Mam 5 miesięczne dziecko i ostatnio coraz czesciej spotyka mnie żenująca sytuacja w ktorej nie wiem jak się zachować. Podczas spotkań rodzinnych dziecko jest w centrum zainteresowania, kazdy go zabawia, nosi ale po kilku godzinach córka juz jest zmęczona, głodna, albo po prostu chce sie przytulic do mamy co pokazuje glosnym placzem, minka w podkówkę i wyciaganiem raczek w moim kierunku. Kazdy widzac taka sytuacje od razu oddaje mi dziecko - kazdy oprocz teściowej. Ona zabiera mi corke i wychodzi z pokoju a mała jeszcze bardziej płacze. Nawet jeśli wyciagam rece zeby przejac od niej dziecko, ta po prostu idzie w druga stronę. Ostatnio bawila sie z małą na podłodze, trzymala na kolanach i pokazywala zabawki, corka byla bardzo marudna wiec usiadłam kolo nich, pomyslalam ze jak mnie zobaczy to bedzie spokojniejsza, ale jak tylko mnie zobaczyła to zaczela wyciagac raczki w moja strone i płakać, a teściowa raz dwa pozbierała sie z nia z podlogi i uciekla do przedpokoju... W takich sytuacjach nie wiem jak sie zachowac, nie będę przecież jej gonic. Nie rozumiem takiego postępowania, gdzie widzac malutkie placzace dziecko ktore ewidentnie chce do mamy ktos je od niej jeszcze zabiera. Rozmawialam z mezem aby zareagowal, w koncu to jego mama wiec bedzie mu swobodniej zwrocic jej uwage ale on ja broni ze przeciez ona na pewno nie chce zle. Z jednej strony czuje sie niekomfortowo, z teściowa nie mam jakis super relacji i niezrecznie mi jej zwracac uwagę, a z drugiej widzac placzace dziecko i nie reagujac stanowczo zeby mi ja oddala, czuje ze córkę zawodze.
Moze ktos byl w podobnej sytuacji?
Mam 5 miesięczne dziecko i ostatnio coraz czesciej spotyka mnie żenująca sytuacja w ktorej nie wiem jak się zachować. Podczas spotkań rodzinnych dziecko jest w centrum zainteresowania, kazdy go zabawia, nosi ale po kilku godzinach córka juz jest zmęczona, głodna, albo po prostu chce sie przytulic do mamy co pokazuje glosnym placzem, minka w podkówkę i wyciaganiem raczek w moim kierunku. Kazdy widzac taka sytuacje od razu oddaje mi dziecko - kazdy oprocz teściowej. Ona zabiera mi corke i wychodzi z pokoju a mała jeszcze bardziej płacze. Nawet jeśli wyciagam rece zeby przejac od niej dziecko, ta po prostu idzie w druga stronę. Ostatnio bawila sie z małą na podłodze, trzymala na kolanach i pokazywala zabawki, corka byla bardzo marudna wiec usiadłam kolo nich, pomyslalam ze jak mnie zobaczy to bedzie spokojniejsza, ale jak tylko mnie zobaczyła to zaczela wyciagac raczki w moja strone i płakać, a teściowa raz dwa pozbierała sie z nia z podlogi i uciekla do przedpokoju... W takich sytuacjach nie wiem jak sie zachowac, nie będę przecież jej gonic. Nie rozumiem takiego postępowania, gdzie widzac malutkie placzace dziecko ktore ewidentnie chce do mamy ktos je od niej jeszcze zabiera. Rozmawialam z mezem aby zareagowal, w koncu to jego mama wiec bedzie mu swobodniej zwrocic jej uwage ale on ja broni ze przeciez ona na pewno nie chce zle. Z jednej strony czuje sie niekomfortowo, z teściowa nie mam jakis super relacji i niezrecznie mi jej zwracac uwagę, a z drugiej widzac placzace dziecko i nie reagujac stanowczo zeby mi ja oddala, czuje ze córkę zawodze.
Moze ktos byl w podobnej sytuacji?
Taki problem dotyczy wielu osób. Niezależnie od tego jak niezręczna jest ta sytuacja, to ty jesteś odpowiedzialna za swoje dziecko. Skoro teściowa tego nie rozumie, musisz być bardziej asertywna.
Przy tym, mimo iż małe dziecko to atrakcja, twoje dziecko to nie zabawka. Nie może być tak, że cała rodzina się nim bawi jak pluszakiem. Nadmiar bodźców jest dla dziecka wręcz szkodliwy, dlatego unikaj udostępniania go do zabawy. Skoro teściowa zachowuje się jak dziecko, to nie pozwalaj jej na wyłączną zabawę. Albo razem, albo wcale. To ty i twój mąż jesteście rodzicami i to wy macie się waszym dzieckiem opiekować i dbać o jego bezpieczeństwo i komfort.
Mam 5 miesięczne dziecko i ostatnio coraz czesciej spotyka mnie żenująca sytuacja w ktorej nie wiem jak się zachować. Podczas spotkań rodzinnych dziecko jest w centrum zainteresowania, kazdy go zabawia, nosi ale po kilku godzinach córka juz jest zmęczona, głodna, albo po prostu chce sie przytulic do mamy co pokazuje glosnym placzem, minka w podkówkę i wyciaganiem raczek w moim kierunku. Kazdy widzac taka sytuacje od razu oddaje mi dziecko - kazdy oprocz teściowej. Ona zabiera mi corke i wychodzi z pokoju a mała jeszcze bardziej płacze. Nawet jeśli wyciagam rece zeby przejac od niej dziecko, ta po prostu idzie w druga stronę. Ostatnio bawila sie z małą na podłodze, trzymala na kolanach i pokazywala zabawki, corka byla bardzo marudna wiec usiadłam kolo nich, pomyslalam ze jak mnie zobaczy to bedzie spokojniejsza, ale jak tylko mnie zobaczyła to zaczela wyciagac raczki w moja strone i płakać, a teściowa raz dwa pozbierała sie z nia z podlogi i uciekla do przedpokoju... W takich sytuacjach nie wiem jak sie zachowac, nie będę przecież jej gonic. Nie rozumiem takiego postępowania, gdzie widzac malutkie placzace dziecko ktore ewidentnie chce do mamy ktos je od niej jeszcze zabiera. Rozmawialam z mezem aby zareagowal, w koncu to jego mama wiec bedzie mu swobodniej zwrocic jej uwage ale on ja broni ze przeciez ona na pewno nie chce zle. Z jednej strony czuje sie niekomfortowo, z teściowa nie mam jakis super relacji i niezrecznie mi jej zwracac uwagę, a z drugiej widzac placzace dziecko i nie reagujac stanowczo zeby mi ja oddala, czuje ze córkę zawodze.
Moze ktos byl w podobnej sytuacji?
Następnym razem stanowczo powiedz „proszę natychmiast oddać mi dziecko”. To powinno wystarczyć. Jeśli nie, to teściowa ewidentnie ma coś z głową i ja bym ograniczyła wizyty z dzieckiem.
Ech, powiedzialabym chyba, ze mamo, daj mi ją jednak, bo w takim stanie rozdrażnionym tylko przy mnie sie uspokaja.
A mala jest rozdrażniona nie z powodu babci, tylko tych kilku innych osób, ktore chcą się dzieckiem pobawić. I to im trzeba ograniczyć kontakty, nie babci.
Po co Ci robienie kwasu z tesciową?
Jak rzadko widuje małą, przyprowadzaj ją częsciej, idz z mezem do kina
Ech, powiedzialabym chyba, ze mamo, daj mi ją jednak, bo w takim stanie rozdrażnionym tylko przy mnie sie uspokaja.
A mala jest rozdrażniona nie z powodu babci, tylko tych kilku innych osób, ktore chcą się dzieckiem pobawić. I to im trzeba ograniczyć kontakty, nie babci.
Po co Ci robienie kwasu z tesciową?
Jak rzadko widuje małą, przyprowadzaj ją częsciej, idz z mezem do kina
Jakie przyprowadzaj? Jakie do kina? Dziecko ma pięć miesięcy i podstawowe potrzeby w tym wieku to jedzenie, spanie i mama. Babcia jest tylko dodatkiem i to mocno niekoniecznym.
Wyobraź sobie Lagrange, ze mam dwoje dzieci i mialam tesciową
Zajmowala sie czasem moją córką w tym wieku. Twoja żona wykluczala Twoją matkę?
Dziwne. Poza tym po 5 miesiacach w domu wyjscie na 2 godziny gdzies z męzem wcale by im żle bie zrobilo.
Normalnie zachowującej się osoby nikt by nie wykluczał. A tu mamy do czynienia z kobietą, która ucieka z płaczącym dzieckiem do drugiego pokoju, zamiast oddać je w ramiona matki.
Myślę, że teściowa autorki chce w ten sposób udowodnić, że potrafi się dzieckiem opiekować na równi lub lepiej niż matka.
Ogólnie strasznie denerwują mnie takie zachowania i wcale nie dziwię się autorce, że tego nie akceptuje.
Oczywiście idealnie by było aby to mąż zwrócił uwagę teściowej, ale skoro autorka nie może liczyć na jego wsparcie powinna stanowczo sama zareagować.
9 2020-08-03 18:21:36 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-08-03 18:22:32)
Nie rozumiem ani autorki wątku, ani jej męża, ani teściowej/matki.
Autorki, bo zamiast teściowej powiedzieć spokojnie (choćby tekst zaproponowany prze Elę210), by ta oddała dziecko, siedzi i biernie patrzy na to, że córce wyraźnie się takie zachowania nie podobają i potrzebuje czegoś, czego teściowa nie jest w stanie jej dać. Zamiast tego denerwuje się (a dzieci są doskonałymi barometrami wyczuwającymi zmianę nastroju matki/ojca) i po fakcie prosi męża, by to on odezwał się.
