Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 23 ]

Temat: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Witam wszystkich.

Zdecydowałem się napisać tutaj, prosząc o poradę, bo liczę że ktoś stojący z boku, spojrzy bardziej trzeźwo bez emocji na moje życie. Bardziej chłodno.
Jestem w małżeństwie od 5 lat. Ja mam 41 lat, żona jest 5 lat młodsza. Mamy dwoje dzieci, 4 latka syn, i 2 letnią córkę.
Moje małżeństwo od samego początku jest jakieś dziwne. Spotykaliśmy się/ randkowaliśmy przez ponad rok – wtedy było idealnie, i myślałem że spotkałem ideał kobiety. Nidy się nie kłóciliśmy. Wtedy żona była bardzo ugodowa, myślałem sobie, że z taką kobietą u boku to można podbić świat. Sam byłem osobą zawsze przedsiębiorczą, energiczną, prowadziłem kilka firm, czasem równolegle. Kluczowe jest tu słowo BYŁEM, bo już nie jestem. Obecnie, nie mam żadnej motywacji, nie chce mi się starać, nie mam nawet dla kogo się starać. Jak to mówią psychologowie, jestem kompletnie wypalony.
Nasze problemy zaczęły się w momencie, kiedy zapadła decyzja o tym, że się pobieramy i z organizacją wesela. Ja myślałem, że takie coś załatwia się dość szybko, natomiast żona jakoś się z tym wszystkim ociągała.
Pewnego razu umówiliśmy się z właścicielem Sali weselnej na rozmowę np. na godz. 14.00. Od godziny 11.00 wydzwaniałem do żony, żebyśmy się umówili i pojechali do niego. Odebrała ode mnie telefon dopiero około godziny 17-18. Jak się później okazało, nie odebrała telefonu bo była impreza rodzinna – komunia jej bratanicy. To był pierwszy raz kiedy poczułem, że nie jestem dla niej specjalnie ważny, że ważniejsza jest dla niej stara rodzina (matka, brat, ciotki wujkowie). Potem pojawiały się z jej strony zdania „nie chcę tego wesela”, „nie chcę tego ślubu”. Jak powiedziałem, że jeśli nie chcesz, to darujmy to sobie, bo na siłę nic z tego nie będzie, to wtedy mówiła że chce się pobrać. Powiedziałem jej wtedy, że jeśli nasze życie ma wyglądać tak, jak umawianie się z gościem od Sali, to to nie ma sensu, bo to nie będzie życie tylko męczarnia. Ale chciała tego ślubu. Do ślubu doszło. Czy wspominam go miło? Nie. Do końca, do końca mszy towarzyszył mi stres, bo nie wiedziałem jak się wtedy narzeczona zachowa. Czy w ostatniej chwili nie zmieni zdania.
Nasz życie dalej tak wygląda.
Za każdym razem, kiedy z żoną coś zaplanujemy, to 1 raz na 20 razy uda się to doprowadzić do końca. I wychodzą nam tylko błahe sprawy, jak np. wyjazd do sklepu po zakupy. Poważniejsze sprawy – nigdy. Zaczynamy coś robić, ja odkładam inne zajęcia na bok, inwestowałem w to swój czas, zapał, entuzjazm, energię, czasem środki, i za chwilę zmieniała zdanie, dostawała focha, obrażała się, że ona już nie chce tego robić. I to wszystko szło na nic. I tak raz, drugi, pięćdziesiąty drugi, sto pięćdziesiąty drugi. Za sto pięćdziesiątym czwartym, już można przewidzieć skutek końcowy, i jak żona chce coś robić, to ja od razu jestem na nie. Albo idzie mi to tak powoli, że podświadomie robię to tak powoli, żeby za dużo nie zrobić.
Kompletnie przestałem jej ufać.
Mieszkamy u mnie. Żona się do mnie wprowadziła. Zaraz po ślubie, żona kiedy jechała do pracy, to zamiast wrócić około 17.00, wracała około 22-23. Podobnie było do niedawna w weekendy. Wyjeżdżała do matki. Jakieś pół roku temu, zapytałem syna, co robicie jak jedziecie do babci, to mi odpowiedział, że my (on i córka) bawimy się z babcią, i robimy różne rzeczy, a mama idzie na górę spać. To co mówił syn, dokładnie potwierdziła teściowa. Mówiła że tak jest od 5 lat. Żona po pracy jechała do matki spać, potem około 21-22 matka ją budziła, żona wstawała i jechała do mnie. Przyjeżdżała i kładła się spać. Rano wstawała do pracy itd. Ja czekałem na żonę że przyjedzie, i nigdy nie wiedziałem o której może przyjechać.
Przez 9 miesięcy od ślubu, nigdy nie wzięła do ręki odkurzacza. Teoretycznie mam żonę, ale w praktyce tak jakbym jej nie miał. Żona nie będzie sprzątała „bo do sprzątania to są Ukrainki”. Muszę ja ogarniać dom w środku, na zewnątrz, itd. Syf mamy w domu taki, nikogo nie da się wpuścić. Żyjemy jak w jakiejś patologii. Ja sam nigdy nie byłem czyściochem, i zawsze moja rodzina mi mówiła że jestem bałaganiarzem, ale to co jest teraz, to przechodzi ludzkie pojęcie.
Żona nie gotuje, bo „nie jest jakimś garkotłukiem”. Generalnie o to żeby nie paść z głodu to muszę troszczyć się sam. No, może przygotuje ze 2-3 posiłki w tygodniu. Ale 3 to takie naprawdę maksimum. Przeważnie albo jem na mieście, albo kupuję gotowe dania i odgrzewam.
Jak o cokolwiek poproszę żone, to odpowiedź zawsze jest taka sama: „nie, bo ja nie jestem … (i tu należy wstawić dowolne słowo – odpowiedni zawód który wykonuje daną czynność)”.
Jednym słowem, w niczym nie mogę na nią liczyć, nigdy o nic poprosić. Jeśli się na coś umówimy, to zawsze muszę stosować metodę tzw. „podwójnych zabezpieczeń”, czyli jeśli żona mi w tym czymś nie pomoże – a tak jest najczęściej, to w pogotowiu czeka ktoś inny kogo wcześniej poprosiłem o pomoc, na wypadek gdyby żona się na mnie wypięła.
Jeśli chodzi o wyjścia towarzyskie, to nigdzie nie wychodzimy, bo dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji. Czasami jest tak, że są imprezy typu spotkania w parach/ małżeństwach (a nie z kolegami), czy jakieś wesela, imieniny, itd., że wymagane jest wcześniejsze potwierdzenie obecności, to najczęściej bywało tak, że uzgadnialiśmy że jedziemy, wszystko było potwierdzane, a w dniu imprezy żona mi mówiła że ja chyba zwariowałem jeśli myślę że ona pojedzie. Ona nigdzie nie jedzie, i mogę sobie jechać sam.
Jak twierdziła, jest niezależna, i może robić co chce, i dlaczego ja ją zmuszam do jeżdżenia gdzieś, gdzie ona nie ma ochoty jechać. (Pytanie tylko po co potwierdzała że jedziemy – mogła od razu powiedzieć że nie)
Więc nie jechałem, i wychodziliśmy na chamów. Teraz już bliscy znajomi wiedzą jaka jest sytuacja, że takie potwierdzane wizyty są dla mnie bardzo stresujące, i poprosiłem ich żeby nas nie zapraszali. Zrozumieli. Nie zapraszają. Spotykamy się już tylko w męskim gronie „przy piwie”. Jedyne spotkania towarzyskie jakie żona akceptuje to te, urządzane i jej mamusi, i ogólnie u jej rodziny, (u cioci, wujków, itd). Z mojej strony wszyscy są be – rodzina, koledzy, znajomi. Wszyscy inni „to strata czasu”.
Wszystkie nasze sprawy, są omawiane z mamusią, a ta omawia ze swoimi siostrami – czyli ciociami. I wtedy zależnie jakie obiorą zdanie, takie zdanie ma żona. Nigdy sami nie rozwiązujemy swoich problemów, bo jakakolwiek próba rozmowy zawsze kończy się fochem, obrażaniem się i wyjazdem do mamusi.
Jako ciekawostkę mogę podać, że akurat żona wie ile ja zarabiam, ale ja nie wiem ile zarabia żona (pracuje na etacie). Za to zarobki mojej żony znają jej mamusia, ciotki i wujkowie, a nawet moja ciotka która zna się z jej ciotką (tak dziwnie wyszło). Jednym słówem wszyscy naokoło wiedzą więcej o mojej żonie niż ja. Ja już nawet nie pytam ile zarabia, bo mnie to nie interesuje – jeśli ciotki wiedzą, a przede mną miała tajemnice, to zacząłem mieć to gdzieś.

