Nie potrafie przestać kochać narkomana - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Nie potrafie przestać kochać narkomana

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 7 ]

Temat: Nie potrafie przestać kochać narkomana

Z góry przepraszam za ilość tekstu i dziękuję wytrwałym za zapoznanie się z moją historią..

Pisałam tu kilka lat temu o poprzednim związku, który też był porażką i traumą.
Kilka miesięcy później poznałam obecnego partnera. Jestem osobą bez nałogów, spoza środowiska narkotyczno -przestępczego.
Pokochałam tego człowieka, nawet nie wiem kiedy ani dlaczego i jak już zaczęło mi zależeć, przywiązałam się, zobaczyłam czym naprawdę jest uzależnienie i jak potrafi zachowywać się osoba 'pod wpływem'. Mimo wszystko on okazywał mi mnóstwo uczucia, nie było żadnych dziwnych akcji, często płakał w moje ramiona nad swoim życiem, mówił mi swoją historię , zwierzał się ... a ja tak bardzo chciałam pomóc, chciałam dać mu szczęście.

Słowo daję , że przy nim po raz pierwszy poczułam się naprawdę kochana i potrzebna. Mam całą kolekcję nieudanych związków za sobą a ten wydawał się taką miłością na dobre i złe.
Bardzo szybko zamieszkaliśmy ze sobą. I wtedy zaczęły się schody. On brał na początku po kryjomu, ja nie byłam w stanie ocenić na jaką skalę i kiedy to robi.
Wciąż chciałam go ratować, rozmawiałam z nim o tym jak zamierza wyjść z tego bagna. Doszły też problemy z przeszłości, które wciąż go goniły.
Niestety po niedługim czasie mieszkania razem zaczęły się podejrzenia, dziwne pytania, oskarżenia, kłótnie i chamskie odzywki.
Potrafił na przykład podejrzewać mnie o bycie prostytutką bo miałam kilka sztuk ładnej bielizny, oczywiście kupionej dla partnera.
Ciągle mnie bombardował pytaniami dość paranoicznymi, na które odpowiedź musiała być już, natychmiast. Stresowałam się tym i spinałam, tym bardziej nie umiałam nic z sensem wydukać, zaczęłam zamykać się w sobie. On nawet był w stanie chodzić po 'burdelach' i pytać się czy mnie tam znają. Uwierzył w swoją paranoję że jestem u niego po coś, że ktoś mnie podstawił tam żebym.. no właśnie nie wiem żebym co.. bo to się nie mieści w głowie. Demolował mieszkanie, rozkręcał lampy i sprzęty, już nie wspomnę o grzebaniu mi w telefonie i laptopie, co było na porządku dziennym. Wszystko według niego zaczęło być spiskiem a ja kłamczuchą która go  wykorzystuje. Gdy na chwilę się ogarniał - płakał, przepraszał, był tak rozbity i nieszczęśliwy że nie umiałam go po prostu zostawić. Dawałam się tak traktować i tkwiłam w tej paranoi bo wierzyłam że to się kiedyś skończy. Byłam na wakacjach w Grecji, nawet tam kazał mi się tłumaczyć bo to podejrzane że akurat do Grecji. Musiałam robić zdjęcia gdzie jestem, rozmawiać przez kamerkę.. Było tych sytuacji mnóstwo, dziwni znajomi, wyłączanie telefonu, różne dziwne zachowania.


