Czesc.
Generalnie, jeśli zdarza mi się pojedyncza dziwna sytuacja z jakims facetem, to uznaje, ze może cos po jego stronie jest pokręcone po prostu. Ale jeśli mam serie dziwnych, niewyjaśnionych sytuacji i niezrozumiałych dla mnie zachowań męskich względem mnie, to juz raczej dopatruje się przyczyny tego w sobie.
A wiec o co chodzi? O ghosting. Wpadlam w jakieś zaklęte kolo. Schemat wygląda następująco: poznaje kogoś, on jest zainteresowany, odzywa się zaraz po spotkaniu. Spotykamy się raz, drugi, trzeci... Jest fajnie, on wydaje się mnie naprawdę lubić, nawet nie ma jakiegoś nacisku na łóżko, często słyszę, ze jeśli nie chce to możemy jeszcze poczekać, ze nie to jest najważniejsze. No ale relacja rozwija się dalej. Sam zagaduje, codziennie się odzywa, jest miły, stara się. Wiec i ja jestem mila. Generalnie jestem osoba ciepła, która chce dawać,zwłaszcza jeśli mi na kimś zależy. Nie cierpie dram, kłótni, ponieważ wychowała się w środowisku gdzie była emocjonalna rozpierducha, więc zależy mi teraz na harmonii, zrozumieniu, na tym by się dogadać jeśli są problemy, nawet jeśli jestem zła, to tego czasem nie okazuje od razu tylko czekam na wyjaśnienia. Poza tym jestem osoba spokojna, ale tez otwarta na różne rzeczy, lubię robić, próbować różnych rzeczy, czyli wyda mi sie, ze nie jestem taka nudna... No ale wracajac,... Wiec , zdaje się, ze wszystko jest super, fajnie spedzamy czas, seks jest fajny, on sam dąży do kontaktu, wiec i ja okazuje mu zainteresowanie, bo mi zależy. Ale nigdy nie naciskami, nie narzucam się. I nagle, powiedzmy po jakims miesiącu takiej dość intensywnej i bliskiej juz znajomości on przestaje się odzywać. Milknie. I nie odzywa się juz wcale, albo tak ok przez miesiąc, po czym zagada "co tam?". Dawniej byłam zła na takie cos. Ale gdy to powtarza mi się juz n-ty raz, to zaczynam się juz przyzwyczajac. Po jakimś czasie czesto sama pierwsza sie odzywalam, panikujac i pytajac co sie stalo i wtedy słyszałem, ze doszedł do wniosku, ze to jednak nie to. Wiec później kolejnych juz nawet nie pytalam, tylko strzelalam focha, gdy się sami odzywali i nie odpowiadalam albo byłam niemiła. I znajomość się urywala. A ja miałam nadzieje, ze kolejny przypadek, kolejny raz będzie inny. Ale nie był. Właśnie jestem w sytuacji, gdzie znów stało się to samo. Zdawało się być super i od kilku dni on w ogóle się nie odzywa. I czuje się bezradna. Chciałabym stworzyć staly, udany związek, a stale jestem porzucana w momencie gdy juz zaczynam się utwierdzac, ze jemu chyba faktycznie zależy. Czyli, ze cos robię nie tak. Tylko co? Czy to może być to, ze pozwalamy mu zbyt szybko się spouchwalic, zbliżyć emocjonalnie? Ze na jego sympatie odpowiada sympatia i on potem się nakręca, ale po jakimś czasie męczy się ta relacja i chce od niej sie uwolnić choć na jakiś czas? Jeśli chce z kimś być i ta osoba okazuje zainteresowanie, to nie ukrywam tego, ze chciałabym czegoś trwalsze go z nim. Czy robię błąd? Podkreslam, ze ja nigdy nie narzucam im się, ale okazuje, odwzajemnia zainteresowanie. Najdłuższe relacje zostają mi z facetami, co do których nie jestem pewna, wiec tak trochę trzymam ich na dystans, hamuje. Ale jesli mi na kims nie zalezy, to nie dopuszczam do tego, zeby wyszlo z tego cos wiecej, bo to nie mialoby sensu. Wiec wiele wskazuje mi na to, ze to cos z tym. Ale gdy na kimś ci zależy, to ciężko jest udawać ten dystans, sztucznie go tworzyć.
Czy masz pomysł, gdzie może być problem? Możesz zadawać mi pytania. Bardzo chciałabym przezwyciężyć te trudność i moc stworzyć w końcu z kimś udany, długi związek.
Z gory dziękuje za odpowiedzi
Pozdrawiam ciepło, Monia