marakujka napisał/a:Winter.Kween napisał/a:To co opisujesz to objaw problemow psychicznych, a nie zdrowia. Ciagle analizowanie i to zapewne w sposob zly.
Bo jak odnalezienie przyczyny to krecenie sie w kolko? Przeciez to sie mija z tym po co jest analiza.
Odnalezienie przyczyny nadal jest tylko kręceniem się w kółko, bo jest to tylko kręceniem się w obrębie źródła złych emocji nadal, a nie szukaniem i zastosowaniem rozwiązań.
Może być to objaw choroby lub (i o co bardziej mi chodziło):
człowieka zawsze jest wystawiany na mniej lub bardziej niekomfortowe dla niego sytuacje. Przykład: święta spędzane z rodziną. Na jakiś czas przed świętami staje się zły, odczuwa stres itd. na myśl o spotkaniu z kimśtam z tej rodziny. Jeśli sobie to zanalizuje, to dojdzie do wniosku, że: nie lubię spędzać z ciotką świąt, bo ciotka ciągle mnie pyta, kiedy się wyjdę za maż, co powoduje u mnie złe samopoczucie (edit: plus też ewentualnie zastanowienie się nad przyczynami moich odczuć oraz zachowań ciotki na coraz to głębszych poziomach) ---> To jest przyczyna.
Teraz dalej sobie pomyśli nad rozwiązaniem:
-albo nie będę jeździć do domu na święta (rozwiązanie dość ... czasem trochę jak z armatą do muchy)
-albo pojadę i powiem ciotce jeszcze przed kolacją, że proszę nie pytać mnie o takie rzeczy, bo jest mi smutno...
-albo nauczę się mniej lub bardziej dyplomatycznie odpowiadać na to pytanie przy stole
-a do tych podpunktów: zrozumiem wścibską ciotkę, pewnie ma kompleksy, bo cośtam (zanalizuję to)... biedna kobieta to jest, bo...
Tylko że czasami może być też tak, że powyższe rozwiązania nie wystarczą i wtedy bez względu na wybraną opcję kolejne spotkania z taką ciotką będą tak samo/podobnie drażnić (jak nie w święta to podczas pogrzebu czy w innych nie mogących do końca dać się zaplanować sytuacjach jak przypadkowe spotkania gdzieś na ulicy). Można znaleźć przyczynę, ba, nawet rozwiązanie, ale to nie spowoduje, że przy kolejnej podobnej sytuacji nagle zacznę taką ciotkę lubić lub po prostu żywić wobec niej całkowicie neutralne uczucia. Nadal będę miała negatywne emocje, a sam jej widok czy myśl o spotkaniu z nią będzie nieco mierzić.
Czyli to nieidentyfikowanie się z emocjami to są psychologiczne porady z Dupy... to już lepiej iść po leki do lekarza.
Czyli jak się czuję gdy widzę w sobie złość ale nie identyfikuję się z nią? Jestem jednocześnie spokojna/zadowolona? Bo własnie tego też chyba nigdzie już nie dopiszą, jaki powinien być ten "bazowy" stan emocjonalny...
justa_pl napisał/a:To prawda, teź tak uwaźam. Nic z tego nie wynika i to droga donikąd. No, chyba źe ma się studia czyli solidną wiedzę. Wtedy to ma sens. W przeciwnym wypadku tylko się zapętlisz w tych domorosłych analizach, będziesz doszukiwała się i analizowała przyczyny kaźdego swojega zachowania, nastroju, reakcji a takźe zachowań innych. To strata czasu. Jak sama zauwaźyłaś, nawet jak poznasz przyczynę to nie dowiesz się rozwiązania i nie znajdziesz go. Ludzie, którzy za duzo wiedzą, za duźo rozmyślaja za duzo analizują przestają cieszyć się zwykłym dniem codziennym i tym co się ma - tu i teraz.
Ilu z tych psychologów rzuca tymi poradami? Sobie nie zdają sprawy, jaką szkodę tym mogą wyrządzić???
Normalnie, każdy słyszał o dobrym psychologu, tylko jakoś nikt takiego nie spotkał. 
Dobra, tyle ode mnie.
Prawda jest taka, ze czlowiek nie musi analizowac zdrowych uczuc. Jezeli jednak cos jest meczace, wychodzi poza norme i utrudnia zycie to oczywiscie, ze tak.
To nie jest poprawna analiza:
nie lubię spędzać z ciotką świąt, bo ciotka ciągle mnie pyta, kiedy się wyjdę za maż, co powoduje u mnie złe samopoczucie ---> To jest przyczyna.
To nie sa poprawne rozwiazania:
-albo nie będę jeździć do domu na święta (rozwiązanie dość ... czasem trochę jak z armatą do muchy)
-albo pojadę i powiem ciotce jeszcze przed kolacją, że proszę nie pytać mnie o takie rzeczy, bo jest mi smutno...
-albo nauczę się mniej lub bardziej dyplomatycznie odpowiadać na to pytanie przy stole
-a do tych podpunktów: zrozumiem wścibską ciotkę, pewnie ma kompleksy, bo cośtam (zanalizuję to)... biedna kobieta to jest, bo...