Jej męża, bo zamiast zareagować, gdy jego matka ucieka z płaczącym dzieckiem, dołącza do żony i razem przyglądają się temu, jak dziecko skapituluje, później zaś argumentuje, że jego matka nie chce źle dla dziecka.
Teściowej, która ignoruje potrzeby wnuczki, chcąc zaspokoić własne.
Najtrudniej w tej rodzinie ma niemowlę, które głośno informuje świat o tym, co mu nie pasuje, ale w otoczeniu nie ma ani jednego przytomnego dorosłego. Jeszcze trochę i nauczy się być cicho, nauczy się, że jego potrzeby nie są istotne i samo będzie je ignorowało.
Wyjscie z płaczącym dzieckiem z pokoju gdzie jest gwarne towarzystwo nie nazywalabym uciekaniem z dzieckiem.
W takiej sytuacji maluch potrzebuje ciszy i może piersi,
Jak czytam takie tematy to myślę, szcześliwi ludzie, ktorzy dokladają sobie bzdurnych problemów..
Wyjście z gwarnego pokoju jest dobrym rozwiązaniem, może nie najlepiej, by osobą, która z płaczącym dzieckiem wychodzi jest jego babcia, która uspokoić go nie umie/potrafi/może; kiepskie jest to, iż teściowa ignoruje gest/gesty synowej. Jeśli zaś niemowlę potrzebuje piersi, to teściowa odpowiednią osobą nie jest.
Miałem takie sytuacje. Przy pierwszej córce. Teściowa zbytnio się "spoufalała" do niej. Rozumiałem, że może ją kochać, bo w końcu pierwsza wnuczka, ale jej zachowanie, gesty i mowa typu "moja córeczka" i odmowy oddania dziecka, bo to kobieta z gatunku "ja wiem lepiej" i na siłę próbująca uspokoić dziecko, zaczęły mnie mocno drażnić. Miarka się przebrała, gdy młoda wydzierała się wniebogłosy, była mocno niespokojna, a ta ciągle odmawiała mi jej oddania. Żona w tym czasie odsypiała nieprzespaną noc. Niemalże wyrwałem córkę z objęć teściowej, poszedłem do drugiego pokoju i od razu wiedziałem, że muszę jej pomasować brzuszek. Uspokoiła się momentalnie. Żona obudziła się i przejęła małą.
Poszedłem do teściowej i w dosadnych słowach powiedziałem, co myślę o jej zachowaniu. Że sobie nie życzę.
Wkurzyła się oczywiście, ale potem przeprosiła i przyznała rację. Za bardzo sobie wkręciła schemat, że to jest też jej dziecko i że będzie trzecim rodzicem.
Widocznie bardzo do serca wziąłem sobie słowa położnej: to jest Wasze dziecko, nie słuchajcie babć, teściowych, matek. Wy decydujecie o swoim dziecku i wy najlepiej będziecie wiedzieć, co jest dla niego dobre.
Do tej pory, jakiekolwiek głupie lub dziwne pomysły teściowej na moje dzieci ucinam krótko: nie, nie pozwalam, my decydujemy.
Wyjscie z płaczącym dzieckiem z pokoju gdzie jest gwarne towarzystwo nie nazywalabym uciekaniem z dzieckiem.
W takiej sytuacji maluch potrzebuje ciszy i może piersi,
Jak czytam takie tematy to myślę, szcześliwi ludzie, ktorzy dokladają sobie bzdurnych problemów..
Tak, ciszy i piersi, ale od mamy, nie teściowej.
Jeśli dziecko płacze i wyciąga rączki w kierunku mamy, to chyba nie ma wątpliwości, i złudzeń, czego w danej chwili potrzebuje...
(...) jakiekolwiek głupie lub dziwne pomysły teściowej na moje dzieci ucinam krótko: nie, nie pozwalam, my decydujemy.
I o to chodzi.
To rodzice, nie babcie/dziadkowie/ciocie/wujkowie, wychowują dziecko. To oni podejmują decyzje tyczące dziecka. Inni, w tym najbardziej zakochane we wnukach babcie/dziadkowie, mogą pomagać, ale zgodnie z wolą rodziców. Jeśli babcie/dziadkowie mają inne pomysły mogą (ale nie muszą) się nimi dzielić, podpowiadać, ale absolutnie nie wolno im narzucać swego punktu widzenia. To, że wychowali swe dzieci nie oznacza, iż mają patent na "rację"
15 2020-08-03 20:56:03 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-08-03 21:13:13)
Miałem takie sytuacje. Przy pierwszej córce. Teściowa zbytnio się "spoufalała" do niej. Rozumiałem, że może ją kochać, bo w końcu pierwsza wnuczka, ale jej zachowanie, gesty i mowa typu "moja córeczka" i odmowy oddania dziecka, bo to kobieta z gatunku "ja wiem lepiej" i na siłę próbująca uspokoić dziecko, zaczęły mnie mocno drażnić. Miarka się przebrała, gdy młoda wydzierała się wniebogłosy, była mocno niespokojna, a ta ciągle odmawiała mi jej oddania. Żona w tym czasie odsypiała nieprzespaną noc. Niemalże wyrwałem córkę z objęć teściowej, poszedłem do drugiego pokoju i od razu wiedziałem, że muszę jej pomasować brzuszek. Uspokoiła się momentalnie. Żona obudziła się i przejęła małą.
Poszedłem do teściowej i w dosadnych słowach powiedziałem, co myślę o jej zachowaniu. Że sobie nie życzę.
Wkurzyła się oczywiście, ale potem przeprosiła i przyznała rację. Za bardzo sobie wkręciła schemat, że to jest też jej dziecko i że będzie trzecim rodzicem.
Widocznie bardzo do serca wziąłem sobie słowa położnej: to jest Wasze dziecko, nie słuchajcie babć, teściowych, matek. Wy decydujecie o swoim dziecku i wy najlepiej będziecie wiedzieć, co jest dla niego dobre.Do tej pory, jakiekolwiek głupie lub dziwne pomysły teściowej na moje dzieci ucinam krótko: nie, nie pozwalam, my decydujemy.
osobiste wycieczki + off-top
Nadal uwazam, ze problem do rozwiazania i niekoniecznie to zla tesciowa go zaognia, moze tez to być nabuzowana hormonami mloda mama.
16 2020-08-03 21:44:19 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-08-03 21:50:34)
off-top
Znam wiele opowieści, które potwierdzają, że nie należy słuchać się babć i rodziców. Z prostego bo powodu. Czasy się zmieniają, wychowanie również. Nasi rodzice wychowywali nas w innych warunkach, były inne szkoły rodzenia. 20-30 lata później jest inne podejście. Przykładowo teściowa uznała za fanaberię montowanie w łóżeczku monitora oddechu, a dla nas był to jakiś komfort w nocy. A fanaberia, bo za jej czasów takich nie było.
Najlepsze podejście mają dziadkowie: no fajny dzieciak, ale Ty się nim zajmuj. Ja najwyżej Ci tylko przypilnuję.
Dziękuje wszystkim za odpowiedzi. Generalnie dziecko lubi towarzystwo i chetnie sie bawi z innymi gdy jestem w poblizu, jednak po dłuższym czasie po prostu potrzebuje bliskosci ze mna. Czasami zostawiam corke pod opieka tesciowej, jesli potrzebuje cos pilnie załatwić i wcale nie ograniczam jej kontaktu z wnuczka. Na pewno nie zostawilabym z nia tak malego dziecka jesli nie musialabym, nie mam do niej pelnego zaufania po tym jak chciala 3miesieczne dziecko oblozyc poduszkami zeby siedziało i po kilku innych sytuacjach. Dlatego wole żeby spędzała z nia czas gdy jestem w poblizu. Pewnie macie rację ze ona chce być wazna i pokazac mi ze tez potrafi sie nia zajac i uspokoic, o tym nie pomyslalam. Czasami odbierałam to jako strach przed tym ze zabiorę małą do karmienia i juz jej nie oddam a ona nie bedzie mogła sie nia nacieszyc. Chociaz kiedyś mialam sytuacje że chcialam wziac mala do karmienia, a ona odwrocila sie do mnie plecami zebym jej nie zabrala. To nie jest tak ze szaleją mi hormony i najchetniej mala zamknęłabym w klatce - nic z tych rzeczy, na wiele jej zachowan przymykam oko. Jej ucieczka z dzieckiem wcale tez nie jest chronieniem przed halasem bo czesto robi tak nawet jesli jestesmy w domu tylko my i teściowie. Ostatniej sytuacji maz nie widzial bo siedział tyłem uslyszal tylko placz dziecka. Ja powiedziałam ze ja wezmę po czym wyciągnęłam rece do małej a tesciowa rzucila sie do ucieczki. Dla mnie to naprawdę jest bardzo dziwne zachowanie, nie potrafię zrozumiec co ona ma w glowie ze tak robi. Mała jak chce do mnie to nawet mąż nie jest w stanie ja uspokoic. Wiem ze problem jest do rozwiazania, tylko nie wiedzialam co mam zrobić bo gdy mowie ze ja wezmę od niej, nie działa a wrecz prowokuje do ucieczki. Nawet jesli jakims jej dziwnym tokiem rozumowania chce dobrze to chyba dziecku babcia zabierająca go od mamy gdy tego potrzebuje, nie będzie kojarzyla z bezpieczeństwem. W takim razie będę musiała sie przełamać i tak jak piszecie, wyznaczyć twardo granice.
