Hej. Od dawna zaglądam tu na forum i czytam ale to mój pierwszy wątek tutaj. A piszę dlatego, że czuję się źle w sytuacji, w której jestem.
Mam 23 lata, nie mam przyjaciół ani chłopaka. I nie umiem nikogo poznać.
Za czasów liceum miałam najlepszą przyjaciółkę, nasze drogi się rozeszły i żadna z nas nie chce wracać do tej relacji. Miałam też chłopaka, byliśmy ze sobą przez jakieś cztery miesiące. Na szczęście (!) zakończyłam tę relację, to był zły wybór. Mam trochę znajomych, nie na tyle dobrych, żeby gdzieś z nimi wychodzić. Nie jestem typem imprezowiczki, nie będę chodzić sama na imprezy, zresztą nie sądzę, żeby poznane tam osoby do mnie "pasowały". Nie wydaje mi się, żebym na imprezie mogła poznać kogoś, z kim będę mogła utworzyć dłuższą, jakąkolwiek relację.
Brakuje mi ludzi, którzy byliby mi bliscy. Mam dosyć wychodzenia wszędzie samotnie, samotnych stolików w lokalach, pojedynczych biletów do kina, zakupów, na których muszę polegać tylko na swojej opinii. Chciałabym mieć z kim wyjść na miasto, z chłopakiem, przyjaciółmi.
Problem jest taki, że nawet, jak któryś chłopak mi się spodoba, nie umiem do niego zagadać. Rzadko się zdarza, żeby ktokolwiek zagadał do mnie, a ja właściwie już przywykłam do tego, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wierzę, że mogę nikomu się nie podobać, że mam specyficzny charakter i nikt mnie nie lubi, ale zawsze sądziłam, że "każda potwora znajdzie swego amatora". Jednak czy na pewno każda? Gdyby tak było, nie musiałabym marnować swoich młodzieńczych lat na siedzenie samotnie na ławce w parku i pisanie w pamiętniku zamiast zwierzania się przyjaciółce.
Miałam nawet ostatnio taką sytuację, że spodobał mi się chłopak w miejscu pracy. Przez chwilę miałam wrażenie, że może ja też mu się podobam, bo czasami kręci się wokół mnie, chodzi do toalety dalej, przechodząc obok mojego stanowiska pracy (mimo, że drugą toaletę ma dwa kroki od siebie). Jednak coraz bardziej przekonuję się, że się pomyliłam, że dookoła jest na tyle dużo ładnych dziewczyn, że pewnie chodzi mu o inną. Raz podeszłam do niego i o coś zapytałam, odpowiedział, koniec rozmowy. Nie potrafiłam zrobić nic więcej.
Z dziewczynami jest jeszcze gorzej, każda jest po prostu moją znajomą. Jakoś nie potrafię im zaufać, nie czuję, że mogłabym rozmawiać z nimi o czymś bardziej istotnym, niż praca.
Problemem może być moja niższa, niż powinna być samoocena. Może też być nieciekawe wydarzenie z przeszłości, o którym wolałabym nie pisać na forum, ale to bardzo zmieniło moje życie.
Problemem jestem ja. I nie wiem, co mogę ze sobą zrobić.
Może ktoś był w podobnej sytuacji, ale otworzył się na ludzi? Może wiecie, jak zacząć tę rewolucję, gdzie znaleźć przyjaciół, jak? Tindery i inne tego typu aplikacje odpadają, pojawiam się tam i znikam, nigdy nic z tego nie wychodzi.