Żona przez pierwsze 3 lata małżeństwa ciągle wspominała że chce rozwodu. Że „sprawdźmy się komu mniej na tym zależy”. Potem chciała robić remont. Ja odpowiedziałem że o remoncie nawet nie ma mowy, bo jak się planuje rozwód, to się nie myśli o remoncie, i żeby dała sobie spokój. Że najpierw musi się zacząć zachowywać jak żona. Bałem się, że przy tych wszystkich obowiązkach, domowych i wokół domu, żona by „ustawiła” kogoś do remontowania, tylko by to zaczęła, a sama się zmyła i pojechała do pracy i do matki. Na mnie by to wszystko spadło. Nie zgodziłem się. Więc tak sobie trwamy z dnia na dzień. Po prostu wegetujemy. Dla mnie takie życie to wegetacja

W pierwszym roku małżeństwa (to za dużo powiedziane, bo to nie jest małżeństwo tylko niekończące się kotłowanie), byliśmy na terapii małżeńskiej z panią psycholog. Miało być 9 spotkań. Szedłem tam, i obstawiałem, że w ramach „solidarności płci”, ta psycholog mnie objedzie, że coś robię nie tak. Co w sumie uważałem, że wcale nie jest takie złe, bo po prostu wytknie mi co robię nie tak – bo na pewno coś robię nie tak. Efekt był taki, że na 3. spotkaniu, psycholog wyrzuciła nas za drzwi ze względu na zachowania żony. Powiedziała, że jeszcze w życiu z czymś takim się nie spotkała, z tak aroganckim i bezczelnym zachowaniem. I dodała, „Pani się nie nadaje na terapię małżeńską, musi Pani najpierw popracować nad sobą, i przejść terapię indywidualną”. I to był koniec super-terapii.
Później jeszcze zadzwoniłem do tej psycholog, i pytałem co tu można zrobić, myślałem że mnie jakoś ukierunkuje, i wytknie moje błędy. To powiedziała że z Panem jest wszystko w porządku, a Pana żona ma ogromne problemy. Jak ona nie chce nic z tym zrobić to Pan nic z tym nie zrobi. I musi Pan sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce Pan tkwić w takim związku.

Kilka miesięcy temu, zadzwoniłem do teściowej, i powiedziałem, że nie ma sensu żeby tak chroniła swoją córeczkę i żeby tak jej pomagała, i chroniła. (Dodam tylko, że podobno zawsze to teściowa za nią sprzątała i gotowała). Że jak chce pomagać żonie, to niech żona ma 1 dom, a nie żyje na 2 domy, i niech zabiera swoją kochaną córeczkę powrotem do siebie. Będzie im raźniej, a ja będę wolny i ułożę sobie życie na nowo z kimś innym. Powiedziałem też, że jak inicjatywa wyjdzie od teściowej, to żona lepiej to odbierze, i szybciej się zgodzi. To teściowa temat przemyślała, i pogadała z żoną, ale powiedziała jej że ma swoją rodzinę i niech pilnuje swojej rodziny i niech do niej nie przyjeżdża. Chyba skapowały że sprawa jest poważna. Jak kiedyś żona straszyła mnie że się wyprowadzi, tak teraz ja co chwilę jej mówię żeby się wyprowadziła do mamusi – plus ta rozmowa z teściową. Chyba mam już dość życia w takim zawieszeniu.
Już wiem, że nie chcę tkwić w takim związku. Jest tylko małe ale. Dwa małe „ale”. Syn i córka. Córka jest mała. Syn ma 4 latka, i jest bardzo za mną związany.
Z żoną nic nie mogę wspólnie zrobić, nie mogę też nawet rozmawiać.

Jakie ja mam wyjście tej chorej sytuacji?
Ja myślę coraz poważniej o tym, żeby po prostu sobie kogoś znaleźć. Kogoś, dla kogo będę ważny, z kim będę mógł normalnie miło, szczerze porozmawiać, wyjść z tym kimś do ludzi, pobawić się pośmiać, pożartować. Po prostu normalnie żyć. Wiem że po znalezieniu kogoś takiego, od razu moje myśli by krążyły gdzie indziej, przestałbym się przejmować obojętną postawą żony.
Po prostu uważam, że gdzieś w walce o to małżeństwo, o chęć uratowania tego związku, „rodziny”, zgubiłem gdzieś swoje przyrodzenie i muszę je odzyskać. Stać się znowu mężczyzną a nie taką c… hmm no właśnie.

Proszę o poradę, i z góry dziękuję za wszelką konstruktywną krytykę.
Wiem że dużo opisałem, ale mam naprawdę wielki dylemat. Mam wielkie wątpliwości czy to małżeństwo ma jakikolwiek sens.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-01-21 15:58:16)

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
Taki_mąż napisał/a:

Witam wszystkich.