W końcu się wyprowadziłam, jeszcze kilka razy potem tam jeździłam, bo zależało mi na tym związku, na tym żeby się leczył i ogarnął.
Udało się w końcu, poszedł na odwyk do zamkniętego ośrodka. Z tego ośrodka dzwonił do mnie, pisał listy, byłam go odwiedzić, mówił że przeprasza mnie za wszystko co musiałam przeżyć i nie będę musiała więcej się bać. Byłam szczęśliwa, bo wierzyłam że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Ale zamiast być w ośrodku rok, on wyszedł po 2 miesiącach.
Czułam, że to za wcześnie.. jak wyszedł, cieszył się strasznie jak przyjechałam i zostałam znowu u niego. Przez pierwsze tygodnie było cudownie, potem jednak znowu zaczęliśmy się nie dogadywać. On nie umiał udźwignąć swojego życia na trzeźwo, miał depresję, miał dość mnie na co dzień i tego, że musi jeszcze dbać o związek kiedy nie umie zbudować sobie swojego własnego życia. Sytuacja się pogarszała, był trzeźwy ale taki jakiś bez życia i nie umiałam pomóc mu wystartować. Mówił, że mnie kocha ale to jakoś tak słabło.
W końcu znowu się rozstaliśmy bo po nieudanych Świętach i Sylwestrze już w ogóle nie umieliśmy rozmawiać ze sobą. Ja tego nie chciałam.. tęskniłam, płakałam. Jak się okazało, on też przez dwa tygodnie płakał. Mieliśmy kontakt sporadycznie przez ten czas ale czułam się zraniona i byłam dla niego chamska, zazdrosna,chciałam wiedzieć czy poznał kogoś innego. Czułam żal za to, że tyle przy nim trwałam w tych najgorszych momentach, a on mnie odepchnął.

Po kilku tygodniach znowu zaczęliśmy się spotykać. Z mojej inicjatywy, jednak on również mówił że to uczucie nie wygasło, że mnie tak strasznie pokochał, że miał dość wszystkiego i czuł że się dusi. Niestety przez ten czas, kiedy mieliśmy przerwę, wrócił do brania. Od razu zauważyłam, że jest pod wpływem i że mieszkanie znów przypomina melinę. Potem jeszcze wyszło na jaw, że podczas tej przerwy on spotykał się z inną i przespał się z nią. To było tak bolesne.. nie umiałam nawet przeżyć tego bólu bo on wtedy wpadł w rozpacz i zaczął płakać że tak strasznie mnie kocha, że żałuje tego. Znowu zrobiło mi się bardziej żal jego niż samej mnie.

No i teraz, podczas kwarananny przez ponad miesiąc mieszkałam z nim. Inaczej nie miałabym możliwości się widywać, wiadomo jaka jest sytuacja. I powtórzyła się historia sprzed ośrodka, bierze praktycznie cały czas. O wszystko mnie obwinia, ciągle paranoje, sprawdzanie, niewierzenie mi, telefon sprawdza, widzi wszędzie spisek.. jest chamski, wrzeszczy.
Powiedział, że to moja wina że nie umiemy się dogadać bo jestem pokrętna i nie odpowiadam na jego dziwne, psychotyczne pytania.
Nie dało się żyć tam i kilka dni temu wróciłam.
Przeżyłam piekło, huśtawkę, miłość i oddanie a z drugiej strony podejrzenia, paranoje, wrzaski, chamstwo.. Zdaję sobie sprawę że to wszystko wina narkotyków oraz innych zaburzeń, m.in z dzieciństwa, z którymi się zmaga (jest z rozbitej rodziny). Że nie powinnam do siebie tego brać, obwiniać się.
Kiedy wyprowadzałam się tym ostatnim razem, rzucałam z niego deskami, które wyrzeźbił będąc w ośrodku. Był na nich napis:

W TYM DOMU:
- mówimy prawdę
- kochamy
- wybaczamy
- Jesteśmy wierni
- wspieramy

Rzucałam w niego krzycząc, że te słowa są gów*o warte, że nic z tego nie ma. Mówił, że taki dom chce ze mną stworzyć..
Ostatnie dni tylko płakałam i krzyczałam, nie dałam już rady być silna. Zachowałam się jak histeryczka.

Nie mogę przestać go kochać, nie mogę pozwolić mu się stoczyć, tak bardzo chcę żeby się leczył, robił coś z tym życiem.
Jestem tak rozbita że nie wiem co ze sobą zrobić. Jeszcze dzwoni do mnie naćpany i mówi, że ma mnie dość a każde słowo które powiem dla niego jest pokrętne i wszystko powoduje wybuchy złości. Jestem bezsilna, nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. Chodziłam przed epidemią na terapię dla współuzależnionych ale nie czułam się po niej wcale lepiej.
Weszłam w ten związek całą sobą. Starałam się ze wszystkich sił mu pomóc, może robiłam to źle. Nie chcę go stracić ale tak nie da się żyć.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Nie potrafie przestać kochać narkomana
desperatka77 napisał/a:

Z góry przepraszam za ilość tekstu i dziękuję wytrwałym za zapoznanie się z moją historią..

