Hej, zarejestrowałam się tutaj, ponieważ od jakiegoś czasu brakuje mi towarzystwa, nie mam zbytnio z kim porozmawiać o tym, co mnie trapi. Może tutaj znajdę kogoś, kto może ma podobnie i przez to mnie zrozumie.
Od ponad roku jestem mężatką i zaraz po ślubie przeprowadziłam się do rodzinnego domu mojego męża. Do tej pory mieszkał on z rodzicami i wujkiem, który porusza się na wózku inwalidzkim. Oni wszyscy na parterze, a on sam na piętrze domu. Siostry męża już dawno wyszły za mąż i wyprowadziły się stąd.
Odkąd była mowa o ślubie i dalszym wspólnym życiu i mieszkaniu , to ja utrzymywałam, że nigdy nie przyjdę do niego mieszkać. Przecież na wsi ja się nie odnajdę, nie dogadam się z jego rodziną, nie pasuję tutaj, nie chcę. Nie wyobrażałam sobie że miałabym dzielić kuchnię z teściową, a dodatkowo z wujkiem, który przesiaduje w kuchni przy piecu całymi dniami i instruuje wszystkich co i jak sobie mają zrobić.. upierałam się i wiele razy przez to się kłóciliśmy, nieraz nawet oddawałam pierścionek zaręczynowy i chciałam zrezygnować ze ślubu. Mój mąż tak walczył o mnie, że na piętrze przerobił jeden pokój na kuchnię, taką pełną, z kuchenką, zmywarką, lodówką, szafki, blat, stół... Dobra, wychodzi na to że kuchni nie muszę z nikim dzielić, spoko. Kupiliśmy nawet pralkę, żeby pranie też całkiem oddzielnie móc sobie robić (łazienka była na piętrze, bo mąż zrobił ją dawno, zanim się nawet poznaliśmy). No, można powiedzieć bajka.. mój mąż naprawdę bardzo się starał. Zrobił kuchnię, kupił sprzęty, wyremontował pokój, korytarz, klatkę schodową. Oprócz tego rok przed weselem zrobił od zera elewację całego domu, nie dość że z własnych pieniędzy to własnymi rękami (z pomocą paru kolegów). Już po slubie ocieplił jeszcze poddasze, bo była łysa blacha na dachu i od strychu ciągnęło zimno. Wszystko żeby nam się dobrze mieszkało, na początku tego roku zrobił też remont kolejnego pokoju, w którym urządziliśmy sypialnię. Ja bardzo doceniam to jego poświęcenie, bardzo jestem mu wdzięczna za to że polepsza nam warunki zycia. Wszystko fajnie, ale tak zainwestował w ten dom, wszystko porobił, a dom stoi na jego ojca, który jest alkoholikiem. Ojciec próbuje prowadzić gospodarstwo rolne, razem z żoną chowają krowy i mają kilkanaście h pola. Jak przychodzą sianokosy albo żniwa to okazuje się, że bez pomocy mojego męża się nie obejdzie. No i mąż bierze wolne w pracy, bo starszy nie pojedzie kombajnem, bo nie widzi, nie wsiądzie na ciągnik, bo często nie jest trzeźwy (mój mąż kupił mu nawet taki duży ciągnik co to więcej i szybciej można nim zrobić żeby mu było łatwiej). Nieraz tak było że pojechał w pole to mąż musiał zaraz po niego jechać, bo zepsuła mu się jakaś maszyna i nie może sobie poradzić żeby wrócić albo wjechał w coś i nie umie wyjechać... Nieraz trzeba go dosłownie przynieść do domu, bo gdzieś w stodole zapił. Nie dba o dom, o siebie ani tyle. Mama mojego męża jest trochę inna, ale nie znaczy to że umiem z nią rozmawiać. Niestety, brak wspólnych tematów.