Zdecydowałem się napisać tutaj, prosząc o poradę, bo liczę że ktoś stojący z boku, spojrzy bardziej trzeźwo bez emocji na moje życie. Bardziej chłodno.
Jestem w małżeństwie od 5 lat. Ja mam 41 lat, żona jest 5 lat młodsza. Mamy dwoje dzieci, 4 latka syn, i 2 letnią córkę.
Moje małżeństwo od samego początku jest jakieś dziwne. Spotykaliśmy się/ randkowaliśmy przez ponad rok – wtedy było idealnie, i myślałem że spotkałem ideał kobiety. Nidy się nie kłóciliśmy. Wtedy żona była bardzo ugodowa, myślałem sobie, że z taką kobietą u boku to można podbić świat. Sam byłem osobą zawsze przedsiębiorczą, energiczną, prowadziłem kilka firm, czasem równolegle. Kluczowe jest tu słowo BYŁEM, bo już nie jestem. Obecnie, nie mam żadnej motywacji, nie chce mi się starać, nie mam nawet dla kogo się starać. Jak to mówią psychologowie, jestem kompletnie wypalony.
Nasze problemy zaczęły się w momencie, kiedy zapadła decyzja o tym, że się pobieramy i z organizacją wesela. Ja myślałem, że takie coś załatwia się dość szybko, natomiast żona jakoś się z tym wszystkim ociągała.
Pewnego razu umówiliśmy się z właścicielem Sali weselnej na rozmowę np. na godz. 14.00. Od godziny 11.00 wydzwaniałem do żony, żebyśmy się umówili i pojechali do niego. Odebrała ode mnie telefon dopiero około godziny 17-18. Jak się później okazało, nie odebrała telefonu bo była impreza rodzinna – komunia jej bratanicy. To był pierwszy raz kiedy poczułem, że nie jestem dla niej specjalnie ważny, że ważniejsza jest dla niej stara rodzina (matka, brat, ciotki wujkowie). Potem pojawiały się z jej strony zdania „nie chcę tego wesela”, „nie chcę tego ślubu”. Jak powiedziałem, że jeśli nie chcesz, to darujmy to sobie, bo na siłę nic z tego nie będzie, to wtedy mówiła że chce się pobrać. Powiedziałem jej wtedy, że jeśli nasze życie ma wyglądać tak, jak umawianie się z gościem od Sali, to to nie ma sensu, bo to nie będzie życie tylko męczarnia. Ale chciała tego ślubu. Do ślubu doszło. Czy wspominam go miło? Nie. Do końca, do końca mszy towarzyszył mi stres, bo nie wiedziałem jak się wtedy narzeczona zachowa. Czy w ostatniej chwili nie zmieni zdania.
Nasz życie dalej tak wygląda.
Za każdym razem, kiedy z żoną coś zaplanujemy, to 1 raz na 20 razy uda się to doprowadzić do końca. I wychodzą nam tylko błahe sprawy, jak np. wyjazd do sklepu po zakupy. Poważniejsze sprawy – nigdy. Zaczynamy coś robić, ja odkładam inne zajęcia na bok, inwestowałem w to swój czas, zapał, entuzjazm, energię, czasem środki, i za chwilę zmieniała zdanie, dostawała focha, obrażała się, że ona już nie chce tego robić. I to wszystko szło na nic. I tak raz, drugi, pięćdziesiąty drugi, sto pięćdziesiąty drugi. Za sto pięćdziesiątym czwartym, już można przewidzieć skutek końcowy, i jak żona chce coś robić, to ja od razu jestem na nie. Albo idzie mi to tak powoli, że podświadomie robię to tak powoli, żeby za dużo nie zrobić.
Kompletnie przestałem jej ufać.
Mieszkamy u mnie. Żona się do mnie wprowadziła. Zaraz po ślubie, żona kiedy jechała do pracy, to zamiast wrócić około 17.00, wracała około 22-23. Podobnie było do niedawna w weekendy. Wyjeżdżała do matki. Jakieś pół roku temu, zapytałem syna, co robicie jak jedziecie do babci, to mi odpowiedział, że my (on i córka) bawimy się z babcią, i robimy różne rzeczy, a mama idzie na górę spać. To co mówił syn, dokładnie potwierdziła teściowa. Mówiła że tak jest od 5 lat. Żona po pracy jechała do matki spać, potem około 21-22 matka ją budziła, żona wstawała i jechała do mnie. Przyjeżdżała i kładła się spać. Rano wstawała do pracy itd. Ja czekałem na żonę że przyjedzie, i nigdy nie wiedziałem o której może przyjechać.
Przez 9 miesięcy od ślubu, nigdy nie wzięła do ręki odkurzacza. Teoretycznie mam żonę, ale w praktyce tak jakbym jej nie miał. Żona nie będzie sprzątała „bo do sprzątania to są Ukrainki”. Muszę ja ogarniać dom w środku, na zewnątrz, itd. Syf mamy w domu taki, nikogo nie da się wpuścić. Żyjemy jak w jakiejś patologii. Ja sam nigdy nie byłem czyściochem, i zawsze moja rodzina mi mówiła że jestem bałaganiarzem, ale to co jest teraz, to przechodzi ludzkie pojęcie.
Żona nie gotuje, bo „nie jest jakimś garkotłukiem”. Generalnie o to żeby nie paść z głodu to muszę troszczyć się sam. No, może przygotuje ze 2-3 posiłki w tygodniu. Ale 3 to takie naprawdę maksimum. Przeważnie albo jem na mieście, albo kupuję gotowe dania i odgrzewam.
Jak o cokolwiek poproszę żone, to odpowiedź zawsze jest taka sama: „nie, bo ja nie jestem … (i tu należy wstawić dowolne słowo – odpowiedni zawód który wykonuje daną czynność)”.
Jednym słowem, w niczym nie mogę na nią liczyć, nigdy o nic poprosić. Jeśli się na coś umówimy, to zawsze muszę stosować metodę tzw. „podwójnych zabezpieczeń”, czyli jeśli żona mi w tym czymś nie pomoże – a tak jest najczęściej, to w pogotowiu czeka ktoś inny kogo wcześniej poprosiłem o pomoc, na wypadek gdyby żona się na mnie wypięła.
Jeśli chodzi o wyjścia towarzyskie, to nigdzie nie wychodzimy, bo dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji. Czasami jest tak, że są imprezy typu spotkania w parach/ małżeństwach (a nie z kolegami), czy jakieś wesela, imieniny, itd., że wymagane jest wcześniejsze potwierdzenie obecności, to najczęściej bywało tak, że uzgadnialiśmy że jedziemy, wszystko było potwierdzane, a w dniu imprezy żona mi mówiła że ja chyba zwariowałem jeśli myślę że ona pojedzie. Ona nigdzie nie jedzie, i mogę sobie jechać sam.
Jak twierdziła, jest niezależna, i może robić co chce, i dlaczego ja ją zmuszam do jeżdżenia gdzieś, gdzie ona nie ma ochoty jechać. (Pytanie tylko po co potwierdzała że jedziemy – mogła od razu powiedzieć że nie)
Więc nie jechałem, i wychodziliśmy na chamów. Teraz już bliscy znajomi wiedzą jaka jest sytuacja, że takie potwierdzane wizyty są dla mnie bardzo stresujące, i poprosiłem ich żeby nas nie zapraszali. Zrozumieli. Nie zapraszają. Spotykamy się już tylko w męskim gronie „przy piwie”. Jedyne spotkania towarzyskie jakie żona akceptuje to te, urządzane i jej mamusi, i ogólnie u jej rodziny, (u cioci, wujków, itd). Z mojej strony wszyscy są be – rodzina, koledzy, znajomi. Wszyscy inni „to strata czasu”.
Wszystkie nasze sprawy, są omawiane z mamusią, a ta omawia ze swoimi siostrami – czyli ciociami. I wtedy zależnie jakie obiorą zdanie, takie zdanie ma żona. Nigdy sami nie rozwiązujemy swoich problemów, bo jakakolwiek próba rozmowy zawsze kończy się fochem, obrażaniem się i wyjazdem do mamusi.
Jako ciekawostkę mogę podać, że akurat żona wie ile ja zarabiam, ale ja nie wiem ile zarabia żona (pracuje na etacie). Za to zarobki mojej żony znają jej mamusia, ciotki i wujkowie, a nawet moja ciotka która zna się z jej ciotką (tak dziwnie wyszło). Jednym słówem wszyscy naokoło wiedzą więcej o mojej żonie niż ja. Ja już nawet nie pytam ile zarabia, bo mnie to nie interesuje – jeśli ciotki wiedzą, a przede mną miała tajemnice, to zacząłem mieć to gdzieś.

