Moja mama jest bardzo wrażliwą osobą. Przynajmniej raz dziennie płacze, bo się czymś wzrusza. Obojętnie czy to historia o piesku czy o chorobie jakiejś obcej osoby.
Mój tata od 2 lat walczy z rakiem. Sytuacja jest średnio ciekawa, bo wciąż ma nowe przerzuty.
Mama przez ten czas wciąż płacze. Wciąż słyszę "nie dam już rady", "ja już nie wytrzymam". Rozmowa przez telefon z nią to jest słuchanie przez godzinę jak płacze i mówi że już dłużej tego nie zniesie. Przeżywa to o wiele bardziej niż tata czy ktokolwiek z naszej rodziny. Tata żyje i funkcjonuje normalnie, na początku tylko się trochę załamał, ale teraz jest ok - ma humor i chęć do życia. Ogólnie to tata wciąż martwi się mamą - jak ona coś zniesie, jak będzie przeżywać.
Na początku mówiłam że przecież sytuacja nie jest tak tragiczna, tata czuje się dobrze, a lekarze są dobrej myśli. Że w wielu rodzinach jest rak i ludzie jakoś dają radę. To nie pomagało. Umówiłam ją więc na wizytę do psychologa, dałam jej tylko datę i godzinę i powiedziałam żeby poszła. Nie poszła, wizyta przepadła. Mama powiedziała że to nie dla niej.
Raz na jakiś czas mówi o samobójstwie, że gdy tata będzie na chemii to po cichutku zabije siebie oraz wezwie weterynarza by uśpił koty (mają 2).
Dociekałam co jest przyczyną tego że nie chce iść do psychologa, powiedziała że jej się nie chce malować i ubierać.
Ok. Zorientowałam się więc w pomocy on-line, nawet bez obrazu video, pokazałam jej linki. Odmówiła. Powiedziała że to nie dla niej, ona nie chce opowiadać o sobie i jej jest potrzebny psychiatra a nie psycholog.
W porządku. Od lekarza pierwszego kontaktu dostała antydepresanty. I co? Leżą w szafie, powiedziała że ich nie będzie brała bo wzięła tylko jedną tabletkę i bolała ją głowa.
Namawiam ja na wizytę u psychiatry, stwierdziła że też nie chce iść bo ona wie jak to wygląda i nie chce.
Ostatnio powiedziała że jak tata umrze, to ona się zabije na pewno i mam jej tego nie mieć za złe. Zapytałam czy nie myśli o mnie? Mam stracić dwoje rodziców naraz? Ona że samobójców to nie obchodzi.
Wciąz mówi te same teksty: że nie da rady, że ona jest inna niż wszyscy - może inni by dali radę, ale ona jest za słaba.
Teraz doszła też choroba ich kota, który prawdopodobnie ma raka. Zadzwoniłam przed chwilą do niej spytać jak się czuje, płakała i powiedziała że nie chce z nikim gadać i się rozłączyła. Już wcześniej mówiła, że jak kot umrze to ona nie da rady i sobie coś zrobi.
Powiedzcie co mogę jeszcze zrobić? Kocham ją bardzo, ale cała sytuacja mnie stresuje i denerwuje. Ja domyślam się że mama ma depresję, ale ona nie chce by jej pomóc.