Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam, że nie kieruje Wami racjonalizm, a hormony i że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Mnie taka przyjemność właśnie spotkała. Teraz mówi, że możemy temat jeszcze przedyskutować, ale poczułam się zażenowana i chyba nie mam więcej pytań. Co byście powiedzialy/zrobiły?
Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam, że nie kieruje Wami racjonalizm, a hormony i że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Mnie taka przyjemność właśnie spotkała. Teraz mówi, że możemy temat jeszcze przedyskutować, ale poczułam się zażenowana i chyba nie mam więcej pytań. Co byście powiedzialy/zrobiły?
Dopuszczasz do siebie, że narzeczony może w ogóle nie chcieć mieć dzieci? Czy kiedyś już na ten temat rozmawialiście? To jest jedna z tych kwestii, które należy dokładnie omówić PRZED ślubem, bo potem może nastąpić rozczarowanie, a nawet rozpad związku, jeśli pojawią się wzajemnie wykluczające się zdania na ten temat.
Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony (...)
Powiedziałabym, że to bardzo racjonalne podejście i się z nim zgadzam.
Najprawdopodobniej Twój narzeczony ma takie spojrzenie na sprawę nie od dziś. Dlaczego wcześniej nie zakomunikowałaś mu, że chcesz mieć dzieci? Chyba trochę się nie poznaliście jak na osoby które planują ślub.
Czy chce czy nie chce dziecka to ważne jest to byś z nim o tym porozmawiała. Musi ci wyjawić swoje powody prosto, bez metafor, ogólników i górnolotnych wypowiedzi. Dopiero po takiej rozmowie zastanawiał bym się czy to akceptuje czy nie.
Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam, że nie kieruje Wami racjonalizm, a hormony i że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Mnie taka przyjemność właśnie spotkała. Teraz mówi, że możemy temat jeszcze przedyskutować, ale poczułam się zażenowana i chyba nie mam więcej pytań. Co byście powiedzialy/zrobiły?
Twoje hormony są o wiele bardziej racjonalne , niż irracjonalna ewentualne niechęci, awersje lęki i obawy Twojego chłopaka a dyskusja to tylko odwlekanie w czasie tego tematu.
Nie wiem czy da się kogoś do czegoś zmusić można rozmawiać,przekonywać,ale ten temat to jest albo tak albo nie nie można mieć pół dziecka tu nie ma jakiegoś kompromisu jego odpowiedzi to uniki bo raczej nie chce o tym rozmawiać wcale.Nie musi chcieć może nie dorastać do bycia ojcem
Jeżeli faktycznie nie chce mieć dziecka i ma w przewadze więcej niechęci z różnych przez niego znanych powodów to raczej może się to nie zmienić A Ty masz prawo chcieć dziecka i w tym momencie robi się pat lub czekanie na to kto ulegnie lub ustąpi.
Yoginka83 napisał/a:Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam, że nie kieruje Wami racjonalizm, a hormony i że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Mnie taka przyjemność właśnie spotkała. Teraz mówi, że możemy temat jeszcze przedyskutować, ale poczułam się zażenowana i chyba nie mam więcej pytań. Co byście powiedzialy/zrobiły?Twoje hormony są o wiele bardziej racjonalne , niż irracjonalna ewentualne niechęci, awersje lęki i obawy Twojego chłopaka a dyskusja to tylko odwlekanie w czasie tego tematu.
Nie wiem czy da się kogoś do czegoś zmusić można rozmawiać,przekonywać,ale ten temat to jest albo tak albo nie nie można mieć pół dziecka tu nie ma jakiegoś kompromisu jego odpowiedzi to uniki bo raczej nie chce o tym rozmawiać wcale.Nie musi chcieć może nie dorastać do bycia ojcem
Jeżeli faktycznie nie chce mieć dziecka i ma w przewadze więcej niechęci z różnych przez niego znanych powodów to raczej może się to nie zmienić A Ty masz prawo chcieć dziecka i w tym momencie robi się pat lub czekanie na to kto ulegnie lub ustąpi.
I to się nazywa konflikt interesów. Które by nie ustąpilo w jakiś sposób się skrzywdzą. To zbyt istotna kwestia , aby mieć w niej odmienne poglądy. Chyba, że chłopak, po prostu nie dorósł jeszcze do bycia ojcem i chce to odłożyć w czasie, ale nie wyklucza w ogóle. Musicie poważnie o tym porozmawiać i to jak najszybciej.