Żona przez pierwsze 3 lata małżeństwa ciągle wspominała że chce rozwodu. Że „sprawdźmy się komu mniej na tym zależy”. Potem chciała robić remont. Ja odpowiedziałem że o remoncie nawet nie ma mowy, bo jak się planuje rozwód, to się nie myśli o remoncie, i żeby dała sobie spokój. Że najpierw musi się zacząć zachowywać jak żona. Bałem się, że przy tych wszystkich obowiązkach, domowych i wokół domu, żona by „ustawiła” kogoś do remontowania, tylko by to zaczęła, a sama się zmyła i pojechała do pracy i do matki. Na mnie by to wszystko spadło. Nie zgodziłem się. Więc tak sobie trwamy z dnia na dzień. Po prostu wegetujemy. Dla mnie takie życie to wegetacja

W pierwszym roku małżeństwa (to za dużo powiedziane, bo to nie jest małżeństwo tylko niekończące się kotłowanie), byliśmy na terapii małżeńskiej z panią psycholog. Miało być 9 spotkań. Szedłem tam, i obstawiałem, że w ramach „solidarności płci”, ta psycholog mnie objedzie, że coś robię nie tak. Co w sumie uważałem, że wcale nie jest takie złe, bo po prostu wytknie mi co robię nie tak – bo na pewno coś robię nie tak. Efekt był taki, że na 3. spotkaniu, psycholog wyrzuciła nas za drzwi ze względu na zachowania żony. Powiedziała, że jeszcze w życiu z czymś takim się nie spotkała, z tak aroganckim i bezczelnym zachowaniem. I dodała, „Pani się nie nadaje na terapię małżeńską, musi Pani najpierw popracować nad sobą, i przejść terapię indywidualną”. I to był koniec super-terapii.
Później jeszcze zadzwoniłem do tej psycholog, i pytałem co tu można zrobić, myślałem że mnie jakoś ukierunkuje, i wytknie moje błędy. To powiedziała że z Panem jest wszystko w porządku, a Pana żona ma ogromne problemy. Jak ona nie chce nic z tym zrobić to Pan nic z tym nie zrobi. I musi Pan sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce Pan tkwić w takim związku.

Kilka miesięcy temu, zadzwoniłem do teściowej, i powiedziałem, że nie ma sensu żeby tak chroniła swoją córeczkę i żeby tak jej pomagała, i chroniła. (Dodam tylko, że podobno zawsze to teściowa za nią sprzątała i gotowała). Że jak chce pomagać żonie, to niech żona ma 1 dom, a nie żyje na 2 domy, i niech zabiera swoją kochaną córeczkę powrotem do siebie. Będzie im raźniej, a ja będę wolny i ułożę sobie życie na nowo z kimś innym. Powiedziałem też, że jak inicjatywa wyjdzie od teściowej, to żona lepiej to odbierze, i szybciej się zgodzi. To teściowa temat przemyślała, i pogadała z żoną, ale powiedziała jej że ma swoją rodzinę i niech pilnuje swojej rodziny i niech do niej nie przyjeżdża. Chyba skapowały że sprawa jest poważna. Jak kiedyś żona straszyła mnie że się wyprowadzi, tak teraz ja co chwilę jej mówię żeby się wyprowadziła do mamusi – plus ta rozmowa z teściową. Chyba mam już dość życia w takim zawieszeniu.
Już wiem, że nie chcę tkwić w takim związku. Jest tylko małe ale. Dwa małe „ale”. Syn i córka. Córka jest mała. Syn ma 4 latka, i jest bardzo za mną związany.
Z żoną nic nie mogę wspólnie zrobić, nie mogę też nawet rozmawiać.

Jakie ja mam wyjście tej chorej sytuacji?
Ja myślę coraz poważniej o tym, żeby po prostu sobie kogoś znaleźć. Kogoś, dla kogo będę ważny, z kim będę mógł normalnie miło, szczerze porozmawiać, wyjść z tym kimś do ludzi, pobawić się pośmiać, pożartować. Po prostu normalnie żyć. Wiem że po znalezieniu kogoś takiego, od razu moje myśli by krążyły gdzie indziej, przestałbym się przejmować obojętną postawą żony.
Po prostu uważam, że gdzieś w walce o to małżeństwo, o chęć uratowania tego związku, „rodziny”, zgubiłem gdzieś swoje przyrodzenie i muszę je odzyskać. Stać się znowu mężczyzną a nie taką c… hmm no właśnie.

Proszę o poradę, i z góry dziękuję za wszelką konstruktywną krytykę.
Wiem że dużo opisałem, ale mam naprawdę wielki dylemat. Mam wielkie wątpliwości czy to małżeństwo ma jakikolwiek sens.


No to na co czekasz, przejdź od słów do czynów. Jeśli chodzi o dzieci to im wcześniej tym lepiej.
Dziwne jest to, że po takich akcjach myślisz o ułożeniu sobie życia z kimś innym. Ja chyba bym potrzebowała długo odpocząć.

3

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
Ajko napisał/a:

No to na co czekasz, przejdź od słów do czynów. Jeśli chodzi o dzieci to im wcześniej tym lepiej.
Dziwne jest to, że po takich akcjach myślisz o ułożeniu sobie życia z kimś innym. Ja chyba bym potrzebowała długo odpocząć.

Ja nie myślę o nowym małżeństwie. Ja myślę o znalezieniu sobie kogoś "na boku". Takiej, .... przyjaciółki, nie wiem jak to nazwać. Wiem, że koledzy którzy mieli problemy w związkach - też często poważne - to jedni chcieli być w porządku wobec żon, i nie myśleli o poznaniu kogoś nowego. Inni, "nie byli w porządku", i znajdowali sobie przyjaciółki/ kochanki, itd. Bardzo często pomagało im to odzyskać j..ja. I często ich żony się "nawracały" - przestały odwalać numery, bo wiedziały że to wisi na włosku. Sam nie wiem - jestem mocno rozbity.

4

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Nie pakuj się w jakieś romanse. Nie widzę szansy na uratowanie tego małżeństwa, myślę że rozwód będzie najlepszym rozwiązaniem. Musisz się do niego solidnie przygotować, mieć dowody na takie a nie inne zachowanie żony. W takiej sytuacji masz szanse na uzyskanie opieki nad dziećmi, przecież one mogą zostać z Tobą a nie z nią.

5 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-01-21 16:16:02)

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
Taki_mąż napisał/a:
Ajko napisał/a:

No to na co czekasz, przejdź od słów do czynów. Jeśli chodzi o dzieci to im wcześniej tym lepiej.
Dziwne jest to, że po takich akcjach myślisz o ułożeniu sobie życia z kimś innym. Ja chyba bym potrzebowała długo odpocząć.

Ja nie myślę o nowym małżeństwie. Ja myślę o znalezieniu sobie kogoś "na boku". Takiej, .... przyjaciółki, nie wiem jak to nazwać. Wiem, że koledzy którzy mieli problemy w związkach - też często poważne - to jedni chcieli być w porządku wobec żon, i nie myśleli o poznaniu kogoś nowego. Inni, "nie byli w porządku", i znajdowali sobie przyjaciółki/ kochanki, itd. Bardzo często pomagało im to odzyskać j..ja. I często ich żony się "nawracały" - przestały odwalać numery, bo wiedziały że to wisi na włosku. Sam nie wiem - jestem mocno rozbity.

Naprawdę? Faktycznie "jesteś mocno rozbity". Ją krytykujesz, a sam masz dziwne pomysły. Może już sobie znalazłeś kandydatkę? Stąd ten post. W sumie to nawet sprytny tok rozumowania big_smile, z którym spotkałam się 1 raz. Będę miał (albo mam) romans dla ratowania małżeństwa. Lubię netkobiety.

6

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Nie jestem psychiatrą, ale takie zachowanie jak w przypadku Twojej żony nie jest normalne według ludzkich standardów. Zakładam jednak, ze każda próba namówienia jej na jakiekolwiek badania skończy się porażką.
To co przeczytałam mnie zszokowało.
Nurtuje mnie jednakowoż to co napisałeś o jej potrzebie snu, obojętności, ciągłych zmianach decyzji i braku potrzeby wykonywania elementarnych czynności jakie maja miejsce w normalnym małżeństwie.
Najpierw trzeba byłoby chyba jednak dowiedzieć się czy to nie podpada pod jakąś jednostkę chorobową, a jeśli okazałoby się, że nie i że to jej wrodzone lub nabyte umiejętności wymigiwania się od wszystkiego, to po prostu wystąpiłabym o rozwód. Nie wiem, ale ja chyba nie wytrzymałabym w takiej relacji.

