Cześć,
zdecydowałam się napisać na forum, gdyż nie udało mi się znaleźć wątku, gdzie jest opisany podobny problem. Jestem 27 letnią kobietą, jestem w związku z chłopakiem od 3 lat. Wczoraj po raz pierwszy zdecydowałam się na wizytę u psychologa. Ale... zacznę od początku...
Mojego chłopaka poznałam w dość nietypowy sposób- typowy na te czasy - przez internet. Miałam za sobą poważny związek i potem jakieś niedomknięte sprawy z innym chłopakiem, z którym spotykałam się dla zabicia czasu. Zdecydowałam się zakończyć tamtą znajomość jeszcze przed związkiem z moim obecnym chłopakiem, ale od czasu do czasu dawał o sobie przypomnieć. To były zupełnie niegroźne wiadomości, na które czasem odpisywałam, a z czasem przestałam. To był pierwszy punkt zapalny. Mój facet wpadł w histerię, jak dowiedział się że odpisałam tamtemu, zaczął płakać i podniesionym tonem ciągle padały pytania "czemu mi to robisz?", "czemu mi to zrobiłaś?". Na początku pomyślałam, że może jest wrażliwym facetem, a ja naprawdę zrobiłam coś bardzo niestosownego... stąd ta reakcja. Potem ciągle przypominał o tej sytuacji, zadawał pytania, na które wcześniej odpowiadałam (notorycznie).
Jakiś czas później, będąc już w związku z obecnym chłopakiem, poznałam fajnego chłopaka u mnie w pracy. Był żonaty. Czasem rozmawialiśmy. Pisaliśmy. To były rozmowy w stylu "co tam?" "jak ci minął dzień?" itd.. Nic szczególnego. Raz napisał, że mu się podobam, ja mu, że on mnie też... ale nic z tego nie będzie bo oboje jesteśmy w związkach. Zaprosił mnie na kawę - odmówiłam. Część wiadomości usunęłam, bo miałam dziwne uczucie, jakbym robiła coś nie w porządku i chciałam dać mu jasno do zrozumienia, że musimy ograniczyć nasze kontakty do minimum. W ten sam dzień mój facet przetrzepał mi cały telefon. Okazało się że robił to notorycznie. Odkąd praktycznie się poznaliśmy, o czym nie miałam pojęcia. (zazwyczaj jak spałam). Wpadł w jeszcze większą histerię, zapytał, czy tak bardzo musiałam się "sku r*ić"... Płakał, krzyczał. Ja chciałam uciec stamtąd, chciałam zakończyć tą znajomość, ale powiedział, że możemy spróbować jeszcze raz. Wtedy wszystko się zaczęło... Ciągłe pytania- codziennie, dlaczego mu to zrobiłam, wracanie do tego, nie daj bóg żebym go sprowokowała i sobie o tym przypomniał... ciągle o tym mówił, pisał... Ciągle mnie kontrolował, pytał gdzie jestem co robię … mówił/mówi obraźliwe słowa (że jestem kłamcą, jeban*m kłamcą… itp.). Mówił, że to moja wina. Tak przez dwa lata. Zaobserwowałam u niego cechy takie jak : mówienie o sobie (ciągle) niby w żartach niby serio - że jest najlepszy i najmądrzejszy. Jak pytam, czy uważa że jestem mądra mówi mi, że jak na "babę to nie głupia" :). Moje potrzeby zazwyczaj się nie liczą. Przytula mnie tylko jak chce zbliżenia. Nigdy nie mówi mi, że kocha. I najważniejsze - wyznaje zasadę 'oko za oko...' czyli... jak uderzę go w żartach, on mi odda... dlatego kiedyś pisał z inną dziewczyną, bo chciał mi pokazać "jak to jest". Nie wspomnę o tym, że nie mogę się nie odzywać przez pół godziny jak gdzieś jestem z koleżanką, o tym, że ciągle mnie sprawdza. Poczucie winy towarzyszy mi na co dzień.
Parę dni temu rozgoryczony wspomniał o ostatniej domówce... że będąc w salonie usłyszał z kuchni, jak rozmawiam z koleżanką o *tu padło imię chłopaka o którym wspomniałam na początku- tym, z którym spotykałam się dla zabicia czasu i od którego się wszystko zaczęło* - i wyznał "miałem ci już wcześniej o tym wspomnieć, że słyszałem, że mówiłaś o nim, ale zapomniałem... po co o nim mówiłaś? mówiłaś też, że stałaś pod blokiem... nie wiem nie dosłyszałem... ale po chu* się chwalisz, że się prułaś?" - zastygłam... Myślę, czy to mówiłam? Czy byłą taka sytuacja? Nie... nic nie przychodzi mi do głowy... A po chwili znów to wstrętne uczucie... że może wymieniłam jego imię... po co to zrobiłam? Nie byłoby teraz tej rozmowy... byłoby idealnie....
Wczoraj wieczorem, po wizycie u pani psycholog zaczęłam wszystko analizować. Jak przyszedł taki roześmiany do domu plotąc trzy po trzy, potem wszedł do łazienki, w której byłam i chciałam chwilę pobyć sama,zadał jakieś głupie pytanie... odpowiedziałam "wyjdź", a on krzycząc "jesteś chyba jakaś niedoje*bana? Co za basko, ale bym ci przyje*ał….", potem ciągle to samo pytanie "mogłabyś mi w końcu odpowiedzieć?", a ja mu na to … "nie chce mi się gadać...", na co on - "nie chce jej się gadać... (śmiech) co za baba, jak z taką durną babą można wytrzymać?(sam do siebie)"
Do dziś (jak on myśli, że spię) wkłada rękę pod poduszkę i powolnym ruchem wyciąga i następnie wkłada na miejsce mój telefon. Nigdy nie chciałam go "przyłapać na gorącym uczynku" bo chyba bym się spaliła ze wstydu, ale pytany na następny dzień, czemu to robi, wypiera się wszystkiego.
Dzis ciągle obwiniam się o wszystko, mimo, ze minęły 3 lata ,a poczucie mojej wartości spadło do 0. Czuję się jak niechciany pies ze schroniska. Szukam wsparcia. Porady.
Tutaj screen do rozmowy (jak przyłapał mnie na paleniu papierosów)… https : // zapodaj . net /574187d03e4c4. jpg. html
Po napisaniu tego posta... sama się zastanawiam co ja tu robię... w tym związku, w tym życiu... na tym forum...