Dziękuje wszystkim za odpowiedzi. Generalnie dziecko lubi towarzystwo i chetnie sie bawi z innymi gdy jestem w poblizu, jednak po dłuższym czasie po prostu potrzebuje bliskosci ze mna. Czasami zostawiam corke pod opieka tesciowej, jesli potrzebuje cos pilnie załatwić i wcale nie ograniczam jej kontaktu z wnuczka. Na pewno nie zostawilabym z nia tak malego dziecka jesli nie musialabym, nie mam do niej pelnego zaufania po tym jak chciala 3miesieczne dziecko oblozyc poduszkami zeby siedziało i po kilku innych sytuacjach. Dlatego wole żeby spędzała z nia czas gdy jestem w poblizu. Pewnie macie rację ze ona chce być wazna i pokazac mi ze tez potrafi sie nia zajac i uspokoic, o tym nie pomyslalam. Czasami odbierałam to jako strach przed tym ze zabiorę małą do karmienia i juz jej nie oddam a ona nie bedzie mogła sie nia nacieszyc. Chociaz kiedyś mialam sytuacje że chcialam wziac mala do karmienia, a ona odwrocila sie do mnie plecami zebym jej nie zabrala. To nie jest tak ze szaleją mi hormony i najchetniej mala zamknęłabym w klatce - nic z tych rzeczy, na wiele jej zachowan przymykam oko. Jej ucieczka z dzieckiem wcale tez nie jest chronieniem przed halasem bo czesto robi tak nawet jesli jestesmy w domu tylko my i teściowie. Ostatniej sytuacji maz nie widzial bo siedział tyłem uslyszal tylko placz dziecka. Ja powiedziałam ze ja wezmę po czym wyciągnęłam rece do małej a tesciowa rzucila sie do ucieczki. Dla mnie to naprawdę jest bardzo dziwne zachowanie, nie potrafię zrozumiec co ona ma w glowie ze tak robi. Mała jak chce do mnie to nawet mąż nie jest w stanie ja uspokoic. Wiem ze problem jest do rozwiazania, tylko nie wiedzialam co mam zrobić bo gdy mowie ze ja wezmę od niej, nie działa a wrecz prowokuje do ucieczki. Nawet jesli jakims jej dziwnym tokiem rozumowania chce dobrze to chyba dziecku babcia zabierająca go od mamy gdy tego potrzebuje, nie będzie kojarzyla z bezpieczeństwem. W takim razie będę musiała sie przełamać i tak jak piszecie, wyznaczyć twardo granice.
Wiec nie masz latwo, ale mimo wszystko ukladalabym dyplomatycznie wszystko.
Moja byla juz tesciowa miala niestety za sobą epizody schozofreniczne i pobyty w szpitalu, szwagierka ją odizolowala, ale ja pozwolilam jej być babcią dla moich dzieci i byla dobrą babcią chociaz pokolenie temu byla inna szkola rodzicielska i tu tez mialysmy zatargi. Po latach w niektorych rzeczach przyznalabym jej rację.
Życzę znalezienia jakiejś sciezki wspolpracy. Moze podrzucić jakąś literaturę, kiedyś bylo tego mnóstwo w formie czasopism,
19 2020-08-03 22:21:46 Ostatnio edytowany przez martyna2010 (2020-08-03 22:24:15)
Dokladnie, ja sama sie przerazilam jak sluchalam rad mojej mamy i tesciowej, ale nie komentowalam bo zdaje sobie sprawę ze kiedys calkiem inaczej wychowywalo sie dzieci jednak co innego jak sobie pogadają i na tym sie skończy a co innego jak jakieś rady zaczynaja wprowadzać w zycie i wychowują moje dziecko po swojemu. Z monitorem oddechu tez nie mogli przezyc jak mogliśmy wydac tyle pieniędzy i po co usilnie kladli dziecko na poduszke, bo jak to tak można na plasko, mam nie nosic bo przyzwyczaje, jak placze to wymusza zeby wziac na rece i najlepiej zostawic zeby sie wyplakalo az zmeczone zaśnie. Corka szybko zaczęła zabkowac, jak miala niecałe 4 miesiace, to teściowa uznala ze w takim razie trzeba rozszerzać diete, a gdy powiedziałam ze dopiero od 6 miesiąca to potem przy każdej wizycie pytali z teściem czy juz coś próbowala i głupio zartowali ze "takiego bananka to pewnie chetnie by zjadła". Na glupie gadanie nie reagowałam, bo to nie szkodziło dziecku, a ja wychowywalam po swojemu. Ale jak juz dochodzi do takich sytuacji ktore wplywaja w jakimś stopniu na komfort córki to nie chce tego tak zostawiac dlatego sie Was poradzilam
Powiedzialabym do tesciowej, ze ma mi w tej chwili oddac dziecko.
Jak sobie wyobraze zeby moja tesciowa tak sie miala zachowac w stosunku do jednego z wnukow, szczegolnie tego, ktorego ma jej corka?
Haha, moja szwagierka by ja tak ochrzanila i wcale nie w milych slowach bo jest ostra jak brzytwa.
Chociaz tesciowej by do glowy cos takiego nie przyszlo bo ma za duzo szacunku do nas.
Ja bym powiedziała wprost i nie dawała jej dziecka, może się nauczy.
Mam 5 miesięczne dziecko i ostatnio coraz czesciej spotyka mnie żenująca sytuacja w ktorej nie wiem jak się zachować. Podczas spotkań rodzinnych dziecko jest w centrum zainteresowania, kazdy go zabawia, nosi ale po kilku godzinach córka juz jest zmęczona, głodna, albo po prostu chce sie przytulic do mamy co pokazuje glosnym placzem, minka w podkówkę i wyciaganiem raczek w moim kierunku. Kazdy widzac taka sytuacje od razu oddaje mi dziecko - kazdy oprocz teściowej. Ona zabiera mi corke i wychodzi z pokoju a mała jeszcze bardziej płacze. Nawet jeśli wyciagam rece zeby przejac od niej dziecko, ta po prostu idzie w druga stronę. Ostatnio bawila sie z małą na podłodze, trzymala na kolanach i pokazywala zabawki, corka byla bardzo marudna wiec usiadłam kolo nich, pomyslalam ze jak mnie zobaczy to bedzie spokojniejsza, ale jak tylko mnie zobaczyła to zaczela wyciagac raczki w moja strone i płakać, a teściowa raz dwa pozbierała sie z nia z podlogi i uciekla do przedpokoju... W takich sytuacjach nie wiem jak sie zachowac, nie będę przecież jej gonic. Nie rozumiem takiego postępowania, gdzie widzac malutkie placzace dziecko ktore ewidentnie chce do mamy ktos je od niej jeszcze zabiera. Rozmawialam z mezem aby zareagowal, w koncu to jego mama wiec bedzie mu swobodniej zwrocic jej uwage ale on ja broni ze przeciez ona na pewno nie chce zle. Z jednej strony czuje sie niekomfortowo, z teściowa nie mam jakis super relacji i niezrecznie mi jej zwracac uwagę, a z drugiej widzac placzace dziecko i nie reagujac stanowczo zeby mi ja oddala, czuje ze córkę zawodze.
Moze ktos byl w podobnej sytuacji?
Nie wiesz jak się zachować ?! To co z Ciebie za matka, która widzi dyskomfort dziecka i godzi się na nie, aby tylko nie urazić teściowej ?
Rozumiem, że większość z nas, kobiet tak jest wychowana - grzeczne, kulturalne, ugodowe - nawet kosztem siebie. Nie krytykuje takiej postawy bo sama taka byłam. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że dziecko płacze, wyciąga rączki do mamy a ona ( mama) nie reaguje, bo" jej nie wypada gonić za teściową".
Po co zwracasz się z tym do męża ? Skoro Ty, matka dziecka pozwalasz na zabawę własnym dzieckiem, maleńkim, i nic z tym nie robisz, to co się dziwić ojcu.
W żadnym razie nie chcę Cię pognębić. Chcę Tobą wstrząsnąć, że gdy w grę wchodzi zdrowie i spokój wlasnego dziecka, to nie możesz być bierna i musisz natychmiast reagować. Nie patrz na komfort, sprawianie przyjemności innym, dbaj o komfort własnego dziecka.
23 2020-08-05 23:22:50 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-08-06 05:55:27)
Skąd ja to znam. Moja teściowa też wielce najmądrzejsza, też często przymykałam oko, żeby było miło (nigdy gdy dziecko płakało, po prostu pozwalałam jej ględzić bzdety i sie do nich nie stosowałam). PRzy pierwszym dziecku oczywiście sie wtrącała, a ja grzecznie dziękowałam i robiłam po swojemu i był foch i obraza majestatu. Finalnie na prośby mojej mamy wyciągałam rękę do zgody, w sensie żeby teściowa utrzymywała kontakt z wnukiem, ale sie nie wtrącała, a ona za kazdym razem chciała przesuwać granice. "bo ja nie chce być taką babcią wydmuszką, bo dziadkowie też sa od wychowywania".
Przy drugim dziecku znowu zakopałyśmy topór wojenny, ale miarka się przebrała, jak na mnie naskoczyła, że telefonu od niej nie odbieram. No jasne bo może mam wyłączony głos bo jestem na spacerze z dwójką małych dzieci, z podwójnym wózkiem, z maluchem, który śpi, a drugi biega jak opętany i trzeba go pilnować.
Ona mnie znalazła na tym spacerze i na mnie naskoczyła. No i wtedy wybuchłam, tzn spokojnie jej powiedziałam, ze nie życze sobie takiego tonu i traktowania. A potem doszło do tego, ze ja od niej rad nie chcę no i jej wygarnęłam:
PRzepraszam, ale to jest śmieszne, autentycznie bawi mnie, jak osoba, która popełniła tyle błędów pielęgnacyjnych i wychowawczych wobec swojego dziecka, ma czelność mnie pouczać.
- no jakie popełniłam, jakie?
no i wygarnęłam o trzykrotnym odklejaniu napletka u lekarza u malucha, bo go nie myli, o olaniu tego, że nogę ciągnął za sobą, o utuczeniu mojego męża jak był niemowlakiem do 90centyla wagi, bo nie rozróżniała płaczu głodowego i karmiła dziecko co godzinę w nocy.