Jeżeli faktycznie nie chce mieć dziecka i ma w przewadze więcej niechęci z różnych przez niego znanych powodów to raczej może się to nie zmienić A Ty masz prawo chcieć dziecka i w tym momencie robi się pat lub czekanie na to kto ulegnie lub ustąpi.
Problem w tym, że osoba, która ulegnie, prawdopodobnie się unieszczęśliwi. Jeśli jedno bardzo chce, a drugie bardzo nie chce, to nie ma dobrego rozwiązania. Z drugiej strony nie można wykluczyć, że narzeczony Autorki za jakiś czas jednak nie zechce zostać ojcem. W końcu u mężczyzn też, nawet pomimo początkowego sprzeciwu, z czasem pojawia się chęć posiadania potomka czy po prostu pełnej rodziny.
Cieszylabym sie gdyby tak powiedzial.
W tym temacie nie ma kompromisów. Osoba, która ulegnie, będzie nieszczęśliwa i niespełniona. Jeśli Ty chcesz mieć dzieci, to powinnaś poszukać sobie kogoś, kto również będzie chciał je mieć w przyszłości.
W tym temacie nie ma kompromisów. Osoba, która ulegnie, będzie nieszczęśliwa i niespełniona. Jeśli Ty chcesz mieć dzieci, to powinnaś poszukać sobie kogoś, kto również będzie chciał je mieć w przyszłości.
Pełna zgoda, przykład w tym temacie:
https://www.netkobiety.pl/t121203.html
Skakałabym do góry z radości, że spotkałam takiego faceta : p
To czy mój partner chce dzieci wiedziałam po 1szej czy 2giej randce, nie widziałabym sensu w zaczynaniu związku z kimś, z kim w tym temacie mam różne poglądy.
Ozłociłbym taką kobietę, która cały czas, twardo obstaje przy całkowitym braku chęci do posiadania dzieciaków.. A w tej sytuacji. No cóż, kompromisu nie ma, jak to wcześniej niektórzy już powiedzieli..
14 2020-03-19 10:49:13 Ostatnio edytowany przez Janix2 (2020-03-19 10:49:58)
To czy mój partner chce dzieci wiedziałam po 1szej czy 2giej randce, nie widziałabym sensu w zaczynaniu związku z kimś, z kim w tym temacie mam różne poglądy.
Nie każdy jest taki wylewny aby na 1 czy 2 randce planować swoje życie 20 lat do przodu.
15 2020-03-19 11:38:12 Ostatnio edytowany przez balin (2020-03-19 11:39:29)
To jest taki typowy przebieg zdarzeń. Najpierw wielka miłość, a potem wielki zawód, z którym Autorka musiała przyjść na forum. Zapewne spodziewała się wielkiego wsparcia i współczucia.
No i własnie. Najgorzej jak ktoś powie prawdę. Wtedy zaczyna się urabianie pod siebie.
Może Autorka się po prostu zdziwiła, że choć jedna użytkowniczka napisała o swoim braku chęci do posiadania dziecka..?: Jak widać, nie każda Pani marzy od początku o posiadaniu "kochanego"bobaska
Rising_Sun napisał/a:To czy mój partner chce dzieci wiedziałam po 1szej czy 2giej randce, nie widziałabym sensu w zaczynaniu związku z kimś, z kim w tym temacie mam różne poglądy.
Nie każdy jest taki wylewny aby na 1 czy 2 randce planować swoje życie 20 lat do przodu.
Ale warto znać siebie na tyle, żeby pewne fundamentalne sprawy o sobie wiedzieć. No chyba, że weszli w związek w baardzo młodym wieku. Chociaż przed zaręczynami byli ze sobą jakiś czas, to dziwne, że tego nie wiedziała. Tak czy siak dobrze, że to wyszło teraz a nie po ślubie.
Cieszylabym sie gdyby tak powiedzial.
Skakałabym do góry z radości, że spotkałam takiego faceta : p
Dwie czarownice się zleciały
(taki żarcik z sympatii
)
To jest taki typowy przebieg zdarzeń. Najpierw wielka miłość, a potem wielki zawód, z którym Autorka musiała przyjść na forum. Zapewne spodziewała się wielkiego wsparcia i współczucia.
No i własnie. Najgorzej jak ktoś powie prawdę. Wtedy zaczyna się urabianie pod siebie.
