Mam pytanie bo nie bardzo potrafię zrozumieć
Jak matka moze oddac swoje dziecko ojcu dziecka???
Powody sa zadne bardziej wygoda i pozbycie sie problemu.
Dodam ze dzieci male z obecnego zwiazku zachowała.
Czym kieruje takie cos?
Brakiem więzi swoja wygoda czy niezwiązaniem emocjonalnym.
Może nie była wtedy gotowa, może wiedziała że nie ma warunków i dziecku lepiej będzie z ojcem... A może zapytać Ją wprost bo my tylko możemy spekulować
Ojciec jest równoprawnym rodzicem. Jakoś chłopa nikt nie stygmatyzuje jak się zawinie.
4 2020-06-24 00:00:20 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-24 00:06:44)
Ja po rozwodzie "oddałam" dziecko ojcu. Celowo piszę w cudzysłowie, bo dziecko nie jest rzeczą, by je oddawać. Ja po prostu pozwoliłam mu mieszkać z ojcem, bo szanowałam jego uczucia i wielkie przywiązanie do taty, potrafiłam wczuć się w jego ból rozłąki. A sama wiedziałam, że nawet mieszkając osobno, nigdy syna nie porzucę.
Ojciec jest równoprawnym rodzicem. Jakoś chłopa nikt nie stygmatyzuje jak się zawinie.
Dokladnie, seksizm wychodzi i tyle.
Kobieta ma tak samo prawo placic alimenty ojcu i ojciec ma takie samo prawo byc glownym opiekunem.
Ja po rozwodzie "oddałam" dziecko ojcu. Celowo piszę w cudzysłowie, bo dziecko nie jest rzeczą, by je oddawać. Ja po prostu pozwoliłam mu mieszkać z ojcem, bo szanowałam jego uczucia i wielkie przywiązanie do taty, potrafiłam wczuć się w jego ból rozłąki. A sama wiedziałam, że nawet mieszkając osobno, nigdy syna nie porzucę.
Wielki szacunek dla Ciebie.
Kiedyś toczyła się dyskusja u mnie w domu na ten temat, taka dla jaj, co bym zrobiła po rozwodzie z dzieckiem (a mamy dziecko autystyczne). Oświadczyłam, że zostawiłabym je u boku ojca, którego uwielbia, w domu, który zna i kocha od zawsze, przy czym starałabym się być obecna w jego życiu najbardziej, jak to tylko możliwe. Spojrzenie obecnych przy tej rozmowie uświadomiło mi, że ich zdaniem powinnam zabrać dziecko ze sobą, choćby miało przez to pozostać nieszczęśliwe i zaliczyć emocjonalny regres, bo matce NIE WOLNO opuścić dziecka.
Smutne, jak bardzo żądzą nami stereotypy i przyzwyczajenia.
————-
Autorko, jeśli porzucenie dziecka dla własnej wygody - myślę, że nikt tego nie popiera. Jeśli jednak były inne motywy i kierowanie się dobrem dziecka, to ja nie krytykowałabym.
Między mieszkaniem z ojcem, a porzuceniem jest daleka droga.
8 2020-06-24 06:50:38 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-24 06:53:36)
Dzięki, Cyngli. Mało kto rozumiał moją decyzję, a ja wypłakałam wiele łez.
Koniec końców, syn, wówczas 12-letni, sam zapragnął do mnie wrócić i jest ze mną do dziś.
Ja też mam wiele szacunku do siebie, że dałam sobie z tym wszystkim radę.
Nigdy nie porzuciłam syna. Odwiedzałam go codziennie, zabierałam na spacery, rozmawialiśmy przez telefon. Zamieszkałam tak blisko niego jak się tylko dało.
Dzięki, Cyngli. Mało kto rozumiał moją decyzję, a ja wypłakałam wiele łez.
Koniec końców, syn, wówczas 12-letni, sam zapragnął do mnie wrócić i jest ze mną do dziś.Ja też mam wiele szacunku do siebie, że dałam sobie z tym wszystkim radę.
W Skandynawii popularna jest opieka naprzemienna. Może to jest jakieś rozwiązanie.
Ale tu sytuacja jest inna.
Odleglosc między matka a dzieckiem bedzie 800km wiec nie sadze zeby wchodzily w gre jakiekolwiek spotkanie czy odwiedziny.
Dziecko w ciagu 3lat bedzie zmienialo 3 raz szkolę takze naprawde ciężko jest mi się doszukać korzystnych dzialan matki na rzecz dziecka .
Ale tu sytuacja jest inna.
Odleglosc między matka a dzieckiem bedzie 800km wiec nie sadze zeby wchodzily w gre jakiekolwiek spotkanie czy odwiedziny.
Dziecko w ciagu 3lat bedzie zmienialo 3 raz szkolę takze naprawde ciężko jest mi się doszukać korzystnych dzialan matki na rzecz dziecka .
No i co w związku z tym. Ilu to rodziców mieszka 1000 km od dziecka. Zresztą. Jesteś dzieckiem, ojcem czy matką. Bo jeśli żadną z tych 3 osób to nie twoja sprawa.
