Co jakiś czas tu pisuje, często z innego profilu, np. dlatego że nigdy nie pamiętam hasła jakie miałem czy profilu, a zawsze mam nadzieje że tu nie wróce, więc ktoś już może kojarzyć historie którą niżej opisze.
Pochodzę z rozbitej rodziny, rodzice się nienawidzili i nienawidzą, uciekłem z domu w LO, nie utrzymuje z nimi konaktu jak i z absolutną większością mojej rodziny. Przy czym zaufajcie mi rodzice moi to bardzo głębokie dno.
Od dzieciaka miałem pasje i ciągotki w kierunku nauki i książek.
Dziś mogę powiedzieć że wiele tu osiągnąłem i choć zabrzmi to zarozumiale (biorąc pod uwagę że będę jeszcze katował własną osobę czuje się usprawiedliwiony ), czuje że wielu z mojego otoczenia czuje respekt do mnie wobec tego.
Od dzieciaka miałem również ciągotki w kierunku samotności, z różnych powodów.
Do dziś jestem prawiczkiem-ale sam tego fakt jako taki mi nie przeszkadza.
Na początku studiów dwukrotnie zakochałem się.
Były to dla mnie wstrząsające przeżycia.
Za pierwszym razem spotkało mnie odrzucenie. Co prawda tymczasowe to znaczy ta dziewczyna potem zwróciła się do mnie gdy już mnie nie interesowała, ale było to wystarczająco dużo bym się wewnętrznie wyniszczył.
Uczucia do drugiej z tych dziewczyn bałem się i tak też sie zachowywałem, prawie od razu się z nią skłóciłem, z perspektywy czasu wiem co zadziwjające że o żadnym odrzuceniu być tu nie ma mowy, ale tak byłem wycofany, skonfliktowany, zniszczony, że na własne życzenie nigdy się do niej nie zbliżyłem.
Co ciekawe-6 lat później ciągle mnie męczyły jej zdjęcia na fejsie gdy się pojawiały, to ważny motyw.
Ogarnęła mnie na kilka lat żądza samotni, aż któregoś dnia załamałem się pod tym i wpadłem w depresje.
Od tamtej pory walczę z samotnością.
Na płaszczyźnie resztki rodziny, przyjaciele, znajomi, pół roku minąło i odżyłem, do dziś na to nie narzekam.
Na płaszczyźnie poszukiwania miłości, bieda. Tym razem nie dlatego że miałem dziwne odruchu samotnicze lęki itp.
Dlatego że nie mogłem po prostu zakochać się.
A z kilkoma dziewczynami spotykałem się. Spacery itp.
Z jedną z nich ludzie niektórzy do dziś myślą że to był związek, z pół roku do siebie jeździliśmy, ona wiele razy dążyła do zbliżenia fizycznego do mnie co odtrącałem-nie czułem do niej "tego" (otwarcie to mówiłem, nie tak że budowałem fałszywą nadzieje).
To było dobijające, aż nagle z niespodzianka zauroczyłem się.
Ta dziewczyna na papierze jest wyjątkowa, tzn. że nie będę jej opisywał ze szczegółami żeby zachować anonimowość, ale powiem że to tak jakbym wystartował do kogoś z wyższych sfer (gdyby wiedziała że tak to ujmuje obraziła by się). Ona jako osoba dziewczyna dla mnie szalenie ambitna, społecznie wrażliwa, bardzo inteligentna no i oczywiście piękna.
Bardzo ciężko mi to szło. Na początku głową w mur. Nawet można było uznać że dostałem kosza, bo zaprosiłem ją na wspólne wyjście bez odpowiedzi (ale przepraszała mnie za to).
Ostatecznie po okresie wakacyjnym (ona studiuje i nie pochodzi z mojego miasta) ruszyło.
Poprzez wspólną inicjatywę udało mi się w końcu do niej zbliżyć. Dużo rozmawialiśmy w internecie a potem spędziliśmy ze sobą niemal cały dzień, z czego większość to było wspólne spacerowanie. Co ciekawe z jej inicjatywy.
Moja faza z zauroczenia zaczęła iść w zakochanie, a ja czułem że mój ból samotności nareszcie się koi.
I wtedy sypnęło się od razu wszystko. Źle to skalkulowałem, miała chłopaka.