Może Autorka się po prostu zdziwiła, że choć jedna użytkowniczka napisała o swoim braku chęci do posiadania dziecka..?:
Jak widać, nie każda Pani marzy od początku o posiadaniu "kochanego"bobaska
Jak na razie to Autorka napisała jeden post, a czego oczekiwała od innych to może sama napisze a może nie napisze.
Wolny człowiek może marzyć o czym chce,może kierować się "hormonami", może mieć oczekiwania od partnera i może się rozczarować wszystko to jej wybór to oczywiste wydaje mi się.
Jej partner również może mieć swoje zdanie,żądania, roszczenia, lęki, niechęć ,logiczne i racjonalne argumenty na niepowsiadanie dzieci/dziecka.
Tylko że oboje mają też prawo zmienić,nastawienie,poglądy,przekonania, ale dobrowolnie bo jak nie to wracamy do tego co wyżej napisano - ktoś w takim konflikcie będzie nieszczęśliwy .
Myślę, że taka rozmowa o dzieciach nawet na pierwszej randce nijak się ma do przyszłości. To jeszcze zależy ile jesteście w związku i ile macie lat, ale moim zdaniem ludzie się zmieniają i ich podejście też. Kiedy byłem z moją ex oboje stwierdziliśmy, że nie chcemy mieć dzieci. Jednak wchodząc w związek miałem jakies 22 lata więc to zrozumiałe. Po 6 latach moje podejście trochę się zmieniło i zacząłem się zastanawiać nad posiadaniem dzieci, jednak w międzyczasie związek się rozpadł. Podsumowując chodzi mi o to, że ludzie mogą zmienić zdanie nawet w tak poważnych sprawach, wiec planowanie rodziny na pierwszych randkach moim zdaniem nijak się ma do przyszłości.
Temat dzieci jest jednym z ważniejszych w związku. Takie tematy należy omawiać wcześniej, nie na pierwszej randce rzecz jasna
Autorka milczy, ale jeśli jeśli jej partner powiedział to co powiedział, to ewidentnie wynika, że to nie było stwierdzenie wypowiedziane bez namysłu. Wg mnie ma taki pogląd i raczej nic go nie zmieni. Zdarza się, że z jednym partnerem widzi się przyszłość, dom i dzieci, a z innym nie.
Tematy związane z dzieckiem, wspólnym zamieszkaniem należy zacząć omawiać jeszcze przed narzeczeństwem, kiedy już wiemy że to ta właściwa osoba. I to nie jest temat na 1 wieczór, tematy związane ze wspólnym życiem należy omawiać wg mnie co jakiś czas, mówić o swoich przemyśleniach, obawach, to podstawa każdego udanego związku.
Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam, że nie kieruje Wami racjonalizm, a hormony i że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Mnie taka przyjemność właśnie spotkała. Teraz mówi, że możemy temat jeszcze przedyskutować, ale poczułam się zażenowana i chyba nie mam więcej pytań. Co byście powiedzialy/zrobiły?
Jesteś zażenowana formą, w jakiej to powiedział, czy samym faktem?
Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam(...) że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Zgodziłabym się z nim
A tak serio - jeśli Ty chcesz mieć dzieci a on nie chce, to tutaj nie ma kompromisu. Musicie pogadać poważnie - czy on w ogóle nie chce, czy nie chce teraz, czy z Tobą nie chce - i jeśli faktycznie nie ma porozumienia, to trzeba się rozstać, bo tego się nie da pogodzić, tak byście oboje byli zadowoleni.
Nie mam biologicznego dziecka. Nigdy nie chciałem mieć i już raczej na pewno mieć nie będę. Ale mam dziecko adoptowane (syn żony). Są więc różne drogi. Ważne, żeby się po prostu dobrać odpowiednio pod tym względem. To są kwestie fundamentalne, które muszą być przegadane odpowiednio wcześniej.
Dołączam do grona pań, które byłyby zachwycone takim obrotem sprawy. Natomiast zupełnie nie rozumiem, jak można zaręczyć się z kimś, z kim nie rozmawiało się o czymś tak istotnym. Ja tam nawet przy najmniejszym zainteresowaniu danym panem delikatnie poruszałam temat dzieci - ot tak, kontrolnie, żeby wiedzieć tak na wszelki wypadek. Mój partner znał mój warunek, znaczy, żadnych dzieci, na długo przed pierwszą randką, tak samo ja znałam jego zdanie. Po co sobie komplikować życie? Z przekonania, że na pewno każdego do dziecka da się przekonać? Chociaż w obronie autorki powiedziałabym, że brak rozmów o dzieciach też prędzej wzięłabym za kwestię otwartą albo chęć posiadania, czyli chyba jednak wersje najpowszechniejsze; stąd uważam, że to jednak osoba, która dzieci absolutnie nie chce, powinna zacząć temat.