Ale tu sytuacja jest inna.
Odleglosc między matka a dzieckiem bedzie 800km wiec nie sadze zeby wchodzily w gre jakiekolwiek spotkanie czy odwiedziny.
Dziecko w ciagu 3lat bedzie zmienialo 3 raz szkolę takze naprawde ciężko jest mi się doszukać korzystnych dzialan matki na rzecz dziecka .
A jaka jest Twoja rola w tej relacji?
13 2020-06-24 09:21:50 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-24 09:29:38)
Shantii, za mało danych przedstawiłaś, by można było odnieść się do sprawy.
Osobiście zrobiłabym wszystko, by być jak najbliżej dziecka i jak najbardziej uczestniczyć w jego życiu. Z całej siły starałabym się zminimalizować mu skutki rozstania rodziców.
Ale sytuacje są przeróżne. By się na ich temat wypowiadać, trzeba znać choć kilka faktów.
A to ojciec nie jest równoprawnym rodzicem?.. Chyba coś mnie ominęło...
Znam kilka osób, które po rozwodzie rodziców mieszkały z ojcem.
Koleżanka miała 9 lat i sama chciała, ciągle uciekała do ojca bo nie cierpiała nowego partnera mamy. Gdy matka urodziła nowe dziecko zgodziła się aby córka na stałe zamieszkała z ojcem bo już nie miała siły ani czasu odbierać jej ciągle z milicyjnej Izby Dziecka.
Inna koleżanka też wolała mieszkać z ojcem bo w domu z matką nie miała nawet własnego łóżka, musiała spać z babcią w kuchni, nie było łazienki.
W czasie roku szkolnego przyszedł do naszej klasy/5 klasa/ nowy kolega. Jego rodzice ustalili, ze zamieszka z ojcem bo matka nie dawała rady z jego zachowaniem/wagary, papierosy, kradzieże/. Lada moment trafiłby do jakiegoś ośrodka wychowawczego. Z nią została dwójka jego naturalnego młodszego rodzeństwa nie sprawiająca trudności wychowawczych.
Moja sąsiadkę, gdy miała 4 lata/obecnie ma prawie 80 lat/ mama oddała pierwszej, niedoszłej teściowej gdyż nowy mąż absolutnie nie zgadzał się na obce dziecko w domu. Teściowa umarła nagle i ojciec dziewczynki musiał się nią zająć. Prawie go nie znała bo ciągle gdzieś wyjeżdżał.
16 2020-06-26 13:51:44 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-26 13:54:31)
Moja sąsiadkę, gdy miała 4 lata/obecnie ma prawie 80 lat/ mama oddała pierwszej, niedoszłej teściowej gdyż nowy mąż absolutnie nie zgadzał się na obce dziecko w domu.
Nie do zaakceptowania dla mnie. Nie chciałabym znać dłużej takiego faceta. Uczy mnie życie nie oceniać, ale tu nie mam skrupułów. Co to za matka?!
17 2020-06-26 14:44:29 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-06-26 14:44:52)
Kleoma napisał/a:Moja sąsiadkę, gdy miała 4 lata/obecnie ma prawie 80 lat/ mama oddała pierwszej, niedoszłej teściowej gdyż nowy mąż absolutnie nie zgadzał się na obce dziecko w domu.
Nie do zaakceptowania dla mnie. Nie chciałabym znać dłużej takiego faceta. Uczy mnie życie nie oceniać, ale tu nie mam skrupułów. Co to za matka?!
Kiedyś takie rzeczy ludzie akceptowali i nie widzieli w tym nic zlego. Przed wojną był przypadek, że sąsiadka (babci) miała 2 dzieci i jak się to drugie urodziło, zabrała je babcia (tego dziecka) do siebie mówiąc:córko pomogę Ci będzie Wam lżej a i my z ojcem zostaliśmy sami w domu, brakuje nam dziecka, jest pusto. Córka się zgodziła i było tak, ze jedno dziecko chowało się z rodzicami a drugie u dziadków. Po latach miało zero kontaktu z rodzicami, do matki żal, a z rodzeństwem kontakt znikomy, brak przywiązania.
To było dawno, ale jak kiedyś rozmawiałam z babcią ona nic złego w tym nie widziała, a nawet chwaliła dziadków, że wzieli tego wnuka do siebie aby pomóc córce.
Teraz to nie do pomyślenia, myślę, ze kiedyś mentalność była inna, ludzie byli mniej świadomi.
Podobnie jak z wychowaniem, kto z Was nie słyszał w dzieciństwie słów: bądz grzeczna, bo zabierze Cie milicjant, albo: jak będfziesz tak robić to nie będę cię kochać, albo : rosze natychmiast przestać się boczyć i dać buzi cioci (śmierdzącej papierosami i całującej w usta), albo zachowuj się tak dalej to pewnego dnia wyjdę i Cię zostawię i tak dalej i tak dalej. Teraz to nie do pomyślenia, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu była to norma i nikogo nie szokowało.
