Witam,
chciałabym opisać swój problem. Czuję się z tym źle i niekomfortowo, natomiast po raz pierwszy to ja jestem osobą, która zdecydowałaby się na rozstanie. Z moim obecnym partnerem jestem od około 1,5 roku. Damian (imię zmienione) jest ode mnie o kilka lat starszy, jest osobą stanowczą o silnym charakterze i uporze osła. Damian jest również osobą nieustatkowaną jak na swój wiek. Nie dąży do posiadania chociażby domu, czy samochodu, żyje tak jak żyją niezależni młodzi ludzie- na luzie i bez dokładania sobie "niepotrzebnych" zmartwień. Przełomem było nasze wspólne zamieszkanie, ponieważ dotychczas wynajmował mieszkania z różnymi randomowymi ludźmi i zył sobie w swoim małym pokoiku, pracując, zajmując się swoimi pasjami i spotykając się raz na jakiś czas ze znajomymi. Zanim jednak ze sobą zamieszkaliśmy to spotykaliśmy sie raz u niego, raz u mnie co skutkowało tym, że byliśmy ze sobą prawie codziennie włącznie z nocowaniem. Stwierdziliśmy, że nie opłaca nam sie mieszkać osobno i po jakimś czasie zamieszkaliśmy razem. Nadmienić muszę jedynie to, ze o ile wcześniej Damian był zachwycony wizją wspólnego życia, to przed samą realizacją jego zapał osłabł. Nie szukał mieszkań, nie interesował się tym, pomimo że mi upływał termin kiedy mogłam zostać na starym mieszkaniu. Dałam mu wtedy do zrozumienia, że ja muszę wiedzieć na czym stoję i jak nie chce to nie musimy ze sobą mieszkać, ale trochę mi przykro, że nie robi to na nim wrażenia, że niebawem zostanę z ręką w nocniku nie mając dachu nad głową i jak nie z nim to sama muszę znaleźć mieszkanie. Rozwiązania były dwa, albo dalej się "odwiedzamy" albo wynajmujemy coś wspólnie. Świadomie wybrał tę drugą opcję.
Nie mogę powiedzieć, że współdzielenie mieszkania zmieniło mój stosunek do niego. Już wcześniej było kilka silnych sygnałów, że ten człowiek nie prowadzi takiego niezależnego trybu życia bez powodu. Damian ma bardzo trudny charakter. Gdy o czymś mówi, to mówi to tak, jakby jedynie jego zdanie było prawdziwe i miało jakikolwiek sens. Rozmowa w grupie od razu odpada, bo nikt inny nie może wyrazić swojego zdania. Oczywiście nikogo nie obraża, ale kto lubi rozmawiać z kimś kto prowadzi jawny monolog? Damian bardzo dobrze czuje sie wśród swoich znajomych, natomiast wśród moich jest strasznie wycofany. Zachowuje sie tak jakby poszedł gdzieś za karę. Mało mówi, chce szybko wyjść usprawiedliwiając się obowiązkami, których na codzień nie posiada. Często, ale z umiarem jeżdżę w odwiedziny do rodziców. Damian do swoich nie jeździ, więc dostał ode mnie propozycje spędzenia wspólnie świąt. Wiadomo wcześniej zapoznał się z moją rodziną, ale mimo wszystko wolał w wigilie siedzieć z kumplem (swoim współlokatorem) i pić wodke niż jechać gdziekolwiek ze mną. Sytuacja ciągle się powtarza, nie chciało mu się nawet jechać na ślub mojej siostry ( ale pojechał, chyba nie miał wyboru), miał wymówki w stylu: nie lubię się narzucać. Często też mówi mi co i jak mam robić. Niby z troski, ale mnie to męczy ponieważ dobrze wiem, jak mam coś zrobić, napisać, powiedzieć. Czasami jest tak, że jak pojadę gdzieś na dłużej, to on się bardzo rzadko odzywa. Gdy próbuję coś z niego wyciągnąć to atakuje mnie oskarżeniami, ze nie rozumiem że on jest zajęty, albo śpi/robi cokolwiek innego. Często przed wyjazdem rzuca niewinnymi tekstami: zostawiasz mnie samego. Nie wiem czy chce wzbudzić wyrzuty sumienia, czy mną manipulować, nie mam pojecia.