A finalnie dodałam, że wychowała syna na wulgaryzm, któremu powtarzali, że jestem zła i be i ojciec to miał tyle kobiet, po co syn ma się do jednej czytaj mnie od razu ograniczać No, no to się nie ograniczył, o czym tutaj pisałam kiedyś. (oczywiście samej zdrady jest winny tylko zdradzający, chodzi o fakt wychowywania w wierze "olej durną babę bo jest taka siaka owaka"- a widzieli mnie wtedy tylko na zdjęciu)
Tak czy siak dopiero teraz mam spokój, teściowa do mnie nie pisze, nie dzwoni, a dzieci widzi najczęściej raz w tygodniu, przy mężu, który non stop zwraca jej uwagę, jak robi coś źle.
Niestety ale czasami trzeba po prostu pokazać drugiej osobie, gdzie jej miejsce- w tym przypadku na pewno nie na równi z rodzicami. Jak bycie miłym, tłumaczenie nie daje skutku, trzeba wygarnąć i niestety czasami sprowadzić do parteru inaczej się nie da. Najwazniejsze to żeby oboje rodzice grali do jednej bramki, ojciec dziecka/ matka dziecka musi się też przeciwstawić swojej mamusi inaczej to nie ma sensu. No i tak jak pisałam najpierw rozmowa, prośby tłumaczenia, jak nie pomaga to dopiero wtedy wygarnięcie. Nie miej skrupułów dobro dziecka jest najważniejsze, pomyśl, że za jakiś czas dziecko będzie dużo rozumiało, a teściowa będzie podważała Twoje zdanie przy dziecku, wtedy już nie będzie co zbierać.
Przepraszam za prywatę, ale wydaje mi się, że najlepiej pokazywać na prawdziwych sytuacjach jak ludzie sobie radzą w takich relacjach.
Skąd ja to znam. Moja teściowa też wielce najmądrzejsza, też często przymykałam oko, żeby było miło (nigdy gdy dziecko płakało, po prostu pozwalałam jej ględzić bzdety i sie do nich nie stosowałam). PRzy pierwszym dziecku oczywiście sie wtrącała, a ja grzecznie dziękowałam i robiłam po swojemu i był foch i obraza majestatu. Finalnie na prośby mojej mamy wyciągałam rękę do zgody, w sensie żeby teściowa utrzymywała kontakt z wnukiem, ale sie nie wtrącała, a ona za kazdym razem chciała przesuwać granice. "bo ja nie chce być taką babcią wydmuszką, bo dziadkowie też sa od wychowywania".
Przy drugim dziecku znowu zakopałyśmy topór wojenny, ale miarka się przebrała, jak na mnie naskoczyła, że telefonu od niej nie odbieram. No jasne bo może mam wyłączony głos bo jestem na spacerze z dwójką małych dzieci, z podwójnym wózkiem, z maluchem, który śpi, a drugi biega jak opętany i trzeba go pilnować.
Ona mnie znalazła na tym spacerze i na mnie naskoczyła. No i wtedy wybuchłam, tzn spokojnie jej powiedziałam, ze nie życze sobie takiego tonu i traktowania. A potem doszło do tego, ze ja od niej rad nie chcę no i jej wygarnęłam:
PRzepraszam, ale to jest śmieszne, autentycznie bawi mnie, jak osoba, która popełniła tyle błędów pielęgnacyjnych i wychowawczych wobec swojego dziecka, ma czelność mnie pouczać.
- no jakie popełniłam, jakie?
no i wygarnęłam o trzykrotnym odklejaniu napletka u lekarza u malucha, bo go nie myli, o olaniu tego, że nogę ciągnął za sobą, o utuczeniu mojego męża jak był niemowlakiem do 90centyla wagi, bo nie rozróżniała płaczu głodowego i karmiła dziecko co godzinę w nocy.
A finalnie dodałam, że wychowała syna na wulgaryzm, któremu powtarzali, że jestem zła i be i ojciec to miał tyle kobiet, po co syn ma się do jednej czytaj mnie od razu ograniczać No, no to się nie ograniczył, o czym tutaj pisałam kiedyś. (oczywiście samej zdrady jest winny tylko zdradzający, chodzi o fakt wychowywania w wierze "olej durną babę bo jest taka siaka owaka"- a widzieli mnie wtedy tylko na zdjęciu)
Tak czy siak dopiero teraz mam spokój, teściowa do mnie nie pisze, nie dzwoni, a dzieci widzi najczęściej raz w tygodniu, przy mężu, który non stop zwraca jej uwagę, jak robi coś źle.Niestety ale czasami trzeba po prostu pokazać drugiej osobie, gdzie jej miejsce- w tym przypadku na pewno nie na równi z rodzicami. Jak bycie miłym, tłumaczenie nie daje skutku, trzeba wygarnąć i niestety czasami sprowadzić do parteru inaczej się nie da. Najwazniejsze to żeby oboje rodzice grali do jednej bramki, ojciec dziecka/ matka dziecka musi się też przeciwstawić swojej mamusi inaczej to nie ma sensu. No i tak jak pisałam najpierw rozmowa, prośby tłumaczenia, jak nie pomaga to dopiero wtedy wygarnięcie. Nie miej skrupułów dobro dziecka jest najważniejsze, pomyśl, że za jakiś czas dziecko będzie dużo rozumiało, a teściowa będzie podważała Twoje zdanie przy dziecku, wtedy już nie będzie co zbierać.
Przepraszam za prywatę, ale wydaje mi się, że najlepiej pokazywać na prawdziwych sytuacjach jak ludzie sobie radzą w takich relacjach.
Powiedzialas jej prawde o niej samej. Nie wiem czemu to jest odbierane za wielki atak, chyba, ze ktos jest ogromnym hipokryta.
Caly problem jest, ze otoczenie jeszcze wspomaga takich ludzi bo przeciez trzeba byc milutkim do mamusi, babusi czy tesciowej.
Jezeli cos moze byc zniszczone przez prawde to zasluguje na to by byc zniszczone przez prawde. Takie podejscie do relacji nie wymaga wyginania sie i gryzienia w jezyk.
Moim zdaniem zrobilas bardzo dobrze.
25 2020-08-06 09:03:24 Ostatnio edytowany przez Nirvanka87 (2020-08-06 09:04:43)
Nirvanka87 napisał/a:Skąd ja to znam. Moja teściowa też wielce najmądrzejsza, też często przymykałam oko, żeby było miło (nigdy gdy dziecko płakało, po prostu pozwalałam jej ględzić bzdety i sie do nich nie stosowałam). PRzy pierwszym dziecku oczywiście sie wtrącała, a ja grzecznie dziękowałam i robiłam po swojemu i był foch i obraza majestatu. Finalnie na prośby mojej mamy wyciągałam rękę do zgody, w sensie żeby teściowa utrzymywała kontakt z wnukiem, ale sie nie wtrącała, a ona za kazdym razem chciała przesuwać granice. "bo ja nie chce być taką babcią wydmuszką, bo dziadkowie też sa od wychowywania".
Przy drugim dziecku znowu zakopałyśmy topór wojenny, ale miarka się przebrała, jak na mnie naskoczyła, że telefonu od niej nie odbieram. No jasne bo może mam wyłączony głos bo jestem na spacerze z dwójką małych dzieci, z podwójnym wózkiem, z maluchem, który śpi, a drugi biega jak opętany i trzeba go pilnować.
Ona mnie znalazła na tym spacerze i na mnie naskoczyła. No i wtedy wybuchłam, tzn spokojnie jej powiedziałam, ze nie życze sobie takiego tonu i traktowania. A potem doszło do tego, ze ja od niej rad nie chcę no i jej wygarnęłam:
PRzepraszam, ale to jest śmieszne, autentycznie bawi mnie, jak osoba, która popełniła tyle błędów pielęgnacyjnych i wychowawczych wobec swojego dziecka, ma czelność mnie pouczać.
- no jakie popełniłam, jakie?
no i wygarnęłam o trzykrotnym odklejaniu napletka u lekarza u malucha, bo go nie myli, o olaniu tego, że nogę ciągnął za sobą, o utuczeniu mojego męża jak był niemowlakiem do 90centyla wagi, bo nie rozróżniała płaczu głodowego i karmiła dziecko co godzinę w nocy.
A finalnie dodałam, że wychowała syna na wulgaryzm, któremu powtarzali, że jestem zła i be i ojciec to miał tyle kobiet, po co syn ma się do jednej czytaj mnie od razu ograniczać No, no to się nie ograniczył, o czym tutaj pisałam kiedyś. (oczywiście samej zdrady jest winny tylko zdradzający, chodzi o fakt wychowywania w wierze "olej durną babę bo jest taka siaka owaka"- a widzieli mnie wtedy tylko na zdjęciu)
Tak czy siak dopiero teraz mam spokój, teściowa do mnie nie pisze, nie dzwoni, a dzieci widzi najczęściej raz w tygodniu, przy mężu, który non stop zwraca jej uwagę, jak robi coś źle.Niestety ale czasami trzeba po prostu pokazać drugiej osobie, gdzie jej miejsce- w tym przypadku na pewno nie na równi z rodzicami. Jak bycie miłym, tłumaczenie nie daje skutku, trzeba wygarnąć i niestety czasami sprowadzić do parteru inaczej się nie da. Najwazniejsze to żeby oboje rodzice grali do jednej bramki, ojciec dziecka/ matka dziecka musi się też przeciwstawić swojej mamusi inaczej to nie ma sensu. No i tak jak pisałam najpierw rozmowa, prośby tłumaczenia, jak nie pomaga to dopiero wtedy wygarnięcie. Nie miej skrupułów dobro dziecka jest najważniejsze, pomyśl, że za jakiś czas dziecko będzie dużo rozumiało, a teściowa będzie podważała Twoje zdanie przy dziecku, wtedy już nie będzie co zbierać.