Pisałam tu kilka lat temu o poprzednim związku, który też był porażką i traumą.
Kilka miesięcy później poznałam obecnego partnera. Jestem osobą bez nałogów, spoza środowiska narkotyczno -przestępczego.
Pokochałam tego człowieka, nawet nie wiem kiedy ani dlaczego i jak już zaczęło mi zależeć, przywiązałam się, zobaczyłam czym naprawdę jest uzależnienie i jak potrafi zachowywać się osoba 'pod wpływem'. Mimo wszystko on okazywał mi mnóstwo uczucia, nie było żadnych dziwnych akcji, często płakał w moje ramiona nad swoim życiem, mówił mi swoją historię , zwierzał się ... a ja tak bardzo chciałam pomóc, chciałam dać mu szczęście.

Słowo daję , że przy nim po raz pierwszy poczułam się naprawdę kochana i potrzebna. Mam całą kolekcję nieudanych związków za sobą a ten wydawał się taką miłością na dobre i złe.
Bardzo szybko zamieszkaliśmy ze sobą. I wtedy zaczęły się schody. On brał na początku po kryjomu, ja nie byłam w stanie ocenić na jaką skalę i kiedy to robi.
Wciąż chciałam go ratować, rozmawiałam z nim o tym jak zamierza wyjść z tego bagna. Doszły też problemy z przeszłości, które wciąż go goniły.
Niestety po niedługim czasie mieszkania razem zaczęły się podejrzenia, dziwne pytania, oskarżenia, kłótnie i chamskie odzywki.
Potrafił na przykład podejrzewać mnie o bycie prostytutką bo miałam kilka sztuk ładnej bielizny, oczywiście kupionej dla partnera.
Ciągle mnie bombardował pytaniami dość paranoicznymi, na które odpowiedź musiała być już, natychmiast. Stresowałam się tym i spinałam, tym bardziej nie umiałam nic z sensem wydukać, zaczęłam zamykać się w sobie. On nawet był w stanie chodzić po 'burdelach' i pytać się czy mnie tam znają. Uwierzył w swoją paranoję że jestem u niego po coś, że ktoś mnie podstawił tam żebym.. no właśnie nie wiem żebym co.. bo to się nie mieści w głowie. Demolował mieszkanie, rozkręcał lampy i sprzęty, już nie wspomnę o grzebaniu mi w telefonie i laptopie, co było na porządku dziennym. Wszystko według niego zaczęło być spiskiem a ja kłamczuchą która go  wykorzystuje. Gdy na chwilę się ogarniał - płakał, przepraszał, był tak rozbity i nieszczęśliwy że nie umiałam go po prostu zostawić. Dawałam się tak traktować i tkwiłam w tej paranoi bo wierzyłam że to się kiedyś skończy. Byłam na wakacjach w Grecji, nawet tam kazał mi się tłumaczyć bo to podejrzane że akurat do Grecji. Musiałam robić zdjęcia gdzie jestem, rozmawiać przez kamerkę.. Było tych sytuacji mnóstwo, dziwni znajomi, wyłączanie telefonu, różne dziwne zachowania.