Powiem szczerze, że jestem zaskoczony, że tak wiele Pań tutaj nawet nie chce słyszeć o dzieciach..:) Co nie zmienia faktu, że o takich sprawach warto rozmawiać odpowiednio wcześniej.
Dociągnęliście aż do narzeczeństwa bez wcześniejszych dyskusji o ewentualnej reprodukcji?
27 2020-03-20 14:10:06 Ostatnio edytowany przez Janix2 (2020-03-20 14:10:46)
Powiem szczerze, że jestem zaskoczony, że tak wiele Pań tutaj nawet nie chce słyszeć o dzieciach..:) Co nie zmienia faktu, że o takich sprawach warto rozmawiać odpowiednio wcześniej.
Dla mnie normą jest chyba że jeszcze przed zaręczynami omawia się takie sprawy jak to gdzie będziemy mieszkali, czy planujemy dzieci oraz jakieś plany przynajmniej na pierwsze lata wspólnego życia. "Jakoś to się ułoży i jakoś to będzie" to nie najlepszy sposób. O środkach antykoncepcyjnych nawet nie wspominając.
Dołączam do grona pań, które byłyby zachwycone takim obrotem sprawy.
Natomiast zupełnie nie rozumiem, jak można zaręczyć się z kimś, z kim nie rozmawiało się o czymś tak istotnym. Ja tam nawet przy najmniejszym zainteresowaniu danym panem delikatnie poruszałam temat dzieci - ot tak, kontrolnie, żeby wiedzieć tak na wszelki wypadek. Mój partner znał mój warunek, znaczy, żadnych dzieci, na długo przed pierwszą randką, tak samo ja znałam jego zdanie. Po co sobie komplikować życie? Z przekonania, że na pewno każdego do dziecka da się przekonać? Chociaż w obronie autorki powiedziałabym, że brak rozmów o dzieciach też prędzej wzięłabym za kwestię otwartą albo chęć posiadania, czyli chyba jednak wersje najpowszechniejsze; stąd uważam, że to jednak osoba, która dzieci absolutnie nie chce, powinna zacząć temat.
W jakimś stopniu zachowywałam sie podobnie, jak ty. Czyli delikatnie zawsze można nawiązać temat czy ktoś chce mieć dzieci w przyszłości czy też nie, czy chce brać ślub czy nie, gdzie ewentualnie mieszkać...to są typowe rozmowy dla par
29 2020-03-20 15:19:10 Ostatnio edytowany przez trx (2020-03-20 15:20:56)
Chociaż w obronie autorki powiedziałabym, że brak rozmów o dzieciach też prędzej wzięłabym za kwestię otwartą albo chęć posiadania, czyli chyba jednak wersje najpowszechniejsze; stąd uważam, że to jednak osoba, która dzieci absolutnie nie chce, powinna zacząć temat.
Ja uważam odwrotnie Matematyczna większość par, owszem, ma dzieci, ale dla mnie to nie nie znaczy, że chęć posiadania potomstwa to kwestia ustalona domyślnie przez sam fakt bycia w parze.
Stanem defaultowym jest nieposiadanie dzieci, więc to partner, który dąży do powołania kolejnego istnienia powinien podejmować temat i uzgadniać go z drugą stroną.
SaraS napisał/a:Chociaż w obronie autorki powiedziałabym, że brak rozmów o dzieciach też prędzej wzięłabym za kwestię otwartą albo chęć posiadania, czyli chyba jednak wersje najpowszechniejsze; stąd uważam, że to jednak osoba, która dzieci absolutnie nie chce, powinna zacząć temat.
Ja uważam odwrotnie
Matematyczna większość par, owszem, ma dzieci, ale dla mnie to nie nie znaczy, że chęć posiadania potomstwa to kwestia ustalona domyślnie przez sam fakt bycia w parze.
Stanem defaultowym jest nieposiadanie dzieci, więc to partner, który dąży do powołania kolejnego istnienia powinien podejmować temat i uzgadniać go z drugą stroną.