Przepraszam za prywatę, ale wydaje mi się, że najlepiej pokazywać na prawdziwych sytuacjach jak ludzie sobie radzą w takich relacjach.
Powiedzialas jej prawde o niej samej. Nie wiem czemu to jest odbierane za wielki atak, chyba, ze ktos jest ogromnym hipokryta.
Caly problem jest, ze otoczenie jeszcze wspomaga takich ludzi bo przeciez trzeba byc milutkim do mamusi, babusi czy tesciowej.
Jezeli cos moze byc zniszczone przez prawde to zasluguje na to by byc zniszczone przez prawde. Takie podejscie do relacji nie wymaga wyginania sie i gryzienia w jezyk.Moim zdaniem zrobilas bardzo dobrze.
Dziękuję, ja naprawdę przez ponad 2 lata zaciskalam zęby i byłam miła, mimo krzyków na mnie i podważania mojego zadania. Myślałam, że zrozumie i się zmieni, niestety uważa się za najmądrzejsza, a teraz wielce pokrzywdzona. Trudno, to w niej jest problem. A moim zadaniem jako rodzica, jest zapewnienie dzieciom spokoju i bezpieczeństwa.
Przepraszam za wulgaryzm mogłam wygwiazdkowac. Było późno, nie pomyślałam.
26 2020-08-06 10:34:23 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-06 10:39:03)
Mimo, że temat mnie bezpośrednio nie dotyczy (w kwestii dzieci), to czuję się "strygerowana"
Może dlatego, że temat teściowej też akurat aktualnie u mnie na tapecie i mam trochę przemyśleń z tym związanych.
W kwestiach rodzinnych zaobserwowałam kilka postaw, które umiejscowiłabym na dwóch biegunach:
1) Jestem częścią rodziny i czuję potrzebę i obowiązek, aby dopasować się do zbiorowości (w tym przypadku rodziny). Ona daje mi wsparcie, a ja jej. Lepiej jest trzymać się razem, a w przypadkach konfliktów najlepiej wmiatać niektóre sprawy pod dywan i dążyć do harmonii (nawet sztucznej i upozorowanej) po to, żeby nie robić sobie kłopotów i nie wchodzić w niepotrzebne konflikty. Trzeba się dostosować nawet własnym kosztem, ponieważ rodzina jako grupa nie tylko bierze, ale i udziera wsparcia. Jestem częścią grupy.
2) Jestem przede wszystkim indywiduum, odpowiadam i decyduję przede wszystkim za siebie. Najwięcej energii uzyskuję przez realizowanie własnego planu życia, stąd chodzenie na lewe kompromisy nie leży w mojej naturze i osłabia mnie. Konflikty z innymi dyskutuję na bieżąco i niewiele obchodzi mnie, że wywołuję swoją postawą dyskomfort, a nawet spore zamieszanie czy oburzenie. Nie boję się wykluczenia z grupy, ponieważ wiem, że jestem w stanie doskonale poradzić sobie sama i nie potrzebuję wsparcia grupy. Jestem indywiduum.
Nie ukrywam, że należę zdecydowanie do 2. grupy i życie rodzinne nie ma dla mnie znaczenia większego niż relacje z pozostałymi, nawet przypadkowymi ludźmi. Nie uważam, że rodzina może sobie uzurpować jakieś "prawa", do mnie, do moich bliskich, mojego życia. Bo często czytam takie stwierdzenia: "rodzice mają prawo do owiedzin", "teściowie mają prawo widzieć wnuka" itp.
Ja się pytam - ludzie, jakie prawo? Nie istnieje takie prawo, albo istnieje ono tylko w tradycji i mylnych przekonaniach rodziny na temat tego, że dzieci/wnuki są jej własnością, którą ta rodzina może dowolnie dysponować "bo tak".
Dla mnie takie bycie wchłoniętą przez rodzinę oznacza ubezwłasnowolnienie, dlatego głośno protestuję. Ale czuję się w swojej postawie wyobcowana. Większość ludzi powtarza jak mantrę "argument": "Ale przecież to rodzina! Tak trzeba!". Ale trzeba, bo co? Ja rozumiem, że dla wielu ludzi życie jest łatwiejsze, gdy trzymających się z innymi razem.
Tylko trzeba rozważyć, jaka jest cena dostosowania się. W moim przypadku cena utraty wolności jest zbyt wysoka. Nie jestem w stanie kultywowoać tradycyjnego życia rodzinnego. Wybieram zatem wolność, a razem z nią wszelkie niedogodności związane z wyobcowaniem i byciem wytykaną palcami.
Autorko nie rozumiem Cię. Twoja teściowa to też twoja rodzina więc zamiast mówić mężowi że ma reagować rób to sama, a mąż niech Cię poprze. Ty jesteś matką i jak coś jest nie tak to nie możesz się bać zareagować. I nie ma znaczenia czy to twoja matka, teściowa czy ksiądz albo papież. A jak teściowa ma z tym problem to jest to jej problem. Ona może przytulić, zabawić ale matką jesteś Ty i ty decydujesz czy zabrać dziecko i np nakarmić i przytulić. Wasza relacja chyba nie jest zbyt zdrowa. Nie daj sobą pomiatać, pamiętaj założyliście nową rodzinę i to wy jesteście głowami tej rodziny. Teściowa miała dzieci i ona decydowała, nie macie po 14 lat więc decydujecie wy a nie wasi rodzice.
Może watro spytać teściową dlaczego tak postępuje? Porozmawiać.Może chce pokazać jaką jest dobrą babcią i potrafi uspokoić dziecko? Wtedy wytłumacz,że własnie jest babcią a ty mamą..Może ma jakieś dziwne obawy,że jak mała zacznie płakać to pójdziecie do domu? Wtedy wytłumaczyć,że przecież się spotykacie i zawsze ma okazje aby spędzić czas z małą. Ale póki nie spytasz to się nie dowiesz.
29 2020-08-06 22:19:49 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-06 22:21:40)
Może watro spytać teściową dlaczego tak postępuje? Porozmawiać.Może chce pokazać jaką jest dobrą babcią i potrafi uspokoić dziecko? Wtedy wytłumacz,że własnie jest babcią a ty mamą..Może ma jakieś dziwne obawy,że jak mała zacznie płakać to pójdziecie do domu? Wtedy wytłumaczyć,że przecież się spotykacie i zawsze ma okazje aby spędzić czas z małą. Ale póki nie spytasz to się nie dowiesz.
To takie... potulne rozwiązanie i według mnie: rzucanie pereł przed wieprze.
Teściowa nie ma 6. lat, żeby tłumaczyć jej takie sprawy. Jest dorosła i wie co robi. Choć rzeczywiście może nie do końca zdaje sobie sprawę, jak to wygląda z zewnątrz.
Nie wiem, ja bym chyba reagowała bezpośrednio i na gorąco: "A gdzie mama znowu ucieka z małą, proszę nie odwracać się do mnie plecami i podać mi dziecko, chcę ją nakarmić/uspokoić".
Czasem na chamskie zachowania trzeba reagować... po chamsku, a nie z podkulonym ogonem.
ines 32 napisał/a:Może watro spytać teściową dlaczego tak postępuje? Porozmawiać.Może chce pokazać jaką jest dobrą babcią i potrafi uspokoić dziecko? Wtedy wytłumacz,że własnie jest babcią a ty mamą..Może ma jakieś dziwne obawy,że jak mała zacznie płakać to pójdziecie do domu? Wtedy wytłumaczyć,że przecież się spotykacie i zawsze ma okazje aby spędzić czas z małą. Ale póki nie spytasz to się nie dowiesz.
To takie... potulne rozwiązanie i według mnie: rzucanie pereł przed wieprze.
Teściowa nie ma 6. lat, żeby tłumaczyć jej takie sprawy. Jest dorosła i wie co robi. Choć rzeczywiście może nie do końca zdaje sobie sprawę, jak to wygląda z zewnątrz.
Nie wiem, ja bym chyba reagowała bezpośrednio i na gorąco: "A gdzie mama znowu ucieka z małą, proszę nie odwracać się do mnie plecami i podać mi dziecko, chcę ją nakarmić/uspokoić".
Czasem na chamskie zachowania trzeba reagować... po chamsku, a nie z podkulonym ogonem.
W 100% popieram. Z moją teściową też nie da się po dobroci. Trzeba pewnie i prosto z mostu mówić o co chodzi i stawiać wyraźne granice.
31 2020-08-07 09:23:15 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-08-07 09:30:06)
(...) Trzeba pewnie i prosto z mostu mówić o co chodzi i stawiać wyraźne granice.
Ale ta zasada jest dobrą do stosowania dla wszystkich i wobec wszystkich.
Brak tzw. owijania w bawełnę, brak liczenia na to, iż druga osoba domyśli się, o co nam faktyczne chodzi (niby dlaczego ma wiedzieć, czego chcemy?), czyli mówienie wprost jest najlepszym sposobem przekazywania informacji i nie musi być ani ironiczne, ani chamskie, ani złośliwe. Im wcześniej powiemy jak chcemy być traktowani, albo jakie zasady mają być przestrzegane wobec naszego dziecka, tym lepiej. Gdy nie narosły pretensje, możemy informacje przekazać spokojnie, bez napięcia, dzięki czemu unikniemy i nieporozumień, i "kulturalnego", z zaciśniętymi zębami, wytrzymywania zachowań innych, i kolekcjonowania złości, nad którą kiedyś tam nie zapanujemy i ujawni się niczym nagła erupcja wulkanu w najmniej spodziewanych i sprzyjających okolicznościach, czego konsekwencją może być ochłodzenie i/lub zerwanie kontaktów.
32 2020-08-07 09:35:02 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-07 09:35:28)
W 100% popieram. Z moją teściową też nie da się po dobroci. Trzeba pewnie i prosto z mostu mówić o co chodzi i stawiać wyraźne granice.