Kiedyś takie rzeczy ludzie akceptowali i nie widzieli w tym nic zlego. Przed wojną był przypadek, że sąsiadka (babci) miała 2 dzieci i jak się to drugie urodziło, zabrała je babcia (tego dziecka) do siebie mówiąc:córko pomogę Ci będzie Wam lżej a i my z ojcem zostaliśmy sami w domu, brakuje nam dziecka, jest pusto. Córka się zgodziła i było tak, ze jedno dziecko chowało się z rodzicami a drugie u dziadków. Po latach miało zero kontaktu z rodzicami, do matki żal, a z rodzeństwem kontakt znikomy, brak przywiązania.
To było dawno, ale jak kiedyś rozmawiałam z babcią ona nic złego w tym nie widziała, a nawet chwaliła dziadków, że wzieli tego wnuka do siebie aby pomóc córce.
Teraz to nie do pomyślenia, myślę, ze kiedyś mentalność była inna, ludzie byli mniej świadomi.
Podobnie jak z wychowaniem, kto z Was nie słyszał w dzieciństwie słów: bądz grzeczna, bo zabierze Cie milicjant, albo: jak będfziesz tak robić to nie będę cię kochać, albo : rosze natychmiast przestać się boczyć i dać buzi cioci (śmierdzącej papierosami i całującej w usta), albo zachowuj się tak dalej to pewnego dnia wyjdę i Cię zostawię i tak dalej i tak dalej. Teraz to nie do pomyślenia, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu była to norma i nikogo nie szokowało.
Chyba dlatego że dawniej dziecko nie było istotne. Głos mieli dorośli. W tej chwili jest pajdokracja i chyba zgodzicie się - dzieci wystawiane są na piedestał, one dyktują rodzicom warunki, nawet gdy jeszcze nie mówią.
Przykładowo: gdy ja byłam mała to palili wszyscy dorośli, gdy my dzieci się bawiłyśmy. W pokoju było szaro od dymu. Teraz sobie kompletnie tego nie wyobrażam. Nikt nie pali przy dziecku, bo dziecko to świętość.
Albo gdy byłam z rodzicami u rodziny czy gdzieś, i było już późno a ja byłam marudna i śpiąca, to przytulałam się do mamy i spałam, ewentualnie kładziono mnie gdzieś na łóżku. W tej chwili gdy dziecko marudzi, impreza jest kończona a rodzice idą do domu.
No i inny przykład: dawniej nauczyciel był autorytetem. Jak dziecko dostało złą ocenę, to opieprz dostawało dziecko. Dziś jak dziecko dostanie złą ocenę, to opieprz dostaje nauczyciel.
Opisana przez Ciebie sytuacja miała miejsce u mojej koleżanki i to nie było tak dawno, bo dziewczyna ma 30 lat. Była pierwszym dzieckiem swoich rodziców i jej babcia zaproponowała córce że zabierze dziecko do siebie. Potem matka koleżanki urodziła jeszcze dwoje dzieci. Moja koleżanka całe życie wychowała się u dziadków, ma z rodzicami i rodzeństwem mocno sporadyczny kontakt. Dziś to mocno szokuje, mnie to też zszokowało. Ona sama zawsze udawała że to nic takiego, z uśmiechem mówiła że dziadkowie odciążyli rodziców. Tylko raz, gdy była pijana, powiedziała z wyrzutem że właśni rodzice ją oddali.
Znam tez kilka przypadków dzieci wychowanych przez dziadków, bo mama wyjechała zarabiać za granicę (np. mój ex). Z roku robiło sie np. 10 lat. Owszem, dzwoniła i wysyłała prezenty, ale... co to za matka? Co dziwne, mój ex nie miał tego nigdy mamie za złe. Kochał ją i szanował bardzo.
Kleoma napisał/a:Moja sąsiadkę, gdy miała 4 lata/obecnie ma prawie 80 lat/ mama oddała pierwszej, niedoszłej teściowej gdyż nowy mąż absolutnie nie zgadzał się na obce dziecko w domu.
Nie do zaakceptowania dla mnie. Nie chciałabym znać dłużej takiego faceta. Uczy mnie życie nie oceniać, ale tu nie mam skrupułów. Co to za matka?!
A ile matek oddaje dobrowolnie dzieci do domu dziecka, zostawia w szpitalu po porodzie?
Po to aby zacząć od nowa, z nowym partnerem.
Oddanie dziecka babci, ojcu dziecka zawsze jest bardziej ludzkie niż oddanie obcym ludziom.
Chociaż różnie to bywa. Czasami obcy mają do dziecka więcej serca niż rodzina.
20 2020-06-28 15:09:02 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-28 15:11:24)
Nie potępiam wszystkich matek, które oddają dzieci. Czasami sytuacja matkę przerasta - materialnie, psychicznie itd. Ale żeby dla jakiegoś faceta porzucić własne dziecko? Nie, to mi się w głowie nie mieści. I co to za partner który stawia mnie przed takim wyborem? Z miejsca skreślony.