A ja się nie zgodzę z żadną z was. Nie ma zasady kto powinien pierwszy zacząć ten temat, ten co chce mieć dzieci, ten co nie chce, kobieta, mężczyzna. Być może właśnie przez takie myślenie autorka nie poruszała tego tematu ze swoim partnerem tak długo...Być może każdy z nich czekał aż ta druga osoba zacznie temat, a skoro nie zaczyna to może zakładał że ta osoba tego nie chce ... I temat istotny w związku a stał długo pod znakiem zapytania i samych domysłów.
Autorka zapewne założyła z góry, że skoro jest para to muszą być i dzieci. Tak samo było z faktem, że skoro on z nią jest, to znaczy, że na pewno marzy o tych dzieciach..
Jasne, mówić o rzeczach dotyczących swojej przyszłości i przyszłości wspólnej może i powinien każdy, ale bardziej jestem skłonna zrozumieć kogoś, kto nie ma dzieci, nie chce dzieci i nie porusza tego tematu, niż kogoś, kto już ma dziecko w głowie z partnerem, a w ogóle nie zapytał drugiej osoby o zapatrywania na te kwestie.
To nie jest tak,, że każdy z nas budzi się i danego dnia wie czy chce dziecko czy nie. Wiem po sobie jak to jest. Przez bardzo długi czas w swoim życiu otwarcie mówiłam, że nie chcę mieć dzieci, nie lubię ich, nie czuje powołania itp. Poznając mojego obecnego męża na początku były tematy o dziecku, i podtrzymywałam swoje zdanie, wiedząc że on chce mieć. I będąc ze sobą coraz dłużej jako para ten temat powracał, ale bez nalegania. Przyszedł czas i spodobała mi sie myśl bycia matką i posiadania potomka właśnie z nim.
SaraS napisał/a:Chociaż w obronie autorki powiedziałabym, że brak rozmów o dzieciach też prędzej wzięłabym za kwestię otwartą albo chęć posiadania, czyli chyba jednak wersje najpowszechniejsze; stąd uważam, że to jednak osoba, która dzieci absolutnie nie chce, powinna zacząć temat.
Ja uważam odwrotnie
Matematyczna większość par, owszem, ma dzieci, ale dla mnie to nie nie znaczy, że chęć posiadania potomstwa to kwestia ustalona domyślnie przez sam fakt bycia w parze.
Stanem defaultowym jest nieposiadanie dzieci, więc to partner, który dąży do powołania kolejnego istnienia powinien podejmować temat i uzgadniać go z drugą stroną.
No ja tam jednak stawiam na mniejszość, nie dlatego, że coś jest bardziej normalne, a coś mniej, ale jednak pewne założenia czyni się automatycznie, ze względu na powszechność właśnie. Równie dobrze można by powiedzieć, że zaczynamy od nieuprawiania seksu. Czy więc to ja miałabym pytać każdego, czy może jest aseksualny, czy jednak mam prawo oczekiwać, że mnie o tym poinformuje odpowiednio wcześnie?
Dla mnie naturalnym jest, że jesli ktoś jest minimalnie choćby odpowiedzialny i dopuszcza seks to dopuszcza też ewentualność (choćby minimalną) ciąży. Ciąży znaczy dziecka.
Poza tym, uśredniając, tak jak pisali przedmówcy, statystyczna para chce dzieci. Nie zwalnia to jednak z rozmowy z druga połówka i zadawania pytań pozornie oczywistych.
Jeśli Twój narzeczony nie chce, Ty chcesz, to źle się stało, że nie omowiliscie tego wcześniej. Jeśli w grę nie wchodzi zmiana poglądów, trzeba się rozstać jak najszybciej a z następnym chłopakiem wcześniej poruszyć te tematy niż po zaręczynach.
Na marginesie, znam przypadek gdzie mężczyzna zadeklarowany przeciwnik dzieci po rozstaniu ze swoją przeszło 10 letnia partnerką (bez ślubu, rozstanie bo zrobiła się zbyt religijna i chciała slubu), poznał następna, młodsza i po kilku miesiącach ślub, następnie dziecię.