Kolejną rzeczą jaka wzbudza moje wątpliwości jest skrzętne ukrywanie jego przeszłości. Na każde moje pytanie dotyczące jego poprzednich prac, życia itp. odpowiada mi, że on nie musi o tym mówić i co mnie to interesuje. W ogóle to żyjemy chyba w związku incognito. Mi nie zależy na facebookowym statusie, bo nie jest to dla mnie ważne, ale mamy np tylko 2 wspólne zdjęcia i tak naprawdę za kilka lat nie będę wiedziała nawet jak razem wyglądaliśmy.
Damian jest ciągle chory, ma wieczny stres w pracy, po pracy następuje niekończące się wyczerpanie, które musi zakończyć się odpoczynkiem, a sprawy domowe? Niech się dzieją same.. lub przy pomocy skrzacich rączek i nóżek czyt. moich. Jak Damian przychodzi z pracy to pierwsze co widzę to jego zbolałą minę, twarz emanującą zmęczeniem i wkur*ieniem jednoczesnie na cały świat (a to ktoś go wpienił, a to w pracy było ciężko). Wiecznie też źle sie czuje. Jest chory, ale zagonić go do lekarza nie ma szans, bo on już był i nikt nie wie co mu jest. Natomiast jego stan upoważnia go do tego, aby go wszyscy żałowali, szczególnie ja. Mam mu współczuć i wykazać się zrozumieniem. Rownież to ja mam sprzątać całe mieszkanie, myśleć o zakupach, o rachunkach, o obiadach i śniadaniach.
Jestem zmęczona. Nie fizycznie, a psychicznie. Moja dusza i ciało sie wycofuje. Nie umiem sie cieszyć kiedy w drzwiach staje człowiek, który ciągle marudzi, czuję się wyssana z mocy. Nie wiem czy ta sytuacja nie przypomina idealnego wampiryzmu energetycznego. Kolejną rzeczą i ostatnią jaką chciałabym tu przedstawić są sprawy finansowe. Ja mając krótszy staż zawodowy, miałam i miewam więcej pieniędzy niż on. Kaucja poszła z mojej kieszeni, wszystkie nadprogramowe rzeczy idą z mojej kieszeni. On wie ze jak coś to pożyczę od siostry lub rodziców. Potrafi wydać ostatni grosz nie martwiąc się, że do wypłaty zostało 10 dni. A potem i tak słyszę tekst, że przecież on wydaje więcej pieniędzy na jedzenie.. Ręce opadają.
Wstyd mi za to, że stawiam go w tak negatywnym świetle. Może Wy czytelnicy byliście w podobnej sytuacji i wiecie, że wina leży np po dwóch stronach? Ja wiem, że moją winą jest na pewno to, że nie tak wyobrażałam sobie życie z dorosłym mężczyzną, że po raz kolejny związałam sie z niedojrzałym partnerem. Wycofałam się już z tego związku, nie ma między nami bliskości bo nie potrafię się na niego otworzyć, nie jestem w stanie być blisko z kimś kto chce tylko brać. Ja wiem, że mu smutno że go odrzucam i nie tule, ale myslę, że to wszystko przez tą sytuację. Zdystanowałam się.
Myślicie że jest sens o ten związek walczyć, poszukać może wad w sobie, skoro kolejny raz jestem w podobnej sytuacji? Wybaczcie mi za ten esej, ale ciężko taki związek opisać w dwóch słowach. Pozdrawiam serdecznie czytających.
PS. wspólne rozmowy nie istnieją, według niego nie ma o czym, a ja się czepiam.
2 2020-03-29 01:40:56 Ostatnio edytowany przez facetten (2020-03-29 01:43:35)
Masz już wyrobioną opinię na jego temat i wyraźnie widać że widzisz w nim więcej wad niż zalet. Na ten moment myślę że jedyne co cię przy nim trzyma to swego rodzaju współczucie i obawa że bez ciebie to on wręcz zginie w tym świecie.
Może i ma stresującą pracę itd i taki a nie inny charakter ale jeżeli wasz związek miał by mieć przyszłość to on potrzebuje pomocy psychologa. Czy będzie na to chętny? Zapewne nie i zapewne gdybyś tylko o tym wspomniała to zbagatelizował by temat i/lub byście się pokłócili. Tracisz przy nim energię i chęci co w dalszej perspektywie czasu spowoduje że przejmiesz jego zachowanie i wasz związek będzie opierał się tylko na np wspólnym oglądaniu telewizji... no jak nic "związek emerytów". Coś czuje że jesteś po prostu żywiołową osobą a on raczej flegmatykiem i to też jest dla ciebie dziś problem.