W końcu się wyprowadziłam, jeszcze kilka razy potem tam jeździłam, bo zależało mi na tym związku, na tym żeby się leczył i ogarnął.
Udało się w końcu, poszedł na odwyk do zamkniętego ośrodka. Z tego ośrodka dzwonił do mnie, pisał listy, byłam go odwiedzić, mówił że przeprasza mnie za wszystko co musiałam przeżyć i nie będę musiała więcej się bać. Byłam szczęśliwa, bo wierzyłam że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Ale zamiast być w ośrodku rok, on wyszedł po 2 miesiącach.
Czułam, że to za wcześnie.. jak wyszedł, cieszył się strasznie jak przyjechałam i zostałam znowu u niego. Przez pierwsze tygodnie było cudownie, potem jednak znowu zaczęliśmy się nie dogadywać. On nie umiał udźwignąć swojego życia na trzeźwo, miał depresję, miał dość mnie na co dzień i tego, że musi jeszcze dbać o związek kiedy nie umie zbudować sobie swojego własnego życia. Sytuacja się pogarszała, był trzeźwy ale taki jakiś bez życia i nie umiałam pomóc mu wystartować. Mówił, że mnie kocha ale to jakoś tak słabło.
W końcu znowu się rozstaliśmy bo po nieudanych Świętach i Sylwestrze już w ogóle nie umieliśmy rozmawiać ze sobą. Ja tego nie chciałam.. tęskniłam, płakałam. Jak się okazało, on też przez dwa tygodnie płakał. Mieliśmy kontakt sporadycznie przez ten czas ale czułam się zraniona i byłam dla niego chamska, zazdrosna,chciałam wiedzieć czy poznał kogoś innego. Czułam żal za to, że tyle przy nim trwałam w tych najgorszych momentach, a on mnie odepchnął.

Po kilku tygodniach znowu zaczęliśmy się spotykać. Z mojej inicjatywy, jednak on również mówił że to uczucie nie wygasło, że mnie tak strasznie pokochał, że miał dość wszystkiego i czuł że się dusi. Niestety przez ten czas, kiedy mieliśmy przerwę, wrócił do brania. Od razu zauważyłam, że jest pod wpływem i że mieszkanie znów przypomina melinę. Potem jeszcze wyszło na jaw, że podczas tej przerwy on spotykał się z inną i przespał się z nią. To było tak bolesne.. nie umiałam nawet przeżyć tego bólu bo on wtedy wpadł w rozpacz i zaczął płakać że tak strasznie mnie kocha, że żałuje tego. Znowu zrobiło mi się bardziej żal jego niż samej mnie.

No i teraz, podczas kwarananny przez ponad miesiąc mieszkałam z nim. Inaczej nie miałabym możliwości się widywać, wiadomo jaka jest sytuacja. I powtórzyła się historia sprzed ośrodka, bierze praktycznie cały czas. O wszystko mnie obwinia, ciągle paranoje, sprawdzanie, niewierzenie mi, telefon sprawdza, widzi wszędzie spisek.. jest chamski, wrzeszczy.
Powiedział, że to moja wina że nie umiemy się dogadać bo jestem pokrętna i nie odpowiadam na jego dziwne, psychotyczne pytania.
Nie dało się żyć tam i kilka dni temu wróciłam.
Przeżyłam piekło, huśtawkę, miłość i oddanie a z drugiej strony podejrzenia, paranoje, wrzaski, chamstwo.. Zdaję sobie sprawę że to wszystko wina narkotyków oraz innych zaburzeń, m.in z dzieciństwa, z którymi się zmaga (jest z rozbitej rodziny). Że nie powinnam do siebie tego brać, obwiniać się.
Kiedy wyprowadzałam się tym ostatnim razem, rzucałam z niego deskami, które wyrzeźbił będąc w ośrodku. Był na nich napis:

W TYM DOMU:
- mówimy prawdę
- kochamy
- wybaczamy
- Jesteśmy wierni
- wspieramy

Rzucałam w niego krzycząc, że te słowa są gów*o warte, że nic z tego nie ma. Mówił, że taki dom chce ze mną stworzyć..
Ostatnie dni tylko płakałam i krzyczałam, nie dałam już rady być silna. Zachowałam się jak histeryczka.

Nie mogę przestać go kochać, nie mogę pozwolić mu się stoczyć, tak bardzo chcę żeby się leczył, robił coś z tym życiem.
Jestem tak rozbita że nie wiem co ze sobą zrobić. Jeszcze dzwoni do mnie naćpany i mówi, że ma mnie dość a każde słowo które powiem dla niego jest pokrętne i wszystko powoduje wybuchy złości. Jestem bezsilna, nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. Chodziłam przed epidemią na terapię dla współuzależnionych ale nie czułam się po niej wcale lepiej.
Weszłam w ten związek całą sobą. Starałam się ze wszystkich sił mu pomóc, może robiłam to źle. Nie chcę go stracić ale tak nie da się żyć.

Pod swoim poprzednim wątkiem coś pisałaś o psychologu. Poszłaś?

