięcie ręki a siedzi się tak mocno w przeszłości że tej nowej miłości się nie doceni aż jest za późno.
Nie, nikogo nie mialam i on tez nie.
Zwiazek sie nie rozpadl.
bagienni_k, uzaleznienie od czegos w relacji jest powodem. Nie zakonczony biznes, nie przepracowany problem jaki bym tam odgrywany. Dlatego tak ludzi ciagnie.
Przeżyłam coś podobnego kilkanaście lat temu i pewnie Cię nie pocieszę - to może trwać znacznie dłużej niż 2 lata.
Mi się wtedy nie udało niczego naprawić, a próbowałam.
Jeśli jednak widzę kogoś w podobnej sytuacji to doradzam próbowanie, chyba, że facet już żonaty, albo toksyczny i dlatego się posypało (z kobietami to samo). Lepiej żałować że nie wyszło, niż że nie podjęłaś żadnego działania.
Olinka:
Życzę Ci powodzenia. Chyba pogodzenie się ze swoimi uczuciami jest najlepszym rozwiązaniem. Zresztą, one i tak tam będą. Mi to kiedyś zajęło 10 lat. Wydaje mi się że tylko nowa miłość może do końca zamknąć starą. Tylko trzeba uważać. Można nową miłość mieć na wyciągnięcie ręki a siedzi się tak mocno w przeszłości że tej nowej miłości się nie doceni aż jest za późno.
Dziękuję, ale nie wiem czy przypadkiem nie nastąpiło jakieś nieporozumienie, bo nie pisałam o sobie, ale o mojej dobrej znajomej. Swego czasu byłyśmy ze sobą blisko, stąd znam tę sytuację bardzo dobrze i obserwowałam na bieżąco jak ją to emocjonalnie niszczyło. O skutkach zdrowotnych, jakie stres wywarł na jej ciało, nawet nie wspomnę, dość powiedzieć, że dziewczyna latem tego roku zmarła - w efekcie skutków, jakie wywołała choroba autoimmunologiczna. Choroba pojawiła się jakiś czas po odejściu męża, to odejście zresztą trwało relatywnie długo, a w dniu pogrzebu ten sam mąż wydawał się przeżywać prawdziwy dramat.
A może Twoje słowa nie były skierowane do mnie, a po prostu pomyliłeś nicki?
Zgadza się, pomyliłem nicki. Druga część postu była do Krokus11.
Olinka: to smutna historia którą opisałaś.
bagienni_k: niektórzy ludzie potrzebują skrajnych emocji. Tylko wtedy czują ze żyją. Myślę też że niektórzy ludzi podświadomie dążą do tego żeby cierpieć. Nie wiem co jest lepsze: żyć bez skrajności, czy też żyć w skrajnościach i móc chociaż raz na jakiś czas się prawdziwe nasycić, za co trzeba jednak zapłacić straszliwą cenę.
07383857 Osobiście jestem w życiu zwolennikiem UMIARKOWANYCH emocji, ale ogólnie w odniesieniu do życia. W relacjach z ludźmi, na tyle na ile mogę staram się być przewidywalny i doceniam stabilność, dlatego nie wyobrażam sobie, że dwoje ludzi może podświadomie dążyć do konfliktów. Być może wynika to z pewnych braków/nadmiarów w dzieciństwie.