Ta pierwsza dziewczyna była już wtedy zbyt wiekowa żeby układac sobie życie z kimś innym i planować dziecko.
jednak pewne założenia czyni się automatycznie, ze względu na powszechność właśnie
Nie zgodzę się z tym. Powołanie do życia człowieka jest decyzją tak odpowiedzialną i tak indywidualną, że żadna statystyka ani żadna powszechność nie pozwoliłaby mi zakładać w czyimś imieniu, że ten ktoś na pewno ma takie plany, skoro zdrów i dorosły.
O swoim stosunku do potomstwa nie tyle wypada co naturalnym jest powiedzieć swojemu partnerowi, ale nie uważam po prostu, że jeżeli temat nie pada z żadnej ze stron to ciężar odpowiedzialności za niedomówienia spada na tę, która nie chce mieć dzieci.
Myślę zupełnie poważnie, że problem wielu osób tkwi właśnie w tym, że lubią sobie coś automatycznie zakładać, tak żeby pasowało do ich potrzeb i wyobrażeń. Mści się to wyłącznie na tym, kto te założenia czyni, bo to on czuje się w rezultacie zawiedziony i oszukany, ale to się dzieje często na własne życzenie.
Czy to tyczy się tego, że "chodzimy ze sobą tyle lat to pewnie mi się w końcu oświadczy", czy "skoro ze mną jest to kolejnym etapem jest dziecko" czy nawet zakładania z góry, że skoro ktoś chce spędzać ze mną czas i dąży do związku, to dla niego związek = monogamia.
Drogą do drugiego człowieka jest dialog. Jak ktoś buduję obraz swojego partnera lub potencjalnego partnera na własnych wyobrażeniach - jego ryzyko.
Z uwagi na pandemię lekarza zalecają powstrzymanie się od prokreacji.
Dla własnego i dziecka dobra.
Nie wiadomo jak wirus działa na płód a więc lepiej nie ryzykować.
W takich przypadkach problemy z zupełnie przeciwnym podejściem do pewnych spraw wynikają z niedomówień. Właśnie za często zakładamy, że druga osoba z pewnością wykazuje zbliżone podejście do naszego a to przecież całkowity brak wyczucia, że inny człowiek może mieć zupełnie odmienny pogląd, mając do tego pełne prawo. Bez porozumienia i szczerej rozmowy daleko się nie zajdzie.
jednak pewne założenia czyni się automatycznie, ze względu na powszechność właśnie
Nie zgodzę się z tym. Powołanie do życia człowieka jest decyzją tak odpowiedzialną i tak indywidualną, że żadna statystyka ani żadna powszechność nie pozwoliłaby mi zakładać w czyimś imieniu, że ten ktoś na pewno ma takie plany, skoro zdrów i dorosły.
O swoim stosunku do potomstwa nie tyle wypada co naturalnym jest powiedzieć swojemu partnerowi, ale nie uważam po prostu, że jeżeli temat nie pada z żadnej ze stron to ciężar odpowiedzialności za niedomówienia spada na tę, która nie chce mieć dzieci.
Myślę zupełnie poważnie, że problem wielu osób tkwi właśnie w tym, że lubią sobie coś automatycznie zakładać, tak żeby pasowało do ich potrzeb i wyobrażeń. Mści się to wyłącznie na tym, kto te założenia czyni, bo to on czuje się w rezultacie zawiedziony i oszukany, ale to się dzieje często na własne życzenie.
Czy to tyczy się tego, że "chodzimy ze sobą tyle lat to pewnie mi się w końcu oświadczy", czy "skoro ze mną jest to kolejnym etapem jest dziecko" czy nawet zakładania z góry, że skoro ktoś chce spędzać ze mną czas i dąży do związku, to dla niego związek = monogamia.
Drogą do drugiego człowieka jest dialog. Jak ktoś buduję obraz swojego partnera lub potencjalnego partnera na własnych wyobrażeniach - jego ryzyko.
Nie no, ja się zgadzam, że dialog to podstawa, zresztą jak wspomniałam wcześniej, sama trąbiłam o niechęci do posiadania dziecka mocno zawczasu.
