natolinka napisał/a:daugh napisał/a:Czy to się często zdarza? Moja rodzina traktuje mnie czysto użytkowo- przynieś, wynieś pozamiataj (mam według nich wykonywać obowiązki życia codziennego i tyle). Nie mają ochoty na rozmowy ze mną ani na spędzanie ze mną czasu. Kontakt między nami jest sztuczny, wymuszony. Nie bronią mnie przed innymi, jeśli jest taka potrzeba. W razie wystąpienia jakichkolwiek problemów chowają głowę w piasek i przedstawiają swoją wersję rzeczywistości, która jest owocem ich myślenia życzeniowego, czy nawet, mówiąc sarkastycznie, owocem ich kreatywności.
Zero serdeczności, jakiegoś ludzkiego ciepła- tak jak to powinno wyglądać w rodzinie. Po prostu nie potrafią go dawać.
Czy takie coś się często zdarza?
Tyle się mówi o wartości, jaką jest rodzina, a w moim przypadku nie ma tej więzi, której mi zawsze brakowało, bo nie jestem człowiekiem zimnym, pozbawionym uczuć.
Teraz już pogodziłam się z tym, że oni tacy są i się nie zmienią, zdumiewa mnie jednak ich podejście. Wydaje mi się, że nawet w rodzinie alkoholików mogą być silne, pozytywne (wbrew pozorom) relacje między jej członkami; mimo wszystko ludziom zależy na sobie, co okazują w zaburzony sposób, ale jednak to robią. Nie mając do siebie jedynie stosunku użytkowo-roszczeniowego.
Wiem co czujesz i jak jest Tobie z tym źle, miałam to samo,żadnej akceptacji,pocieszenia,czy zwykłej rozmowy (jako nastolatka) potem już nawet nie przejmowałam się za bardzo,miałam swoje życie,swoje sprawy,męża,dzieci .Ale nie uważasz,że sama na to pozwoliłaś? .Pierwszy raz dałaś się wykorzystać, a potem to już z górki i tak będzie cały czas, jeśli czegoś z tym nie zrobisz. Porozmawiaj szczerze,nawet postaw się, odmów wykonania jakiejś czynności,może wtedy dostrzegą Ciebie,pomyślą,przemyślą. Nie wiem.Zastanów się czy warto żyć w stresie,zwłaszcza w dzisiejszych czasach,kiedy tyle złego dzieje się na świecie. Pozdrawiam i życzę powodzenia. 
Dziękuję za odpowiedź. Nie ma mowy o żadnej rozmowie tego typu, oni uznają rozmowy za awantury, szukanie guza, "stawianie się", a samych siebie mają za panów. Nawet jeśli nie kłócimy się (co jest rzadkie obecnie z ojcem, który regularnie kiedyś robił mi awantury, potrafił nie odzywać się tydzień, wydziedziczał mnie itp.- ale akurat nigdy mnie nie bił na przykład), to obiekcje i krytyka są traktowane jako przejaw czepiania się a nawet bycia świrem. W LO bałam się odezwać, chodziłam ponura i byłam skrajnie nieśmiała. Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o rodziców i ich stosunek do mnie: wprawdzie ojciec RACZEJ nie awanturuje się, jak kiedyś (robi to z rzadka, prawie wcale, uspokoił się generalnie), ale pozwala matce zachowywać się niemal jak diabeł tasmański
(bez kontroli, wrzeszczy, jest skrajnie niemiła, czepia się jakby armia diabłów w nią wstąpiła- i wcale nie przeszkadzam, po prostu sobie pozwala na takie zachowania wobec mnie i to mu zupełnie nie przeszkadza, bo mam matki słuchać, nawet jak mnie zadręcza. Teraz jest większy spokój w tym względzie niż niedawno, matka dużo spokojniejsza, przyznaję, ale z nimi po prostu nie porozmawiasz: uznają, że mają rację i koniec, ponieważ są moimi rodzicami i jako tacy mają prawo do szacunku bez względu na wszystko. I to poczucie wyższości, a nawet triumfalny, sadystyczny błysk w oku mówią wszystko. Niestety tak to wygląda. Trzeba by się wyprowadzić, czasy nie są jednak super bezpieczne; ale chyba jednak należy zaryzykować...
Rozmowa generalnie rzecz biorąc działa z normalnie zachowującymi się ludźmi, którzy dopuszczają do siebie to, że nad sobą należy pracować, a nie iść w zaparte i udawać, że wszystko jest ok, uzyskując tanim kosztem WRAŻENIE, że jest tak, jak być powinno. Dało mi do myślenia, co napisałaś o tym wykorzystywaniu. Tak, czuję się oszukana. Trzeba było inaczej tym wszystkim pokierować, ale cóż... teraz jest, jak jest i z tego punktu trzeba zaczynać. Jeszcze dodatkowo to, co dla nich niewygodne, zamiatają pod dywan: po prostu sprawy nie ma. Ale rozwiązanie!... Ba, nie tylko to- całe życie musiałam PRZEPRASZAĆ za dopominanie się sprawiedliwego traktowania, także za to, co ojciec robił i wygadywał w trakcie urządzanych przez siebie awantur. Matka przychodziła i kazała mi przychodzić do ojca i go przepraszać. Cóż, najchętniej bym zerwała kontakty i może to zrobię w przyszłości, nie chcę żyć w takim zakłamaniu, chciałabym się odciąć. Boję się jedynie, że mogę nie być bezpieczna jako samotna kobieta, a nie chcę szukać na siłę sobie kogoś. Mniej więcej dwa lata temu dzwoniłam nawet na niebieską linię w związku z zachowaniem matki, konsultantka powiedziała mi, że opisywane przeze mnie problemy są typowe. Chyba rzeczywiście się za niedługo wyprowadzam, mam tego wszystkiego powyżej uszu.
Dziękuję za zrozumienie i miłe słowa. A z ciekawości, jak układają się Twoje stosunki z rodziną obecnie?