3 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-04-29 07:59:46)

Odp: Nie potrafie przestać kochać narkomana

Dlaczego się tak biczujesz? Piszesz, że chcesz ratowć swojego ukochanego, a to ty potrzebujesz ratunku i do tego nikt ci nie może pomóc, tylko ty sama.  Piszesz, że kochasz jego, a siebie kochasz? Przeczytaj dokładnie list który napisałaś i powiedz, co byś poradziła obcej dziewczynie, która taki list by napisała? Mamy tylko jedno życie, bardzo krótkie niestety i do tego młodość i czas względnej sprawności jest jeszcze krótszy. Chcesz je poświęcić na ratowanie kogoś, kto tego ratunku wcale nie chce? Przecież twój chłopak był na odwyku i zrezygnował z niego, nie chciał sie leczyć. Chciał tylko stworzyć pozory, bo wymogłaś to na nim i musiał zrobić coś, żeby znów cię oszukać.
Leczenie uzaleznienia w Polsce jest dobrowolne i nie zmusisz nikogo do leczenia wbrew jego woli, chyba że go ubezwłasnowolnisz sądownie. Jednak sama powinnaś skorzystać z terapii dla wspóluzależnionych w ośrodku uzależnień. Myślę, że tamta wcześniejsza twoja próba z taką terapią nie powiodła się, bo ją za szybko przerwalaś albo po prostu trafiłas na nieodpowiedniego dla siebie terapeutę. Jesteś książkowym wprost przykładem osoby wspóluzależnionej. We wstępnych etapach współuzależnienia, stany pozytywne podyktowane są okresami abstynencji, deklaracjami o zmianie, powrotem do normalności, pracy czy nauki przez uzależnionego. Lecz gdy tylko dochodzi do ponownego zażywania, ciągów, agresji, to u osoby współuzależnionej, momentalnie wracają spotęgowane stany negatywne i depresja. Własnie teraz siedzisz na tej hustawce emocjalnej i naprawdę postaraj się zrobić wszystko, aby z niej zejść na ziemię.

4 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-29 11:02:40)

Odp: Nie potrafie przestać kochać narkomana
desperatka77 napisał/a:

Nie mogę przestać go kochać, nie mogę pozwolić mu się stoczyć, tak bardzo chcę żeby się leczył, robił coś z tym życiem.
Jestem tak rozbita że nie wiem co ze sobą zrobić. Jeszcze dzwoni do mnie naćpany i mówi, że ma mnie dość a każde słowo które powiem dla niego jest pokrętne i wszystko powoduje wybuchy złości. Jestem bezsilna, nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić. Chodziłam przed epidemią na terapię dla współuzależnionych ale nie czułam się po niej wcale lepiej.
Weszłam w ten związek całą sobą. Starałam się ze wszystkich sił mu pomóc, może robiłam to źle. Nie chcę go stracić ale tak nie da się żyć.

