Gunia11 napisał/a:Witajcie. Temat trudny ale mam nadzieję, że znajdzie się ktoś kto zechce zabrać głos.
Poznaliśmy się około 5 lat temu. Po pół roku związku dowiedziałam się, że kilka lat wcześniej przechodził zmianę płci...leczenie przerwane.
Oczywiście dla mnie to był szok i myślałam o zakończeniu związku, ale przekonywał mnie, że już nigdy do tego nie wróci, że skoro raz przerwał to już koniec, nie ma powrotu. Głupia uwierzyłam, zaufałam. Po około 3 latach zauważyłam zmianę w zachowaniu...zapuszczanie włosów, dbanie o siebie, depilacja byle nie mieć na ciele włosów itd. Któregoś dnia dostałam zdjęcie w pozie typowo dziewczęcej...nie będę tłumaczyć jaka to poza, ale ktoś kto wie o czym pisze to się domyśli....i wtedy zapaliła mi się lampka. To był moment kiedy powiedziałam dość. Odeszłam. Po prawie 5 latach związku usłyszałam "Maćka nigdy nie było","on nie istniał" czyli okazuje, że cały ten związek to było fikcja...kochałam kogoś kto nie istniał. Była próba zerwania kontaktów...nie udało się, było morze wylanych łez,teraz jest etap zaakceptowania sytuacji i próba kontaktu i mówienia do niego żeńskim imieniem...jakoś daję radę, ale jest mi niesamowicie ciężko.
Czasem mam wrażenie jakbym miała jakieś rozdwojenie jaźni. Czy jest tutaj ktoś kto przeszedł coś podobnego? Chętnie posłucham jak sobie poradziłyście.
Ja radzę sobie średnio. Niby akceptuję, ale czuję się tak jakby umarł mi ktoś bliski. Wysłuchiwanie od niego/niej jakie kupuje ciuchy, buty, o makijażu, o sukni ślubnej gdzie przecież to ja chciałam być jego żoną jest dla mnie torturą. Może jednak lepiej zakończyć znajomość?
Pozdrawiam.
Bardzo Ci współczuję. To musi być naprawdę trudna sytuacja. Tym trudniejsza, że go kochałaś, akcwptowałaś jego przeszłość i chciałaś budować z nim trwałą przyszłość. Nie wyszło.
Nie będę tu pisać o jego zaburzeniu, ani o jego decyzjach związanych z poradzeniem sobie z zachwianą tożsamością bo nie o to teraz tu chodzi. On wybrał pewne rzeczy i wcale nie mówię, że to było łatwe, ale... Oprócz tego wszystkiego jest gdzieś tam ta jedns decyzja o tym, co postanowił w związku z Tobą, z Waszą relacją. I niezależnie od tego, jal się czuje i jakie ma problemy...
Postąpił z Tobą poprostu źle, nieempatycznie, samolubnie. Ja nie mówię o jego takim czy innym leczeniu, ale o tym, w jaki sposób Ty musiałaś się z jego wyborami mierzyć...
Dowiedziałaś się o jego przeszłych problemach z tożsamością płciową, twierdził, że to była pomyłka, deklarował, że jest mężczyzną, czuje się mężczyzną i chce być z Tobą. Zaakceptowawszy jego bagaż powiedziałaś: "budujmy razem". A on...? Nie mówił Ci o swoich odczuciach, problemach i pozwolił, tak - śwuadomie pozwolił, żebyś sama musiała się domyślać, żebyś sama mizolnie dotarła do prawdy. Nie było go stać ani na szczerość, ani na odwagę. Po prostu najlepiej, jeśli ona sama się domyśli i sprawę sama rozwiąże. Kto tak postępuje? Z człowiekiem, o którym wie że kocha i chce być na zawsze? I jeszcze to "Maćka nigdy nie było", czy można nie zauważyć okrucieństwa takiego postawienia sprawy po pięciu latach związku i po jego wcześniejszych zapewnieniach? To brzmi, jak drwina...
Teraz on przyjął kobiece role, kobiece zaimki, kobiecy wygląd... I znowu wcale nie obchodzi go, co czujesz patrząc na to wszystko. Czy chociaż raz spytał Cię, jak sobie z tym radzisz, zaproponował wsparcie, oferował rozmowę? Czy może potraktował Cię, jako oczywistość i nie licząc się z Twoim bólem stwierdził, że po prostu musisz go przyjąć jakim jest? Że będziesz go wsyłuchiwać i przyjmować wszystko, jak jakiś robot bez uczuć. Czy aż takim jest egoistą, że widząc swojw trudności nie umie zauważyć Twoich? Kochałaś go, a on myśli, że to było takie nic i że jeszcze będziesz z bim paplać o szminkach, fryzjerach i facetach?
Tu nie chodzi o jego przypadłość, o jego problemy z akceptacją samego siebie. Tu chodzi o to, kim/czym jesteś w jego życiu i czy Tobie ta rola odpowiada.
Z Twojego posta tchnie bólem. Widać też, że czujesz się niezrozumiana, przytłoczona, czujesz, że Twoje potrzeby przestały się liczyć. Sama musisz zobaczyć jak to widzisz. Nikt z nas Ci nie powie.
Ja na Twoim miejscu odcięłabym się od niego, przynajmniej na jakiś czas... Nikt nie ma prawa wymagać od Ciebie tego, że z zachwytem będziesz obserwowała przemianę mężczyzny, którego chciałaś nazywać mężem.
Kiedyś byłam w sytuacji, w której rozmowa, widok ukochanego był taką torturą, że odsunęłam się od niego. Zrozumiał. On chciał mieć mnie w swokm życiu, jak koleżankę, ja nie umiałam tak tego przeskoczyć. Powiedziałam o tym wprost.
Może pomyliłam się w ocenie Twojej sytuacji, ale tak to mi się przedstawia z Twojego posta.