Gorzej niestety, kiedy mąż mimo wszystko staje w obronie teściowej, albo ogólnie ma problemy z zaakceptowaniem konfliktów i jest zdania, że to żona je wywołuje, kiedy ona faktycznie staje w obronie własnej.
W moim związku mieliśmy ostatnio taką sytuację: pojechaliśmy do teściowej, żeby pomóc jej w pewnej sprawie. Nie było planowane ani omawiane nic innego, do tego śpieszyliśmy się, żeby pojechać do domu na kolację. Kiedy zrobiłiśmy co mieliśmy zrobić, teściowa zaczęła swoje: "Zostańcie jeszcze na chwilę!", na co ja odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie zostaniemy i że wsiadamy do auta i jedziemy. Co też zrobiliśmy.
Jednak burza rozpętała się po wszystkim, bo mąż zarzucił mi, że "nieludzko" (?) traktuję jego matkę i te 5 minut moglibyśmy przecież zostać. Strasznie mnie to rozsierdziło, bo zupełnie nie rozumiem, co zrobiłam nie tak - jeśli chcę czy muszę jechać to jadę, a na pogaduszki możemy się umówić w innym terminie. Podkreślam słowo "umówić się" - bo tu nie chodzi o to, że nie da się zostać dłużej, tylko o to, że teściowa często wymusza jakieś dłuższe rozstania albo spotkania.
Często mężowie mają nieodciętą pępowinę i stają w obronie swoich matek właśnie z takim idiotycznym argumentem, że "mama przecież nie chce źle". Tak też się stało w przypadku opisywanym przez autorkę. Więc jest ona w impasie, bo jak się postawi, to będzie miała przeciwko sobie wszystkich łącznie z mężem. Smutne, że panowie często sami z siebie nie są w stanie spojrzeć na sytuację obiektywnie, tylko wolą mieć święty spokój i chować głowę w piasek.
33 2020-08-07 10:25:06 Ostatnio edytowany przez Witek7 (2020-08-07 10:41:27)
Lovelynn - Musisz bardzo nie cierpieć swojej teściowej.
Też baaardzo nie lubię swojej teściowej, bo biorąc gradację nieszczęść w moim życiu zajmuje drugie miejsce. Mimo to to właśnie dla świętego spokoju zostałbym na tę cholerną kolację. W końcu jest matką mej ślubnej, zapewne kocha ją i chciałaby więcej spędzić czas.
Co do traktowania wnuków to jest przeciwieństwem teściowej Autorki wątku. Podchodziła do nich jak do jeża. Przykład - Kiedy przywieźliśmy pierwsze dziecko do domu po porodzie. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby wiedzieć w jakim stresie byliśmy. Okruszynka taka, tygodniowe coś, co nie wiadomo jak dotknąć. Przyszło do pierwsze kąpieli, a my zero doświadczenia. Akurat teściowa była, rozsiadła się na kanapie, patrząc na nas głupio komentowała typu - "żle robicie, hahaha, to nie tak, zaraz spadnie na podłogę, hahaha" itd. Aż nie wytrzymałem i wyprosiłem ją z pokoju. Pomóc nie pomogła.
NIGDY moim zamiarem nie było, aby wyręczać się teściową w myśl "nie licz na innych, licz na siebie"... Ale ten pierwszy raz?
Nazajutrz przyjechała przypadkowo teściowa brata ...i boże, daj jej wieczne zdrowie. Pokazała jak się kąpie taką okruszynkę. Bez wyśmiewania, bez nerwów, za to z uśmiechem i spokojem.
34 2020-08-07 11:07:39 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-07 11:08:21)
Lovelynn - Musisz bardzo nie cierpieć swojej teściowej.
Też baaardzo nie lubię swojej teściowej, bo biorąc gradację nieszczęść w moim życiu zajmuje drugie miejsce. Mimo to to właśnie dla świętego spokoju zostałbym na tę cholerną kolację. W końcu jest matką mej ślubnej, zapewne kocha ją i chciałaby więcej spędzić czas.
O, to, to, to, oto flagowa wypowiedź. Synowo! Zrób coś dla cudzego "świętego spokoju". Oczywiście spokoju teściowej, bo spokój synowej się nie liczy, albo o wiele mniej znaczy. Zadaniem tylko jednej ze stron jest poświęcić się, wykazać niekończącą się cierpliwość i wyrozumiałość, podkulić ogon i dać spokój, natomiast druga strona może się szarogęsić i wychodzić z jedną propozycją głupszą od poprzednią - i trzeba to oczywiście zrozumieć, bo miś kocha mamusię.
Jeśli partner chce spędzać z matką więcej czasu - niech spędza. Jeżeli ktoś chce kolacji - niech się umówi. Nie mam nic więcej na ten temat do dodania.
Monika123000 napisał/a:W 100% popieram. Z moją teściową też nie da się po dobroci. Trzeba pewnie i prosto z mostu mówić o co chodzi i stawiać wyraźne granice.
Gorzej niestety, kiedy mąż mimo wszystko staje w obronie teściowej, albo ogólnie ma problemy z zaakceptowaniem konfliktów i jest zdania, że to żona je wywołuje, kiedy ona faktycznie staje w obronie własnej.
W moim związku mieliśmy ostatnio taką sytuację: pojechaliśmy do teściowej, żeby pomóc jej w pewnej sprawie. Nie było planowane ani omawiane nic innego, do tego śpieszyliśmy się, żeby pojechać do domu na kolację. Kiedy zrobiłiśmy co mieliśmy zrobić, teściowa zaczęła swoje: "Zostańcie jeszcze na chwilę!", na co ja odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie zostaniemy i że wsiadamy do auta i jedziemy. Co też zrobiliśmy.
Jednak burza rozpętała się po wszystkim, bo mąż zarzucił mi, że "nieludzko" (?) traktuję jego matkę i te 5 minut moglibyśmy przecież zostać. Strasznie mnie to rozsierdziło, bo zupełnie nie rozumiem, co zrobiłam nie tak - jeśli chcę czy muszę jechać to jadę, a na pogaduszki możemy się umówić w innym terminie. Podkreślam słowo "umówić się" - bo tu nie chodzi o to, że nie da się zostać dłużej, tylko o to, że teściowa często wymusza jakieś dłuższe rozstania albo spotkania.
Często mężowie mają nieodciętą pępowinę i stają w obronie swoich matek właśnie z takim idiotycznym argumentem, że "mama przecież nie chce źle". Tak też się stało w przypadku opisywanym przez autorkę. Więc jest ona w impasie, bo jak się postawi, to będzie miała przeciwko sobie wszystkich łącznie z mężem. Smutne, że panowie często sami z siebie nie są w stanie spojrzeć na sytuację obiektywnie, tylko wolą mieć święty spokój i chować głowę w piasek.
Okrutne.
36 2020-08-07 16:17:18 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-07 16:18:44)
Okrutne.
Naprawdę tak uważasz? Bo moim zdaniem to kwestia kontekstu. Jeżeli ma się do czynienia z osobą niereformowalną, która działa na tej zasadzie, że jak jej dasz palec, to ona chce zaraz całą rękę... to czasem nie ma innego wyjścia, jak walnięcie z grubej rury. Moim zdaniem fatygowanie się do kogoś kilkanaście kilometrów po to, żeby w czymś pomóc i narobienie się przy tym w zupełności wystarcza. Jeżeli potem jeszcze ktoś ma kolejne wymagania, pomimo, iż wie, że jesteśmy w pośpiechu, to naprawdę ciężko nie stracić cierpliwości.
Tej osobie zawsze jest mało: jak ją wziąć na przejażdżkę, to ona chce potem kawę, jak ją zabrać na kawę, to również na spacer, a jak na spacer, to dodatkowo jeszcze na kolację. Po prostu ciągle żebrze o uwagę, której ja osobiście nie potrafię jej dać, bo jak zauważył ktoś wyżej - niespecjalnie ją lubię. Jej towarzystwo mnie męczy, nie mam o czym z nią rozmawiać. Dlatego ustaliliśmy, że jeśli mąż ma taką potrzebę, to niech jeździ częściej sam, bo ja mam taką konstrukcję psychiczną, że nie potrafię się zmuszać do kontaktów z osobami, które średnio lubię tylko dlatego, że należą do rodziny.
37 2020-08-08 02:12:38 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-08 02:13:45)
Witek7 napisał/a:Lovelynn - Musisz bardzo nie cierpieć swojej teściowej.
Też baaardzo nie lubię swojej teściowej, bo biorąc gradację nieszczęść w moim życiu zajmuje drugie miejsce. Mimo to to właśnie dla świętego spokoju zostałbym na tę cholerną kolację. W końcu jest matką mej ślubnej, zapewne kocha ją i chciałaby więcej spędzić czas.O, to, to, to, oto flagowa wypowiedź. Synowo! Zrób coś dla cudzego "świętego spokoju". Oczywiście spokoju teściowej, bo spokój synowej się nie liczy, albo o wiele mniej znaczy. Zadaniem tylko jednej ze stron jest poświęcić się, wykazać niekończącą się cierpliwość i wyrozumiałość, podkulić ogon i dać spokój, natomiast druga strona może się szarogęsić i wychodzić z jedną propozycją głupszą od poprzednią - i trzeba to oczywiście zrozumieć, bo miś kocha mamusię.
Jeśli partner chce spędzać z matką więcej czasu - niech spędza. Jeżeli ktoś chce kolacji - niech się umówi. Nie mam nic więcej na ten temat do dodania.
Oj, zgadzam sie z Toba!
Ja wcale nie mam takiego podejscia. Ja jestem najwazniejsza dla siebie i moj spokoj i to czego ja chce. Nie tesciowa, nie maz i nikt inny tylko ja najpierw, a pozniej potrzeby innych. Wbrew sobie nic nie bede robila, a napewno nie dla tesciowej. Tesciowa przeciez to nawet nie jest bliska mi osoba.