To patologiczny związek. Razem się zeswatali w liceum a potem on nagle ją wystawił jadąć na dobre studia za granicą, mówiła mi (jeszcze nie wiedząc o moim afekcie do niej) w ostrych słowach o tym i o złamanym sercu.
Ale byli razem ze sobą.
W dodatku wspólna inicjatywa która mnie z nią połączyła rozpadła się, ona się wycofawała więc utraciłem z nią kontakt i w taki sposób.
Byłem rozbity kompletnie, uznałem że na "koniec" (choć wcale o końcu nie myślałem) wyznam jej uczucie i tak zrobiłem.
Była zaskoczona, pozytywnie, wiedząc że stawia to moją relacje z nią w dziwnej sytuacji mówiłą że nie chce urywać kontaktu.
Ale to był ostatni raz kiedy z nią rozmawiałem na żywo.
Potem już nie chciała się ze mną spotkać.
Pozwalała mi do siebie pisać, ale gdy za bardzo się narzucałem stwierdziła że urywamy kontakt całkowicie. Totalnie. Nie chciała żadnej "dziwnej" relacji w swoim życiu.
W międzyczasie zerwała ze swoim chłopakiem, to był jeden raz kiedy emocjonalnie roztrzęsiona do mnie pisała.
Od momentu gdy uznała że urywamy totalnie kontakt raz ją na ulicy spotkałem-zignorowała mnie, raz też do niej napisałem na fejsie w okolicach dnia kobiet, również zostałem zignorowany.
Mimo to są też inne dziwne odruchu sprowadzające się do fejsa.
Po jakimś czasie zaczęła interesować sie tymi samymi społecznymi wydarzeniami co ja- były wśród nich tak toksyczne że nie mogła je nikogo innego zgapić jak ode mnie.
Raz też było pewne że na jednym spotkaniu ją spotkam- i akurat wtedy stchórzyłem, choćby dlatego że bałem się że przez 1.5 h będę koło niej siedział a ona się nawet nie odezwe-tortury.
Ale tylko raz.
Następnie zaczęła lajkować mi komentarze, potem moje posty, bywało że najczęściej z moich znajomych.
Działamy też w tej samej grupie społecznej, więc o ile ktoś z nas nie zrezygnuje nasze jakieś tam mignięcie na spotkaniu raczej nie uniknione.
Dawało mi to nadzieje, zakazałem sobie żadnych dodatkowych prób kontaktu z nią innych niż takich że gdyby sama mnie sprowokowała.
Stworzyłem sobie teorie wyjaśniające jej niespójne zachowanie, jako to ze w złym momencie się zacząłem o nią starać, że jest też emocjonalnie-uczuciowo wycofana i jak wielu podobnych osób uzewnętrznia się bardziej w "karierze zawodowej". Że pochlebiało jej moje zainteresowanie, ale nie potrafiła się do mnie ustosunkować, a na żadną relacje uczuciową szansy wtedy nie było.
To mi dało nadzieje że potrzeba czasu, czas zbudzi w niej poczucie samotności i może przy którejś okazji los się odmieni.
O ile nikt kto ma lepszy do niej "dostęp" nie zainteresuje się nią.
Ogólnie po za tym kręcą się co jakiś czas wokół mnie dziewczyny różne.
Już po tym jak się urwał z tą wyżej kontakt wiele razy byłem na spacerze z jedną atrakcyjną i inteligentną dziewczyną, spacerowałem z nią z poczucia samotni, nie liczyłem na to że ja z nią, bo wiem jak światopoglądowa mnie przepaść do niej dzieli. Mimo to ona była nakręcona i to bardzo.
Dobijające poczucie, ze wiem że się dziewczynom podobam, i że mógłbym szybko wpaść w związek, tylko że z miłością to nie ma nic wspólnego, bo gdy ta się pojawia jest odległa jak inne galaktyki.
Dlaczego pisze w sobote rano?
Nie tylko ona śledzi mojego fejsa, także ja jej i wiem że ma w znajomych znowu swojego byłego-a może wcale już nie byłego? I ta męczarnia spowodowała że zachciałem się wygadać (EDIT. już zbadałem że prawdopodobnie razem coś ogarniają "zawodowego").
Często komentujecie, krytykujecie itp. jak tu pisze, bardzo pocieszające to.