Wg mnie jemu jest obojętne to czy ty jesteś z nim czy nie. To ty, niejako, na siłę próbujesz z nim być a w rzeczywistości jesteś obok.
Myślicie że jest sens o ten związek walczyć, poszukać może wad w sobie, skoro kolejny raz jestem w podobnej sytuacji?
Krótko: "Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów" - A.E.
Skorzystaj z porady psychoterapeuty, skoro nie pierwszy pakujesz się w beznadziejny przypadek.
Zostaw go. Nie zmienisz go, bo musiałby on sam tego chcieć.
Rożnicie się zbyt bardzo podejściem do życia, mentalnością inie wiem czy z tego.da się coś jeszcze ukręcić. Skoro juz na starcie są takie problemy i czujesz się wykorzystywana , to nie ma sensu w to brnąć dalej.
Co Cię w ogóle do niego przyciągnęło? Po ile macie lat? (tu już pytam z ciekawości).
Masz dwie opcje: porządnie go ustawić i może jakimś cudem zdobędzie Twoje uznanie, albo dać sobie spokój i pozwolić, aby życie go ustawiło.
Różnicie się od siebie, facet nie wykazuje żadnej odpowiedzialności. To duże dziecko niestety. Z drugiej strony fajnie, że nie wymieniasz od razu na lepszy model i chcesz coś naprawiać, ale przemyśl sobie za/przeciw.
Jeśli dalej tak to wszytsko będzie wyglądać to pociagniesz ten związek rok, dwa a później i tak go rzucisz. Dodatkowo będziesz miała poczucie zmarnowanego czasu, wykończenia fizycznego i psychicznego i zajmie trochę zanim będziesz gotowa na nowy związek. Nie miej wyrzutów sumienia, bo wcale nie przesadzasz. Ty bedziesz cały czas probowac go ogarniać, ciagnac w górę itp. ale on i tak będzie to wszytsko niszczył. Bo to jest Twoja wizja świata - nie jego. On chce żyć tak jak żyje. Czy jesteś gotowa na to? Na życie z nim taki jaki jest? Uciekaj. Chociaż będzie trudno. On zapewne nie będzie chciał pozwolić Ci odejsc, ale to też jest typowe.
Myślicie że jest sens o ten związek walczyć, poszukać może wad w sobie, skoro kolejny raz jestem w podobnej sytuacji? Wybaczcie mi za ten esej, ale ciężko taki związek opisać w dwóch słowach. Pozdrawiam serdecznie czytających.
PS. wspólne rozmowy nie istnieją, według niego nie ma o czym, a ja się czepiam.
Mam dysonans wynikający z rozbieżności pomiędzy tytułem wątku a jego treścią, ale do rzeczy.
Opisałaś swój związek i partnera, akcentując to, co Tobie nie odpowiada. Pewnie gdybyśmy zrobili vivisekcję Damiana, to znalazłyby się przyczyny, dlaczego jest tym, kim jest, z wszystkimi swoimi wadami i zaletami, ale jak sądzę nie w tym rzecz. Bo głównie chodzi i tak o to, że im dalej w las, tym więcej drzew, więc z biegiem czasu odkrywasz u swojego partnera coraz więcej zachowań i cech, które Tobie nie odpowiadają, a w takich okolicznościach wydaje się bezsensowne ciągnięcie związku, męczenie siebie i jego, więc rozstanie staje się naturalną konsekwencją sytuacji. Bo, jak ktoś słusznie powyżej zauważył, kolejny rok niewiele zmieni a na końcu będziesz miała poczucie zmarnowanego czasu. Po prostu do siebie nie pasujecie, rozmijacie się w podejściu do podstawowych życiowych spraw i sposobu ich rozwiązywania.
A teraz wracając do tytułu i powyższego cytowania, jak wnioskuję masz do siebie pretensje o niewłaściwe wybory i/lub ewentualne zbyt wysokie wymagania, tudzież brak akceptacji dla cudzej odmienności (niech będzie wad), przy świadomości, że sama nie jesteś ideałem.