7

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Przeciwnik gra jak my mu pozwalamy, posluze sie odwroconym cytatem klasyka polskiego futbolu - uwazam ze twoim podstawowym bledem jest brak wyznaczonych granic waszego zwiazku, przede wszystkim twoje dzialanie a nie gadanie cokolwiek zmieni, skoro uwazasz ze twojej zony twoje gadanie nie zmieni postaw jej zadania do realizacji, skoro bedzie problem z realizowaniem, pozew rozwodowy, wprowadzona w polsce od sierpnia 2015 opieka naprzemienna daje obojgu rodzicom po 50% na kontakt z dziecmi, zadne z rodzicow nie placi wtedy nikomu alimentow,

8 Ostatnio edytowany przez Averyl (2020-01-21 16:09:30)

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

To co najbardziej boli - to bycie niepotrzebnym. Czemu sobie na to pozwalasz? Umiesz zająć się sobą? Skoro twoja żona chce być w związku niezależna, to ty też powinieneś, być może to ją otrzeźwi.
Nie rezygnuj z siebie, skoro masz znajomych, to umawiaj się solo, z ewentualnym towarzystwem małżonki, gdyby ją coś ruszyło. Miałeś firmy? Dalej je prowadź z pasją, cokolwiek stanie się z twoją połówką, to będziesz miał przez kolejne lata na utrzymaniu dzieci, chociażby dlatego warto.
Bądź konsekwentny, jeśli planujesz na weekend wyjazd z dziećmi, to poinformuj zainteresowanych, że w weekend jest wyjazd i zrób to, nie wdawaj się w proszenie jej, może zechciałabym dołączyć się, a może nie. Po prostu poinformuj ją, że jedziesz i jeśli ma ochotę może się dołączyć, ale nie w drugą stronę - nie uzależniaj od niej czy ty pojedziesz, coś zrobisz, itd.
Z twojego opisu trochę widać, że gdy ona traci grunt pod nogami, to zaczyna zwracać uwagę na ciebie (np. ta historia z tym czy chce czy nie chce ślubu).

Po prostu - pokaż, że akceptujesz jej wybory, niech sobie śpi u matki, ale jednocześnie nie godzisz się by one negatywnie wpływały na twoje życie, na wasze dzieci.
Co do romansu - nie, definitywnie zostaw ją, albo ciągnij małżeństwo dalej, bo potem skończy się na tym, że to ty będziesz winny rozpadowi małżeństwa, być może obsmaruje cię przed dziećmi, że zostawiłeś je dla innej du** i będzie utrudniać kontakt.

Skoro jesteś w porządku wobec niej, to dalej bądź OK.

Czy kiedykolwiek rozmawiałeś z nią, skąd tak diametralna zmiana? z fajnej dziewczyny, w niezainteresowaną żonę?
Czy u niej to była zmiana, czy ty byłeś zaślepiony i chciałeś widzieć, to co chciałeś, a po ślubie dopiero ujrzałeś rzeczywisty jej obraz?

9

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

dlaczego się nie rozwieźć tylko szukać kogoś na boku ? Nie jestem lekarzem ale byłabym chyba przerażona gdybym mieszkała z kimś takim... wygląda jakby ona miala powazne problemy z sobą.

10

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Faktycznie, idealne rozwiązanie dla dzieci, znaleźć sobie kochankę. Piękny model rodziny im zafundujesz wink
chcesz ratować dzieci to się rozwiedź i pokaż im, że to nie tak powinno wyglądać w rodzinie.

11

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Odpowiedź do Ajko:
Tak, jestem mocno rozbity. Ale już coraz mniej, bo coraz mniej mi na tym wszystkim zależy. Co do kandydatki - to nie, takowej nie mam. I być może jest to tylko takie gadanie z mojej strony o znalezieniu sobie kogoś do romansu? Dlaczego? Ponieważ to, co jest atrakcyjne dla płci przeciwnej, to tak naprawdę błysk w oku, uśmiech, energia, itd. A u mnie tego wszystkiego nie ma. Wszystko odwrotnie. Więc podejrzewam że jedyne co byłbym (w praktyce) w stanie poderwać, to co najwyżej tyłek z krzesła.

Odpowiedź do Unisa:
Jestem z tych którzy naprawiają wszystko do końca. Zawsze staram się dojść dlaczego coś nie działa, staram się znaleźć przyczyny i jestem dociekliwy dotąd, aż dojdę co jest nie tak. Ja też badałem.
Rok temu, żona nie mogła sobie poradzić. Brak snu, wiercenie się na łóżku przez całą noc, dziwne objawy chorobowe i chodzenie po lekarzach. Zlecała sobie milion badań, i nic nie wykazały. W końcu podniesionym głosem powiedziałem jej, że powinna iść do psychologa albo do psychiatry, bo według mnie to ma depresję. To tak się wkurzyła, że moje ciuchy wylądowały na korytarzu. 3 tygodnie później, już nie dawała sobie rady sama ze sobą, i powiedziała, że chętnie poszłaby do psychiatry, ale nie ma wolnych miejsc. W kilka godzin znalazłem jej wolnego psychiatre. Pojechała, najpierw wszedłem ja, powiedziałem jak wygląda nasze zycie, potem żona. Diagnoza: bardzo głęboka depresja. Przepisane leki. Żona pobrała je przez krótki czas, i odstawiła, "bo nie będzie się truła, a psychotropy uzależniają". Przez krótki czas była spokojniejsza.
Potem sam badałem po różnych opracowaniach psychologicznych jej zachowania, i zacząłem składać luźne, pozornie niepowiązane ze sobą strzępki informacji w całość. Zaczęło mi sięto wszystko układać w jedną całość. Składałem w całość jej obecne podejście, zachowania, brak zaufania do mnie od samego początku, to co opowiadała z jej dzieciństwa, czy to co w luźnych rozmowach mówiła jej matka. Wychodziło mi jedno: niedojrzałość emocjonalna, wskutek czego niemal zawsze - prędzej czy później pojawi się depresja. Powinna chodzić na terapię żeby uporządkować swoje życie, najpierw to wewnątrz, a dopiero później to na zewnątrz. Do tego jest potrzebny psycholog. Ale żona do psychologa nie pójdzie bo to strata czasu, i to nic nie da.
Jeśli chodzi o partnerów takich osób - to na początku się starają, później dopada ich wypalenie. Wszystkie etapy przez które ja przechodziłem. Jest książkowo.

Odpowiedź do Averyl:
"Z twojego opisu trochę widać, że gdy ona traci grunt pod nogami, to zaczyna zwracać uwagę na ciebie (np. ta historia z tym czy chce czy nie chce ślubu)." - dokłądnie tak jest jak piszesz. To jeden z objawów niedojrzałości emocjonalnej.

"Czy u niej to była zmiana, czy ty byłeś zaślepiony i chciałeś widzieć, to co chciałeś, a po ślubie dopiero ujrzałeś rzeczywisty jej obraz?" - to też cecha ludzi z niedojrzałością emocjonalną. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności, boją się jej. Chcą rządzić, żeby pokazać że są dorośli i niezależni. Pojawiło się ta cecha w momencie podjęcia decyzji o małżeństwie - wiadomo, z tym wiąże sięodpowiedzialność i samodzielność.
Nie nie byłem zaślepiony, Na pewno nie jestem teraz, i jeśli wtedy coś bym przeoczył, to teraz patrząc na chłodno, widziałbym, że przeoczyłem pewne sygnały. Niestety ale chyba nic nie przeoczyłem. Do tej chwili zastanawiam się gdzie popełniłem błąd. Dlatego nie ma sensu żebym zakładał nowy związek, bo nie wiem co przeoczyłem, gdzie popełniłem błąd zakładając ten obecny.