To jest poprawna analiza (przyklad oczywiscie rowniez wymyslony na potrzebe podania go):
nie lubię spędzać z ciotką świąt, bo ciotka ciągle mnie pyta, kiedy się wyjdę za maż, co powoduje u mnie złe samopoczucie -> dlaczego to pytanie powoduje u mnie zle samopoczucie? -> Poniewaz czuje, ze jestem gorsza od innych bo nie moge znalezc sobie partnera -> Dlaczego czuje sie gorsza od innych z tego powodu? -> poniewaz mam takie poczucie, ze powinnam spelniac oczekiwania innych, chce byc wazna i chce byc wystarczajaco dobra. Czuje, ze brak partnera to dowod na to, ze cos jest ze mna nie tak. -> Skad poczucie, ze brak partnera to taka porazka, a ja musze zyc tak jak inni i zadowalac innych ludzi? -> Zawsze mi to powtarzano, moja rodzina uwaza, ze najwazniejsze jest posiadanie wlasnej rodziny. Sa zdania, ze cos jest nie tak jezeli kobieta w pewnym wieku nie ma meza. Mowiono to przy mnie od dziecinstwa. To naturalne, ze chce byc czescia rodziny. Jako dziecko, wszystko co ma osoba to rodzina i musi dopasowac sie i porzucic czesc siebie by przetrwac. Moj poglad na ta sprawe i to jak widze siebie powstal na podstawie tego w co wierzyla moja matka i przed nia jej matka. To, ze teraz czuje sie w ten sposob wynika z ich pogladow, ktore same w sobie nie pochodza od nich. Tak naprawde to nie jestem ja. Ja musze wiedziec co JA mysle, sama bez wplywu tego co mnie nauczono. Ciotka pyta, bo ona sama jest juz tak zaprogramowana, dla niej to oczywistosc. Tak jak i dla mnie.
Czy ja musze podzielac jednak ten poglad? Czy jestem mniej wazna, mniej wartosciowa? Czy musze sie spieszyc? Czy jestem porazka?
Co bym o tym myslala gdyby NIKT mnie nie ocenial? Pewnie nic. Przeciez mi jest dobrze samej ze soba, jezeli nie byloby nikogo kto ocenialby mnie negatywnie.
Rozwiazanie?
Juz nastapilo.
Te Twoje rozwiazania wyzej podane to jest naklejanie plastra na otwarte zlamanie. Ja wiem, ze czasem psychologowie tak robia. To jest prawda, ale jest wiele szkol poza ta mainstreamowa.
Wszystkie oswiecania nastepuja od analizowania siebie lub otoczenia. Skad sie wzieli filozofowie, lekarze wizjonerzy czy wynalazcy? Jestem osoba, ktora jest wyleczona z nerwicy. Wyleczenie z nerwicy jest nie tak czesto spotykane bo zwykle to jest choroba przewlekla.
I to wlasnie takim tokiem myslenia sie wyleczylam. Doszlam do zrodla i to zrodlo wtedy wydaje sie dziecinnie male. Jezeli cos takiego nie nastepuje to cala analiza jest zle zrobiona. Problemy sa jak ruska lalka, sa duzo mniejsze jak sie je rozpakuje do dziecinstwa. Czesto spotykam sie z czyms takim, ze osoba sama sie smieje z tego, ze jej wielki problem, ktory nabral masy jak kula sniegowa zaczal sie od tego, ze jako dzieciak sie wywrocil i ojciec sie smial z niego. Jak sie to widzi z tej perspektywy to oczywiscie, ze zaraz uwalniaja sie emocje tam uwiezione.
Jedno to miec uczucia typu 'ktos mnie popchnal w kolejce i sie wkurzylam', ktore sa adekwatne, a drugie to miec uczucia typu 'jak mam isc zobaczyc swoja matke to wymiotuje trzy dni i kreci mi sie w glowie i boli mnie serce. Nie wiem dlaczego'
Nie analizowanie tych drugich nie sprawi, ze one sobie pojda. Jezeli zaczniesz wymyslac rozwiazania typu 'bede oddychac az sie uspokoje, wezme leki na wymioty' to nie jest to zadne rozwiazanie. To jest zakrywanie problemu. Czlowiek jest jak dom w ciemnosciach, a swiadomosc jest jednym malym swiatlem.
Ludzie jezeli maja jakis sekret w glowie, ze cos zrobili 'zlego' niby jako dziecko to potrafia byc powyginani jak na egzorcyzmach. Tak, ze cialo sie usztywnia i nie moga mowic bo tak bardzo sie boja wyznac i to zwykle nie jest jakas straszna rzecz. Jak to glosno powiedza i zobacza swoj problem w swietle dziennym to potrafia ustapic somatyczne objawy.
Wydaje mi sie, ze malo wiesz w tym temacie i stad taki poglad. Nawet najwspanialsze metody mozna wykonac w beznadziejny sposob i pewnie stad ta opinia u Ciebie. Bo widzialas te wlasne beznadziejne reprodukcje dobrych metod.