Parę rzeczy wymaga rozwinięcia. Nie wiem, który to jest Twój związek, że zaczynasz szukać winy w sobie? Czy po raz kolejny trafiasz na ten sam „typ” faceta? Czy wcześniej, tj. na początku związku były sygnały, które ignorowałaś a które zapowiadały dzisiejsze problemy? Co Ciebie przyciągnęło do Damiana, poprzednich facetów?
Masz już wyrobioną opinię na jego temat i wyraźnie widać że widzisz w nim więcej wad niż zalet. Na ten moment myślę że jedyne co cię przy nim trzyma to swego rodzaju współczucie i obawa że bez ciebie to on wręcz zginie w tym świecie.
Coś czuje że jesteś po prostu żywiołową osobą a on raczej flegmatykiem i to też jest dla ciebie dziś problem.
Wg mnie jemu jest obojętne to czy ty jesteś z nim czy nie. To ty, niejako, na siłę próbujesz z nim być a w rzeczywistości jesteś obok.
Zginąć to on nie zginie, ale bardziej mam obawy przed tym, czy go nie zranię, a nie lubię sprawiać innym przykrości i zawodu.
Czy jestem żywiołową osobą? Nie. W ogóle to bliżej mi do introwertyka niż ekstrawertyka, natomiast on flegmatykiem równiez nie jest. Przynajmniej poza domem.
Też mi się czasami wydawało, że mu jest ze mną dobrze dlatego, że ma namiastkę domu, spokój i może robić co chce, bo generalnie go nie można w żaden sposób przekonać do swojego zdania.
Zginąć to on nie zginie, ale bardziej mam obawy przed tym, czy go nie zranię, a nie lubię sprawiać innym przykrości i zawodu.
Masz do wyboru albo raz zranić jego, albo ranić siebie przez całe życie lub dopóki on nie odejdzie.
Co Cię w ogóle do niego przyciągnęło? big_smile Po ile macie lat? (tu już pytam z ciekawości).
Co mnie do niego przyciągnęło hmm wspólne zainteresowania i hobby oraz to że jst inteligentny i twórczy.
Ja mam 27lat, on ma 30+
Ty bedziesz cały czas probowac go ogarniać, ciagnac w górę itp. ale on i tak będzie to wszytsko niszczył. Bo to jest Twoja wizja świata - nie jego. On chce żyć tak jak żyje. Czy jesteś gotowa na to? Na życie z nim taki jaki jest? Uciekaj. Chociaż będzie trudno.
Wiem, że nie powinno się kogoś zmieniać na siłę bo nie na tym polega miłość. To prawda- trochę inną mam wizje dotyczącą świata, ale to w ogóle nie ingeruje w jego pasje, czy światopogląd. Nasza relacja psuje się głównie na przyziemnych rzeczach. I problem tkwi w tym, że o ile dla mnie jest ważny porządek, ład i dostrzeganie pozytywnych aspektów w życiu, to dla niego wręcz odwrotnie. Czy jestem gotowa na życie z nim takim jaki jest? Nie wiem. Nie chciałabym mieć w domu dorosłego dziecka, które trzeba otaczać ciągłą opieką, bo to w ogóle nie przypomina partnerstwa.
A teraz wracając do tytułu i powyższego cytowania, jak wnioskuję masz do siebie pretensje o niewłaściwe wybory i/lub ewentualne zbyt wysokie wymagania, tudzież brak akceptacji dla cudzej odmienności (niech będzie wad), przy świadomości, że sama nie jesteś ideałem.
Parę rzeczy wymaga rozwinięcia. Nie wiem, który to jest Twój związek, że zaczynasz szukać winy w sobie? Czy po raz kolejny trafiasz na ten sam „typ” faceta? Czy wcześniej, tj. na początku związku były sygnały, które ignorowałaś a które zapowiadały dzisiejsze problemy? Co Ciebie przyciągnęło do Damiana, poprzednich facetów?