12

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

tak więc od początku było źle, ale brnąłeś w to dalej i jeszcze w między czasie spłodziłeś dwójkę dzieci a teraz myślisz o kochance... Wybacz ale twoje decyzje życiowe są tak złe że to nie trzeba być wybitnym aby przewidzieć katastrofę.

Zapisz sobie gdzieś na kartce i powieś nad łóżkiem te najprostsze życiowe zasady którymi chciałbyś się kierować możesz zacząć od a. jestem nieszczęśliwy z kimś więc odchodzę b. jestem uczciwy wobec ludzi i nie zdradzam idp itd
a potem bezwzględnie się tym kieruj

13

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Mam dla ciebie zadanie; co racja to racja psychotropy zapisywane na depresje to nie pomaga w wyjsciu z tego stanu, w aptece kupujesz; magnez, witamina k2+d3, witaminy z grupy b = b1, b2, b6, b12, to witaminy na depresje, twoje zadanie faszerujesz tym zone codziennie, na poczatek w podwojnych dawkach, zobaczysz postepy
Tu gdzie mieszkam od kilku lat badanie poziomu tych witamin to pierwszy krok w leczeniu depresji, daje o wiele lepsze rezultaty

14

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Czego chcesz tak naprawdę, a czego już  nie chcesz, co zrobisz by dać sobie szansę?
Powiedziałeś już, że chciałbyś się czuć dla swojej partnerki (niekoniecznie żony) ważny, doceniany. Chciałbyś by twoja partnerka była kimś kto razem z tobą będzie dążył do wspólnych celów. Na razie doświadczasz ciągłej obojętności, egoizmu. Z drugiej strony chciałbyś żeby żonie się odmieniło, np. pod wpływem szoku po zdradzie męża.
Nie komplikuj, przyszedł czas porządków tego chaosu w twoim życiu. Im dłużej będziesz to odwlekał, tym dłużej będziesz na to wszystko pozwalał. Życie masz jedno, krótkie zastanów się czy chcesz by tak wyglądało?

15

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
Taki_mąż napisał/a:

"Czy u niej to była zmiana, czy ty byłeś zaślepiony i chciałeś widzieć, to co chciałeś, a po ślubie dopiero ujrzałeś rzeczywisty jej obraz?" - to też cecha ludzi z niedojrzałością emocjonalną. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności, boją się jej. Chcą rządzić, żeby pokazać że są dorośli i niezależni. Pojawiło się ta cecha w momencie podjęcia decyzji o małżeństwie - wiadomo, z tym wiąże się odpowiedzialność i samodzielność.
Nie nie byłem zaślepiony, Na pewno nie jestem teraz, i jeśli wtedy coś bym przeoczył, to teraz patrząc na chłodno, widziałbym, że przeoczyłem pewne sygnały. Niestety ale chyba nic nie przeoczyłem. Do tej chwili zastanawiam się gdzie popełniłem błąd. Dlatego nie ma sensu żebym zakładał nowy związek, bo nie wiem co przeoczyłem, gdzie popełniłem błąd zakładając ten obecny.

Przeczytaj jeszcze raz na spokojnie to co napisałeś i zastanów się nad własnymi słowami.

Zazwyczaj ludzie dojrzewają w momencie, gdy wchodzą w dorosłe życie, nowa praca, założenie rodziny, itp zdarzenia sprawiają, że dorastają, biorą odpowiedzialność za siebie i za innych, stają się samodzielni. Chyba nie da się cofnąć procesu. Byłeś zaślepiony miłością i przeoczyłeś, że kobieta jest niedojrzała, czy coś się stało? Bo jeśli tak, to być może choroba - depresja, albo coś innego, wtedy najlepiej byłoby leczyć

Jeśli wiesz, że jest niedojrzała, niesamodzielna, to czego oczekujesz? że na skutek twojej woli ona dojrzeje? nie masz za bardzo na to wpływu, albo ciągniesz to dalej, albo wysiadasz.

Z jakiegoś powodu jesteś z nią, ale niepotrzebnie się wypalasz, liczysz na to, że ona się zmieni i będziecie tworzyć "normalną" rodzinę, wg twojego wzorca, ale co miałoby być impulsem do zmiany dla niej?
Zastanów się jak ty możesz funkcjonować, w tym układzie by się nie wypalać tak, by nauczyć się tolerować jej zachowania, by one nie wpływały na twoją aktywność, nastrój
albo jeśli nie jesteś w stanie funkcjonować, a ona nie wykazuje chęci do naprawy, to skutecznie zadziałaj - rozwód.

16

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Bardzo zainteresował mnie twój wątek, bo twój problem naprawdę wymaga porządnego obgadania.
Do wszystkiego, co tu opisałeś spróbuję się odnieść. Może akurat trafię w dziesiątkę i uda mi się jakoś ci pomóc.

Zacznę od pomysłu zorganizowania sobie kochanki. Uważam, że to zupełnie bez sensu, bo faktem jest, że taki boczny romans oderwałby twoje myśli od tego, co dzieje się w domu, ale kto wie czy nie wpakowałbys w kolejne bagno.
Sa kobiety, które mogłyby zgodzić się na taki układ, bo np same są w związku, którego mają dość. Jednak ja nie wiem czy potrafiłbyś spotykać się z kobietą, która bez problemu będzie waliła w rogi innego faceta. Ja takie kobiety oceniam bardzo nisko, więc czy znajomość z taką kobieta dodałaby ci chwały? Wątpię w to, chociaż nie wiem, jakie ty uznajesz wartości.
Druga rzecz, mógłbyś zupełnie bez sensu ściągnąć na siebie poważne kłopoty, bo rzecz jakoś by się wydała i skończyłbyś jako winny rozwalenia małżeństwa, jak na ironię zresztą. Potem musiałbyś tłumaczyć, że nie jesteś wielbłądem i w życiu nikogo byś nie przekonał. Czy jest więc sens? Ja bym nie ryzykowała, bo nie chcialabym ściągać na siebie takiego syfu.
Trzecia sprawa, to fakt, że taka boczniarka mogłaby zakochać się w tobie, byłaby normalna kobieta, która też chciałaby dla siebie czegoś więcej niż tylko spotykania się z żonatym facetem i mogłaby zacząć cierpieć albo zrobiłaby się roszczeniowa. Chyba nie chciałbyś marnować komuś życia albo narażać się na tego typu sytuacje?
Tak więc szukanie boczniarki przyniosłoby ci więcej kłopotów niż korzyści.

Przejdę teraz do twojego małżeństwa.
Z tego, co tu opisałeś wynika, że ta kobieta ma poważne problemy psychiczne. Może powodem jest jej niedojrzałość psychiczną i emocjonalna i stąd jako pochodne głęboka depresją? Taka wersja wydaje się tu bardzo prawdopodobna. Ta kobieta ciągle jest zmęczona i nie ma w niej żadnej ikry pobudzającej ja do życia. W efekcie wychodzi na to, że jest ona patentowanym leniem, niechlujem i kimś, kto żyje nie z Tobą, tylko obok związku, w swoim świecie, czyli z matką, siostrami, to jest jej świat, w którym ona czuje się bezpieczna.
Wniosek z tego, że z tobą, w waszym życiu ona bezpieczna się nie czuje. Widać też wyraźnie, że ona na każdym kroku sabotuje wasz związek i ucieka do matki w swój azyl. Coś więc musi być nie tak w waszych wzajemnych relacjach. Nie ma dymu bez ognia, więc musi być jakiś powód. Czy można zwalać to na jej niedojrzałość? No można tak do tego podejść i umyć ręce, ale można też rozszerzyć horyzonty i spojrzeć na te kobiete inaczej. Spróbuję to zrobić.