Uważam też jednak, że ludzie mają prawo oczekiwać, że te - powiedzmy - informacje z gatunku mniej powszechnych na temat partnera, jego poglądów, planów itp. otrzymają od partnera z jego inicjatywy, żeby wiedzieli, na czym stoją i mieli wybór. Inaczej to kojarzy mi się z takim "nie mówiłem, bo nie pytałaś", a to jest tym bardziej absurdalne, im mniej popularne to wychodzące na jaw podejście do czegoś tam. Bo np. pani jest w świeżym związku z panem i okazuje się nagle, że pan ma dziecko z poprzedniej relacji. Czy pani może się oburzyć, że tego nie powiedział, czy powinna pomyśleć, że wina jest wspólna, bo ona też o to nie pytała? Albo czy np. to ja mam obowiązek wypytać mężczyznę o istotne choroby, o to, czy nie zastanawia się nad zmianą płci, czy nie zamierza rzucić pracy i żyć na moim utrzymaniu po wspólnym zamieszkaniu, czy planuje do końca życia mieszkać z rodzicami, czy nie jest aseksualny itd.? Czy jednak mogę oczekiwać, że mnie o tym poinformuje, zwłaszcza jeśli jego plany nie podlegają negocjacjom?
Nie są to dla mnie kwestie porównywalne.
Wypytywanie o wszystkie hipotetycznie możliwe sytuacje (typu choroby, dzieci z poprzednich związków, wyroki na koncie, przynależność do sekty, zmiana płci) a upewnienie się przed zakładaniem z góry, że ktoś ma zamiar płodzić ze mną dziecko, zwłaszcza jeżeli to mnie na tym dziecku bardzo zależy, to są jak dla mnie odrębne rzeczy.
Wydaje mi się, że większość z tych danych, o których mówicie, to informacje dość istotne, przynajmniej z punktu widzenia przyszłego wspólnego życia dwojga ludzi. A taką niewątpliwie jest kwestia posiadania potomstwa Zakładanie, że ktoś ma dokładnie takie samo podejście jak my, jest czystym egoizmem czy też ignorancją. Brak jakiejkolwiek rozmowy na ten temat skutkuje potem takimi właśnie pytaniami, jak " nie pytałaś/łeś to nie mówiłem/am". Akurat przy omawianiu podejścia do dzieci, bardzo często osoba , która z jakiś względów nie chce ich mieć, spotykając się z zupełnie przeciwnym zdaniem partnera, jest potem w emocjach określana jako nieodpowiedzialna/niedojrzała/nieudacznik itp. A wystarczyło na ten temat zwyczajnie porozmawiać...
Nie mam dzieci i nigdy mieć nie chcę. Kilku kandydatów, całkiem fajnych facetów, odpadło w przedbiegach, bo różniła nas właśnie ta sprawa. Tu, niestety, nie ma kompromisu, bo w ciąży nie da się być do połowy ani mieć pół dziecka.
Według mnie, jest pozamiatane. Albo macie skrajnie odmienne poglądy na posiadanie pociech, albo nie chce ich mieć z Tobą.
43 2020-03-21 14:28:59 Ostatnio edytowany przez Anma (2020-03-21 14:31:31)
Nie są to dla mnie kwestie porównywalne.
Wypytywanie o wszystkie hipotetycznie możliwe sytuacje (typu choroby, dzieci z poprzednich związków, wyroki na koncie, przynależność do sekty, zmiana płci) a upewnienie się przed zakładaniem z góry, że ktoś ma zamiar płodzić ze mną dziecko, zwłaszcza jeżeli to mnie na tym dziecku bardzo zależy, to są jak dla mnie odrębne rzeczy.
Jak dla mnie - nie bo czy nie warto omówić kwestii chorób na które cierpimy? Dziecko- czy chcemy i ile? Ewentualnego zapatrywania się na inne orientacje/zmiany płci/zboczenia (kiedy coś już jest? Czego bezwzględnie nie akceptujemy?)? W końcu kwestie rodzinne, finansowe i badania na choroby weneryczne. I wiele innych.
Wszystko jest do obgadania. Każda z takich rozmów coś wnosi i może być istotnym czynnikiem żeby jednak się rozstać ( część z tych rzeczy jest właśnie w najnowszych formularzach dla narzeczonych w Kościele. Widocznie ktoś w Kościele pomyślał że wierni mogą o tym czy tamtym nie pomyśleć i nie pogadać ). Takie rozmowy pozwalają się poznać i albo zbliżyć albo uznać że ta druga osoba to może i połówka ale nie dla mnie. Nie trzeba ani do ich przeprowadzenia się zaręczac, sypiac ze sobą ani nawet już być parą.
44 2020-03-21 19:09:22 Ostatnio edytowany przez trx (2020-03-21 19:25:19)
Tak. To są wszystko ważne tematy i jednakowo zasługują na rozmowę.