Tytuł wątku może faktycznie nie jest klarowny. Uważam, że zawsze trafiam na niedojrzałych i niezdecydowanych partnerów. Jest to mój 3 związek i po prostu zaczynam się zastanawiać na jakiej podstawie dobieram sobie partnerów. Czasami myślę, że to moje zainteresowania skupiają mój wzrok na takich mężczyzn, ALE nie mogę szufladkować ludzi ze zwględu na ich pasje. Na pewno były sygnały. Zignorowałam między innymi to, że Damian ma skłonności egocentryczne i lubi zamiatać problemy pod dywan. Bo np. to, że musiałam kiedyś wezwać pogotowie, bo jego życie wisiało na włosku, to po wyjściu ze szpitala nie uważał, że należy cokolwiek ze mną wyjaśniać i podjąć jakiekolwiek kroki, żeby taka sytuacja nie pojawila się ponownie. Reasumując: po raz kolejny jestem z niedojrzałym mężczyzna. Wiadomo ten typ się troche zmienia, bo np. poprzedni partner długo mieszkał z rodzicami, natomiast obecny jest niezależny od 18 roku życia.
Wydaje mi się też, że zmieniają mi się w życiu priorytety. Kiedyś sama nie wiedziałam czego chcę, co chcę w życiu robić. I może ta historyczna cząstka mnie przyciąga właśnie takich facetów?
To teraz co będzie? Teraz będziesz sobie mówić że będziesz z nim bo i tak boisz się że jak znalazła byś innego to też będzie taki?
To teraz co będzie? Teraz będziesz sobie mówić że będziesz z nim bo i tak boisz się że jak znalazła byś innego to też będzie taki?
Nie no bez przesady Jakbym miała zostać singielką, to zostałabym bez obawy że następny będzie taki sam. Nie po to docieram do pewnych wniosków i je analizuje, aby po raz kolejny powielac te same błędy. Wcześniej działałam na autopilocie i w sumie każdy facet mnie kopał w dupę. Teraz chce coś zmienić i jakoś ugryźć problem, nie tyle co zerwać z obecnym partnerem, ale może cokolwiek zmienić. Niestety jak dojdzie do rozstania to nie zamierzam pchać się w kolejny związek, wolałabym odetchnąć.
Jesteśmy w takim samym wieku :-)
Doskonale znam też Twoje dzisiejsze rozkminy i nawet mam za sobą celowo założoną, dłuższą przerwę od związków. Myślę, że to Ci dobrze zrobi. Bo można na wiele swoich wyborów popatrzeć z perspektywy, chociaż to wcale nie daje gwarancji, że pewnych błędów nie powtórzysz w przyszłości ;-)
Myślę, że dobrze kombinujesz, iż nieudany związek najprawdopodobniej oznacza, że trafiłaś na nieodpowiedniego partnera i jeśli nic z tym nie zrobisz, to pewnie trafisz na kolejnego takiego samego lub podobnego. Na szczęście nie upierasz się na siłę, że go kochasz, a relację, mimo tego, że nie jest udana, chcesz kontynuować, bo to by świadczyło, że z Tobą jest coś nie tak ;-)
Tym bardziej przyda się Tobie trochę oddechu od związków, jakiejś pracy nad sobą, czegoś, co doprowadzi do tego, że bez względu na to, jak to brzmi - staniesz się kimś nieco innym. Mam na myśli pójście do przodu, mimo dotychczasowych niepowodzeń, bo trudno oprzeć się wrażeniu, że kolejny związek byłby ucieczką od niepowodzeń. A przecież chodzi o to, żeby wykorzystać dotychczasowe porażki jako informację zwrotną, nad czym pracować, aby nie powielać dotychczasowych schematów. U Ciebie to wybór facetów, którzy nie traktują ani Ciebie, ani związek z Tobą zbyt poważnie i na serio.
Dlatego powinnaś zrozumieć, jak to się dzieje, że lokujesz uczucia w takim a nie innym typie facetów. To może wytyczać kierunki Twojej pracy nad sobą. Ale to już jest praca z Twoimi emocjami, wymagająca samoobserwacji, np. co takiego (konkretnego, nazwanego) powoduje, że „energetyzuje” to Twoje uczucia dla partnera. Jeśli nie uczucia to co powoduje zainteresowanie, fascynację, wybór tej konkretnej osoby.
Mnie w tej sytuacji bardzo pomagały rozmowy z przyjaciółką. Jak zaczynałam mówić, to właściwie wszystko samo się układało. Masz kogoś takiego? W sumie taką role pełni też chyba terapeuta.