I zeby nie bylo, tesciowa moja jest ok i jest takim zadowalaczem ludzi. Nigdy nie mialam z nia zadnego sporu i mieszkam z nia w tej chwili, jednak mamy malo kontaktu bo ja zwyczajnie nie lubi za duzo towarzystwa i tyle.
Moj maz nigdy sie o to ze mna by nie klocil, ani przyczepiony do mamusi pepowina nie jest. Stad jest moim mezem, bo inaczej bym nie brala haha
Ja jestem najwazniejsza dla siebie i moj spokoj i to czego ja chce.
Nie analizowałem nigdy czy jestem dla siebie najważniejszy na świecie, ale wydaje mi się, że jak dla mnie najważniejsi byli żona i dzieci. Samolubstwo to nie dla mnie. Jakoś bym się źle czuł w takiej zupie.
Co do teściowej nielubianej przeze mnie, to nigdy nie zapominam, że jednak ta osoba jest matką mojej żony, która ją kocha. Mimo że w głębi nie cierpię jej, bo narobiła duuużo złego w swym życiu w stosunku do pozostałej rodziny, to hamuję się, aby nie okazywać swej niechęci do niej. Czasami udaje się, czasami nie.
39 2020-08-08 09:29:28 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-08 09:30:59)
Oj, zgadzam sie z Toba!
Ja wcale nie mam takiego podejscia. Ja jestem najwazniejsza dla siebie i moj spokoj i to czego ja chce. Nie tesciowa, nie maz i nikt inny tylko ja najpierw, a pozniej potrzeby innych. Wbrew sobie nic nie bede robila, a napewno nie dla tesciowej. Tesciowa przeciez to nawet nie jest bliska mi osoba.
I zeby nie bylo, tesciowa moja jest ok i jest takim zadowalaczem ludzi. Nigdy nie mialam z nia zadnego sporu i mieszkam z nia w tej chwili, jednak mamy malo kontaktu bo ja zwyczajnie nie lubi za duzo towarzystwa i tyle.
Moj maz nigdy sie o to ze mna by nie klocil, ani przyczepiony do mamusi pepowina nie jest. Stad jest moim mezem, bo inaczej bym nie brala haha
Dla mnie taka postawa wydaje się logiczna: kiedy ja jestem szczęśliwa, to łatwo jest mi dać coś od siebie innym i nie jest to z mojej strony żadne poświęcenie. Jak czegoś nie mam, to nie mam się czym dzielić z innymi, proste.
Jestem pewna, że gdybym została z kimś, aby dotrzymać mu towarzystwa "dla świętego spokoju", to nikt tak naprawdę nic by z tego nie miał - bo siedziałabym wściekła i naburmuszona i tylko odbębniłabym tę wizytę. Po co komu takie bezsensowne siedzenie na kupie? Jeśli natomiast naprawdę chciałabym i mogłabym zostać, to byłoby to opłacalne dla obu stron.
Też uważam, że teściowie to obcy ludzie i dobre stosunki z nimi są możliwe, ale wcale nie konieczne.
Jeśli chodzi o moją teściową, to akurat jestem w czasie odbudowywania własnych granic, bo popełniłam sporo błędów na początku znajomości i teraz jest to ciężko odkręcić. Wiem, że sama jestem sobie winna - na początku przestraszyłam się tego, że zostanę uznana za dziwaczkę czy odmieńca i po prostu robiłam rzeczy, których ode mnie oczekiwano. Zapłaciłam za taką postawę zbyt dużą cenę i teraz mam tylko jedno zobowiązanie - żeby przede wszystkim dbać o siebie. Wtedy starczy i dla mnie i dla innych.
@Witek - każdy jest dla siebie najważniejszy na świecie i to jest naturalna kolej rzeczy. Tylko religijne przekonania (a przede wszystkim błędne rozumienie biblijnych postulatów) spowodowały, że uważasz to za samolubstwo i ogólnie coś nagannego.
40 2020-08-08 10:05:39 Ostatnio edytowany przez Witek7 (2020-08-08 10:23:40)
Do Lovelynn - Ależ jestem szczęśliwy móc coś dać najbliższej rodzinie (żona dzieci) i to żadne poświęcenie z mojej strony.
Piszesz : bo siedziałabym wściekła i naburmuszona
Bo chcesz tak siedzieć wściekła. Być może nawet jest chęć okazania tego. Trochę empatii, Lovelynn. Małe poświęcenie z Twojej strony. Z mojej żadne. Bo nie chcę robić przykrości żonie. W końcu taka kolacja to raptem pół godziny raz na kilka miesięcy.
Nie cierpię baby, a mimo to ostatnio cały dzień poświęciłem na zrobienie jej odwodnienia z rynny, bo zalewała piwnicę. 12 metrów kopania w głąb działkę, aby położyć rurę.
każdy jest dla siebie najważniejszy na świecie i to jest naturalna kolej rzeczy
Być może. Nie mówię - tak. Nie mówię -nie. Ale są przypadki, że niektórzy świadomie oddają życie, aby kogoś uratować. Ostatnio w W-wie ojciec odepchnął syna przed nadjeżdżającym autem sam ginąc.
Tylko religijne przekonania (a przede wszystkim błędne rozumienie biblijnych postulatów) spowodowały, że uważasz to za samolubstwo i ogólnie coś nagannego.
Od urodzenia mam kłopot z wiarą, pomimo starań mamy i babki, która mówiła, że "pewnikiem diabeł siedzi w tobie". Jestem niewierzący i nie wierzę na słowo. Zdumiony jestem, że wplatasz religijność w to, czy człek jest empatyczny czy nie. Nie napisałem, że samolubstwo to coś nagannego. Jesteśmy różni. Nie podlega to dyskusji.
Może właśnie o to chodzi, że teściowa autorki należy do tych ludzi, dla których tylko JA JA JA. Liczy się tylko dla niej to co ona w danej chwili chce a nie potrzeby dziecka czy uczucia matki/synowej - dlatego odwraca się i ucieka z płaczącym dzieckiem. A może jeszcze nie lubi autorki i sobie też myśli, że synowa to nie rodzina i całkiem legalnie można mieć ją w du..e i kompletnie się z nią nie liczyć.
Autorko, przyjrzyj się jakie teściowa ma podejscie do Ciebie - czy to był jakiś jeden incydent, czy wogóle ma postawę, że ona jest najważniejsza i to co ona chce. Jak to zrozumiesz, to bedziesz wiedziała kiedy powstrzymać teściową i kiedy ostro reagować.
42 2020-08-08 18:06:49 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-08-08 18:10:18)
Do Lovelynn - Ależ jestem szczęśliwy móc coś dać najbliższej rodzinie (żona dzieci) i to żadne poświęcenie z mojej strony.
Piszesz : bo siedziałabym wściekła i naburmuszona
Bo chcesz tak siedzieć wściekła. Być może nawet jest chęć okazania tego. Trochę empatii, Lovelynn. Małe poświęcenie z Twojej strony. Z mojej żadne. Bo nie chcę robić przykrości żonie. W końcu taka kolacja to raptem pół godziny raz na kilka miesięcy.
Nie cierpię baby, a mimo to ostatnio cały dzień poświęciłem na zrobienie jej odwodnienia z rynny, bo zalewała piwnicę. 12 metrów kopania w głąb działkę, aby położyć rurę.każdy jest dla siebie najważniejszy na świecie i to jest naturalna kolej rzeczy
Być może. Nie mówię - tak. Nie mówię -nie. Ale są przypadki, że niektórzy świadomie oddają życie, aby kogoś uratować. Ostatnio w W-wie ojciec odepchnął syna przed nadjeżdżającym autem sam ginąc.
Tylko religijne przekonania (a przede wszystkim błędne rozumienie biblijnych postulatów) spowodowały, że uważasz to za samolubstwo i ogólnie coś nagannego.
Od urodzenia mam kłopot z wiarą, pomimo starań mamy i babki, która mówiła, że "pewnikiem diabeł siedzi w tobie". Jestem niewierzący i nie wierzę na słowo. Zdumiony jestem, że wplatasz religijność w to, czy człek jest empatyczny czy nie. Nie napisałem, że samolubstwo to coś nagannego. Jesteśmy różni. Nie podlega to dyskusji.
Witek - wiem, że mnie nie zrozumiesz, chociaż ja mimo wszystko doskonale rozumiem Ciebie. Dzieje się tak dlatego, że byłam w Twoim położeniu i wydawało mi się, że "nierobienie przykrości" jest jakimś rozwiązaniem i dobrą możliwością zadowolenia wszystkich. Problem w tym, że to się nie sprawdza, a pójście na lewe kompromisy to jest nic innego, jak zaowalowane w złoty papierek kłamstwo i strach przed zmierzeniem się z problemami. Prędzej czy później jednak rodzinne szambo i tak wybije.
Fasada zgodnej rodzinki jest w opisywanym przez Ciebie przypadku tylko falsyfikatem, podkoloryzowanym obrazkiem, na którym zgodna rodzinka szczerzy zęby w fałszywych uśmiechach. Tak naprawdę każdy się boi powiedziec co naprawdę myśli i każdy mówi to, co myśli, że oczekują inni. Jak w komunizmie, gdzie wszyscy członkowie społeczności niby są jedną rodziną, pomagają sobie i są ze sobą bezwarunkowo szczęśliwi. To, co ja nazywam fałszem i zakłamaniem i nieszczerością, Ty nazywasz - harmonią.