Zakładam taka opcje, że twoja żona chce nadal być twoja żona i mieć pełna rodzinę, że to sabitowanie małżeństwa nie wynika z jej złej woli, tylko z jej problemów psychicznych.
Wobec tego pierwsza rzecz- nie wiem jak ty ja traktujesz, ale być może ty ustawiłeś się w tym małżeństwie jako ta jedynie słuszna i mądra strona i właśnie to ja dołuje oraz sprawia, że ona za tobą nie nadąża? Może krytykujesz ja na każdym kroku, ona wie że słusznie, ale nie jest w stanie sprostać twoim wymaganiom, więc jak nastolatka odszczekuje się działa na zasadzie zaniechań? Nie będę tego robiła, bo mam w doopie i tak znowu zrobię coś źle i będzie się czepiał, on taki mądry i doskonały? Może ta kobieta ma już na ciebie uczulenie? Matka i siostry przyjmują ją, jaką ona jest i dlatego do nich ja ciągnie? W twoim towarzystwie ona czuje się źle.
Może tak być jak to opisuje, chociaż nie wiem tego. Tobie daje tylko temat do przemyślenia.
Druga rzecz- nie wiem jaka ona jest matka, ale jeśli macie dwójkę małych dzieci, w tym jedno dwuletnie, a ona chodzi do pracy, to znaczy, że ta kobieta stara się ogarnąć swoje życie, tyle tylko że jest jak dziecko i wszystkie te obowiązki na tyle ja przytłaczają, że ona nie daje rady i dlatego potrzebuje odpoczynku ponad normę.
Taka rzecz powinna cię martwić, a nie być kolejnym przykładem na jej nieudolność i brak dojrzałości do małżeństwa.
Moim zdaniem małżeństwo z tobą jest dla niej bardzo trudnym zadaniem, bo jakby ta kobieta się nie obróciła i tak wychodzi na gorsza od ciebie.
Kolejna rzecz- zwróciłam uwagę na to, że o sobie piszesz dobrze i koniecznie chcesz przedstawić siebie jako ofiarę, że obcinane są ci skrzydła, że kiedyś byłeś inny, a teraz jesteś wrakiem psychicznym i oczywiście powodem twojego upadku okazuje się być żona. Żona, która przed ślubem jawiła Ci się jako idealna kobieta, bo była spolegliwa, niekonfliktową itd. Nagle po ślubie jej odbiło.
Uważam, że nic po ślubie jej nie odbiło. Stało się coś zupełnie innego. Zaczęło się normalne życie i okazało się, że postawiono przed nią za wysoka poprzeczkę, której ona nijak nie potrafi przeskoczyć. Ona widzi, że nie ogarnia domu, kuchni, pewnie i zajmowania się dwójka małych dzieci i na dodatek sprawiła, że mąż chodzi zdołowany, niezadowolony i non stop podkurzony oraz rozczarowany, że aż zatracił swoją zdolność oraz chcec do rozwijania się na polu zawodowym.
Zobaczyła, że zaczynają się akcje z psychologami i że ona nawet w tym się nie sprawdza.
Coś jest mocno nie tak w waszej codziennej i niecodziennej komunikacji, bo być może ty jesteś w tym małżeństwie niedoścignionym mistrzem, chociaż z opuszczonymi do podłogi rękami, a ona nieudolna uczennicą, z którą zawsze są jakieś problemy.
Nie wiem czy dokonana przeze mnie analiza ma jakikolwiek sens, ale starałam się, jak umiałam.

17

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Pięknie to ulle napisała.
Dodam tylko od siebie, że dojrzały człowiek pragnie pomóc żonie, kiedy widzi że ta ma jakiś kłopot ze sobą a nie szuka romansów.
Nie masz siły do niej a do bzykania obcej baby masz? Ciekawy tok rozumowania.
Sam nie umiesz zachować się dojrzale a wymagasz tego od kobiety, która ma dzieci, dom i pracę na głowie.

18

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
imieslow napisał/a:

Pięknie to ulle napisała.
Dodam tylko od siebie, że dojrzały człowiek pragnie pomóc żonie, kiedy widzi że ta ma jakiś kłopot ze sobą a nie szuka romansów.
Nie masz siły do niej a do bzykania obcej baby masz? Ciekawy tok rozumowania.
Sam nie umiesz zachować się dojrzale a wymagasz tego od kobiety, która ma dzieci, dom i pracę na głowie.

Imieslow zastanów się co piszesz.
Po 1 autor starał się jak mógł pomóc żonie, ciągał do psychiatry, psychologa, czytał książki medyczne. A jego żona nie ma ochoty uczęszczać na żadne terapie ani brać leków. Za nią ma to robić? To jest dorosła kobieta. Nie zmusi jej.
Po 2 każdemu w końcu może się ulać a autor na bok jeszcze nie poszedł. Jak sądzę to bardziej jego taki krzyk rozpaczy.
Po 3 autor również ma dzieci, dom (z opisu wynika, że żona NICZEGO w tym domu nie robi bo jest stworzona do wyższych celów) oraz pracę na głowie.

19

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Witam.Też zgadzam się z ulle i z osobą powyżej,ale dodam coś od siebie.Przeczytałam cały Twój post i wyciągnęłam z tego dużo wniosków.Niektóre tu opiszę.Po tym co tu napisałeś widać,że są poważne problemy w Waszym związku,które pojawiły się od pierwszych chwil małżeństwa.A Ty dopiero to zauważyłeś po 5 spędzonych wspólnie latach.Żona na pewno nie była w Tobie szaleńczo zakochana po tym jak stwierdziła,że nie chce żadnego ślubu.Ale Ci to jakoś nie przeszkadzało,mimo wszystko był ślub i już.Po Twoim opisie widać,że w Waszym małżeństwie nie ma żadnej komunikacji ani żadnych ciepłych uczuć.Może Twoja żona też się wypaliła i jest zmęczona i wyczerpana psychicznie,że idzie sobie odpocząć,pospać do matki.Jeśli ma takie warunki to nie uważam tego wcale za rzecz dziwną.Tam czuje się dobrze i bezpiecznie,czego Ty niestety nie potrafisz jej dać.Ja też podczas pobytu za granicą codziennie spałam po południu od godziny 14.00-17.00.I wyszło mi to na dobre i nie uważam tego za nienormalne zachowanie.Jak ktoś na taki luksus i komfort w dzisiejszym świecie może sobie pozwolić to czemu nie?Poza tym z tego co piszesz podczas odpoczynku żony na górze to dziećmi w tym czasie zajmowała się babcia i coś z nimi robiła.Czyli dobrą opiekę miały zapewnioną.Ty też pewnie podczas tego czasu mogłeś sobie odpocząć.A odnośnie wizyty u psychologa to uważam ,że psycholog psychologowi nierówny i po paru spotkaniach nie jest w stanie stwierdzić co jest grane.Poza tym przed psychologiem można świetnie udawać kogoś kim się nie jest-znam parę takich osób.A jeśli chcesz sobie kogoś znaleźć,bo już dłużej nie dasz rady tak żyć to przecież masz takie prawo.Możesz rozejść się z żoną i poszukać sobie kogoś innego.Ale czy będzie Ci lepiej?Wątpię.Najlepiej zrobić z żony gnoja,a siebie przedstawiać jako świętą osobę.Piszesz,że żona pracuje zawodowo-to duży plus dla niej.I przy dwójce małych dzieci na pewno jest co robić.Nawet jak sobie odpocznie u mamy.A odnośnie tego telefonu w sprawie sali to przecież miała prawo iść na jakieś przyjęcie do bratanicy.Ja też jak jestem u siostry na komunii chrześniaka to nie trzymam cały czas telefonu w ręce.Mam nadzieję,że może jednak uda Wam się dojść do porozumienia.Macie dzieci.