Jeszcze do marca tego roku było jakoś, bo chodziłam do pracy, mało tu byłam. Z racji tego że do pracy mam 60km (w miejscowości z której pochodzę), to dużo czasu też szło na dojazdy, większość dnia byłam poza tym wszystkim co tu jest. W marcu zaczęłam chorobowe, półtora miesiąca później urodziłam córeczkę. Jestem
teraz na urlopie macierzyńskim i odchodzę od zmysłów.
Dzieciątko jest zdrowe, piękne i cudowne. Zajmuję się nim sama. Mój mąż chodzi do pracy i nie ma go cały dzień, często jak wraca wieczorem to idzie ogarnąć co jego ojciec namącił.. do nas czasem przychodzi dopiero koło 19-20. Jak nie idzie do pracy to pracuje na gospodarstwie rodziców i nadal całymi dniami się nie widzimy..
Wydawałoby się, że babcia w domu to pomoże przy dziecku. Nic bardziej mylnego. Niestety. Moi rodzice codziennie piszą, dzwonią, pytają się o wnusię, chcą rozmawiać przez Skype, jak nie to każą wysyłać sobie zdj wnuczki. A babcia która jest na miejscu widzi nas tylko jak wyjdziemy na podwórko i ona akurat idzie z obory albo w drugą stronę, coś tam zagada i idzie bo nie ma czasu. Czasem przyniesie nam jakiś obiad a tak to nie zagląda do nas w ogóle. Dziś chciała małą wziąć na ręce, a ja jej nie pozwoliłam, bo była w takich brudnych ubraniach że nie mogę... miała na sobie koszulkę, w której widzę ją od tygodnia...i po wyjściu ze stajni wcale się nie przebiera..chwali się że się myje raz na tydzień i wystarczy. Nie rozumiem tego.... Jak tak można żyć?! Obraziła się i poszła. No cóż.....
Odkąd tu mieszkam moje kontakty z koleżankami uległy ograniczeniu. Odkąd mam dziecko jest z tymi kontaktami jeszcze gorzej. A chyba właśnie teraz jeszcze bardziej potrzebuję innych ludzi.
Jest mi ciężko, czasem czuję się jak samotna matka, w dodatku w takim otoczeniu... Wszystkie moje obawy sprzed ślubu o mieszkaniu tutaj się sprawdziły. Miałam rację, ale zrobiłam tak jak chciał mój mąż, bo tak bardzo go kocham. Mimo tego nie ma dnia, żebym nie myślała o wyprowadzce. Często w nocy, gdy wstaję do dziecka, potem nie mogę zasnąć i myśli się kotłują. W internecie szukam ogłoszeń o mieszkaniach do wynajęcia... Tak, chcę stąd uciekać.
O wielu rzeczach nie napisałam, o awanturach na parterze do późnych godzin nocnych, o wyzwiskach które na swój temat słyszałam, o szeptach na temat mojej rodziny, o pytaniach gdzie jadę, po co jadę, gdy gdzieś jadę, o wyznaczaniu godzin na pranie (!)..
Czuję, że to wszystko co opisałam jest ogromną częścią mojego obecnego życia, ma wpływ na mnie i niestety na moje dziecko również. Co gorsza bardzo źle wpływa to na moje małżeństwo. Z mężem bardzo dużo się kłócimy przez jego rodziców i tę ich gospodarkę.. Nie ma niestety na to sposobu.
Zamiast cieszyć się młodością (jeszcze kilka wiosen do trzydziestki mi brakuje), cieszyć się małżeństwem, macierzyństwem to wpadam coraz głębiej we frustracje, dołki i nie wiem, czy nie wraca depresja, z którą dobrych parę lat temu sobie poradziłam....
Dobra, koniec tej epopei żalów..
Powiedzcie, jakich Wy macie teściów? Kto z teściami mieszka? Jak się dogadujecie? I proszę, może ktoś ma złotą radę, powiedzcie, jak mam postąpić, żeby coś zmienić..