Zerwij z nim jak najprędzej, bo na pewno lepiej nie będzie. Jemu jest z Tobą po prostu wygodnie, nie widzę z Twojego opisu żadnego uczucia, zainteresowania, oddania... Ma podane, wysprzątane i dach nad głową - nie musi się o nic martwić, czego chcieć więcej?? Nie widzisz tego Autorko? ratuj się, póki możesz i to definitywnie. On się nigdy nie zmieni.
16 2020-03-29 21:19:30 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-03-29 21:20:22)
Wygląda na to, że ciągle na takich trafiasz, jakoś nieświadomie ciągnie Cię do takich typów. Czasami może to wyglądać jak chęć "wychowania" czy może nawet nawrócenia faceta. W Twoim wypadku chyba jednak tak źle nie jest, skoro sama przyznajesz, że źle się czujesz w roli niańki czy matki, zamiast partnerki. Zdziwiło mnie trochę jak przeczytałem ten fragment:
(...)Nie dąży do posiadania chociażby domu, czy samochodu, żyje tak jak żyją niezależni młodzi ludzie- na luzie i bez dokładania sobie "niepotrzebnych" zmartwień. Przełomem było nasze wspólne zamieszkanie, ponieważ dotychczas wynajmował mieszkania z różnymi randomowymi ludźmi i zył sobie w swoim małym pokoiku, pracując, zajmując się swoimi pasjami i spotykając się raz na jakiś czas ze znajomymi.(...)
jak również ten o mieszkaniu z rodzicami.
Samochód nie każdy musi mieć, na dom( osobny ,nie mieszkanie), tez nie każdy sobie może pozwolić. Poza tym praca, hobby i znajomi - nie powiesz , że to jest akurat chyba coś złego..? Ludzie przecież dzielą swoje życie między wymienione aspekty, oczywiście z dodatkiem związku. Może zatem klucz tkwi w tym, że on się nie rozwija, nie ma planów na przyszłość i żyje chwilą? Bardziej niepokojący wydaje mi się ten wieczny pesymizm, zmęczenie i lekceważenie pewnych domowych obowiązków. Ciężko mi sobie wyobrazić kogoś kto bez przerwy na wszystko narzeka, nie jest w stanie przyjąć żadnej krytyki ani przyznać się do błędu. Do tego facet sobie wygodnie żyje, nie przejmując się za bardzo przyziemnymi sprawami i przewalając całą swoją wypłatę. Ciężko Ci zaakceptować wiele rzeczy, niektóre są zapewne nie do przejścia na dłuższą metę..Z drugiej strony żal Ci go, gdyż wykazuje jednak pewne zalety. Tylko czy potrafisz w nim zaakceptować te jego skazy? Nie ma co ciągnąć czegoś na siłę wbrew sobie...
Samochód nie każdy musi mieć, na dom( osobny ,nie mieszkanie), tez nie każdy sobie może pozwolić. Poza tym praca, hobby i znajomi - nie powiesz , że to jest akurat chyba coś złego..? Ludzie przecież dzielą swoje życie między wymienione aspekty, oczywiście z dodatkiem związku. Może zatem klucz tkwi w tym, że on się nie rozwija, nie ma planów na przyszłość i żyje chwilą? Bardziej niepokojący wydaje mi się ten wieczny pesymizm, zmęczenie i lekceważenie pewnych domowych obowiązków. Ciężko mi sobie wyobrazić kogoś kto bez przerwy na wszystko narzeka, nie jest w stanie przyjąć żadnej krytyki ani przyznać się do błędu. Do tego facet sobie wygodnie żyje, nie przejmując się za bardzo przyziemnymi sprawami i przewalając całą swoją wypłatę. Ciężko Ci zaakceptować wiele rzeczy, niektóre są zapewne nie do przejścia na dłuższą metę..Z drugiej strony żal Ci go, gdyż wykazuje jednak pewne zalety. Tylko czy potrafisz w nim zaakceptować te jego skazy? Nie ma co ciągnąć czegoś na siłę wbrew sobie...