Niemożliwym jest żebyś przeżyła życie za chłopaka to oczywiste i pewnie się z tym zgodzisz,wiesz to.Nie masz żadnej mocy żeby go wyleczyć i uzdrowić, jeżeli jeszcze myślisz że coś możesz to łudzisz się i mylisz.Nie zapanujesz nad chłopakiem w żaden sposób,nawet jeśli Ci się wydaje że postępujesz szlachetnie.On jest Twoim narkotykiem a związek z nim jest toksyczny z wszystkimi szykanami jak z książek o współuzależnieniu - zakładam że jakąś wiedze masz o tym.
Przerwałaś terapię,bo jeszcze sama nie sięgnęłaś dna - poszłaś prawdopodobnie tam żeby leczyć jego nie siebie.Terapia to nie cudowna pigułka nie działa natychmiast i nie smakuje na początku, potrzeba czasu.
Chciałaś poznać sposoby jak masz się zachowywać tak żeby on nie ćpał,albo ćpał mniej zachowując się przyzwoicie.Nie ma tak dobrze niestety nie da się kogoś zmienić to pozory.
Taka motywacja jest do niczego.
Na razie  czujesz się bezsilna,dlatego nie możesz przestać kochać faceta,nie akceptujesz tej bezsilności żywisz złudzenia w sobie.
Przeceniasz i to bardzo swój wpływ na niego i swoją rolę w jego życiu.
Moja była narzeczona wytrzymała ze mną i tak długo - robiła ciągle to co Ty .
Nie była ani DDA ani  z dysfunkcyjnej rodziny ,nawet nie zaczęła się ze mną spotykać po jakimś rozstaniu.
Żyła nie swoim życiem tylko wszystkim co wiązało się z moim chlaniem i ćpaniem .
Chroniła mnie przed rodzicami,zatajała przed nimi to co wyczyniam, dzwoniła do pracy kłamiąc że coś się ze mną stało i załatwiała jednodniowe urlopy,kombinowała zwolnienia lekarskie ,kiedy mnie tak było wygodnie lub nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca.
Cały czas naiwnie wierzyła i miłą fałszywą nadzieję,myślała że kontrolując mnie ma wpływ i pozytywnie oddziałuje na mnie.W ile moich obietnic i zapewnień uwierzyła to tylko ona wie .
Bardzo ale to bardzo się myliła 90% zdarzeń nie poznała,nie wiedziała że ją zdradzałem,manipulowałem nią bezkarnie wiedząc że mi wszystko wolno,bo i tak mi wybaczy.
Po jakimś moim kolejnym wypadku -  pękła i powiedziała rodzicom co jest ze mną .
Wtedy tak jak Twój chłopak dla świętego spokoju poszedłem się niby leczyć zrezygnowałem jak on po paru miesiącach.
Oczywiście szybko wróciłem do ćpania i picia.
Wtedy odeszła już na zawsze( nie jesteśmy razem choć się znamy i kolegujemy znamy swoje rodziny),co na początku mnie ucieszyło i poczułem ulgę ,a potem poczucie winy, ,wściekłość,żal do siebie i do niej.Przez parę lat dziewczyna dochodziła do siebie na terapii i mityngach Al Anon pomogła moim rodzicom odciąć się ode mnie ,rodzice za jej namową też skorzystali z fachowej  pomocy .
Dwa lata szalałem i korzystałem z wolności,doszedłem do omamów,delirium, psychoz,ciąłem się,Takiej trwogi,leków samotności i rozpaczy nigdy wcześniej nie doświadczyłem, dwa razy byłem na detoksie raz z przedawkowania, a raz z wypadku samochodowego straciłem przytomność podczas jazdy, o mały włos uniknąłem śmierci.
Po wyjściu z psychiatryka po detoksie sam znalazłem drogę na leczenie odwykowe z uzależnień.
Jestem tej dziewczynie bardzo wdzięczny teraz za to,że odeszła - pewnie ciężko Ci w to uwierzyć.Mnie też było w to ciężko uwierzyć.
Tylko że tak jest i ja  wiem co czuje.
Miałem to szczęście i zaszczyt, żeby po latach porozmawiać z nią i przeprosić za krzywdy które jej wyrządziłem i podziękować za to że pomogła mi sięgnąć dna.
Między innym to też dzięki niej jestem trzeźwy od prawie 28 lat ,przeszedłem przez różne doświadczenia, dzięki terapii poradziłem i radze sobie z życiem ,emocjami ,ożeniłem się, mam córkę już dorosłą, która nigdy nie widziała mnie pijanego i naćpanego.
Nie mam pojęcia czy Twój chłopak zrobi to co ja,czy skorzysta z któreś już tam szansy,tego nikt nie wie.
Wiem jednak że Ty możesz siebie uratować jeszcze.Nie zajmuj, się tym co on zrobi jak odejdziesz, to jest naprawdę bardzo trudne do przewidzenia wręcz niemożliwe, łatwo się zacząć znowu łudzić i czekać,tracąc czas.Takie podtrzymywania kontaktu z nim przedłuża i tak to co nieuchronne - wasze rozstanie. jak nie Ty to on odejdzie.Znajdzie inną szybciej niż myślisz, krótko nawet będzie lepszy i pozornie się dla niej zmieni,będzie udawał i grał  to stały schemat wielu tak robi.Zdradzał Ciebie bo zdrady i emocje z tym związane to jeden z dragów,hamulce nie istnieją żadne.
On będzie szukał nowych emocji,nowej ofiary jak znudzą go Twoje starania,zabiegania,uwaga ,błagania i płacz.Wszystko to w gruncie rzeczy i tak będzie powtarzaniem przez niego tego co zna,to z chorych lęków przed innym życiem - zniewolenie,pętla .
Zacznij na początek siebie szanować ,nikt nie jest w stanie znieść życia z ćpunem i alkoholikiem na dłuższą metę - kończy się to nerwicą ,depresją i uzależnieniem od emocji, od osoby, a czasem też od substancji leków ,alkoholu itp.Łatwo się stoczyć również zatracając w innych behawioralnych uzależnieniach np od pracy,seksu.
Zrobiłaś już dla niego tyle co potrafiłaś i to jest kres możliwości, NIC tam nie pomożesz to jest po za Twoim zasięgiem - spowodować przemianę w chłopaku bezpośrednio.
Wróć na terapię dla siebie ,odetnij się, nie bądź pożywką dla jego choroby i emocji, które on w sobie i w Tobie wywołuje, tym karmi się taka toksyczna symbioza chorymi, skrajnymi emocjami,tłumieniem czekaniem i eskalacją ,wybuchy od depresji po euforię, ,wykończycie się na wzajem,żadem ludzki mózg nie wytrzyma takich "ekstremów"- nawet jak się przyzwyczai do nich,skutki są przerażające, a to nie jest żadna miłość choć tak "romantycznie" "heroicznie" to może wygląda.

