Cześć! Jestem na początku swojej przygody z pracą. Znalazłam "dobrą" prestiżową pracę bezpośrednio po studiach, w zawodzie. Jest to praca dająca szanse rozwoju. Miałam niesamowite szczęście. Nie jest to praca moich marzeń ale pracuję i zarabiam, to najważniejsze. Niestety niektórzy znajomi ze studiów nadal szukają pracy w zawodzie.
Problem w tym, że po pół roku jestem zmęczona psychicznie. Od razu na wstępie zakomunikowano mi, że czeka mnie dużo pracy i dużo nauki. Przedstawiono mi zakres obowiązków i charakter pracy. W tym momencie poczułam pierwszy opór i sygnał alarmowy w głowie, coś na zasadzie : "to nie jest praca dla ciebie". Ale nie zważałam na to. Przecież to pierwsza praca, byłam pozytywnie nastawiona i gotowa do podjęcia nauki. Zależało mi też na tym, by zarabiać i się czegoś nauczyć. Przebrnęłam okres próbny. Już wtedy miałam myśli by się wycofać ale zostałam. Po 4 miesiącu naszedł mnie poważny kryzys, załamanie. Zaczęłam odczuwać silny lęk przed chodzeniem do pracy, na nic nie miałam siły, zdarzało mi się płakać, byłam dosłownie wypruta psychicznie z energii. Przed każdym poniedziałkiem, niedziela wieczór, atak paniki, płacz, nerwy. Próbowałam się jakoś uspokoić. Trwało to około miesiąc. Potem nazbierało mi się trochę urlopu i w 5 miesiącu w święta Bożego Narodzenia odpoczęłam ok łącznie 2 tygodni. Uspokoiłam się i nabrałam energii. Przyszedł Nowy rok, nowe wyzwania i zadania w pracy, wiedziałam więcej, chętniej pracowałam. Myślałam, że kwestia odpoczynku załatwi sprawę. Niestety po miesiącu naszedł mnie drugi kryzys, lęki przed ludźmi, panika pod koniec weekendu... Ten kryzys z przerwami na lepsze i gorsze dni trwa do dziś.
W czym rzecz? Czuję, że to nie jest praca dla mnie. Już odczuwany lęk i dyskomfort na myśl o tej pracy daje mi mocno do myślenia. Ale ja wciąż myślę, że przesadzam. Prawdą jest, że rzucilam się na głęboką wodę.. ale powtarzałam sobie, że nie muszę tam być. Nigdy nie miałam cech przywódczych, menedżerskich, nigdy nie byłam towarzyska, odważna. A ja jestem raczej nieśmiała zbyt lękliwa i defensywna w stosunku do ludzi. Po drugie ta praca mnie zbytnio nie interesuje. I serio, męczę się tam. po trzecie - nie chcę pracować z niektórymi ludźmi. Niektórzy są tam toksyczni (2-3 osoby) albo chodzą nadęci (wyraz twarzy) i wywołują u mnie dość duży dyskomfort. Z drugiej strony głupio mi zrezygnować. Z pracy w zawodzie i zmarnować tą szansę. Bałabym się też co ludzie powiedzą. A może ja faktycznie przesadzam, że to nie dla mnie. Wszyscy mi też powtarzają , że " w każdej pracy jest tak samo" i że "wszędzie jest dobrze gdzie nas nie ma i wszędzie jest stres".. Sugerują, że jeśli odejdę to mogę trafić gorzej. Mam już straszny mętlik w głowie, ale jeśli nic z tym nie zrobię mogę kiedyś wpaść w depresję.. Jest niedziela i już odczuwam lęk i stres przed jutrem. Jestem bliska płaczu.
Poszukuję obecnie jakiejś pracy z możliwie małym kontaktem z ludźmi. Nawet zaczęłam rozważać pracę fizyczną, może nawet na produkcji.. W gruncie rzeczy nie jest to zła praca. Miałabym spokój psychiczny. Po pracy nie żyłabym pracą, tylko czasem wolnym a nie zastanawiałabym się ile stresu mnie czeka w tym miesiacu w pracy.. Bo mi się to wydaje chore. Tylko w tym momencie zaczynam się zastanawiać po co było mi 5 lat studiów.. no i co ludzie powiedzą.. Obecnie sił mi brak, męczę się.. mimo, że odnoszę wrażenie, że większość ludzi myśli, że to normalna robota. Wydaje mi się, że tylko ja mam takie porąbane myśli i lęki..
Teraz mocno się zastanawiam.. rzucić tą pracę (to jest moje pragnienie od kilku miesięcy) i mieć psychiczny upragniony spokój? Czuję w sercu że to nie jest to. Nie wiem czy dociągnąć do roku stażu i potem to rzucić na rzecz mniej ambitnej pracy.. Czy może lepiej się nie zastanawiać.. Czuję się zmęczona psychicznie i marzę o spokoju! Byliście kiedyś w takim dylemacie? Macie jakieś przemyślenia, wskazówki, rady? Z gory dziękuję