Poznałem na studiach naprawdę fajną dziewczynę. Zaprosiłem ją do takiej fajnej, klimatycznej kawiarni na piwo, bo stwierdziła, że lubi piwo. Za pierwszym razem, musiałem odwołać spotkanie, musiałem zostać dłużej w robocie. Oboje pracujemy, więc bez problemu zrozumiała. Zaproponowałem kolejny termin, dwa dni później, spotkaliśmy się, dzień przed walentynkami.
Było świetnie. Bardzo dobrze nam się gadało, rozmawialiśmy aż 4 godziny. Nie było nawet chwili ciszy. Było za to wszystko, uśmiechy, żarty, droczenie się i patrzenie w oczy. Nie była jak typowa dziewczyna, piwo jej bardzo wchodziło. Mieliśmy tyle wspólnych tematów. Miejsce też bardzo jej się podobało. Podzieliliśmy się rachunkiem po równo. Na koniec odprowadziłem ją na tramwaj, pocałowała mnie w policzek i rozstaliśmy się. Napisałem do niej tylko przed północą czy żyje (mieszka w niebezpiecznej dzielnicy), powiedziała że tak.
No to ja pomyślałem, że trzeba kuć żelazo póki gorące. Następnego dnia napisałem, że dzięki, było fajnie i kiedy następny raz. Ona odpisała, że: "nie wie i że w weekend wraca do domu". Ja odpisałem, że ok i tak miałem się uczyć i odezwę się później. **No i tutaj pojawia się problem, skoro było tak idealnie na spotkaniu to czemu ona pisze, że nie wie kiedy następne? Naprawdę, chemia była, dawno mi się z żadną tak dobrze nie rozmawiało. Ona też, pytała, nie była bierna, był flow. Tylko skoro to wszystko jest to co jest nie tak? Nie próbowałem nawiązać specjalnie kontaktu fizycznego, oprócz tego całusa. Robię to na drugim spotkaniu zawsze. Wydaje mi się, że mogę nie podobać jej się fizycznie. To może być problem nie do przeskoczenia. Nie jestem brzydki, jestem wysoki, nie wstyd ze mną wyjść na miasto więc nie wiem o co chodzi.** **Na pewno nikogo teraz nie ma**
Jestem w kropce, bo liczyłem, że coś z tego będzie... Warto jeszcze próbować ją gdzieś zaprosić? Lepiej zrobić to teraz, czy dać jej tydzień czasu i dopiero zaprosić?