5

Odp: Nie potrafie przestać kochać narkomana

Kiedyś czytałam książkę o współuzależnieniu i jedno zdanie mi utkwilo w pamięci - że kochać kogoś, czasem oznacza zamknąć przed nim drzwi. Historia Paslawka pokazuje, że to prawda...

6

Odp: Nie potrafie przestać kochać narkomana

Po pierwsze, on nie jest Twoją odpowiedzialnością. To dorosły człowiek i odpowiada sam za siebie i swoje zachowanie. Po drugie, leczyć zacznie się TYLKO wtedy, gdy sam zechce. Żadne rozmowy, naciski, płacze i tym podobne, nie sprawią magicznie, że poleci na odwyk i zostanie w trzeźwości. Po trzecie, jesteś współuzależniona i sama potrzebujesz pomocy, bo wykazujesz zachowania typowe dla "kobiet kochających za bardzo" lub wręcz objawy osobowości zależnej.

Odpuść tego faceta i zajmij się sobą.

7 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-04-29 10:25:08)

Odp: Nie potrafie przestać kochać narkomana

Trzeba czasem poznać różne punkty widzenia, żeby przestać działać według swojego wyuczonego schematu.
Dziś - bez obrazy! - wyłącznie śmieszy mnie perswadowanie czegoś dorosłemu partnerowi jak małemu dziecku, błaganie i przekonywanie do swoich racji. Myślę, że mądrzej jest oznajmić, czego się oczekuje i w razie niespełnienia oczekiwań - zrezygnować z czegoś, co mnie niszczy.

Ludzie panicznie boją się rozstań i samotności. Zgoda, to na początku boli jak każda strata, ale bólu nie trzeba się bać. Ból naprawdę przemija.

Umajona, świetny ten cytat!

P.S. Cytuję Autorkę:

Chodziłam przed epidemią na terapię dla współuzależnionych ale nie czułam się po niej wcale lepiej.

Też kiedyś chodziłam na terapię. Poskarżyłam się terapeutce, że z niektórych spotkań wychodzę zupełnie "rozwalona". I wiesz, co usłyszałam? Że to są najwartościowsze sesje! Poruszające, dające do myślenia i stwarzające szansę na pozytywne przemiany.
Nie bój się bólu, nie uciekaj od siebie!

P.S. 2 W moim małżeństwie rozbita byłam prawie ciągle. Cierpiałam wręcz fizycznie. Wyrwałam się z tego i wiesz, co Ci powiem? Odzyskałam całe pokłady energii, siły i pogody ducha! Im dłużej trwasz w rozbiciu, tym bardziej jesteś rozbita - to błędne koło!

Posty [ 7 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Nie potrafie przestać kochać narkomana

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024