20

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
Malineczka00 napisał/a:
imieslow napisał/a:

Pięknie to ulle napisała.
Dodam tylko od siebie, że dojrzały człowiek pragnie pomóc żonie, kiedy widzi że ta ma jakiś kłopot ze sobą a nie szuka romansów.
Nie masz siły do niej a do bzykania obcej baby masz? Ciekawy tok rozumowania.
Sam nie umiesz zachować się dojrzale a wymagasz tego od kobiety, która ma dzieci, dom i pracę na głowie.

Imieslow zastanów się co piszesz.
Po 1 autor starał się jak mógł pomóc żonie, ciągał do psychiatry, psychologa, czytał książki medyczne. A jego żona nie ma ochoty uczęszczać na żadne terapie ani brać leków. Za nią ma to robić? To jest dorosła kobieta. Nie zmusi jej.
Po 2 każdemu w końcu może się ulać a autor na bok jeszcze nie poszedł. Jak sądzę to bardziej jego taki krzyk rozpaczy.
Po 3 autor również ma dzieci, dom (z opisu wynika, że żona NICZEGO w tym domu nie robi bo jest stworzona do wyższych celów) oraz pracę na głowie.

Obstawiam, że jak żoną zainteresuje się jakiś gach to nagle jej się samopoczucie zmieni. Żaden psycholog nie pomoże jak nie ma komunikacji i zainteresowania druga osobą. A autor chyba wolałby zrobić z niej wariatkę, żeby przygruchać nową panią.

21

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
imieslow napisał/a:

Obstawiam, że jak żoną zainteresuje się jakiś gach to nagle jej się samopoczucie zmieni. Żaden psycholog nie pomoże jak nie ma komunikacji i zainteresowania druga osobą. A autor chyba wolałby zrobić z niej wariatkę, żeby przygruchać nową panią.

... świetna puenta tematu najlepiej gbyby nią zainteresował się jakiś gach, odzyskałaby radość życia, autor też znalazłby jakąś du** na boku, wróciłby do formy, a do domu wróciłoby szczęście i żaden psycholog nie byłby potrzebny... wink

22

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?
imieslow napisał/a:
Malineczka00 napisał/a:
imieslow napisał/a:

Pięknie to ulle napisała.
Dodam tylko od siebie, że dojrzały człowiek pragnie pomóc żonie, kiedy widzi że ta ma jakiś kłopot ze sobą a nie szuka romansów.
Nie masz siły do niej a do bzykania obcej baby masz? Ciekawy tok rozumowania.
Sam nie umiesz zachować się dojrzale a wymagasz tego od kobiety, która ma dzieci, dom i pracę na głowie.

Imieslow zastanów się co piszesz.
Po 1 autor starał się jak mógł pomóc żonie, ciągał do psychiatry, psychologa, czytał książki medyczne. A jego żona nie ma ochoty uczęszczać na żadne terapie ani brać leków. Za nią ma to robić? To jest dorosła kobieta. Nie zmusi jej.
Po 2 każdemu w końcu może się ulać a autor na bok jeszcze nie poszedł. Jak sądzę to bardziej jego taki krzyk rozpaczy.
Po 3 autor również ma dzieci, dom (z opisu wynika, że żona NICZEGO w tym domu nie robi bo jest stworzona do wyższych celów) oraz pracę na głowie.

Obstawiam, że jak żoną zainteresuje się jakiś gach to nagle jej się samopoczucie zmieni. Żaden psycholog nie pomoże jak nie ma komunikacji i zainteresowania druga osobą. A autor chyba wolałby zrobić z niej wariatkę, żeby przygruchać nową panią.

Zdecydowanie nie ma zainteresowania drugą osobą. Żona kompletnie nie interesuje się uczuciami i potrzebami męża. Masz rację.
Co do komunikacji również fakt. Autor nie jest wróżką żeby wiedzieć co jego żonie dolega a ona ewidentnie nie stara się mu powiedzieć.
Z tym gachem to akurat autorowi pewnie wyszłoby na dobre. Niestety obawiam się że nie ma szans, bo jej jest po prostu za dobrze tak jak jest.

23

Odp: Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Jeszcze jedno, co nasunęło mi się do glowy
Autorze, swój wątek zatytułowałeś "Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować".
Muszę przyznać, że ten tutul też sporo mówi na temat twojego nastawienia do swojego małżeństwa. To tak, jakbyś już podjął decyzję, ale jeszcze trochę się wahasz, jeszcze chwilę zaczekałbys z rozwodem, ale żeby dać odpocząć głowie od tych domowych problemów, może chciałbyś znaleźć boczną, która robiłaby za twoja terapeutke.

Zastanawiasz się nad tym czy jest sens to ratować. Jednak ja zwrócę Ci uwagę na to, że chyba nawet nie wiedziałbyś, jak miałbyś się do tego zabrać. Jak miałbyś ratować to małżeństwo? Myślę, że akurat ty jesteś ta osoba, która działa na twoja żonę, niczym plachta na byka. Co wuec miałbyś robić? Obrzucilbys żonę komplementami, kwiatami albo biżuterią? Nagle zacząłbyś ja chwalić za wszystko, jakby była dzieckiem i potrzebowała non stop pochwal? A może jeszcze bardziej przyciśniesz jej śrubę i jeszcze bardziej zaistrzysz krytykę wobec niej?
Jakie konkretnie miałbyś pomysły, których celem byłoby ratowanie twojego małżeństwa?

Nie wiem czy się że mną zgodzisz, czy nie, ale wydaje mi się, że nie tylko twoja niedojrzała żonę przerosło życie w małżeństwie, ale także i ciebie. Zanim się ożeniłeś byłeś operatywny, energiczny i prowadziłeś z powodzeniem kilka firm, ale po ślubie nagle straciłeś samego siebie, tego dawnego i to wszystko stało się przez zaledwie kilka lat. To aż tak dobijająca i toksyczna jest twoja żona, że aż do tego stopnia podcięła ci skrzydła?
A może jest inaczej? Może tak naprawdę, to ty masz dość życia rodzinnego, tej rutyny i dlatego zaświtał ci w głowie pomysł z boczniaczka?
Fakt, że twoja żona prosta w obsłudze nie jest, ale jakim cudem stało się tak, że i jej wystarczyło zaledwie kilka lat, by z fajnej, zgodnej kobiety zrobiła się istna baba jedza? Opis jej zachowania przedstawia jakąś karykaturę kobiety, a nie normalna kobietę. Jakim cudem zdecydowałeś się na to, by mieć z nią aż dwójkę dzieci?
Przecież każdy zdrowo myślący mężczyzna mający zdrowy instynkt samozachowawczy uciekałby od takiej baby w podskokach znacznie szybciej.

Nie wiem do jakiego psychologa ja zaprowadziłeś, ale ciężko jest mi uwierzyć w to, żeby profesjonalny psycholog pogonił pacjenta w taki sposób, jak zrobił to ten, do którego z nią poszedłeś. Przecież to nienormalne. Ja o takim przypadku, jak żyje, jeszcze nie słyszałam.

Jesteś w stanie przyjąć jakąś krytykę i odpowiedzieć na te pytania?

Posty [ 23 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Dziwne, chore małżeństwo. Czy jest sens to ratować?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024