Różnica, którą mam na myśli to to, że nie wypytywałabym partnera : czy siedziałeś w więzieniu, czy masz problemy z alkoholem, czy jesteś zdrowy itd., (przynajmniej dopóki coś by mnie nie zastanowiło), licząc, że jeśli ma coś ważnego do przekazania to mi to powie, ale już zapytałabym pierwsza, o ile sam nie podjąłby wcześniej takiego tematu, jaki ma stosunek do posiadania potomstwa (posiadania go ze mną?) zanim założyłabym, że na pewno zostaniemy kiedyś rodzicami wspólnego dziecka.
45 2020-03-21 19:23:38 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-03-21 19:30:22)
Mam siostrę, która nigdy nie chciała mieć dziecka. Gdy kiedyś spotaklismy się w "rodzinnym gronie", siostra, jej mąż, ja oraz moja chyba wtedy 6 - letnia córeczka, byłyśmy obie bardzo przejęte i bardzo chcialyśmy dobrze wypaść, a jej nieszczęsnej zdarzyło sie podczas obiadu upuścić ździebko buraczków na obrus, no i nasłuchałam się; Że nie umiem wychowywać dzieci, że dzieci są pasożytami, że nic z nich nie ma tylko trzeba na nie łożyć , a ja nawet swojego nie nauczyłam widelcem i nożem jeść.. etc.
Od tamtej awantury przy stole nie rozmawiamy z siostrą.
Tylko szwagier nie podzielał zdania swojej żony i od jego spotkania z nami, bardzo polubił moją córkę.
I wciąż musial ukrywac tę swoją przychylność.. Do końca swoich dni, aż nie umarł.
46 2020-03-21 20:46:40 Ostatnio edytowany przez marakujka (2020-03-21 20:48:45)
Co byście powiedziały, gdyby Wasz narzeczony na hasło dziecko, powiedział Wam, że nie kieruje Wami racjonalizm, a hormony i że nie istnieją żadne racjonalne powody, żeby chcieć mieć szkodniki w domu?
Mnie taka przyjemność właśnie spotkała. Teraz mówi, że możemy temat jeszcze przedyskutować, ale poczułam się zażenowana i chyba nie mam więcej pytań. Co byście powiedzialy/zrobiły?
Tutaj wyszło jego mniemanie o tobie. Ktoś może nie chcieć mieć dzieci, ale żeby tłumaczyć to racjonalizmem... jego myślenie ma sens pozorny i jednostkowy. Facet tym gadaniem pokazuje zupełnie niezrozumienie biologii, ciebie jako partnerki i twoich potrzeb. Ignoruje je. Albo to głupek albo miewa "lekki język" i czasem p...owie głupotę. Raczej to pierwsze. Też nie miałąbym pytań, mimo że jestem zwolenniczką dawania czasem drugiej szansy.
Mam siostrę, która nigdy nie chciała mieć dziecka. Gdy kiedyś spotaklismy się w "rodzinnym gronie", siostra, jej mąż, ja oraz moja chyba wtedy 6 - letnia córeczka, byłyśmy obie bardzo przejęte i bardzo chcialyśmy dobrze wypaść, a jej nieszczęsnej zdarzyło sie podczas obiadu upuścić ździebko buraczków na obrus, no i nasłuchałam się; Że nie umiem wychowywać dzieci, że dzieci są pasożytami, że nic z nich nie ma tylko trzeba na nie łożyć , a ja nawet swojego nie nauczyłam widelcem i nożem jeść.. etc.
Od tamtej awantury przy stole nie rozmawiamy z siostrą.
Tylko szwagier nie podzielał zdania swojej żony i od jego spotkania z nami, bardzo polubił moją córkę.
I wciąż musial ukrywac tę swoją przychylność.. Do końca swoich dni, aż nie umarł.
Okropna historia - przykro mi, że nie masz kontaktu z siostrą.
Ja nie mam dzieci, bo nie chcę mieć, nigdy nie chciałam. Drażnią mnie, nie lubię ich - ale nie wyobrażam sobie tego, by zachować sie tak, jak Twoja siostra. I to jeszcze nie do obcego dziecka, ale do własnej siostrzenicy! Przecież każdy może coś upuścić przy stole. Ja do tej pory jem jak prosiak, a stara krowa jestem, co dopiero 6-latka. Okropne babsko z tej siostry - wybacz. I biedny szwagier.