Swoją drogą. Gdyby ktoś nie chciał spotykać się czy przebywać ze mną, to nie śmiałabym oskarżać go o egoizm czy samolubstwo. Tylko zaczęłabym się raczej zastanawiać, czy to może ze mną przypadkiem coś jest nie tak, że ludzie nie chcą ze mną przebywać... Ale to jestem ja i rozumiem, że większość ludzi jednak woli wmiatać problemy pod dywan pod pretekstem "niesprawiania przykrości". Jednak te wszystkie brudy prędzej czy później i tak wyjdą na powierzchnię i to najczęściej w najmniej czekiwanym momencie.
43 2020-08-08 21:08:44 Ostatnio edytowany przez Witek7 (2020-08-08 21:26:30)
pójście na lewe kompromisy to jest nic innego, jak zaowalowane w złoty papierek kłamstwo i strach przed zmierzeniem się z problemami. Prędzej czy później jednak rodzinne szambo i tak wybije.......zgodna rodzinka szczerzy zęby w fałszywych uśmiechach..... To, co ja nazywam fałszem i zakłamaniem i nieszczerością, Ty nazywasz - harmonią.
.... Jednak te wszystkie brudy prędzej czy później i tak wyjdą na powierzchnię i to najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie.
Ależ ja Cię rozumiem. Piszesz tak, bo po prostu nic nie wiesz. A więc:
Rodzinne szambo, brudy wybiło. Tak, w najmniej oczekiwanym momencie. Zgodnej rodzinki już dawno nie ma i dlatego fałszywych uśmiechów i harmonii też nie ma. Ostatnie święta spędziliśmy z teściową w 2011 roku, a kiedyś 2x w roku. To wtedy szambo jak wulkan się wylał. Sprawa jest natury kryminalnej. Tak że nikt do nikogo nie szczerzy ząbków.
NIKOMU nie życzę takiej teściowej. Mimo wszystko jest to matka mojej żony, która na swój sposób kocha ją i na noże nie pójdę. Poza tym żyję tak, aby nikt przeze mnie nie płakał. Mam wrażliwe sumienie - nie raz wracają wyrzuty, bo kiedyś nie byłem idealny dla niektórych. Męczy mnie do dziś i nie chcę, aby ta sprawa doszła. Czy mam za bary wziąć się z teściową? Głupota, bo przypominałoby to pana posła PiSu, Tarczyńskiego, młodego byczka, który wyzwał na solo schorowanego starca, Wałęsę. Sprawa kryminalna mnie nie dotyczy, tylko tamtej rodzinki, niech więc oni paplają się w szambie. Ja cziluję.
Dajmy już spokój Lovelynn, bo to już oftop.
Poza tym żyję tak, aby nikt przeze mnie nie płakał. Mam wrażliwe sumienie - nie raz wracają wyrzuty, bo kiedyś nie byłem idealny dla niektórych. Męczy mnie do dziś i nie chcę, aby ta sprawa doszła. Czy mam za bary wziąć się z teściową? Głupota, bo przypominałoby to pana posła PiSu, Tarczyńskiego, młodego byczka, który wyzwał na solo schorowanego starca, Wałęsę. Sprawa kryminalna mnie nie dotyczy, tylko tamtej rodzinki, niech więc oni paplają się w szambie. Ja cziluję.
Dajmy już spokój Lovelynn, bo to już oftop.
Przecież jest różnica przyjechać raz na pół roku na obiad, bo żonie zależy, a co innego być co tydzień i co tydzień musieć udowadniać, że ma się swoje życie i swoje sprawy i nie chce się przebywać akurat z teściową po wiele godziny tygodniowo.
Przecież to normalne, że wybiera się, z kim się spędza czas. Jeśli kogoś nie lubię to z nim nie spędzam czasu, NAWET jeśli tej osobie sprawia to przykrość. Nie wyobrażam sobie poświęcać kilku godzin w tygodniu, "żeby ktoś przeze mnie nie płakał" - to brzmi jak szantaż. Musisz spędzić czas z teściową, bo teściowej będzie przykro. I to jest ważne. A to, że tobie będzie źle, bo czujesz, że tracisz czas, bo masz ból głowy, bo chcesz spać, bo chcesz pobyć sam, bo chcesz być z partnerką, czy cokolwiek innego to nie ważne. Nie ważne, że tobie będzie przykro.
Sorry, tak to brzmi. Że jest strona, która wymaga, i trzeba się stosować do tych wymagań, bo wypada i bo będzie przykro.
Monoceros
Zupełnie zrozumiałaś mnie na opak. Nie rozumiesz, że dla mnie to żadna przykrość jeśli żona prosi mnie, abym przejazdem wpadł do teściowej i schorowanej starszej pani wymienił zacinający się zamek w drzwiach, bo ta nie może się dostać do domu. Pomimo, że nie lubię jej. Pal to licho. Śmieszne, bo zamiast mnie podziękować, to modliła się koło tych drzwi, gdy naprawiałem, następnie dziękowała bogu, bo ten wysłuchał jej modły, gdyż te drzwi w cudowny sposób otworzyły się.
Coś pisałaś, że ja kogoś, czymś i w jakiś sposób nikczemnie chcę szantażować... Tu się poddaję. Nie wiem o co Ci chodzi. Coś nie styknęło. Ta osoba jest dla mnie tak obojętna, że na co mi jakieś irracjonalne zagrywki.
Czytasz bez zrozumienia. Bardzo rozumiem, gdy ktoś musi spędzać kilka godzin z nielubianą teściową. Ale powtarzam - mnie ta "przyjemność" spotyka 1-2 x w roku jakieś 20-30 minut, idzie więc wytrzymać.
Czyż miałem zostawić, aby teściowa nocowała pod drzwiami? Tak nie postępuje się nawet ze skazańcami.
Nie wiem, może już o tej porze nie jarzę, ale Twoje wypowiedzi brzmiały: odwiedzanie zlych teściowych żadna przykrość, nie chcę żeby ktoś przeze mnie płakał, trzeba się poświęcać, nie macie empatii.
Porównałeś swoją historię do tych przedstawionych tutaj, mimo że nie są do porównania, bo nie masz problemu z teściową. A tym, którzy mają problem z teściową zarzucasz brak empatii, samolubstwo i dewaluujesz czyjeś uczucia, mówiąc, że to żadna przykrość i "małe poświęcenie".
Piszesz, jakbyś chciał się tym jakoś wywyższyć?
No to tego nie rozumiem
Jak dla mnie malzenstwo opiera sie na przyjazni i pewnej umowie.
I ta umowa wyglada tak: Ja pomagam Tobie w tym zebys dostal co chcesz i Ty pomagasz mi zebym ja dostala czego chce. Od tego czego nie lubimy, od tego co nie sprawia nam przyjemnosci to wzajemnie sie pomagamy oslaniac.
Wiec wedle tego, skoro ja nie chce spotkan z rodzina to maz od swojej rodziny i tych spotkan mnie chroni, a jezeli on nie chce z moja to ja mojej rodzinie ostre stawiam granice jezeli oni chca za duzo towarzystwa od niego.
Na przyklad ja dalam swojej babci ochrzan za to, ze wymagala by siedzial z nami.
Nie wiem, może już o tej porze nie jarzę, ale Twoje wypowiedzi brzmiały: odwiedzanie zlych teściowych żadna przykrość, nie chcę żeby ktoś przeze mnie płakał, trzeba się poświęcać, nie macie empatii.
Porównałeś swoją historię do tych przedstawionych tutaj, mimo że nie są do porównania, bo nie masz problemu z teściową. A tym, którzy mają problem z teściową zarzucasz brak empatii, samolubstwo i dewaluujesz czyjeś uczucia, mówiąc, że to żadna przykrość i "małe poświęcenie".
Piszesz, jakbyś chciał się tym jakoś wywyższyć?
No to tego nie rozumiem
Tak. Tego nie zrozumiesz.
Czy się wywyższam, to już Twój problem.
Nigdzie nie napisałem, że nie macie empatii. Troszkę empatii - to nie znaczy, że nie macie jej. Za dużo empatii to też niedobrze - w myśl "Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą d....". Albo: "Za dobre uczynki bedziesz ukarany" Niejedni przekonali się o tym, tak że empatia musi być w zdrowych granicach.
Monoceros: A tym, którzy mają problem z teściową zarzucasz samolubstwo.
W 40. poście napisałem, że samolubstwo to nic nagannego. Z przekonaniem piszę, iż czasami daje dobre wyniki.
W poście 45. napisałem: "Bardzo rozumiem, gdy ktoś musi spędzać kilka godzin z nielubianą teściową."
Osobiście nie wytrzymałbym, więc zarzucanie mi, że coś zarzucam jest nie trafione.
Gdy piszę jakąś opinię to zawsze piszę, że to jest moja opinia - "Jak dla mnie" i absolutnie nie jest to aksjomat dla całej ludzkości. Przecież piszę - JAK DLA MNIE 20 minut na pół roku to małe poświęcenie.
Jeszcze raz piszę, że jesteśmy różni i to normalne. Chodzi o to, aby nie deptać sobie po odciskach. Nikogo nie osądzam, nikomu nie narzucam.
Ciągle wytykasz mi :"Żyję tak, aby nikt przeze mnie ni płakał." Naprawdę to kiepski pomysł na życie? Na serio?! Deptanie komuś po odciskach to nie dla mnie.
Żeby 100 Monocerosek tak uważało, to i tak będę w ten sposób postępować. Każdy pisze tu swoją opinię Zarówno ja jak i Ty.
Robię out, bo już jest jałowe. Pozdrawiam.
Witku7, najwyraźniej w tym kontekście (tego wątku) inaczej czytam Twoje zdania niż je zamierzyłeś. Nie ciągnę offtopu.
Lovelynn :..."teściowie mają prawo widzieć wnuka" itp.
Ja się pytam - ludzie, jakie prawo? Nie istnieje takie prawo
Jest takie prawo. Kiedyś z zaciekawieniem czytałem, jak dziadkowie wywalczyli sobie takie prawo. Sprawa oparła się nawet o Sąd Najwyższy, który dał wykładnię.