Witajcie. Nie wiedziałam, w której kategorii umieścić wpis, ale myślę, że ta będzie najlepsza.
Mam 24 lata, mieszkam w małym miasteczku w UK nadal z rodzicami i kotem. Liceum skończyłam z bardzo średnimi ocenami, ogółem był to dla mnie okres w stylu "aby przecierpieć, aby zdać". Nie myślałam totalnie o przyszłości, nie wiem co miałam w głowie, nic nie robiłam, tylko wychodziłam ze znajomymi codziennie do parku i nic mnie nie obchodziło. Byłam pewna, że rok po skończeniu liceum spędzę na zarobieniu pieniądzy na "jakieś studia" w Polsce, bo nie chciałam tutaj zostać, przerażały mnie kredyty studenckie. I tak rok zamienił się w kilka lat, a ja się czuję jak totalnie nic. Codziennie od rana do nocy praca z klientem, chociaż naprawdę nie lubię ludzi. Widzenie studentów i zazdroszczenie im. Z roku na rok myśl o studiach, co raz bardziej wydaje się odległa, straszna wręcz, chociaż kiedyś sobie nie wyobrażałam skończyć bez nich. Jestem uzależniona od rodziców, chociaż wiele bólu mi przysporzyli, był alkohol, była przemoc. Kiedy pierwszy raz poruszyłam temat wyjazdu, od matki usłyszałam, że mam nie jechać, bo ona beze mnie sobie nie poradzi, od ojca, że ja SOBIE nie poradzę sama. Czy umiałabym po takim czasie wrócić do edukacji? Mam tyle lat, jestem sama, znajomi wyjechali, "kawalera" nie ma. Czuję się, jakbym się szybciej starzała, jakby coś mnie w życiu ominęło, coś bardzo ważnego. Nie wyobrażam sobie całe życie tak po prostu żyć i ciągle z rodzicami... 30 z mamą u boku to dla mnie hańba. To nie tak miało być. Nie mam ambicji ani pasji, jest kilka rzeczy, które lubię, ale nie wiem nawet, jak zacząć planować. Przezwyciężyć strach i to, że w obecnej chwili mi po prostu wygodnie, a jeśli wyjadę, to zmierzę się z wielkimi kredytami, zupkami chińskimi i panem Borysem, który być może zniszczy Wyspy swoimi wyborami, i po co to wszystko...? W Polsce już szukać niczego nie chcę, sami wiecie, jak tam jest. Wiem, że od rządu mogę liczyć na pieniądze na studia i utrzymanie się, dodatkowo podjąć pracę, a mimo wszystko dalej w głowie ta myśl, że gdzieś indziej będę kompletnie sama, że będę zadłużona i najstraszniejsza, że będę po prostu żałować. Doszło do tego, że mam problemy ze snem. Dobijam sama siebie, wiele osób mówi mi, że jestem szkodnikiem we własnym domu. Czuję się źle w swojej skórze, może byłoby inaczej, gdybym miała wsparcie psychiczne, bo fizycznego nie potrzebuję. Jakoś dam sobie radę.