Źle mnie zrozumiałeś, albo niejasno sie wyraziłam. Nie mam w ogóle problemu z tym, że mój partner chodzi do pracy, spotyka sie ze znajomymi, czy posiada hobby. Współdzielimy nasze zainteresowania bo są po prostu podobne i w pełni akceptuje to, że on gdzies sobie wychodzi, czy np. jakiś czas w ciągu dnia spędza zgodnie ze swoimi pasjami. Tak samo nie mam problemu z tym, że on nie ma mieszkania/domu czy samochodu bo go na to nie stać lub nie chce tego mieć, ale nie jest dla mnie odpowiednie to, że mogąc żyć trochę inaczej on woli żyć z dnia na dzień. I wiem, że tego akurat nie mam prawa zmieniać, bo każdy z nas jest inny i mu lepiej w swojej rzeczywistości, i chyba właśnie tutaj nie dobraliśmy się odpowiednio. Ja sama nie mam mieszkania, samochodu, mam pracę o średnich zarobkach, ale dążę do tego, aby w przysżłości mieć spokój w postaci swojego kąta i komfort w postaci załóżmy auta, gdyby przyszło mi dojeżdżać do pracy dalej niż dotychczas. To też się wiąże z odkładaniem pieniędzy, z myślą że warto nie tylko wydawać, ale też inwestować lub lokować pieniądze. A mój partner niestety ma zdolne ręce do wydawania pieniedzy na rzeczy, których w ogóle nie widać. I nie twierdze, że miałby wydawać je na mnie, bo sama na siebie potrafie zarobić, ale chociażby mógłby coś sobie kupić.
Najbardziej chyba meczy mnie rola matki, opiekunki i głowy rodziny. Ja jak mu nie powiem, ze ma rachunek do zapłacenia to nie pamięta. Z domowymi obowiązkami też kiepsko, bywało że pracowałam w 2 miejsach i przychodząd wieczorem do domu musiałam jeszcze posprzątać, bo nie szło wytrzymać. Gdyby chociaż była szansa na rozmowę, to może byłoby lepiej. Niestety, ale on ucina wszystkie poważne rozmowy i woli żyć w iluzji, że wszystko jest ok. Ja nie potrafię jeszcze zakończyć tego związku, może za dużo we mnie współczucia i również iluzji, że może być lepiej.
Ja nie potrafię jeszcze zakończyć tego związku, może za dużo we mnie współczucia i również iluzji, że może być lepiej.
Jak czytałam opis tego związku, to myślałam, że pewnie jesteś w tym facecie mocno zabujana i to Cię przy nim trzyma. Ale jeśli wstrzymujesz się przed zakończeniem tej relacji dlatego, że Ci faceta żal, to niech Ci go być żal przestanie. Naprawdę chcesz uzależniać swoje życie i szczęście od tego, żeby nie sprawić przykrości temu chłopakowi swoim odejściem? Po pierwsze, wcale mu przykro i smutno nie będzie (w sensie, że nie będzie miał złamanego serca, a przynajmniej tak wnioskuję z opisu. Natomiast za domową obsługą pewnie i zatęskni, ale czy tak chcesz być przez niego widziana?), a po drugie to dorosły mężczyzna, więc sobie poradzi No a po trzecie, on się wcale nie przejmuje tym, czy swoim zachowaniem i lekceważeniem Ciebie sprawia Ci przykrość.
Czy może być lepiej? Jak słusznie napisałaś, to iluzja. On jest już "starym koniem", ma swoje nawyki, przyzwyczajenia, po prostu już taki jest, tak mu dobrze, tak lubi żyć. Ja partnerstwa w Waszym związku nie widzę... Jeśli Ci taki układ nie pasuje, jest Ci źle, to nie ma sensu tego ciągnąć. A skoro tu napisałaś, to chyba jednak jest Ci źle i coś nie gra, nie tak sobie wyobrażasz bycie razem... Masz prawo mieć swoje oczekiwania, swoją wizję związku. Wcale nie musisz się do nikogo dostosowywać myśląc, że tak musi być. My Ci nie powiemy, czy z nim być, czy odejść. To Twoja decyzja Wyobraź sobie, że tak będzie całe życie. Czy tego chcesz?
Zerwij z nim jak najprędzej, bo na pewno lepiej nie będzie. Jemu jest z Tobą po prostu wygodnie, nie widzę z Twojego opisu żadnego uczucia, zainteresowania, oddania... Ma podane, wysprzątane i dach nad głową - nie musi się o nic martwić, czego chcieć więcej?? Nie widzisz tego Autorko? ratuj się, póki możesz i to definitywnie. On się nigdy nie zmieni.
Zgadzam się w 100% z tym.
Niepotrzebne te wspólne mieszkanie
albo mieszkajcie osobno i trzymaj ręke na pulsie jak to sie rozwinie albo zerwij.