Witam
Nie szukam tutaj żadnych porad, ponieważ mam wiele wskazówek jak
odpuścić czy postarać się. Brakuje mi tylko rozmowy z ludźmi.
Mam 30 lat. Otóż po prawie 2 letnim związku zostawiła mnie kobieta.
Poznaliśmy się przypadkiem. Dała mi więcej, niż ktokolwiek w życiu.
Zainteresowanie, chęć spotkania, rozmowność, chęć spędzania czasu,
troskę, wspólne chwile i na żywo i na Skype, zaakceptowanie moich wad
w wyglądzie, nałogu, zrozumienie i wsparcie i ciepło.
Było super, mieliśmy podobne zainteresowania, choć każdy miewał też
własne. Była w trudnej sytuacji, szybko mi zaufała i opowiedziała o
tym, faktycznie naprawdę ciężka do strawienia ale bez wahania dałem
jej szansę. Wspierałem ją, jeździłem z nią na terapię. Dzięki niej i
mnie zaczął pojawiać się uśmiech na jej twarzy, była szczęśliwa. Nie
mogła też się ze mną rozstać na chwilę. Dzwoniliśmy do siebie, byliśmy
na Skype, starałem się bardzo, żebyśmy mogli się spotykać, następnie
udało nam się przyjeżdżać do siebie, zostaliśmy zaakceptowani przez
jej mamę i moich rodziców. Było super. Kilkudniowe wizyty, podróże,
wspólne obowiązki, wspólne chwile, randki, kino, rower, nawet odważyła
się na jezioro. Była rocznica, miesięcznice sobie robiliśmy,
urządzaliśmy urodziny. Zanim ją poznałem tylko raz w podstawówce
urządziłem sobie jakiekolwiek. Nie powiem, bywały kłótnie o to, że
czasami wchodzi mi za bardzo na głowę ale się godziliśmy ze sobą i
staraliśmy oboje.
Do tego roku. 25 września minąłby nasz kolejny rok ale spędzę go
pewnie sam. Na początku roku, tuż przed moimi urodzinami zaczęło się
wszystko psuć, wybuchł korona. Ona się rozleniwiła, nie miała ochoty
spędzać ze mną czasu jak to robiliśmy wcześniej gdy nie mogliśmy się
widywać. Odkąd pokazałem jej jeden kanał na You**be z taką samą
tematyką jaką lubimy, ona się uzależniła. Fani założyli taki swój
kanał na jednej z platform, ona regularnie tam wchodzi i od wieczora
całe noce tam siedzi. Robi z tą grupką to samo, co ze mną wcześniej.
Zostałem na ostatnim miejscu. Wcześniej zaczęła sobie przy mnie palić,
nie przeszkadzało mi to. Ona miała swoje marzenie, które spełniłem, ja
swoje które spełniła ona ale przestała chyba pod koniec tamtego roku.
Do tego stała się oschła, uczucia wygasły, troski brak. Wszystko co
było - znikało w ciągu ostatnich miesięcy, aż w końcu mnie zostawiła.
Moim zdaniem przejadła się tym, co mieliśmy, ja jeszcze ślepy
dodatkowo się starałem przez ostatni czas i walczyłem, żeby wszystko
wróciło. Jej zdaniem tylko z powodu tego, że nie mogę znaleźć wreszcie
pracy. Gdy już ją znajdę, może do mnie wróci, może nie ale nie będzie
tak jak dawniej, rzekła ponieważ się zmieniła. Nie chciała być już
tamtą osobą. Czyli super fajną, uroczą, chętną do wspólnych chwil,
zaangażowaną. Dla niej teraz się liczy tylko jej prawo jazdy i
niedługo studia, no i grupka z którą siedzi całe noce.
Dodam, że na początku były takie momenty, że bardzo chciała zbliżenia.
Było kilka prób, bolało ją. Próbowaliśmy na kilka sposóbów. Ale z
czasem nie chciała nawet ręką. Na usta trudno ją było namówić. Udało
się ale nie, to źle, tamto źle. Dla niej seks z penetracją jest
przesadzony, jak zrozumiałem. Chciała szukać książek studenckich jak
to poprawnie robić. Chciała ale zrezygnowała. Zaczęła brać dla nas
tabletki, czułem przez chwilę coś pięknego ale przez kilka sekund. W
końcu sam zacząłem sobie dochodzić a zasypiałem z cichym płaczem w
tle.
Skrzywdziła mnie i to bardzo przez te pół roku. Czuję się wykorzystany
i olany na amen. Oboje winni być możemy, nienienawidzę jej. Nadal mam
ją w swoim sercu. Po prostu się pogubiła, może ktoś z rodziny, kto ją
krzywdził wpłynął jakąś na nią. Nie wiem.
Zacząłem więcej palić, popijam choć nie codziennie i nie dużo,
wróciłem do moich pasji i zaległości związanych z nimi, wychodzę
czasami na rower. Czuję trochę wolność ale życie samemu to nie życie.
Zależy mi strasznie ale muszę to jakoś przeczekać. Chodzę czasami też
do znajomego. Od tamtej chwili mam rękę w majtkach przynajmniej 2x na
wieczór. Nie sypiam, zasypiam głównie o 3:00 nad ranem. Poprosiła mnie
raz, żebym został do końca (do rana) live. Zrobiłem to mimo tego, że
oboje wiemy, że potem muszę walczyć z przestawieniem trybu snu. Jedyne
rozwiązanie to całą noc i cały dzień nie spać. Inaczej u mnie nie
działa. No i te myśli mnie dręczą. Czasami płaczę, czasami nie. Weekendy, a głównie niedziele to dla mnie koszmar. Nie ma się do kogo odezwać, nie chce mi się niczym zająć, zżeram sam siebie jak kwas.
Wiem, co muszę robić, co polepszyć w sobie, jak się rozwijać gdyby
ktoś nie doczytał. Miło by było jednak porozmawiać..
Przepraszam, że aż tyle napisałem
Pozdrawiam i dziękuję